WARTO ROZMAWIAĆ (NIE MUSISZ SIĘ MNIE BAĆ)
A
A
A
Joann Sfar jest czarodziejem. Nie przyjmuję do wiadomości jakiegokolwiek innego wyjaśnienia jego geniuszu. Autor „Kota Rabina”, „Profesora Bella”, „Klezmerów” i wielu innych świetnych komiksów jak mało kto wydobywa ze swoich dzieł najprawdziwszą magię. Nieistotne, za jaki temat się bierze i kim są bohaterowie jego utworów – zazwyczaj po lekturze jestem zachwycony. Jeśli widzicie na okładce nazwisko Sfar, kupienie opatrzonego nim dzieła będzie inwestycją, której nie powinniście żałować.
„Nie musisz się mnie bać” to album zabierający czytelnika ze świata zwierząt mówiących ludzkim głosem, wampirów czy nietypowych detektywów. Zamiast nadprzyrodzonych zjawisk poznajemy zwyczajną parę: Mireilledarc i Seabearsteina. Czytanie historii o czyimś mało wyjątkowym (ale czy na pewno?) związku może nie zapowiadać się zbyt interesująco. Ale dla czarodzieja Sfara perypetie kochanków stanowią punkt wyjścia do czegoś zupełnie innego – bo autor „Aspirine” to mistrz dialogów, poszarpanej narracji, odnajdywania niezwykłego w pozornie nudnym.
Kolejne strony recenzowanego komiksu wypełniają przede wszystkim rozmowy protagonistów oraz ich znajomych. Stanowią one osnowę pourywanych, konsekwentnie wprowadzanych przez artystę wątków fabularnych. „Nie musisz się mnie bać” może dezorientować odbiorcę, ale jednocześnie fascynuje. To, co dzieje się między bohaterami, niekoniecznie jest aż tak zajmujące jak wymiana zdań między poszczególnymi postaciami – rozmowy o sztuce, związkach, miłości (nawet jeśli nie zawsze ich sens jest podany na tacy) sprawiają, że tom czyta się po prostu świetnie.
Podobnie rzecz ma się z rysunkami – wiadomo, że Joann Sfar mógłby inaczej; że potrafi ładniej, czyściej, bardziej estetycznie. W zależności od tego, co robią protagoniści, w „Nie musisz się mnie bać” autor przechodzi od kreski realistycznej do abstrakcyjnej i karykaturalnej, w obu przypadkach radząc sobie doskonale. Tak jak w dialogach i sposobie prowadzenia narracji, jest w tych (pokolorowanych przez Brigitte Findakly) kadrach magia, choć osoby preferujące pozbawione graficznego szaleństwa, jednolite stylowo albumy mogą kręcić nosem.
„Nie musisz się mnie bać” nie będzie jednym z moich ulubionych komiksów Sfara, nie znaczy to jednak, że nie jestem nim usatysfakcjonowany. To bardzo udane dzieło, do którego warto wracać, by odkrywać rzeczy niezauważone za pierwszym razem, dostrzec coś nowego w rozmowie, której nie poświęciliśmy dostatecznie dużo uwagi przy poprzedniej lekturze. Nie jest to pozycja łatwa w odbiorze, tym bardziej, że w okiełznanie chaosu panującego na jej stronach trzeba włożyć trochę wysiłku. Ale bez wątpienia warto podjąć ten trud.
„Nie musisz się mnie bać” to album zabierający czytelnika ze świata zwierząt mówiących ludzkim głosem, wampirów czy nietypowych detektywów. Zamiast nadprzyrodzonych zjawisk poznajemy zwyczajną parę: Mireilledarc i Seabearsteina. Czytanie historii o czyimś mało wyjątkowym (ale czy na pewno?) związku może nie zapowiadać się zbyt interesująco. Ale dla czarodzieja Sfara perypetie kochanków stanowią punkt wyjścia do czegoś zupełnie innego – bo autor „Aspirine” to mistrz dialogów, poszarpanej narracji, odnajdywania niezwykłego w pozornie nudnym.
Kolejne strony recenzowanego komiksu wypełniają przede wszystkim rozmowy protagonistów oraz ich znajomych. Stanowią one osnowę pourywanych, konsekwentnie wprowadzanych przez artystę wątków fabularnych. „Nie musisz się mnie bać” może dezorientować odbiorcę, ale jednocześnie fascynuje. To, co dzieje się między bohaterami, niekoniecznie jest aż tak zajmujące jak wymiana zdań między poszczególnymi postaciami – rozmowy o sztuce, związkach, miłości (nawet jeśli nie zawsze ich sens jest podany na tacy) sprawiają, że tom czyta się po prostu świetnie.
Podobnie rzecz ma się z rysunkami – wiadomo, że Joann Sfar mógłby inaczej; że potrafi ładniej, czyściej, bardziej estetycznie. W zależności od tego, co robią protagoniści, w „Nie musisz się mnie bać” autor przechodzi od kreski realistycznej do abstrakcyjnej i karykaturalnej, w obu przypadkach radząc sobie doskonale. Tak jak w dialogach i sposobie prowadzenia narracji, jest w tych (pokolorowanych przez Brigitte Findakly) kadrach magia, choć osoby preferujące pozbawione graficznego szaleństwa, jednolite stylowo albumy mogą kręcić nosem.
„Nie musisz się mnie bać” nie będzie jednym z moich ulubionych komiksów Sfara, nie znaczy to jednak, że nie jestem nim usatysfakcjonowany. To bardzo udane dzieło, do którego warto wracać, by odkrywać rzeczy niezauważone za pierwszym razem, dostrzec coś nowego w rozmowie, której nie poświęciliśmy dostatecznie dużo uwagi przy poprzedniej lekturze. Nie jest to pozycja łatwa w odbiorze, tym bardziej, że w okiełznanie chaosu panującego na jej stronach trzeba włożyć trochę wysiłku. Ale bez wątpienia warto podjąć ten trud.
Joann Sfar, Brigitte Findakly: „Nie musisz się mnie bać” („Tu n'as rien à craindre de moi”). Tłumaczenie: Wojciech Birek. Wydawnictwo Prószyński i S-ka. Warszawa 2017.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |