ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 listopada 22 (310) / 2016

Radosław Pisula,

NIEZBYT PIĘKNA I NAZBYT BESTIA (RANX)

A A A
Przygody Ranxa, znanego także jako RanXerox (a na początku Rank Xerox), to bez dwóch zdań legendarne dzieła cyberpunkowe, które z wielką siłą wyciskają esencję tak z części „cyber”, jak i „punk”. W latach 90. saga przemknęła przez nasz rynek – w wydaniu dosyć chałupniczym – jako jedna z opowiastek o elektronicznym olbrzymie, ale dopiero teraz (dzięki soczystemu wydaniu Kultury Gniewu) polski czytelnik może wniknąć w jeden z najbardziej zdegenerowanych fikcyjnych światów, jakie kiedykolwiek wykreowano w jakimkolwiek medium.

Punkt wyjściowy opowieści (na którą składają się trzy dłuższe albumy i krótsze segmenty oryginalnie opublikowane w latach 1978-1993) na pierwszy rzut oka wydaje się prosty: mamy wielkiego androida zrobionego z części kserokopiarki, który pewnego razu zbyt mocno dostał w mechaniczny łeb, przez co stał się całkowicie podległy swojej właścicielce, nastoletniej Lubnie, która niby go kocha, ale głównie traktuje jak seksualną zabawkę, ochroniarza oraz łowcę narkotyków. Oto pomieszanie mitu Frankensteina z opowieścią o Pięknej i Bestii. Jednak kolejne historie z tymi bohaterami nie są już tak konwencjonalne, a główną siłą serii jest jej zupełna bezkompromisowość oraz przedstawiona z chirurgiczną dokładnością degeneracja futurystycznego społeczeństwa.

Zresztą już wprowadzenie Ranxa na kartach pierwszej opowieści (jeszcze fanzinowej, czarno-białej, wyraźnie niechlujnej, ale pełnej anarchistycznej energii) ustawia klimat całości: bohater przechadza się po zdewastowanym Rzymie przyszłości, morduje ludzi, a na dokładkę rozkwasza twarz dziecka. Takie zachowanie będzie przejawiał również w następnych, już bardziej zwartych historiach, które finalnie okażą się spójną narracją, gdzie nawet najbardziej absurdalne wydarzenia staną się ważną częścią większej układanki (niestety, za finalną część sagi nie odpowiada już twórca postaci, Stefano Tamburini, który w 1986 roku przedawkował kokainę).

„Ranx” nie jest zbiorem przypadkowych opowiastek chwalących przemoc, a całkiem składną historią mocno pogmatwanej miłości – wokół dwójki głównych bohaterów kwitnie (albo raczej obumiera) świat złożony z powracających osób, na które mają wpływ wcześniejsze wydarzenia. Na pewno siłą wizji Tamburiniego jest to, że żadnej z postaci nie da się polubić, choć czytelnicza przewrotność każe z fascynacją śledzić ich poczynania. Lubna to przecież dziecko, które już jest uzależnione od narkotyków, seksu i wykorzystywania wszystkiego oraz wszystkich, natomiast Ranx (z powodu źle ustawionego chipu) jest maszyną zniszczenia, zupełnie nieprzejmującą się konsekwencjami swoich czynów.

A jednak trudno oderwać się od lektury. Czy dzieje się tak z powodu głęboko ukrytych w podświadomości naturalnych popędów? Czy Ranx i Lubna są po prostu ludźmi pozbawionymi kulturowych hamulców, nie przejmujący się normami obyczajowymi? Byłaby to straszna wizja, ale na pewno niesamowicie angażująca. Świat stworzony w lwiej części przez Tamburiniego i rysownika Tanino Liberatore stanowi cybernetyczne piekło, gdzie tryskająca krew, seksualne dewiacje i urwane ręce są codziennością. Jednak sporo w tym czarnego humoru, naprawdę wybitnej satyry na konsumpcjonizm oraz Stany Zjednoczone (w niczym nie ustępującej akrobacjom Brytyjczyków tworzących przygody Sędziego Dredda) oraz ciekawej fabuły, świetnie domkniętej przez Alaina Chabata.

Do bezkompromisowego i szalonego scenariusza Tamburiniego kapitalnie dopasował się Liberatore, kreując w pełni antyestetyczny świat. Wszyscy są tu brzydcy, zdeformowani i odpychający, a sceny przemocy czy seksu (wychodzące poza granice jakiejkolwiek cenzury, bo cielesne rozbuchanie Lubny oraz jej koleżanek do dzisiaj poraża i przeraża) idealnie pasują do akcji z wyczuciem gnającej na złamanie karku. Jest to jednak brzydota wykalkulowana, wpisana w uwarunkowania świata, robiąca spore wrażenie – co jeszcze bardziej podkreślają wypłowiałe kolory. A żeby zobaczyć prawdziwy talent rysownika, wystarczy spojrzeć na szkice rozpoczynające każdą z części: dokładne, całostronicowe i pozbawione kolorystycznego fatalizmu.

Ostatecznie dostajemy zbiór kultowych dla cyberpunku opowiastek o jednym z największych bękartów komiksu. Na początku wydają się one chaotyczne, szybko jednak zamieniają się w hipnotyzującą opowieść o skrajnym zepsuciu świata przyszłości, fatalnym uczuciu łączącym nieletnią z cybernetycznym brutalem, przemocy, seksie, narkotykach i brudnej polityce. To zdecydowanie nie jest komiks dla wszystkich, a naklejka „Tylko dla dorosłych” na okładce powinna stanowić zasieki przed oczami małoletnich czytelników. Jeśli jednak jesteś już w odpowiednim wieku i nie brzydzi cię wizja skrajnego futurystycznego zezwierzęcenia, to warto przypomnieć sobie Ranxa, który powinien zostać słownikową definicją „niezachwianej autorskiej wizji”. Brud, smród i pokiereszowane facjaty zbirów rzadko kiedy są tak fascynujące.
Stefano Tamburini, Alain Chabat, Jean-Luc Fromental, Tanino Liberatore: „Ranx”. Tłumaczenie: Małgorzata Jańczak. Wydawnictwo Kultura Gniewu. Warszawa 2016.