AUTOLUSTRACJA
A
A
A
Tym razem Teatr Ósmego Dnia postanowił zaskoczyć widzów. Najnowsza propozycja poznańskiej grupy to kameralny spektakl (dla kilkudziesięciu widzów), który z rozmachem, widowiskowością i pirotechniką nie ma nic wspólnego. Jest raczej doświadczeniem z pogranicza dokumentu.
Czwórka aktorów odczytuje zgromadzonym wokół widzom donosy na siebie i na działalność teatru, zgromadzone w teczkach, które artyści pozyskali z IPN-u. Wspomnienia dotyczą okresu 1975 – 1981. Przez około półtorej godziny na scenie urzędowe adnotacje przeplatają się z fragmentami tekstów Dostojewskiego i Sołżenicyna. Wszystko okraszone fragmentami spektakli: „Musimy poprzestać na tym, co tu nazwano rajem na ziemi?” (1975), „Przecena dla wszystkich” (1977), „Ach, jakże godnie żyliśmy” (1979). Aktorzy odgrywają fragmenty widowisk, które stanowiły obiekt nieustającego zainteresowania służb SB. Dziś możemy posłuchać, w jaki sposób agenci interpretowali spektakle Ósemek, wydarzeń artystycznych o wielkim, ideowym ładunku. Oczywiście kontrrewolucyjnym.
Ewa Wójciak (kryptonim „Nana”), Adam Borowski (kryptonim „Adam”), Tadeusz Janiszewski (kryptonim „Judasz”), Marcin Kęszycki (kryptonim „Herkules”): wszyscy ci byli „podejrzani” siedzą naprzeciwko siebie na wysokich, drewnianych krzesłach. Przed sobą mają podświetlane pulpity, na których leżą dokumenty, niegdyś będące własnością Służb Bezpieczeństwa. Aktorzy, raczej z rozbawieniem, ciekawością i lekkim zdziwieniem, czytają raporty kilkudziesięciu donosicieli i oficerów śledczych, zaangażowanych w sprawę szpiegowania wrogo nastawionej wobec systemu młodzieży studenckiej, chcącej stworzyć teatr, który równocześnie byłby wyrazicielem ich idei i głosem sprzeciwu wobec zastanej rzeczywistości. Na scenie, prócz wspomnianych już krzeseł i pulpitów jest również miejsce na imitujący scenę, mały, drewniany podest. Naokoło podestu rozwieszono białe płachty prześcieradeł, na których od czasu do czasu wyświetlane są archiwalne filmy oraz zdjęcia dokumentujące poszczególne wystąpienia „Ósemek” w latach siedemdziesiątych. Oprócz tego jest także miejsce na rekwizyty: wieszak i drewnianą skrzynię oraz kilka prochowców niezbędnych do tego, by przeistoczyć się w obywateli z lat siedemdziesiątych.
Z raportów, zaszyfrowanych, tajnych telegramów i wywiadów wyłania się obraz społeczeństwa w okresie rządów totalitarnych. Jedną z jego grup stanowią kolaboranci, szpiedzy, tajni współpracownicy, oficerowie bezpieki. Ludzie, którzy się sprzeniewierzyli, stanęli po ciemnej stronie życia, a teraz boją się własnych wspomnień i drżą przed ujawnieniem przeszłości. Druga grupa to młodzi studenci, licealiści próbujący stworzyć w tych trudnych czasach coś własnego. Ich dziełem był teatr, będący ich wspólnym głosem sprzeciwu wobec tego, co działo się dookoła. Teatr, który stał się świadkiem tamtych czasów, sumieniem swego pokolenia. Lecz by do tego doszło, musiał przejść wiele upokarzających prób, które fundowało mu państwo komunistyczne. Dowiadujemy się z raportów, że każde małe przewinienie stawało się pretekstem, by członków grupy aresztować, bić, by wytaczać im procesy, nakładać kary i grozić długą odsiadką (groziło im nawet do 12 lat więzienia za podróż środkiem komunikacji miejskiej bez biletów!). Dochodziło do częstych przeszukiwań w ich mieszkaniach, skutecznie utrudniano im życie. Szpiegowano na każdym kroku, TW byli po prostu wszędzie – na spotkaniach teatru z publicznością, na prywatkach i zebraniach Komitetu Obrony Robotników. Przy okazji opowieści o perypetiach teatru na scenie padają nazwiska cenionych dziś pisarzy, którzy w czasach PRL-u równie zaciekle walczyli z systemem. Pojawia się chociażby wzmianka o Stanisławie Barańczaku, któremu, za prowadzenie działalności wywrotowej, zakazano pracy dydaktycznej ze studentami.
Większość z tych relacji brzmi dziś śmiesznie, absurdalnie i wprost niedorzecznie. Młodzi widzowie pewnie zadają sobie pytanie, czy te wydarzenia, aby na pewno miały miejsce. Widownia chętnie uczestniczy w tej specyficznej i przyjemnej, mimo drastycznych szczegółów, autolustracji Teatru Ósmego Dnia. Na widowni często słychać chichoty, co jakiś czas wystąpienia aktorów przerywają wybuchy śmiechu. Nic dziwnego skoro język, jakim pisane są donosy, absolutnie nie przystaje do świata, który jest narzędziem tego opisu. Kancelaryjny styl raportów nie przystaje do opisu środowiska artystycznego. Policyjny żargon nie jest w stanie opisać odległego mu świata wzniosłych myśli, refleksji filozoficznej, literatury i sztuki. To zbyt karkołomne przedsięwzięcie. Właśnie to zderzenie dwóch różnych sposobów widzenia świata powoduje efekt komiczny. Ale w spektaklu nie brak również refleksji nad tym, co zdarzyło się kiedyś i jakie dzisiaj możemy tego odczuć konsekwencje. Skupienie na twarzach oglądających pojawia się równie często jak wspomniany wcześniej śmiech.
Nana, Judasz, Herkules, Judasz i Adam, czyli Ewa, Tadeusz, Marcin i Adam to dziś dojrzali ludzie z bagażem doświadczeń, którymi postanowili się podzielić. Pomimo że wygłaszane teksty są, jak na dokumenty przystało, suche i daleko im do obrazowości, to jednak nie nużą. Wręcz przeciwnie, ich fabuła wciąga i fascynuje do samego końca spektaklu. Słucha się tej historii i z przerażeniem, i z rozbawieniem. Niewątpliwie spektakl stanowi cenne doświadczenie zarówno dla widzów, jak i aktorów. Dla tych ostatnich jest czymś w rodzaju aktu otwarcia się przed publicznością, wynikającą z chęci podzielenia się fragmentem własnej historii, z której można i powinno się być dumnym.
Czwórka aktorów odczytuje zgromadzonym wokół widzom donosy na siebie i na działalność teatru, zgromadzone w teczkach, które artyści pozyskali z IPN-u. Wspomnienia dotyczą okresu 1975 – 1981. Przez około półtorej godziny na scenie urzędowe adnotacje przeplatają się z fragmentami tekstów Dostojewskiego i Sołżenicyna. Wszystko okraszone fragmentami spektakli: „Musimy poprzestać na tym, co tu nazwano rajem na ziemi?” (1975), „Przecena dla wszystkich” (1977), „Ach, jakże godnie żyliśmy” (1979). Aktorzy odgrywają fragmenty widowisk, które stanowiły obiekt nieustającego zainteresowania służb SB. Dziś możemy posłuchać, w jaki sposób agenci interpretowali spektakle Ósemek, wydarzeń artystycznych o wielkim, ideowym ładunku. Oczywiście kontrrewolucyjnym.
Ewa Wójciak (kryptonim „Nana”), Adam Borowski (kryptonim „Adam”), Tadeusz Janiszewski (kryptonim „Judasz”), Marcin Kęszycki (kryptonim „Herkules”): wszyscy ci byli „podejrzani” siedzą naprzeciwko siebie na wysokich, drewnianych krzesłach. Przed sobą mają podświetlane pulpity, na których leżą dokumenty, niegdyś będące własnością Służb Bezpieczeństwa. Aktorzy, raczej z rozbawieniem, ciekawością i lekkim zdziwieniem, czytają raporty kilkudziesięciu donosicieli i oficerów śledczych, zaangażowanych w sprawę szpiegowania wrogo nastawionej wobec systemu młodzieży studenckiej, chcącej stworzyć teatr, który równocześnie byłby wyrazicielem ich idei i głosem sprzeciwu wobec zastanej rzeczywistości. Na scenie, prócz wspomnianych już krzeseł i pulpitów jest również miejsce na imitujący scenę, mały, drewniany podest. Naokoło podestu rozwieszono białe płachty prześcieradeł, na których od czasu do czasu wyświetlane są archiwalne filmy oraz zdjęcia dokumentujące poszczególne wystąpienia „Ósemek” w latach siedemdziesiątych. Oprócz tego jest także miejsce na rekwizyty: wieszak i drewnianą skrzynię oraz kilka prochowców niezbędnych do tego, by przeistoczyć się w obywateli z lat siedemdziesiątych.
Z raportów, zaszyfrowanych, tajnych telegramów i wywiadów wyłania się obraz społeczeństwa w okresie rządów totalitarnych. Jedną z jego grup stanowią kolaboranci, szpiedzy, tajni współpracownicy, oficerowie bezpieki. Ludzie, którzy się sprzeniewierzyli, stanęli po ciemnej stronie życia, a teraz boją się własnych wspomnień i drżą przed ujawnieniem przeszłości. Druga grupa to młodzi studenci, licealiści próbujący stworzyć w tych trudnych czasach coś własnego. Ich dziełem był teatr, będący ich wspólnym głosem sprzeciwu wobec tego, co działo się dookoła. Teatr, który stał się świadkiem tamtych czasów, sumieniem swego pokolenia. Lecz by do tego doszło, musiał przejść wiele upokarzających prób, które fundowało mu państwo komunistyczne. Dowiadujemy się z raportów, że każde małe przewinienie stawało się pretekstem, by członków grupy aresztować, bić, by wytaczać im procesy, nakładać kary i grozić długą odsiadką (groziło im nawet do 12 lat więzienia za podróż środkiem komunikacji miejskiej bez biletów!). Dochodziło do częstych przeszukiwań w ich mieszkaniach, skutecznie utrudniano im życie. Szpiegowano na każdym kroku, TW byli po prostu wszędzie – na spotkaniach teatru z publicznością, na prywatkach i zebraniach Komitetu Obrony Robotników. Przy okazji opowieści o perypetiach teatru na scenie padają nazwiska cenionych dziś pisarzy, którzy w czasach PRL-u równie zaciekle walczyli z systemem. Pojawia się chociażby wzmianka o Stanisławie Barańczaku, któremu, za prowadzenie działalności wywrotowej, zakazano pracy dydaktycznej ze studentami.
Większość z tych relacji brzmi dziś śmiesznie, absurdalnie i wprost niedorzecznie. Młodzi widzowie pewnie zadają sobie pytanie, czy te wydarzenia, aby na pewno miały miejsce. Widownia chętnie uczestniczy w tej specyficznej i przyjemnej, mimo drastycznych szczegółów, autolustracji Teatru Ósmego Dnia. Na widowni często słychać chichoty, co jakiś czas wystąpienia aktorów przerywają wybuchy śmiechu. Nic dziwnego skoro język, jakim pisane są donosy, absolutnie nie przystaje do świata, który jest narzędziem tego opisu. Kancelaryjny styl raportów nie przystaje do opisu środowiska artystycznego. Policyjny żargon nie jest w stanie opisać odległego mu świata wzniosłych myśli, refleksji filozoficznej, literatury i sztuki. To zbyt karkołomne przedsięwzięcie. Właśnie to zderzenie dwóch różnych sposobów widzenia świata powoduje efekt komiczny. Ale w spektaklu nie brak również refleksji nad tym, co zdarzyło się kiedyś i jakie dzisiaj możemy tego odczuć konsekwencje. Skupienie na twarzach oglądających pojawia się równie często jak wspomniany wcześniej śmiech.
Nana, Judasz, Herkules, Judasz i Adam, czyli Ewa, Tadeusz, Marcin i Adam to dziś dojrzali ludzie z bagażem doświadczeń, którymi postanowili się podzielić. Pomimo że wygłaszane teksty są, jak na dokumenty przystało, suche i daleko im do obrazowości, to jednak nie nużą. Wręcz przeciwnie, ich fabuła wciąga i fascynuje do samego końca spektaklu. Słucha się tej historii i z przerażeniem, i z rozbawieniem. Niewątpliwie spektakl stanowi cenne doświadczenie zarówno dla widzów, jak i aktorów. Dla tych ostatnich jest czymś w rodzaju aktu otwarcia się przed publicznością, wynikającą z chęci podzielenia się fragmentem własnej historii, z której można i powinno się być dumnym.
Teatr Ósmego Dnia. „Teczki” – projekt otwarty. Wybór tekstów: Ewa Wójciak i Katarzyna Madoń-Mitzner. Realizacja: zespół Teatru Ósmego Dnia. Aranżacja przestrzeni: Jacek Chmaj. Premiera: 10 stycznia 2007.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |