KOLEKCJA KOSZMARÓW PANA ITO (KRYJÓWKA DEZERTERA)
A
A
A
Wydawnictwo J.P. Fantastica nie ustaje w dostarczaniu polskim czytelnikom kolejnych tomów sygnowanych nazwiskiem Junjiego Ito. Owej konsekwentnie realizowanej inicjatywie wypada przyklasnąć, bo każdorazowe spotkanie z dziełami japońskiego dentysty-mangaki to doskonała okazja, by najeść się strachu za wszystkie czasy. Czy zbiór „Kryjówka dezertera” spełnił pokładane w nim nadzieje?
Otwierająca recenzowaną kolekcję nowela „Bio House” ciekawie i z właściwym autorowi przymrużeniem oka (oraz sążnistą dawką czarnego humoru) wygrywa fabularny patent piękności w opałach. Tę rolę twórca „Spirali” przydziela Kubocie, atrakcyjnej sekretarce, która zostaje zaproszona na kolację przez swojego pracodawcę, szefa firmy inwestującej w biotechnologię. Lubująca się w spożywaniu tak zwanych paskudztw (wszelkiej maści owadów i skorupiaków) bohaterka nie podejrzewa jednak, że ekskluzywna willa skrywa wiele mrocznych sekretów, podobnie jak jej właściciel.
Wykorzystująca bliskie plany – z powodzeniem zagęszczające klimat osaczenia – oraz rysowana w mocno oszczędny sposób (w stosunku do innych historii zebranych w tomie) graficzna opowieść Ito skutecznie rozbudza czytelniczy apetyt, dzięki któremu odbiorca od razu wpada na trop „Złodziejki twarzy”. Tytułowa istota mocno daje się we znaki Yumi Machidzie – nowej uczennicy o nad wyraz dominującej osobowości. Kameralna opowiastka, w ramach której autor „Gyo: Odoru śmierci” udatnie miesza pierwiastek grozy z tragikomizmem, całkiem przyzwoicie sprawdza się jako przejmująca historia o desperackiej potrzebie bycia zaakceptowanym przez innych, przejawiającej się w gotowości do zatraty własnego „ja”. Równocześnie mangaka gani ludzką hipokryzję oraz godną ubolewania skłonność do aktów (często) bezinteresownego okrucieństwa względem bliźnich.
Z kolei wizyta w „Pokoju wszechogarniającego snu” potwierdza klasę Junjiego Ito w tworzeniu fantasmagorycznych fabuł, których warstwa wizualna może spowodować żołądkowe turbulencje. Epizod przedstawiający przypadek Yuujiego – pisarza za wszelką cenę starającego się uniknąć wizyty w sennej krainie ułudy – zdecydowanie wart jest uwagi ze względu na klasycznie budowaną dramaturgię, nastrój oraz sugestywnie zilustrowane sceny grozy, akcentujące motyw cielesnych metamorfoz. Za to „Diabelska teoria” powinna przypaść do gustu czytelnikom ceniącym zwięzłe, przewrotne, podszyte niedopowiedzeniem dreszczowce, szczególnie takie, które wywracają dotychczasowy pogląd na życie… i śmierć (oczywiście, patrząc z perspektywy bohaterów tej opowieści).
O ile w przywołanym przed chwilą epizodzie twórca „Black Paradox” straszy za pomocą siły sugestii – co znajduje odzwierciedlenie w kompozycji kadrów tej komiksowej historii – o tyle w opatrzonych wymownym tytułem „Długich włosach na strychu” Junji Ito sięga po iście surrealistyczny motyw, który doskonale sprawdza się jako nośnik nadnaturalnej (z)grozy. Punktem wyjścia tej ponurej, świetnie wykorzystującej światłocieniowe kontrasty opowieści jest uczuciowy dramat – zawód miłosny pięknej Chiemi porzuconej przez cynicznego bawidamka Hiratsukę – który strona po stronie ewoluuje w (nomen omen) jeżący włosy na głowie horror. Na marginesie dodam, iż groteskowość pewnych kadrów (sic!) prawie przebija turpistyczne efekty specjalne rodem z filmu „Coś” (1982) Johna Carpentera.
Chwilą odpoczynku od ulubionej poetyki Junjiego Ito jest „Miłość według scenariusza” – osobliwa love story wykorzystująca nielinearny tryb narracji, snutej przez niecnie oszukaną przez ukochanego Kaori. Przekonująco oddane relacje bohaterów i zacny finał stanowią najjaśniejsze punkty tej nowelki utrzymanej w konwencji thrillera.
Śpieszę wyjaśnić, iż „Miecz Reanimatora” nie ma nic wspólnego z osobą Herberta Westa – wprowadzonego do panteonu popkultury protagonistą opowiadania H.P. Lovecrafta – co nie zmienia faktu, że fabuła Ito to zgrabnie skomponowana, a w dodatku dynamiczna (vide: sceny pojedynków) ghost story, w której niebagatelną rolę odgrywa tytułowy artefakt, nie mówiąc już o jego nawiedzonym właścicielu. Bezkompromisową krytykę systemu wychowawczego opartego na skostniałych, patriarchalnych wzorcach autor „Tomie” przedstawia w mandze „Ojcowskie uczucia”, gdzie wątek nadprzyrodzony (skądinąd bardzo złowieszczy) idealnie dopełnia bezbłędnie rozegrany dramat rodzinny.
Na uwagę z pewnością zasługuje także „Przytłaczający labirynt”, obrazujący perypetie Noriko i Sayako, które podczas górskiej wycieczki trafiają do odseparowanej od reszty świata Szkoły Unikania Wątpliwości. W tej opowieści Junji Ito przekonująco ukazał problem osoby wpadającej w piekło wyimaginowanych (a przynajmniej mocno wyolbrzymionych) kompleksów, które na podatnym gruncie – takim jak tytułowa lokacja – mogą zupełnie wymknąć się spod kontroli. Nienaganna kreska, znacząca rola detalu oraz sumiennie uchwycone relacje przestrzenne: mówiąc krótko, bardzo dobry dreszczowiec z ironiczną puentą.
Udając się do „Wioski syren”, czytelnik nie ma co liczyć na spotkanie z morskimi istotami, zetknie się bowiem z pradawnym złem budzącym się na japońskiej prowincji, gdzie nad sielskim krajobrazem góruje fabryczny moloch, będący kluczowym elementem dokonującego się pandemonium. Ten wciągający epizod igra z konwencją okultystycznego horroru, w którym twórca „Miłosnych cierpień umarłych” czyni zadość (choć w sposób kontrolowany) swojej fascynacji cielesnymi transformacjami. Natomiast w „Dręczycielce” oraz zamykającej zbiór „Kryjówce dezertera” Junji Ito przypomina, że błędy przeszłości nigdy nie pozwolą o sobie zapomnieć, a piekło to inni – choć także im zdarza się utracić kontrolę nad wprowadzanymi w czyn niecnymi planami. Pierwsza z przywołanych historii (względnie) trzyma się ram psychologicznego thrillera z naprawdę nieźle uchwyconym studium ludzkich charakterów, druga natomiast stopniowo, lecz nieubłaganie zmierza w stronę gatunku, w którym autor „Reminy: Gwiazdy piekieł” czuje się jak przysłowiowa ryba w wodzie. Dodam także, że ostatni kadr opowieści patronującej recenzowanemu zbiorowi może zapewnić wam kilka bezsennych nocy.
Miłośnicy dorobku tego ze wszech miar intrygującego mangaki niech w ciemno kupują „Kryjówkę dezertera”, bo znajdą w niej wszystko to, a nawet więcej, do czego zdążył ich przyzwyczaić twórca „Souichiego i jego głupich klątw”: pieczołowitą kreskę, dbałość o kompozycję planów, wciągającą narrację, unikalny nastrój oraz… nader często niedorzeczne patenty fabularne, które jednak – co podkreślam z całą mocą – w komiksowym uniwersum Junjiego Ito zyskują zatrważającą siłę przekonywania. Polecam!
Otwierająca recenzowaną kolekcję nowela „Bio House” ciekawie i z właściwym autorowi przymrużeniem oka (oraz sążnistą dawką czarnego humoru) wygrywa fabularny patent piękności w opałach. Tę rolę twórca „Spirali” przydziela Kubocie, atrakcyjnej sekretarce, która zostaje zaproszona na kolację przez swojego pracodawcę, szefa firmy inwestującej w biotechnologię. Lubująca się w spożywaniu tak zwanych paskudztw (wszelkiej maści owadów i skorupiaków) bohaterka nie podejrzewa jednak, że ekskluzywna willa skrywa wiele mrocznych sekretów, podobnie jak jej właściciel.
Wykorzystująca bliskie plany – z powodzeniem zagęszczające klimat osaczenia – oraz rysowana w mocno oszczędny sposób (w stosunku do innych historii zebranych w tomie) graficzna opowieść Ito skutecznie rozbudza czytelniczy apetyt, dzięki któremu odbiorca od razu wpada na trop „Złodziejki twarzy”. Tytułowa istota mocno daje się we znaki Yumi Machidzie – nowej uczennicy o nad wyraz dominującej osobowości. Kameralna opowiastka, w ramach której autor „Gyo: Odoru śmierci” udatnie miesza pierwiastek grozy z tragikomizmem, całkiem przyzwoicie sprawdza się jako przejmująca historia o desperackiej potrzebie bycia zaakceptowanym przez innych, przejawiającej się w gotowości do zatraty własnego „ja”. Równocześnie mangaka gani ludzką hipokryzję oraz godną ubolewania skłonność do aktów (często) bezinteresownego okrucieństwa względem bliźnich.
Z kolei wizyta w „Pokoju wszechogarniającego snu” potwierdza klasę Junjiego Ito w tworzeniu fantasmagorycznych fabuł, których warstwa wizualna może spowodować żołądkowe turbulencje. Epizod przedstawiający przypadek Yuujiego – pisarza za wszelką cenę starającego się uniknąć wizyty w sennej krainie ułudy – zdecydowanie wart jest uwagi ze względu na klasycznie budowaną dramaturgię, nastrój oraz sugestywnie zilustrowane sceny grozy, akcentujące motyw cielesnych metamorfoz. Za to „Diabelska teoria” powinna przypaść do gustu czytelnikom ceniącym zwięzłe, przewrotne, podszyte niedopowiedzeniem dreszczowce, szczególnie takie, które wywracają dotychczasowy pogląd na życie… i śmierć (oczywiście, patrząc z perspektywy bohaterów tej opowieści).
O ile w przywołanym przed chwilą epizodzie twórca „Black Paradox” straszy za pomocą siły sugestii – co znajduje odzwierciedlenie w kompozycji kadrów tej komiksowej historii – o tyle w opatrzonych wymownym tytułem „Długich włosach na strychu” Junji Ito sięga po iście surrealistyczny motyw, który doskonale sprawdza się jako nośnik nadnaturalnej (z)grozy. Punktem wyjścia tej ponurej, świetnie wykorzystującej światłocieniowe kontrasty opowieści jest uczuciowy dramat – zawód miłosny pięknej Chiemi porzuconej przez cynicznego bawidamka Hiratsukę – który strona po stronie ewoluuje w (nomen omen) jeżący włosy na głowie horror. Na marginesie dodam, iż groteskowość pewnych kadrów (sic!) prawie przebija turpistyczne efekty specjalne rodem z filmu „Coś” (1982) Johna Carpentera.
Chwilą odpoczynku od ulubionej poetyki Junjiego Ito jest „Miłość według scenariusza” – osobliwa love story wykorzystująca nielinearny tryb narracji, snutej przez niecnie oszukaną przez ukochanego Kaori. Przekonująco oddane relacje bohaterów i zacny finał stanowią najjaśniejsze punkty tej nowelki utrzymanej w konwencji thrillera.
Śpieszę wyjaśnić, iż „Miecz Reanimatora” nie ma nic wspólnego z osobą Herberta Westa – wprowadzonego do panteonu popkultury protagonistą opowiadania H.P. Lovecrafta – co nie zmienia faktu, że fabuła Ito to zgrabnie skomponowana, a w dodatku dynamiczna (vide: sceny pojedynków) ghost story, w której niebagatelną rolę odgrywa tytułowy artefakt, nie mówiąc już o jego nawiedzonym właścicielu. Bezkompromisową krytykę systemu wychowawczego opartego na skostniałych, patriarchalnych wzorcach autor „Tomie” przedstawia w mandze „Ojcowskie uczucia”, gdzie wątek nadprzyrodzony (skądinąd bardzo złowieszczy) idealnie dopełnia bezbłędnie rozegrany dramat rodzinny.
Na uwagę z pewnością zasługuje także „Przytłaczający labirynt”, obrazujący perypetie Noriko i Sayako, które podczas górskiej wycieczki trafiają do odseparowanej od reszty świata Szkoły Unikania Wątpliwości. W tej opowieści Junji Ito przekonująco ukazał problem osoby wpadającej w piekło wyimaginowanych (a przynajmniej mocno wyolbrzymionych) kompleksów, które na podatnym gruncie – takim jak tytułowa lokacja – mogą zupełnie wymknąć się spod kontroli. Nienaganna kreska, znacząca rola detalu oraz sumiennie uchwycone relacje przestrzenne: mówiąc krótko, bardzo dobry dreszczowiec z ironiczną puentą.
Udając się do „Wioski syren”, czytelnik nie ma co liczyć na spotkanie z morskimi istotami, zetknie się bowiem z pradawnym złem budzącym się na japońskiej prowincji, gdzie nad sielskim krajobrazem góruje fabryczny moloch, będący kluczowym elementem dokonującego się pandemonium. Ten wciągający epizod igra z konwencją okultystycznego horroru, w którym twórca „Miłosnych cierpień umarłych” czyni zadość (choć w sposób kontrolowany) swojej fascynacji cielesnymi transformacjami. Natomiast w „Dręczycielce” oraz zamykającej zbiór „Kryjówce dezertera” Junji Ito przypomina, że błędy przeszłości nigdy nie pozwolą o sobie zapomnieć, a piekło to inni – choć także im zdarza się utracić kontrolę nad wprowadzanymi w czyn niecnymi planami. Pierwsza z przywołanych historii (względnie) trzyma się ram psychologicznego thrillera z naprawdę nieźle uchwyconym studium ludzkich charakterów, druga natomiast stopniowo, lecz nieubłaganie zmierza w stronę gatunku, w którym autor „Reminy: Gwiazdy piekieł” czuje się jak przysłowiowa ryba w wodzie. Dodam także, że ostatni kadr opowieści patronującej recenzowanemu zbiorowi może zapewnić wam kilka bezsennych nocy.
Miłośnicy dorobku tego ze wszech miar intrygującego mangaki niech w ciemno kupują „Kryjówkę dezertera”, bo znajdą w niej wszystko to, a nawet więcej, do czego zdążył ich przyzwyczaić twórca „Souichiego i jego głupich klątw”: pieczołowitą kreskę, dbałość o kompozycję planów, wciągającą narrację, unikalny nastrój oraz… nader często niedorzeczne patenty fabularne, które jednak – co podkreślam z całą mocą – w komiksowym uniwersum Junjiego Ito zyskują zatrważającą siłę przekonywania. Polecam!
Junji Ito: „Kryjówka dezertera” („Dassouhei no iru ie”). Tłumaczenie: Ula Knap / Laboratorium Językowe KOTOKEN. Wydawnictwo J.P. Fantastica. Mierzyn 2016.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |