
GÓRSKIE PEJZAŻE TRZETRZEWIŃSKIEJ (MAŁE CICHE)
A
A
A
Podczas tegorocznych wakacji w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manggha” w ramach wystawy „Małe ciche” można było zobaczyć prace malarskie Ireny Trzetrzewińskiej. Artystka jest związana z południową Polską, głównie z okolicami Sandomierza oraz Krakowem i w swoich obrazach odwołuje się do motywu gór – krajobrazów polskich masywów tatrzańskich oraz świata przyrody.
Miejsce ekspozycji prac Trzetrzewińskiej może w pierwszej chwili budzić zdziwienie. Warto jednak wziąć pod uwagę, że w tym samym czasie w muzeum znajdowała się inna, korespondująca z nimi wystawa – „Suiseki”, odwołująca się do pochodzącej z Chin i udoskonalonej w Japonii sztuki eksponowania kamieni, które swoim kształtem nawiązują do motywu przyrody, głownie krajobrazu, najczęściej górskiego. Motyw natury zespolił więc dwie odrębne wizje postrzegania świata flory – japońską oraz europejską.
Prace malarskie Ireny Trzetrzewińskiej zostały wyeksponowane w ciemnogranatowej przestrzeni wystawienniczej i oświetlone jedynie delikatnym światłem punktowym, wprowadzającym widza w atmosferę tajemniczości, doskonale komponującą się z architekturą muzeum. Odkryta więźba dachowa oraz zaciemnione górne okna nadają bowiem otoczeniu wymiar romantycznej koncepcji spektaklu z czasów muzealnika-rewolucjonisty Alexandra Lenoira, dla którego największe znaczenia miała gra świateł.
Obrazy artystki znajdujące się na wystawie należy podzielić na dwie grupy, zarówno pod względem technicznym, jak i tematycznym. Większość prac stanowią obrazy olejne, jednak w ostatniej części ekspozycji znajdziemy również malarskie pastele na kartonie. Ikonograficznie artystka bazuje na dwóch motywach: krajobrazach gór oraz martwych naturach.
W trakcie oglądania górskich pejzaży Trzetrzewińskiej zrazu przychodzi na myśl sylwetka Williama Turnera – XIX-wiecznego angielskiego pejzażysty, który tworzył znakomite wirujące kompozycje o uderzających efektach barwnych, ukazujące fenomenalne widowiska, w których człowiek był przeciwstawiany siłom natury. W dziełach Trzetrzewińskiej nie pojawia się człowiek, jednak wszechmoc natury jest równie dominująca jak u Turnera, koncentrując całą przestrzeń obrazu na walce koloru, faktur i wizji. Trzetrzewińska stosuje bowiem śmiałe zestawienia barw, często w nieco ekspresjonistycznych zderzeniach – zdecydowanie ciemnych, intensywnych, a tylko sporadycznie rozświetlanych intensywną bielą lub błękitem. U artystki góry mogą być czerwone, rdzawe, kobaltowe lub zielone, a światy przenikają się. Wydaje się, że wodzimy wzrokiem po górskich pasmach, jednak po chwili tracimy je z oczu, nie wiedząc, czy patrzymy już na niebo, chmury czy jeszcze na szczyty.
W kompozycjach Trzetrzewińskiej kluczowe jest miejsce widza, któremu artystka narzuca pozycję obserwatora. Odbiorca musi stać przed obrazem w konkretnej odległości. Podchodząc za blisko przedstawienia, stanie się on jedynie świadkiem taszystowskich pociągnięć pędzla, wprowadzających go w świat abstrakcji i trudnej do określenia przestrzeni. Percepcja wizji artystki jest najpełniejsza wtedy, gdy usytuujemy się kilka kroków wstecz, co ma zresztą odzwierciedlenie w realnym świecie, w którym natura jest dominantą, a mały człowiek, niemający na nią żadnego wpływu, stanowi jedynie dodatek wśród ogromu górskich pejzaży i monumentalnych zjawisk atmosferycznych.
Martwe natury artystka komponuje głównie z uznawanych za typowo polskie owoców i warzyw – jabłek, śliwek, papryk…, wprowadzając nas przy tym w nastrój swojskiej atmosfery folkloru. Ten wybór menu w połączeniu z brunatną, brudnozieloną i ciemną tonacją barwną nasuwa jednak na myśl jesień nie polską i złotą, a ponurą i deszczową, choć z delikatnymi przebłyskami słońca, które w postaci jaśniejszych refleksów wprowadza artystka do swoich prac. W kompozycjach tych widać również silne odwołania do informelu i taszystowski temperament artystki, który ujawnia się w „wirujących” owocach, zlewających się z tłem przedstawienia, a „pędzące jak szalone” papryczki przypominają nieco pełne koloru, dynamiczne „Kompozycje” Wassilya Kandinskiego. W tych niezwykłych zestawieniach, w których owoce i warzywa nie podlegają prawom grawitacji, artystka nie poddaje się idealizacji obiektów, ale chętnie sięga po kolejne stadia ich obumierania i rozkładu. Oprócz taszystowskiego temperamentu, wszystkie olejne prace Trzetrzewińskiej, przy dużej różnorodności ich formatów, charakteryzują: niezwykle gruba faktura malarska, mocne pociągnięcia pędzla, wyrazista kreska i silne impasty, uwypuklające przestrzeń dzieł.
Światy stworzone przez Trzetrzewińską są niezwykłe, tajemnicze, fantastyczne, a co najważniejsze: niedostępne dla człowieka. Przepełnione dramatyzmem, pewną dozą niepewności, degradacji i rozkładu, napełniają odbiorcę poczuciem lęku i niepewności. Jednak, mimo eliminacji sylwetki człowieka, nie można przejść obok tych prac obojętnie, a znajdując się w nieco mrocznej przestrzeni wystawienniczej, można łatwo utracić poczucie czasu. Podobnie dzieje się przecież w rzeczywistym świecie tatrzańskich masywów górskich, które nigdy nie zostaną w pełni odkryte przez człowieka.
Miejsce ekspozycji prac Trzetrzewińskiej może w pierwszej chwili budzić zdziwienie. Warto jednak wziąć pod uwagę, że w tym samym czasie w muzeum znajdowała się inna, korespondująca z nimi wystawa – „Suiseki”, odwołująca się do pochodzącej z Chin i udoskonalonej w Japonii sztuki eksponowania kamieni, które swoim kształtem nawiązują do motywu przyrody, głownie krajobrazu, najczęściej górskiego. Motyw natury zespolił więc dwie odrębne wizje postrzegania świata flory – japońską oraz europejską.
Prace malarskie Ireny Trzetrzewińskiej zostały wyeksponowane w ciemnogranatowej przestrzeni wystawienniczej i oświetlone jedynie delikatnym światłem punktowym, wprowadzającym widza w atmosferę tajemniczości, doskonale komponującą się z architekturą muzeum. Odkryta więźba dachowa oraz zaciemnione górne okna nadają bowiem otoczeniu wymiar romantycznej koncepcji spektaklu z czasów muzealnika-rewolucjonisty Alexandra Lenoira, dla którego największe znaczenia miała gra świateł.
Obrazy artystki znajdujące się na wystawie należy podzielić na dwie grupy, zarówno pod względem technicznym, jak i tematycznym. Większość prac stanowią obrazy olejne, jednak w ostatniej części ekspozycji znajdziemy również malarskie pastele na kartonie. Ikonograficznie artystka bazuje na dwóch motywach: krajobrazach gór oraz martwych naturach.
W trakcie oglądania górskich pejzaży Trzetrzewińskiej zrazu przychodzi na myśl sylwetka Williama Turnera – XIX-wiecznego angielskiego pejzażysty, który tworzył znakomite wirujące kompozycje o uderzających efektach barwnych, ukazujące fenomenalne widowiska, w których człowiek był przeciwstawiany siłom natury. W dziełach Trzetrzewińskiej nie pojawia się człowiek, jednak wszechmoc natury jest równie dominująca jak u Turnera, koncentrując całą przestrzeń obrazu na walce koloru, faktur i wizji. Trzetrzewińska stosuje bowiem śmiałe zestawienia barw, często w nieco ekspresjonistycznych zderzeniach – zdecydowanie ciemnych, intensywnych, a tylko sporadycznie rozświetlanych intensywną bielą lub błękitem. U artystki góry mogą być czerwone, rdzawe, kobaltowe lub zielone, a światy przenikają się. Wydaje się, że wodzimy wzrokiem po górskich pasmach, jednak po chwili tracimy je z oczu, nie wiedząc, czy patrzymy już na niebo, chmury czy jeszcze na szczyty.
W kompozycjach Trzetrzewińskiej kluczowe jest miejsce widza, któremu artystka narzuca pozycję obserwatora. Odbiorca musi stać przed obrazem w konkretnej odległości. Podchodząc za blisko przedstawienia, stanie się on jedynie świadkiem taszystowskich pociągnięć pędzla, wprowadzających go w świat abstrakcji i trudnej do określenia przestrzeni. Percepcja wizji artystki jest najpełniejsza wtedy, gdy usytuujemy się kilka kroków wstecz, co ma zresztą odzwierciedlenie w realnym świecie, w którym natura jest dominantą, a mały człowiek, niemający na nią żadnego wpływu, stanowi jedynie dodatek wśród ogromu górskich pejzaży i monumentalnych zjawisk atmosferycznych.
Martwe natury artystka komponuje głównie z uznawanych za typowo polskie owoców i warzyw – jabłek, śliwek, papryk…, wprowadzając nas przy tym w nastrój swojskiej atmosfery folkloru. Ten wybór menu w połączeniu z brunatną, brudnozieloną i ciemną tonacją barwną nasuwa jednak na myśl jesień nie polską i złotą, a ponurą i deszczową, choć z delikatnymi przebłyskami słońca, które w postaci jaśniejszych refleksów wprowadza artystka do swoich prac. W kompozycjach tych widać również silne odwołania do informelu i taszystowski temperament artystki, który ujawnia się w „wirujących” owocach, zlewających się z tłem przedstawienia, a „pędzące jak szalone” papryczki przypominają nieco pełne koloru, dynamiczne „Kompozycje” Wassilya Kandinskiego. W tych niezwykłych zestawieniach, w których owoce i warzywa nie podlegają prawom grawitacji, artystka nie poddaje się idealizacji obiektów, ale chętnie sięga po kolejne stadia ich obumierania i rozkładu. Oprócz taszystowskiego temperamentu, wszystkie olejne prace Trzetrzewińskiej, przy dużej różnorodności ich formatów, charakteryzują: niezwykle gruba faktura malarska, mocne pociągnięcia pędzla, wyrazista kreska i silne impasty, uwypuklające przestrzeń dzieł.
Światy stworzone przez Trzetrzewińską są niezwykłe, tajemnicze, fantastyczne, a co najważniejsze: niedostępne dla człowieka. Przepełnione dramatyzmem, pewną dozą niepewności, degradacji i rozkładu, napełniają odbiorcę poczuciem lęku i niepewności. Jednak, mimo eliminacji sylwetki człowieka, nie można przejść obok tych prac obojętnie, a znajdując się w nieco mrocznej przestrzeni wystawienniczej, można łatwo utracić poczucie czasu. Podobnie dzieje się przecież w rzeczywistym świecie tatrzańskich masywów górskich, które nigdy nie zostaną w pełni odkryte przez człowieka.
„Małe ciche. Irena Trzetrzewińska. Malarstwo”. Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, Kraków, 09.07.-04.09.2016.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |