BŁĄDZĄCE MYŚLENIE (CEZARY WODZIŃSKI: 'METAFIZYKA I METAPOLITYKA')
A
A
A
Filozofia, jako że jej przeznaczeniem jest błądzenie, często, szczególnie w XX wieku, odwiedzała Syrakuzy. Problematyka uwikłania myślenia w politykę, wieloznaczna, wieloimienna i zniuansowana, rzadko kiedy daje się sprowadzić do paradoksalnej wymiany pomiędzy przygodnością historii a deklaratywną czystością teorii. Dzieje myślenia to nade wszystko ciąg kłopotliwych aliansów, niewyznanych sojuszy. Przypadek Heideggera wydaje się emblematyczny. Jeśli uznamy, że filozofia skazana jest na błądzenie, to nikt nie błądził w tak spektakularny sposób i dla nikogo błądzenie nie stało się w tak dojmujący sposób własnym ruchem myśli.
W cyklu wykładów „Co zwie się myśleniem” Heidegger problematyzował samą istotę myślenia: „Myślenie myśli, kiedy odpowiada temu, co najbardziej poważne. Najbardziej poważne w naszym niepewnym czasie jest to, że jeszcze nie myślimy” (Heidegger 2000: 20). Późna myśl Heideggera skupia się na licznych diagnozach i opisach „niepewnego czasu”. Zwykle zbiorczą nazwą powodów niepewności i wykorzenienia, imieniem czasu, który wypadł z kolein, jest kres metafizyki rozumiany jako epoka absolutnej supremacji bytu, który przedkłada się jako jedyny wymiar, era techniki rozumianej jako machinacja, era spełnionego nihilizmu. W takim czasie, który zapomniał o Byciu, który utracił pamięć własnych źródeł, powołanie myślenia zdaje się niejasne. Nie myślimy, jeśli zadaniem myślenia jest odpowiadanie na głos Bycia. Powołaniem myśli, jej wewnętrzną teleologią zadaje się być, mocą trudnego do wyrażenia paradoksu, odpowiedź na „bezmyślność” czy „niemyślność” czasu. Poważna odpowiedź myśli na własną niemożliwość, na niemotę epoki zaprzątniętej jałową krzątaniną, próżnym, głuchym na to, co istotne, zgiełkiem. Jest w tej frazie mieszanina kasandrycznej rozpaczy i osobliwego rozmachu, zupełnie jakbyśmy byli zmuszeni do przewartościowania nie tylko roli i charakteru teorii, ale samego ruchu, mocą którego myśl uzgadnia się sama ze sobą, stając się czymś więcej niż teorią, bo pewnym egzystencjalnym gestem. „Niepomyślny” czas stawia tamę próbom wsłuchania się w jego głos. Historia sama się narzuca, poprzez swoją zwodniczą niewidzialność (staje się przezroczysta w swojej ciężkości i niesłyszalna w swoim jazgocie) i nie-problematyczność. Nie myślimy, bowiem nie ma nic „do pomyślenia”, nic do wyrażenia, wszystko jest zwodniczo jasne, a co za tym idzie – pozbawione punktów zaczepienia. Nie myślimy, bowiem cechą wyróżniającą „czas marny” jest to, iż się myśleniu nie przedkłada.
Ostatnia książka Cezarego Wodzińskiego „Metafizyka i metapolityka” to zwieńczenie w podwójnym sensie. Po pierwsze podsumowuje wieloletnie zmagania autora z myślą Heideggera, po drugie stanowi rekapitulację rozważań badacza nad fenomenem bezradności myślenia wobec historii. Strategię, jaką przyjmował Wodziński w tych pracach, daje się określić jako daleką bliskość. Autorowi „św. Idioty” dalekie były pełne prokuratorskiego niemal zacietrzewienia głosy tych, którzy chcieli całą spuściznę Heideggera oglądać z punktu widzenia jego nazistowskiego epizodu i późniejszych, nader pokrętnych tłumaczeń. Bliższe było mu postrzeganie politycznej ślepoty filozofa i feralnego epizodu rektorskiego przez pryzmat wewnętrznych sprzeczności samej myśli, która – niepewna siebie albo samej siebie nie znająca – ulega iluzjom inkarnacji, zwodniczym obietnicom zarządzania przez myślenie bycia sferą bytu i jego „machinacji”. Dla Wodzińskiego Heidegger ulega temu, co sam piętnuje, a pełen masek i wybiegów tok tłumaczeń i samokrytyki rozpętany po wojnie tylko wzmacnia poczucie zbłądzenia. Myśl, która nie myśli siebie w czasie marnym, która odmawia wzięcia pod uwagę własnej słabości.
Wodziński niejako próbuje odpowiedzieć na pytanie, zadane przez Philippe’a Lacoue-Labarthe’a w tekście „Transcendencja skończona w polityce”: „(…) na jakich podstawach filozoficznych oparte było nazistowskie zaangażowanie Heideggera z 1933 roku? Co takiego w myśli Heideggera umożliwiło, czy też raczej: nie przeszkodziło temu zaangażowaniu politycznemu? (pierwsze pytanie o charakterze ogólnym, które się niepostrzeżenie nasuwa: pod jakim warunkiem polityczność (…) może pociągać za sobą filozoficzność? Do jakiego momentu władza polityczności jest większa niż władza filozoficzności?)” (Lacoue-Labarthe 2014: 256). Wodziński odpowiada na pytania francuskiego filozofa, akcentując problem etyki, pozornie nieobecny w myśleniu Heideggera, który to brak wydaje się determinować słabość myślenia bycia i jego podatność na polityczny zew: „Kiedy pisałem przed laty rozprawę »Heidegger i problem zła«, nabierałem coraz silniejszego przekonania, że »zło« – nazywane tam »epifanicznym« – nie mogło zostać sproblematyzowane w ramach Heideggerowskiego myślenia. Z powodów zasadniczych. Efekt sporu prezentował się dwuznacznie: z jednej strony Heidegger wskazał całkowitą nieskuteczność myślenia zła w paradygmacie różnicy aksjologicznej i definitywnie zamknął drogę problematyzowania zła w kategoriach różnicy między dobrem a złem. (…) Myślenie bycia nie zdołało przekroczyć progu »milczenia zła«” (Wodziński 2010: 176). Przezwyciężając metafizykę, niemiecki myśliciel zamknął sobie drogę do myślenia etyki albo zadawania pytań w przestrzeni otwieranej przez aksjologię. Ta ślepota myślenia na to, co etyczne, na „epifaniczną” obecność dramatu zła w historii odpowiada po części na pytanie o ów wewnętrzny brak, który umożliwił Heideggerowi nazistowskie zaangażowanie. Od czasu monografii „Heidegger i problem zła” Wodziński konsekwentnie pyta o zagadkowy fenomen „niepomyślności” różnicy między dobrem i złem w horyzoncie otwieranym przez ontologię fundamentalną. Praca „Światłocienie zła” rozszerzała tę diagnozę na większy obszar myśli XX-wiecznej, badając dysproporcję pomiędzy „objawieniową” czy „przedrozumową” obecnością fenomenu zła w historii a ograniczonymi zasobami filozoficznych słowników, niemających instrumentów do jej nazwania i wyrażenia. W książce „Kairos” Wodziński wracał do Heideggera, skupiając się na słynnym „milczeniu” filozofa w Todtnaubergu podczas spotkania z Paulem Celanem, rysując osobliwą „fenomenologię ciszy” albo „epifanię niepowiedzianego”, jaka dzieliła/łączyła dwa, diametralnie różne, dyskursywne i poetyckie, doświadczenia języka i dziejów. Za każdym razem Wodziński skupia się na tym, co wysadza filozofię z siodła, odsłaniając niejako jej rusztowanie.
Podtytuł „Metafizyki i metapolityki” brzmi: „»Czarne zeszyty« Heideggera”. Czym są „Czarne zeszyty”? To trzydzieści cztery zapisywane przez filozofa od 1930 do 1970 roku notesy (z których opublikowano jedynie zapiski obejmujące lata 1931-1948; pozostałe czekają jeszcze na wydanie). Są kroniką gwałtownych przemian w myśleniu, obrazują krętą drogę, jaka znaczyła czas sprawowania przez Heideggera urzędu rektora Uniwersytetu w Fryburgu w latach 1933/34 i późniejsze zmagania filozofa z historią i własnym dyskursem. Dzięki lekturze tych dzienników, notatników, zapisków (czy jakiej klasyfikacji genologicznej zechcemy tu użyć) możemy zajrzeć nie tylko do „warsztatu myśli”, w którym wykluwały się nie tylko najbardziej zagadkowe wolty powojennych testów Heideggera, z „Przyczynkami do filozofii” na czele. Możemy śledzić także drogę fascynacji narodowym socjalizmem, gwałtownego opętania przez rewolucyjny patos, które tłumaczy rektorskie wystąpienia filozofa, ich przeładowanie obcą, agitacyjną retoryką. „Czarne zeszyty” są również dokumentacją prób wytłumaczenia się przed samym sobą z politycznej ślepoty i umiejscowienia jej w szerszym horyzoncie. Wreszcie oznaczają definitywne rozstanie z mocno naznaczonym przez fenomenologię językiem „Bycia i czasu” i próbą bardziej radykalnego zerwania z metafizyką, odsłonięcia „innego” filozofii i przygotowania nowych słów na przyjęcie go w obręb myślenia.
Publikacja „Czarnych zeszytów” stała się pretekstem do medialnej wrzawy. Wskazywano na przebijający z tych notatek antysemityzm filozofa, na odurzenie frazeologią narodowosocjalistyczną. Klimat i aura skandalu były odwrotnie proporcjonalne do wagi świadectwa. Okazuje się bowiem, że ujawnione notatki nie wnoszą zasadniczo nic nowego do „sprawy Heideggera”, w której to głos zabrały najtęższe filozoficzne umysły epoki. Wodziński wyraźnie dystansuje się od oskarżycielskiego tonu i klimatu nagonki, proponując zamiast tego przewartościowanie myśli Heideggera z perspektywy odsłaniającej się w wyniku lektury „Czarnych zeszytów”. Co nowego wnoszą ujawnione zapiski do recepcji dzieła autora „Dróg lasu”? Klucza Wodziński upatruje w jednej zagadkowej frazie pojawiającej się w tych notatkach, która zainspirowała tytuł całej książki: „Tym bowiem, co zasługuje na miano zasadniczo nowego w myśleniu Heideggera, próbowanym w »Czarnych zeszytach«, jest zarys projektu filozofii polityki. W tak kompleksowym, choć dalekim od systematyczności, i gruntownym ujęciu nie znajdziemy go ani wcześniej, ani później. Za właściwy tytuł »Czarnych zeszytów« można by uznać frazę, którą wyróżnia Heidegger w »rozważaniach« z »okresu rektoratu«: Metaphysik alas Meta-polityk” (s. 11).
Cóż znaczy ta zagadkowa fraza: „metafizyka jako metapolityka”? Można ją odczytać z jednej strony, przez pryzmat „zaangażowania” Heideggera, jako stygmat nacjonalistycznego zaczadzenia, z drugiej jako zbiorową nazwę swoistej filozofii polityki, jaką daje się z tych notatek zrekonstruować. Metapolityka nie jest ugruntowaniem polityki ani propozycją nowej wykładni polityki, ale panoramicznym spojrzeniem na epokę spełnionego nihilizmu, której znakami są ucieczka Bogów, utrata sensu i wyniszczenie ziemi: „Z pespektywy metapolitycznej wszystkie te zjawiska tracą swą specyfikę i różnorodność. Preferowana przez Heideggera optyka zaciera różnice do niepoznaki, traktując je jako epifenomeny jednej zasady rządzącej bez reszty i do końca zachodnioeuropejską metafizyką: techniki jako machinacji, sc. Strategii traktującej byt jako przedmiot totalnej manipulacji. W tej optyce zaiste wszystkie krowy są czarne” (s. 14). Metapolityka to kamienne spojrzenie na dzieje naznaczone przez techniczną wykładnię bytu.
Ostania praca Wodzińskiego jest nie tyle monografią, ile radykalnym namysłem nad procesem językowych przeobrażeń, jakie dokonywały się w tekstach, wykładach i wystąpieniach Heideggera w latach trzydziestych. Próbuje przy tym dokonać rzeczy trudnej, jeśli nie wręcz niemożliwej: wytłumaczyć, na ile zaangażowanie filozofa w narodowy socjalizm samo było fenomenem filozoficznym, dającym się opisać za pomocą kategorii używanych przez myśliciela. Idzie śladem wyznaczonym przez pracę „Heidegger i problem zła”, która po raz pierwszy stawiała pytanie, śladem którego konsekwentnie postępowało późniejsze myślenie Wodzińskiego: na ile filozofia, obracająca się w kręgu wyznaczonym przez różnicę ontologiczną między byciem a bytem, konsekwentnie prześlepiała różnicę aksjologiczną? Z czego wynikała polityczna bezradność Heideggera? Czy z projektu „przezwyciężenia metafizyki” daje się wyprowadzić jakąś politykę albo filozofię polityki? „Czarne zeszyty” nie są tu pretekstem do denuncjacji, ale do analizy hermeneutycznej, która miałaby prześledzić losy osobliwego zwrotu językowego, radykalnego wyobcowania dyskursu Heideggera w okresie jego politycznego zaangażowania i późniejszych prób powrotu do „rękodzieła myślenia”.
Tym, co wzbudza szczególną ciekawość Wodzińskiego, jest nie tylko meandryczność, z jaką Heidegger egzorcyzmował swoje polityczne zaangażowanie, oraz kategorie, za pomocą których próbował opisać swój „błąd”. Najbardziej znamienna okazuje się próba traktowania przezeń polityki jako sfery dającej się zaprogramować filozoficznie, a rewolucji narodowosocjalistycznej jako aktu, dzięki któremu Niemcy jako „naród dziejowy” zyskają świadomość swojej istoty. Zagadkowa jest łatwość, z jaką frazeologia nacjonalistyczna żeni się z kategoriami używanymi w myśleniu bycia, prowadząc do karkołomnych fuzji pojęciowych. Dziwią nieubłagana logika uwiedzenia, jaką daje się prześledzić w zapiskach z okresu rektoratu, i z trudem wyznawane odczarowanie. Wydaje się, jakoby dojście Hitlera do władzy miało być zdarzeniem o wadze ontologicznego wstrząsu, dlatego późniejsza zmiana optyki również nabierała bez mała kosmicznych wymiarów. Tym, co najbardziej zaskakuje, jest skłonność Heideggera do tłumaczenia swoich wyborów sytuacją „kresu”, „końca” czy też zmierzchu metafizyki i związanymi z tym procesami o charakterze ogólnodziejowym. Opór, nie tylko moralny, budzi skłonność do wplatania własnej „pomyłki” w logikę dziejowego zbłądzenia, tłumaczenia jej „machinacyjną” aurą dobiegającej kresu ery supremacji bytu. Zupełnie jakby przejście pomiędzy tym, co biograficzne, a tym, co myślowe, nie dało się wskazać w sposób precyzyjny, jakby indywidualny wybór predeterminowany był historycznie, a zatem obarczony skazą niewłaściwości.
Wodziński nie jest daleki od postrzegania „problemu Heideggera” w myśl poetyki paktu. Paktu z polityką, która – jak to w Syrakuzach – zawsze zmusza myślenie do wyrzekania się swej istoty i skazuje je na dryfowanie po powierzchni czasu. W zamieszczonej w aneksie książki rozmowie z Wojciechem P. Dudą Wodziński stwierdza: „Tę »pomyłkę« – »zbłądzenie«, »naiwność«, nieprzezorność, zostawmy omylne nazwy – można opisywać na wiele sposobów. Jedna kwestia wydaje się wszak bezsporna – albo, jak kto woli, sporna w najwyższym stopniu – otóż owa pomyłka nosiła wszelkie znamiona omyłki w myśleniu! A nie w błędnym oszacowaniu pewnych działań czy taktycznych przedsięwzięć (reforma niemieckiego uniwersytetu, próba przekształcenia struktury wiedzy i nauczania – w co Heidegger zaangażował się z pasją i konsekwencją). »Pomyłka« zrodziła się w samym sercu myślenia. Nietykalnego, niepokalanego »doraźnością«. (…) Krótko: »pomyłka« Heideggera miała charakter na wskroś filozoficzny. I to było dla niego bolesne, wstydliwe, wypierane. A także – niepodobna nie wspomnieć – bałamutnie już to lekceważone, już to ideologizowane, już to po prostu – prostacku – przekręcane i kamuflowane. (…) Heidegger usiłuje zatrzeć wagę swej »pomyłki«. W wyrafinowany, ale przejrzysty w swej perfidii sposób. Zatrzeć właściwą rangę pomyłki, nadając jej pozór wagi meta-metafizycznej. Zatrzeć ślady przed ewentualnymi tropicielami. A więc powtórnie nie docenia przenikliwości promowanego przez siebie myślenia – zgodnego z dziejami bycia – jako analogon demoniczności metafizyki, która »bezwiednie« ulega temu, co sama powołuje do życia i czym żyje. Bękart nie do odróżnienia od pierworodnego” (s. 227-228).
Lektura notatników Heideggera dostarcza Wodzińskiemu pretekstu do rozważań nad samą stawką myślenia bycia i jego paradoksalności. Czy przemiana myślowa, przeobrażenie językowe wiodące od ontologii fundamentalnej do zarysowanego w „Przyczynkach do filozofii” i późnych pismach „myślenia Bycia” wiąże się w jakiś sposób ze wstrząsem, jakim była dla Heideggera rewolucja narodowosocjalistyczna? Począwszy od lat trzydziestych filozof coraz bardziej odchodzi od filozofii na rzecz poezji, a projekt ugruntowania ontologii w coraz większym stopniu zmierza w kierunku „przewartościowania” samego pytania wiodącego metafizyki. Najsłynniejsza książka, „Bycie i czas”, jest przez samego autora oskarżana o brak radykalizmu, sposób stawiania przez nią czoła pytaniu o bycie narażał ją na posądzenia o transcendentalizm. Od czasu publikacji „Sein und Zeit” dyskurs Heideggera ulega przemianie, a próby zarzucenia fenomenologicznych tradycji stają się głównym motywem coraz bardziej idiomatycznych wglądów. Późna filozofia autora „Listu o humanizmie” zaczyna coraz bardziej przypominać, swoją gnomiczną, aforystyczną i niesłychanie zagęszczoną postacią, święte pismo jakiejś osobliwej religii. Heidegger, inicjując projekt przezwyciężenia metafizyki, zdaje sobie sprawę z niemożności zadania pytanie o bycie bez wikłania się w jej język. Mówiąc, że Bycie „jest”, substancjalizuję je, czynię je przedmiotem, sama moja mowa, sam tryb dyskursu wprowadza mnie na metafizyczne koleiny. Próba porzucenia ontologii fundamentalnej, której zręby przedstawiła rozprawa z 1927, prowadzi Heideggera do niemal apofatycznych komplikacji, stawiając pytanie o samą możliwość filozofii. Droga myślenia, stając się drogą błędu, prowadzi na rozdroże.
„Metafizyka i metapolityka” jest traktatem o języku filozofii i jego bezradności. Pozornie zabierając głos w „sprawie Heideggera”, w istocie próbuje zadać pytanie o to, „cóż po filozofie w czasie marnym”. Należy ją umiejscowić w szerszej konstelacji myślenia Wodzińskiego, którego droga skupiała się na badaniu relacji pomiędzy słabością myślenia, oddanego iluzjom i krętactwom, niejako wbudowanym w jego wewnętrzną gramatykę, a irracjonalnością historycznych uwarunkowań, ową słabość, bezradność i pokrętność demaskującą. Autora „Logo nieśmiertelności” interesuje pasaż pomiędzy niemożliwością myślenia a koniecznością wglądu, objawienie „innego niż myśl”, kłopotliwego gościa, skazującego nas na wieczne pytanie, nawet kiedy brak nam słów. Owa odwaga myślenia pomimo „niepomyślności”, pytania pomimo niemoty i zabierania głosu w czasie marnym wydaje się być podskórnym wezwaniem płynącym do nas z książek Cezarego Wodzińskiego.
LITERATURA:
Heidegger M.: „Co zwie się myśleniem”. Przeł. J. Mizera. Warszawa-Wrocław 2000.
Lacoue-Labarthe P.: „Typografie”. Przeł. J. Momro, A. Zawadzki. Kraków 2014.
Wodziński C.: „Kairos. Konferencja w Todtnaubergu. Celan-Heidegger”. Gdańsk 2010.
W cyklu wykładów „Co zwie się myśleniem” Heidegger problematyzował samą istotę myślenia: „Myślenie myśli, kiedy odpowiada temu, co najbardziej poważne. Najbardziej poważne w naszym niepewnym czasie jest to, że jeszcze nie myślimy” (Heidegger 2000: 20). Późna myśl Heideggera skupia się na licznych diagnozach i opisach „niepewnego czasu”. Zwykle zbiorczą nazwą powodów niepewności i wykorzenienia, imieniem czasu, który wypadł z kolein, jest kres metafizyki rozumiany jako epoka absolutnej supremacji bytu, który przedkłada się jako jedyny wymiar, era techniki rozumianej jako machinacja, era spełnionego nihilizmu. W takim czasie, który zapomniał o Byciu, który utracił pamięć własnych źródeł, powołanie myślenia zdaje się niejasne. Nie myślimy, jeśli zadaniem myślenia jest odpowiadanie na głos Bycia. Powołaniem myśli, jej wewnętrzną teleologią zadaje się być, mocą trudnego do wyrażenia paradoksu, odpowiedź na „bezmyślność” czy „niemyślność” czasu. Poważna odpowiedź myśli na własną niemożliwość, na niemotę epoki zaprzątniętej jałową krzątaniną, próżnym, głuchym na to, co istotne, zgiełkiem. Jest w tej frazie mieszanina kasandrycznej rozpaczy i osobliwego rozmachu, zupełnie jakbyśmy byli zmuszeni do przewartościowania nie tylko roli i charakteru teorii, ale samego ruchu, mocą którego myśl uzgadnia się sama ze sobą, stając się czymś więcej niż teorią, bo pewnym egzystencjalnym gestem. „Niepomyślny” czas stawia tamę próbom wsłuchania się w jego głos. Historia sama się narzuca, poprzez swoją zwodniczą niewidzialność (staje się przezroczysta w swojej ciężkości i niesłyszalna w swoim jazgocie) i nie-problematyczność. Nie myślimy, bowiem nie ma nic „do pomyślenia”, nic do wyrażenia, wszystko jest zwodniczo jasne, a co za tym idzie – pozbawione punktów zaczepienia. Nie myślimy, bowiem cechą wyróżniającą „czas marny” jest to, iż się myśleniu nie przedkłada.
Ostatnia książka Cezarego Wodzińskiego „Metafizyka i metapolityka” to zwieńczenie w podwójnym sensie. Po pierwsze podsumowuje wieloletnie zmagania autora z myślą Heideggera, po drugie stanowi rekapitulację rozważań badacza nad fenomenem bezradności myślenia wobec historii. Strategię, jaką przyjmował Wodziński w tych pracach, daje się określić jako daleką bliskość. Autorowi „św. Idioty” dalekie były pełne prokuratorskiego niemal zacietrzewienia głosy tych, którzy chcieli całą spuściznę Heideggera oglądać z punktu widzenia jego nazistowskiego epizodu i późniejszych, nader pokrętnych tłumaczeń. Bliższe było mu postrzeganie politycznej ślepoty filozofa i feralnego epizodu rektorskiego przez pryzmat wewnętrznych sprzeczności samej myśli, która – niepewna siebie albo samej siebie nie znająca – ulega iluzjom inkarnacji, zwodniczym obietnicom zarządzania przez myślenie bycia sferą bytu i jego „machinacji”. Dla Wodzińskiego Heidegger ulega temu, co sam piętnuje, a pełen masek i wybiegów tok tłumaczeń i samokrytyki rozpętany po wojnie tylko wzmacnia poczucie zbłądzenia. Myśl, która nie myśli siebie w czasie marnym, która odmawia wzięcia pod uwagę własnej słabości.
Wodziński niejako próbuje odpowiedzieć na pytanie, zadane przez Philippe’a Lacoue-Labarthe’a w tekście „Transcendencja skończona w polityce”: „(…) na jakich podstawach filozoficznych oparte było nazistowskie zaangażowanie Heideggera z 1933 roku? Co takiego w myśli Heideggera umożliwiło, czy też raczej: nie przeszkodziło temu zaangażowaniu politycznemu? (pierwsze pytanie o charakterze ogólnym, które się niepostrzeżenie nasuwa: pod jakim warunkiem polityczność (…) może pociągać za sobą filozoficzność? Do jakiego momentu władza polityczności jest większa niż władza filozoficzności?)” (Lacoue-Labarthe 2014: 256). Wodziński odpowiada na pytania francuskiego filozofa, akcentując problem etyki, pozornie nieobecny w myśleniu Heideggera, który to brak wydaje się determinować słabość myślenia bycia i jego podatność na polityczny zew: „Kiedy pisałem przed laty rozprawę »Heidegger i problem zła«, nabierałem coraz silniejszego przekonania, że »zło« – nazywane tam »epifanicznym« – nie mogło zostać sproblematyzowane w ramach Heideggerowskiego myślenia. Z powodów zasadniczych. Efekt sporu prezentował się dwuznacznie: z jednej strony Heidegger wskazał całkowitą nieskuteczność myślenia zła w paradygmacie różnicy aksjologicznej i definitywnie zamknął drogę problematyzowania zła w kategoriach różnicy między dobrem a złem. (…) Myślenie bycia nie zdołało przekroczyć progu »milczenia zła«” (Wodziński 2010: 176). Przezwyciężając metafizykę, niemiecki myśliciel zamknął sobie drogę do myślenia etyki albo zadawania pytań w przestrzeni otwieranej przez aksjologię. Ta ślepota myślenia na to, co etyczne, na „epifaniczną” obecność dramatu zła w historii odpowiada po części na pytanie o ów wewnętrzny brak, który umożliwił Heideggerowi nazistowskie zaangażowanie. Od czasu monografii „Heidegger i problem zła” Wodziński konsekwentnie pyta o zagadkowy fenomen „niepomyślności” różnicy między dobrem i złem w horyzoncie otwieranym przez ontologię fundamentalną. Praca „Światłocienie zła” rozszerzała tę diagnozę na większy obszar myśli XX-wiecznej, badając dysproporcję pomiędzy „objawieniową” czy „przedrozumową” obecnością fenomenu zła w historii a ograniczonymi zasobami filozoficznych słowników, niemających instrumentów do jej nazwania i wyrażenia. W książce „Kairos” Wodziński wracał do Heideggera, skupiając się na słynnym „milczeniu” filozofa w Todtnaubergu podczas spotkania z Paulem Celanem, rysując osobliwą „fenomenologię ciszy” albo „epifanię niepowiedzianego”, jaka dzieliła/łączyła dwa, diametralnie różne, dyskursywne i poetyckie, doświadczenia języka i dziejów. Za każdym razem Wodziński skupia się na tym, co wysadza filozofię z siodła, odsłaniając niejako jej rusztowanie.
Podtytuł „Metafizyki i metapolityki” brzmi: „»Czarne zeszyty« Heideggera”. Czym są „Czarne zeszyty”? To trzydzieści cztery zapisywane przez filozofa od 1930 do 1970 roku notesy (z których opublikowano jedynie zapiski obejmujące lata 1931-1948; pozostałe czekają jeszcze na wydanie). Są kroniką gwałtownych przemian w myśleniu, obrazują krętą drogę, jaka znaczyła czas sprawowania przez Heideggera urzędu rektora Uniwersytetu w Fryburgu w latach 1933/34 i późniejsze zmagania filozofa z historią i własnym dyskursem. Dzięki lekturze tych dzienników, notatników, zapisków (czy jakiej klasyfikacji genologicznej zechcemy tu użyć) możemy zajrzeć nie tylko do „warsztatu myśli”, w którym wykluwały się nie tylko najbardziej zagadkowe wolty powojennych testów Heideggera, z „Przyczynkami do filozofii” na czele. Możemy śledzić także drogę fascynacji narodowym socjalizmem, gwałtownego opętania przez rewolucyjny patos, które tłumaczy rektorskie wystąpienia filozofa, ich przeładowanie obcą, agitacyjną retoryką. „Czarne zeszyty” są również dokumentacją prób wytłumaczenia się przed samym sobą z politycznej ślepoty i umiejscowienia jej w szerszym horyzoncie. Wreszcie oznaczają definitywne rozstanie z mocno naznaczonym przez fenomenologię językiem „Bycia i czasu” i próbą bardziej radykalnego zerwania z metafizyką, odsłonięcia „innego” filozofii i przygotowania nowych słów na przyjęcie go w obręb myślenia.
Publikacja „Czarnych zeszytów” stała się pretekstem do medialnej wrzawy. Wskazywano na przebijający z tych notatek antysemityzm filozofa, na odurzenie frazeologią narodowosocjalistyczną. Klimat i aura skandalu były odwrotnie proporcjonalne do wagi świadectwa. Okazuje się bowiem, że ujawnione notatki nie wnoszą zasadniczo nic nowego do „sprawy Heideggera”, w której to głos zabrały najtęższe filozoficzne umysły epoki. Wodziński wyraźnie dystansuje się od oskarżycielskiego tonu i klimatu nagonki, proponując zamiast tego przewartościowanie myśli Heideggera z perspektywy odsłaniającej się w wyniku lektury „Czarnych zeszytów”. Co nowego wnoszą ujawnione zapiski do recepcji dzieła autora „Dróg lasu”? Klucza Wodziński upatruje w jednej zagadkowej frazie pojawiającej się w tych notatkach, która zainspirowała tytuł całej książki: „Tym bowiem, co zasługuje na miano zasadniczo nowego w myśleniu Heideggera, próbowanym w »Czarnych zeszytach«, jest zarys projektu filozofii polityki. W tak kompleksowym, choć dalekim od systematyczności, i gruntownym ujęciu nie znajdziemy go ani wcześniej, ani później. Za właściwy tytuł »Czarnych zeszytów« można by uznać frazę, którą wyróżnia Heidegger w »rozważaniach« z »okresu rektoratu«: Metaphysik alas Meta-polityk” (s. 11).
Cóż znaczy ta zagadkowa fraza: „metafizyka jako metapolityka”? Można ją odczytać z jednej strony, przez pryzmat „zaangażowania” Heideggera, jako stygmat nacjonalistycznego zaczadzenia, z drugiej jako zbiorową nazwę swoistej filozofii polityki, jaką daje się z tych notatek zrekonstruować. Metapolityka nie jest ugruntowaniem polityki ani propozycją nowej wykładni polityki, ale panoramicznym spojrzeniem na epokę spełnionego nihilizmu, której znakami są ucieczka Bogów, utrata sensu i wyniszczenie ziemi: „Z pespektywy metapolitycznej wszystkie te zjawiska tracą swą specyfikę i różnorodność. Preferowana przez Heideggera optyka zaciera różnice do niepoznaki, traktując je jako epifenomeny jednej zasady rządzącej bez reszty i do końca zachodnioeuropejską metafizyką: techniki jako machinacji, sc. Strategii traktującej byt jako przedmiot totalnej manipulacji. W tej optyce zaiste wszystkie krowy są czarne” (s. 14). Metapolityka to kamienne spojrzenie na dzieje naznaczone przez techniczną wykładnię bytu.
Ostania praca Wodzińskiego jest nie tyle monografią, ile radykalnym namysłem nad procesem językowych przeobrażeń, jakie dokonywały się w tekstach, wykładach i wystąpieniach Heideggera w latach trzydziestych. Próbuje przy tym dokonać rzeczy trudnej, jeśli nie wręcz niemożliwej: wytłumaczyć, na ile zaangażowanie filozofa w narodowy socjalizm samo było fenomenem filozoficznym, dającym się opisać za pomocą kategorii używanych przez myśliciela. Idzie śladem wyznaczonym przez pracę „Heidegger i problem zła”, która po raz pierwszy stawiała pytanie, śladem którego konsekwentnie postępowało późniejsze myślenie Wodzińskiego: na ile filozofia, obracająca się w kręgu wyznaczonym przez różnicę ontologiczną między byciem a bytem, konsekwentnie prześlepiała różnicę aksjologiczną? Z czego wynikała polityczna bezradność Heideggera? Czy z projektu „przezwyciężenia metafizyki” daje się wyprowadzić jakąś politykę albo filozofię polityki? „Czarne zeszyty” nie są tu pretekstem do denuncjacji, ale do analizy hermeneutycznej, która miałaby prześledzić losy osobliwego zwrotu językowego, radykalnego wyobcowania dyskursu Heideggera w okresie jego politycznego zaangażowania i późniejszych prób powrotu do „rękodzieła myślenia”.
Tym, co wzbudza szczególną ciekawość Wodzińskiego, jest nie tylko meandryczność, z jaką Heidegger egzorcyzmował swoje polityczne zaangażowanie, oraz kategorie, za pomocą których próbował opisać swój „błąd”. Najbardziej znamienna okazuje się próba traktowania przezeń polityki jako sfery dającej się zaprogramować filozoficznie, a rewolucji narodowosocjalistycznej jako aktu, dzięki któremu Niemcy jako „naród dziejowy” zyskają świadomość swojej istoty. Zagadkowa jest łatwość, z jaką frazeologia nacjonalistyczna żeni się z kategoriami używanymi w myśleniu bycia, prowadząc do karkołomnych fuzji pojęciowych. Dziwią nieubłagana logika uwiedzenia, jaką daje się prześledzić w zapiskach z okresu rektoratu, i z trudem wyznawane odczarowanie. Wydaje się, jakoby dojście Hitlera do władzy miało być zdarzeniem o wadze ontologicznego wstrząsu, dlatego późniejsza zmiana optyki również nabierała bez mała kosmicznych wymiarów. Tym, co najbardziej zaskakuje, jest skłonność Heideggera do tłumaczenia swoich wyborów sytuacją „kresu”, „końca” czy też zmierzchu metafizyki i związanymi z tym procesami o charakterze ogólnodziejowym. Opór, nie tylko moralny, budzi skłonność do wplatania własnej „pomyłki” w logikę dziejowego zbłądzenia, tłumaczenia jej „machinacyjną” aurą dobiegającej kresu ery supremacji bytu. Zupełnie jakby przejście pomiędzy tym, co biograficzne, a tym, co myślowe, nie dało się wskazać w sposób precyzyjny, jakby indywidualny wybór predeterminowany był historycznie, a zatem obarczony skazą niewłaściwości.
Wodziński nie jest daleki od postrzegania „problemu Heideggera” w myśl poetyki paktu. Paktu z polityką, która – jak to w Syrakuzach – zawsze zmusza myślenie do wyrzekania się swej istoty i skazuje je na dryfowanie po powierzchni czasu. W zamieszczonej w aneksie książki rozmowie z Wojciechem P. Dudą Wodziński stwierdza: „Tę »pomyłkę« – »zbłądzenie«, »naiwność«, nieprzezorność, zostawmy omylne nazwy – można opisywać na wiele sposobów. Jedna kwestia wydaje się wszak bezsporna – albo, jak kto woli, sporna w najwyższym stopniu – otóż owa pomyłka nosiła wszelkie znamiona omyłki w myśleniu! A nie w błędnym oszacowaniu pewnych działań czy taktycznych przedsięwzięć (reforma niemieckiego uniwersytetu, próba przekształcenia struktury wiedzy i nauczania – w co Heidegger zaangażował się z pasją i konsekwencją). »Pomyłka« zrodziła się w samym sercu myślenia. Nietykalnego, niepokalanego »doraźnością«. (…) Krótko: »pomyłka« Heideggera miała charakter na wskroś filozoficzny. I to było dla niego bolesne, wstydliwe, wypierane. A także – niepodobna nie wspomnieć – bałamutnie już to lekceważone, już to ideologizowane, już to po prostu – prostacku – przekręcane i kamuflowane. (…) Heidegger usiłuje zatrzeć wagę swej »pomyłki«. W wyrafinowany, ale przejrzysty w swej perfidii sposób. Zatrzeć właściwą rangę pomyłki, nadając jej pozór wagi meta-metafizycznej. Zatrzeć ślady przed ewentualnymi tropicielami. A więc powtórnie nie docenia przenikliwości promowanego przez siebie myślenia – zgodnego z dziejami bycia – jako analogon demoniczności metafizyki, która »bezwiednie« ulega temu, co sama powołuje do życia i czym żyje. Bękart nie do odróżnienia od pierworodnego” (s. 227-228).
Lektura notatników Heideggera dostarcza Wodzińskiemu pretekstu do rozważań nad samą stawką myślenia bycia i jego paradoksalności. Czy przemiana myślowa, przeobrażenie językowe wiodące od ontologii fundamentalnej do zarysowanego w „Przyczynkach do filozofii” i późnych pismach „myślenia Bycia” wiąże się w jakiś sposób ze wstrząsem, jakim była dla Heideggera rewolucja narodowosocjalistyczna? Począwszy od lat trzydziestych filozof coraz bardziej odchodzi od filozofii na rzecz poezji, a projekt ugruntowania ontologii w coraz większym stopniu zmierza w kierunku „przewartościowania” samego pytania wiodącego metafizyki. Najsłynniejsza książka, „Bycie i czas”, jest przez samego autora oskarżana o brak radykalizmu, sposób stawiania przez nią czoła pytaniu o bycie narażał ją na posądzenia o transcendentalizm. Od czasu publikacji „Sein und Zeit” dyskurs Heideggera ulega przemianie, a próby zarzucenia fenomenologicznych tradycji stają się głównym motywem coraz bardziej idiomatycznych wglądów. Późna filozofia autora „Listu o humanizmie” zaczyna coraz bardziej przypominać, swoją gnomiczną, aforystyczną i niesłychanie zagęszczoną postacią, święte pismo jakiejś osobliwej religii. Heidegger, inicjując projekt przezwyciężenia metafizyki, zdaje sobie sprawę z niemożności zadania pytanie o bycie bez wikłania się w jej język. Mówiąc, że Bycie „jest”, substancjalizuję je, czynię je przedmiotem, sama moja mowa, sam tryb dyskursu wprowadza mnie na metafizyczne koleiny. Próba porzucenia ontologii fundamentalnej, której zręby przedstawiła rozprawa z 1927, prowadzi Heideggera do niemal apofatycznych komplikacji, stawiając pytanie o samą możliwość filozofii. Droga myślenia, stając się drogą błędu, prowadzi na rozdroże.
„Metafizyka i metapolityka” jest traktatem o języku filozofii i jego bezradności. Pozornie zabierając głos w „sprawie Heideggera”, w istocie próbuje zadać pytanie o to, „cóż po filozofie w czasie marnym”. Należy ją umiejscowić w szerszej konstelacji myślenia Wodzińskiego, którego droga skupiała się na badaniu relacji pomiędzy słabością myślenia, oddanego iluzjom i krętactwom, niejako wbudowanym w jego wewnętrzną gramatykę, a irracjonalnością historycznych uwarunkowań, ową słabość, bezradność i pokrętność demaskującą. Autora „Logo nieśmiertelności” interesuje pasaż pomiędzy niemożliwością myślenia a koniecznością wglądu, objawienie „innego niż myśl”, kłopotliwego gościa, skazującego nas na wieczne pytanie, nawet kiedy brak nam słów. Owa odwaga myślenia pomimo „niepomyślności”, pytania pomimo niemoty i zabierania głosu w czasie marnym wydaje się być podskórnym wezwaniem płynącym do nas z książek Cezarego Wodzińskiego.
LITERATURA:
Heidegger M.: „Co zwie się myśleniem”. Przeł. J. Mizera. Warszawa-Wrocław 2000.
Lacoue-Labarthe P.: „Typografie”. Przeł. J. Momro, A. Zawadzki. Kraków 2014.
Wodziński C.: „Kairos. Konferencja w Todtnaubergu. Celan-Heidegger”. Gdańsk 2010.
Cezary Wodziński: „Metafizyka i metapolityka. »Czarne zeszyty« Heideggera”. Fundacja Terytoria Książki. Gdańsk 2016 [seria: Wodziński].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |