ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (314) / 2017

Natalia Gruenpeter,

PRZESŁANIA (POWIDOKI)

A A A
„Powidoki” będą oczywiście oceniane jako ostatni film Andrzeja Wajdy. Od tego nie ma ucieczki. Nazwane już artystycznym testamentem najwybitniejszego polskiego filmowca i mistrza światowego kina, sprawiają kłopot i odrobinę uwierają. Zobowiązują krytyków do ważenia słów i poszukiwania eleganckich formuł, takich jak ta zaproponowana przez Tadeusza Sobolewskiego, który określa „Powidoki” jako film „niedoskonały, ale przejmujący”. Krytyk trafnie opisuje wchodzący na ekrany kin film mistrza, choć przemilcza stopień jego niedoskonałości.

Władysław Strzemiński, główny bohater filmu, przedstawiony został jako zamyślony stoik, wyrozumiał mędrzec i cichy indywidualista, który dzięki swojej niezłomności staje, przynajmniej na jakiś czas, ponad regułami ponurej stalinowskiej codzienności. To jego siła, ale zarazem słabość, ponieważ „zamknięcie” bohatera utrudnia nawiązanie z nim emocjonalnej więzi. Widzom chcącym spojrzeć na postać (nie postawę, bo ta oczywiście prezentowana jest jako godna pochwały, ale właśnie na postać) artysty z sympatią pozostaje jedno: patrzeć pełnymi uwielbienia oczami studentów, zawierzając im, że mamy do czynienia z kimś wyjątkowym i charyzmatycznym. Wydaje się, że do tego zachęca Wajda już w pierwszych scenach filmu, kiedy podczas artystycznego pleneru obserwujemy profesora z perspektywy Hanny, przybyłej z Warszawy studentki, której podziw i uczucie nie osłabną ani na chwilę.

Ani osobowość, ani artystyczne dokonania Strzemińskiego nie zostały w „Powidokach” w interesujący i przekonujący sposób ukazane. Fragmenty jego pism i wykładów wplecione są w tok narracji w sposób sztuczny, a potencjał płynący z artystycznych poszukiwań całkowicie odrzucono na rzecz konwencjonalnych rozwiązań fabularnych. Niestety, również przyczyny, dla których Strzemiński przyjął tak niepokorną postawę, nie są w filmie w pełni wyjaśnione. Czy była to po prostu kwestia charakteru, wewnętrznych przekonań i nienaruszalnego systemu wartości, czyli tych cech, które wcześniej doprowadziły do rozpadu małżeństwa z Katarzyną Kobro? Małżonków podobno poróżnił podczas II wojny światowej stosunek do tak zwanej listy rosyjskiej, która zapewniała rodzinie, w tym małej córce, względne bezpieczeństwo, ale kwestionowała polską tożsamość malarza. O tym Wajda nie opowiada. Czy może opór Strzemińskiego wynikał z faktu, że odgórne dekretowanie sztuki nie było dla niego niczym nowym? W końcu malarz obserwował polityczne i kulturowe skutki bolszewickiej rewolucji. Mieszkał w Rosji do 1922 roku, spotykając się i współpracując z czołowymi artystami awangardowymi. Decyzję o wyjeździe do Polski podjął, aby tworzyć w zgodzie z samym sobą. Na rozwinięcie tego tematu również nie było w „Powidokach” miejsca.

Film Andrzeja Wajdy opowiada o ostatnich latach życia Władysława Strzemińskiego, które zbiegły się z okresem zadekretowania socrealizmu i ostrego egzekwowania jego założeń. Malarza dogonił zatem wiatr historii, przed którym zdołał uciec w latach 20. Historia artysty układa się w spójny przyczynowo-skutkowy ciąg wydarzeń, które ilustrują kolejne utarczki z władzą i zaostrzenie kursu przyjętego wobec niepokornego artysty. „Powidoki” mają w sobie jednak coś z podręcznikowej notki biograficznej, która wprawdzie stara się osadzić postać w codzienności, ale nie potrafi uciec od schematyzmu.

Każda scena filmu obarczona jest informacyjnym ciężarem, każda przekazuje widzowi wiadomości o wydarzeniach, relacjach między bohaterami bądź cechach postaci, zwykle ustalonych raz na zawsze i niezmiennych. Ten tok opowieści przypomina „odhaczanie” kolejnych elementów, które później albo już nie wybrzmiewają, albo są powtarzane w tautologiczny sposób. Kiedy w początkowej scenie filmu kaleki Strzemiński stacza się ze wzgórza, aby szybciej dotrzeć do studentki, wiemy już: Strzemiński nie dba o konwenanse i łamie reguły. Kiedy to samo robią jego studenci, dowiadujemy się: Strzemiński inspiruje i jest uwielbiany. Kiedy kamera rejestruje twarze wpatrzonych w niego adeptów malarstwa, mamy już całkowitą pewność: studenci naprawdę go wielbią i podziwiają. I to się nie zmieni. Może nawet jest w tym coś pokrzepiającego, ale cierpi na tym dramaturgia filmu.

„Powidokom” zabrakło więc finezji i konsekwencji w budowaniu wiarygodnych, organicznie rozwijających się sytuacji, choć trzeba przyznać, że Bogusław Linda zrobił, co mógł, aby w swoją postać tchnąć trochę życia. Czy dzieło Wajdy jest zatem produkcją, która – poza przekazaniem wiedzy o ostatnich latach życia wybitnego artysty i pedagoga – niewiele może widzowi zaoferować? Reżyser mówił, że zrobił film o tym, że sztuką powinni zajmować się artyści, a nie władza. I tak określony cel z pewnością osiągnął. „Powidoki” pokazują, jak monstrualny i absurdalny był system, w którym dekret ministra wyznaczał kierunek artystycznych poszukiwań wszystkich bez wyjątku twórców. Kolejne działania władz napawają grozą, ponieważ nie pozostawiają indywidualnościom takim jak Strzemiński żadnej przestrzeni. Rozpędzona machina rozjeżdża zdrowy rozsądek, ludzkie odruchy i dobrą wolę, a reglamentacja farb odbiera artyście możliwości tworzenia w zaciszu swojego skromnego pokoju. Przesłanie Wajdy wybrzmiewa wyraźnie i głośno, choć wątpliwości budzić może formuła filmu „z przesłaniem”.

„Powidoki” dotykają też aktualnej i nośnej intelektualnie kwestii ikonoklazmu. Wprowadzenie przez Włodzimierza Sokorskiego socrealizmu było walką o obrazy: wszechobecne portrety i popiersia Stalina toczą walkę o rząd dusz z obrazami Strzemińskiego, jego studentów i każdego, kto zainteresowany był artystycznymi poszukiwaniami na własną rękę. Patrząc na komunistycznych bojówkarzy niszczących prace profesora, nie sposób nie pomyśleć o krążących w sieci filmach dokumentujących działania terrorystów, którzy rozbijają zabytkowe posągi. Jeżeli skostniałe w formie i pouczające w tonie „Powidoki” mają szansę wywołać jakąś żywą dyskusję, to punktu zapalnego poszukiwać można chyba właśnie w problemie obrazu. Tutaj ujawnia się też plastyczna wyobraźnia Andrzeja Wajdy, który początek konfliktu Strzemińskiego z władzą pokazuje jako znaczący gest rozdarcia czerwonej płachty z wizerunkiem Stalina, zasłaniającej okna w mieszkaniu malarza. Obraz przesłania światło artyście tworzącemu inny obraz. Ambiwalencja zaproponowanego przez Wajdę – nie uciekniemy od tego słowa – obrazu jest najmocniejszą stroną „Powidoków”.
„Powidoki”. Scenariusz: Andrzej Mularczyk. Reżyseria: Andrzej Wajda. Zdjęcia: Paweł Edelman. Obsada: Bogusław Linda, Zofia Wichłacz, Bronisława Zamachowska i in. Produkcja: Polska 2016, 98 min.