"NIENAWIŚĆ STAWIA NA ŚMIECH" (KLAUS THEWELEIT: 'ŚMIECH MORDERCÓW. BREIVIK I INNI')
A
A
A
„On kopnął jej ciało
I zaśmiał się dziko,
A śmiech odbił się echem”
Fania Żorne (Keff 2012: 269)
W najnowszej książce Theweleit przekracza granice naukowego dyskursu i ustanawia nową jakość rozprawy zrywającej z chłodnym akademizmem i uczonością, lokującymi się na antypodach podejmowanych zagadnień – wyizolowanymi i mało przydatnymi wobec szybkich przemian społecznych i prędko rozwijających się badań z zakresu humanistyki, zmuszających do stałej czujności i minimalnego dystansu, które fundują zmianę poetyki. Preferowaną formą staje się wypowiedź publicystyczna łącząca reporterską dociekliwość i swadę. Nielinearna struktura wywodu naukowego pozwala na punktowe rozważania i ich każdorazowe scalanie i podsumowywanie w formie krótkich akapitów; Theweleit utrzymuje dzięki tym zabiegom czytelnicze zainteresowanie. Trudności klasyfikacyjne rozprawy autora „Męskich fantazji” wynikają z połączenia postaw badacza i społecznika, który w codzie książki stwierdza: „»Rozwiązanie« możemy znaleźć tylko tam, gdzie respektuje się nietykalność innych – w sposób podstawowy i oczywisty. Zarówno przy skracaniu, jak i utrzymywaniu przyjacielskiego [wszystkie podkr. – K.T.] dystansu: »Utrzymywaniu!«” (s. 215). Problem przemocy i psychopatologia zła stają się dla Theweleita główną osią rozważań, zaś dzięki skrupulatnie budowanym osiom symetrii (między Andersem Behringiem Breivikiem, Państwem Islamskim, torturami w Abu Ghraib, zamachami w redakcji „Charlie Hebdo” oraz ekscesami Freikorpsów) wyłania się z jego publikacji obraz psychopaty, którego zachowania nie tłumaczy żadna jednostka chorobowa; to właśnie przeciętność i podatność na demagogię są według Theweleita najniebezpieczniejszymi wyznacznikami młodych ochotników sympatyzujących z islamskimi ekstremistami. Rozkosz zabójstwa wiąże badacz z przemianami psychiki mordercy, silnym pobudzeniem somatycznym oraz poczuciem spełnionej misji. Długie serie cytatów ocalałych, świadectw lub dziennikarskich wywiadów w sposób niepozostawiający złudzeń uświadamiają czytelnikowi, że „przyjemność płynąca z zabijania całkowicie ogarnia myśli i ciało” (s. 44) morderców, dżihadystów, ekstremistów, terrorystów-samobójców i templariuszy pokroju Breivika.
Jeśli dochodzi do starcia zdań, Theweleit rezygnuje z ramy przypisów, która tworzyłaby drugą, dopełniającą narrację: atakuje bezpardonowo i nonszalancko. Przestrojenie języka względem opisywanych zjawisk i silna autorska sygnatura oraz podejmowanie sporów z autorytetami, które w prezentowanej rozprawie tracą wszelką wiarygodność, wiążą się z kryzysem akademickiej rzetelności i skrupulatności, co Theweleit podkreśla, krytykując teoretyków, próbujących bez podania źródeł zapożyczeń i ujawnienia nazwiska popularyzatorki od podstaw sformułować koncepcję „organizacji”, która również w wywodzie autora „Śmiechu morderców” odgrywa kluczową rolę: „Bije się pianę, używając pojęcia »Organizacji« (które dawno temu Mary Douglas załatwiła w sposób wyczerpujący. (…) Nowi teoretycy organizacji jednak nawet o niej nie wspominają)” (s. 208). Podobnie potraktowano autora filmu „Shoah”: „Na rynku pełno jest książek o Shoah, gdzie w przypisach na darmo szuka się nazwiska Claude’a Lanzmanna” (tamże).
Miałkość, brak zadowalających koncepcji, które wspomagałyby pracę służb ochrony obywateli i ustanawiały kierunek podejmowania działań naprawczych, brak lojalności badaczy (Daniela Jonaha Goldhagena, Christophera Browninga) wobec autorytetów oraz krótkowzroczność Hannah Arendt, której skrzydlata fraza o „banalności zła” nie sprawdziła się wobec islamskich ekstremistów, powodują, że Theweleit wyznacza konstelację problemów, dla rozwiązania których rękojmią pozostają fizjologia, archiwistyka, historyczna wiedza oraz psychologia, której przedstawiciele ponad stopnie naukowe i angaż w kolejnych grantach przedkładają rewolucyjność snutych koncepcji i tez. Stawką rozprawy badacza pozostaje bowiem bezpieczeństwo obywateli całego świata (choć brzmi to patetycznie, Theweleit dostrzegł problem niechcianych imigrantów najwcześniej, zaś to, co obserwujemy dziś w mediach: niebezpiecznie szybko rozwijającą się cyfryzację pozostającą na usługach terroryzmu oraz eskalującą nienawiść wobec obcych i innych, stara się rzucać na szerokie tło społeczne i ekonomiczne państw europejskich) oraz próba zapobieżenia rozlewom krwi i aktom terroryzmu.
Wspomniana już genologiczna niejednoznaczność rozprawy oraz rozluźnienie rygorów wiążą się z podejmowaną przez Theweleita problematyką – psychopatologia zła zmusza do przestrojenia języka, precyzji wywodu, interdyscyplinarności i pokory wobec dokonań i tez specjalistów, których cechuje skromność, samodyscyplina i celność prezentowanych koncepcji. Problematyka zła i sadystycznej przyjemności płynącej z zabijania wpływają na eklektyzm językowy rozprawy. Theweleit korzysta z materiałów pochodzących z różnych źródeł (prasa, internet, teksty literackie, wspomnienia) oraz obficie cytuje zeznania świadków masakr, wpisy internetowe zabójców oraz manifest Breivika. Sam temat przemocy pozostaje, w dobie technologicznych innowacji i nasilających się tendencji antyislamskich/antysemickich oraz terrorystycznej aktywności, aktualny; zaś z rozmysłem budowane przez badacza analogie z nazizmem uświadamiają istnienie jednego z najniebezpieczniejszych zagrożeń XX wieku – utajonego zła, które przybiera spektakularne (w dwojakim sensie) rozmiary: za sprawą internetu osiąga szerokie rzesze zwolenników i pobratymców oraz przestaje cechować jednostki dysfunkcyjne społecznie, intelektualnie lub emocjonalnie. Theweleit dociera do wywiadów z rodzinami i przyjaciółmi nastolatków, którzy postanowili oddać życie w imię idei nielicującej z ich dotychczasowym życiem. Skupienie uwagi islamskich terrorystów na potencjale nowych mediów, m.in. internetu, skutkuje wzrostem liczby emitowanych egzekucji nazwanych za Naomi Green staging (s. 45) oraz szerokim zainteresowaniem młodzieży pozbawionej aksjologii możliwością wystąpienia przeciw prawu ojca. Sieć, która umożliwia młodemu widzowi pozytywny odzew w postaci tzw. lajków na serwisach społecznościowych i kanale YouTube oraz pozostaje poza wszelką kontrolą, stanowi dziś podstawowe wyzwanie dla państw walczących z terroryzmem (s. 51). W czasach szybkiej cyfryzacji i rozwoju technologii jest to najdogodniejsze źródło wiedzy o ekstremistach oraz ich działaniach, pozwalające na podjęcie szybkiej decyzji o rekrutacji w szeregi terrorystów. Ikonosfera oddziałuje silniej niż manifesty i tekst, zatem jej propagandowe wykorzystanie urasta do rangi głównego medium pośredniczącego między Państwem Islamskim a młodymi ochotnikami.
To właśnie w próbie agonu i konflikcie, którego podłoże stanowi odmienność i uczucie hańby, upatruje badacz wysoki odsetek nastolatków rekrutujących się w szeregi terrorystycznych organizacji. W kogo zatem wymierzone są te decyzje? Autor „Śmiechu morderców” widzi w zjawisku wzmożonego zainteresowania islamskimi ekstremistami nową popkulturę wymagającą od przedstawicieli tzw. trzeciego pokolenia, czyli dzieci emigrantów zasymilowanych z kulturą europejską, wolty wobec rodziców, którzy w obcym świecie urządzili się jako migranci i przedstawiciele mniejszości. Niesprawiedliwość społeczna, pogarda zachodniego społeczeństwa i brak perspektyw stają się katalizatorami ostatecznych decyzji wymierzonych w ład autochtonów i podległych rodzin. Theweleit, analizując manifest Breivika, dostrzega niebezpieczeństwo fanatyzmu, którego prefiguracją był antysemityzm, i fascynację „pozytywnymi” wyobrażeniami wroga: „Breivik zazdrości muzułmańskiemu mężczyźnie niepodważalnej władzy (podobnie jak naziści zazdrościli »Żydom«, bo sami chcieli być »narodem wybranym«. Eksterminując naród żydowski, pragnęli w magiczny sposób przejąć jego moc)” (s. 100). Zamachowiec hołduje więc przymiotom, które pozostają esencją światopoglądu muzułmańskiego mężczyzny: patriarchalności, męskości, sile i (prze)mocy wobec podległej kobiety, której zakres zadań lokuje się w obszarze działań służebnych wobec męskiej aktywności. Theweleit określa Breivika (na podstawie aspiracji i dążeń wymienionych w manifeście) jako patriarchalnego muzułmanina, norwesko-chrześcijańskiego antysemitę i germańsko-sekciarskiego esesmana (przy czym zastrzega, że „wyliczenie to można kontynuować, ma bowiem, właśnie przez swój ideologiczny charakter, drugorzędne znaczenie” [s. 100]). A więc sugeruje, że nieważne, jaką negatywną tendencję podstawimy w ciągu wyliczeniowym, bo zasadą działania Breivika pozostają patologiczna nienawiść, strach przed pofragmentowanym ciałem i chorobami przenoszonymi drogą płciową.
Czym jest zatem „śmiech morderców” według interpretacji Theweleita? Postrzeganie go jako przebłysku ekspresji demonicznej osobowości (nie)ludzkiego oprawcy okazuje się karygodnym uproszczeniem. Sytuowanie go w obszarze zachowań patologicznych również wydaje się niewskazane. Odpowiedzi udzielają nauki z pogranicza neurologii i socjologii; Zygmunt Freud (jako ojciec sześciorga dzieci) upatruje w zjawisku śmiechu potwierdzenie stanu somatycznej błogości, bowiem według twórcy psychoanalizy charakterystyczny dla śmiechu grymas pojawia się już u zadowolonego, sytego niemowlęcia, gdy zasypiając, odsuwa się ono od piersi matki (s. 125), jednak według Theweleita mięśniowy odruch śmiechu filogenetycznie wywodzi się od szczerzenia zębów. Ludzki organizm w procesie ewolucji zastąpił ostrzegawcze szczerzenie poprzedzające ugryzienie uśmiechem lub śmiechem; dokonała się zatem spektakularna przemiana, której efektem finalnym jest grymas konotujący (odmienne od zakładanych w przeszłości) uczucia. Badacz, komentując poglądy Theodora W. Adorna i Maxa Horkheimera na temat dualnej natury śmiechu (znaku przemocy, krnąbrnej, ślepej natury i znoszącej te znamiona tendencji rozbrajania jego niszczycielskiej mocy), zaznacza somatyczne sprzężenie śmiechu ze skompletowaną męską jaźnią: „Każdy typ codziennego śmiechu zawiera w sobie zarówno elementy zabójcze, jak i cywilizujące, a pomiędzy znajdują się niezliczone poziomy przejściowe; śmiech istnieje głównie w formie mieszanej. W powiedzeniu »Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni« występuje zarówno najbardziej niewinna przyjemność dnia codziennego, jak i, na przeciwległym biegunie, stworzona przez Canettiego postać »Ocalonego«: człowieka na biegunie »O«, który nadal stoi prosto, gdy wszyscy inni leżą. Który nadal jest kompletny, kiedy inni zostali pofragmentowani” (s. 126). Śmiech morderców jest śmiechem druzgocącym (zob. tamże). Cywilizujące elementy zapewniające śmiechowi dodatnią waloryzację tracą znaczenie w przypadku rechotu mordercy. Theweleit na podstawie fizjologicznych danych zarejestrowanych podczas śmiechu porównuje go do cielesnej ekstazy. Posiłkując się rozprawą Rainera Stollmanna, ujawnia również znaczące odchylenie parametrów ciała śmiejącego się mordercy od śmiejącego się „szarego człowieka”: otóż prawidłowy śmiech powoduje rozluźnienie mięśni nóg, natomiast podczas śmiechu mordercy jego mięśnie nóg napinają się, ponieważ w trakcie zabijania są najważniejszym elementem akcji. Theweleit ujawnia, iż próba wyrzeczenia się przemocy za pomocą śmiechu w obliczu działalności terrorystów, Breivika oraz niedawnej aktywności Freikorpsów nie powiodła się. Śmiech jest niebezpieczny, bowiem somatycznie wpływa na poczucie komfortu mordercy: „Związane ze świątecznym charakterem rozpierające uczucie ulgi i euforia, które tak wielu morderców odczuwa w czasie zabijania i w późniejszych aktach przeznaczony dla nich »władz«, umacnia przekonanie, że śmiech jest uczuciem towarzyszącym dopełnianiu ich własnych ciał; erupcją wtórującą własnym narodzinom” (s. 128).
Analizując rechot kata – jako odpowiedź na śmierć lub cierpienie ofiary – Theweleit powraca do wydarzeń sprzed 70 lat. Badacz przypomina odkryte przez Sönke Neitzela w 2001 roku protokoły rozmów niemieckich oficerów marynarki z czasów II wojny światowej. Zostały nagrane w 1943 roku, gdy jeńcy przebywali w brytyjskiej niewoli. Podczas kwerendy w archiwum państwowym stało się jasne, że kierownictwo brytyjskich obozów systematycznie podsłuchiwało i nagrywało niemieckich żołnierzy. Na podstawie tych protokołów powstała książka zawierająca także (nieporadne wg Theweleita) komentarze, które świadczyły o rażącej próbie przekłamania faktów związanych z działalnością Wehrmachtu na Wschodzie: „Żołnierze. Protokoły walk, zabijania i umierania” Neitzela i Haralda Welzera. Autor „Męskich fantazji” krytykuje niekompetentne analizy naukowców, którzy mając do dyspozycji bogaty materiał źródłowy, nie potrafią wyciągnąć właściwych wniosków, a także przywłaszczają wyniki badań oraz rozwiązania metodologiczne samego Theweleita. Neitzel i Welzer twierdzą, że w protokoły zdradzają „wystarczająco wiele na temat wszechobecności potrzeb natury seksualnej i przemocy seksualnej na wojnie” (s. 114), jednak nie chcą dostrzec drastycznych opisów, drobiazgowych zeznań mężczyzn, którzy brutalnie gwałcili kobiety i bezcześcili ich zwłoki (rozrywając ciała granatami, wkładając obcięte penisy między nogi zastrzelonym dziewczętom). Theweleit upomina się o ujawnienie prawdy, która kładzie podwaliny pod badania niemieckiego literaturoznawcy: „Tu rządzi chęć mordu i będący jego częścią zabójczy śmiech; i nie ma znaczenia, czy wojskowy narrator się od niego »dystansuje«, czy nie. Przecież to on opowiada historię, to on się dobrze bawi, to jego zabawa” (s. 115). Theweleit bez zająknięcia wskazuje winowajców wschodnich masakr i zbiorowych gwałtów. Bezkompromisowo i otwarcie mówi o niemieckiej winie, która w komentarzach Neitzela i Welzera rozmywała się za sprawą pseudonaukowych teorii i frywolnej interpretacji materiału dowodowego. Styl naukowy w tych partiach zbliża się do zjadliwego i pełnego pasji stylu reporterskiego, bowiem prawda pozostaje dla Theweleita oczywista i godna wyartykułowania w sposób otwarty i śmiały jak na standardy niemieckich intelektualistów, którzy zaprzeczali zbrodniom wojennym współobywateli, ponieważ budowali powojenny nowy ład lub sami czynnie uczestniczyli w zbrodniach ludobójstwa.
Refleksje Theweleita opierają się na somatycznych spostrzeżeniach, bowiem badacz kultury podkreśla, iż skalę i brutalność współczesnych zabójstw i masakr profiluje idea męskiej dominacji, której procesy akumulacji i intensywność wyładowania dorównują ekstazie, uczuciu na tyle silnemu, iż określane jest jako orgiastyczne, ponieważ wiąże się ze sprawowaniem „najwyższej władzy”: „Mordowanie jest najważniejszym środkiem owych ciał, służącym równoważeniu napięć, wywołuje bowiem uczucie szczęścia, dlatego pojawia się śmiech. Tylko zabijanie potrafi sprawić ciału taką ulgę, jaką inni ludzie osiągają podczas uprawiania miłości lub słuchania ulubionej muzyki. Pod względem energetycznym to »porównywalne« procesy. Różnica polega na zupełnie innym uporządkowania ciała” (s. 86). Męskość wiąże się dla Theweleita z poczuciem nieograniczonej władzy i prawem ekscesu, zaś jądrem eskalującego zła okazuje się męskie ciało, które dzięki zabijaniu może osiągnąć własną cielesną pełnię (zob. s. 76-81). Dla śmiejących się morderców priorytetem pozostaje utrzymanie homeostazy (termin Antonia Damasio). Badacz, pokazując, że śmiejący się morderca nie wykształcił w wystarczającym stopniu poczucia różnicy między dwoma stanami: martwym i żywym (s. 106), dodaje także, że ten sam problem odnosi się do pojęć podmiot/przedmiot. Brak możliwości prawidłowej percepcji wzmaga frenezję, staje się źródłem śmiechu, którego emblematem w kulturze popularnej stał się Joker z komiksu o Batmanie. Masowe morderstwa Tutsi dokonywane przez Hutu relacjonowane przez ocalałych oraz skrupulatnie analizowane przez Theweleita ujawniają nowy stan umysłu morderców – protodiakryzę (s. 107). Termin ten oznacza pewien stan umysłu ludzkiego, który cierpi na zaburzenie uniemożliwiające rozróżnienie między przedmiotem martwym a żywym: „»Sąsiad«, który w wesołym nastroju odrąbuje nogi dziewczynkom, ciesząc się, że matka (z żalu) umrze, nawet nie z jego ręki, znajduje się w stanie, w którym nie przychodzi mu do głowy, że właśnie morduje istoty ludzkie” (s. 107). Badacz przywołuje pokrewne zjawisko z pism Ericha Fromma, który uważając nazizm za „nekrofilię”, dostrzegał umiłowanie zwłok, zaś Theweleit przekonuje, że morderca (najczęściej mężczyzna) kocha sam proces, który finalnie prowadzi do zmasakrowania ludzkiego ciała i na tyle silnych obrażeń, że z człowieka pozostaje „krwawa papka” (określenie Theweleita [s. 210]). Zabójcy boją się utraty cielesnej spójności – stąd makabryczne ekscesy, które mają zapewnić homeostazę.
Generalizująca teza postawiona przez autora „Męskich fantazji” budzi kontrowersje: „»Mężczyzna-żołnierz« (dosadniej: »faszysta«) nie jest przypadkiem klinicznym, obojętnie za jak »chorego«, »schizofrenicznego« lub po prostu »głupiego« uważają go aroganccy terapeuci. Jest ucieleśnieniem stworzonego w wyobraźni »prawdziwego mężczyzny«” (s. 99). Nie każdy mężczyzna wpisujący się w patriarchalny porządek, skłonny do dominacji w strukturze rodzinnej i społecznej oraz wartościujący czy porządkujący świat wedle wzoru myślenia, któremu hołduje Breivik, będzie gwałcił i mordował, aby zaprezentować swą duchową czystość i szlachetność, wynikające z prymatu jego światopoglądu i strachu przed degradacją. Podobne zastrzeżenie można wysunąć wobec tezy głoszącej, że skłonność do przemocy i maltretowania przejawiają przede wszystkim ci, którzy sami byli w dzieciństwie poniżani i poddani nieludzkiemu drylowi. Nie każdy, kto zetknął się w dzieciństwie z agresją i przemocą, potrafi z premedytacją zabić i doprowadzić do deformacji ludzkiego ciała. Samo uchwycenie zjawiska w diachronicznej perspektywie i erudycja Theweleita budzą podziw. Jednak wskazane wady można przypisać każdej metodologii, której założenia pozostają oderwane od konkurencyjnych koncepcji.
Obszar przemocy i zbrodni o podłożu seksualnym zbadany i poparty źródłami o proweniencji wojennej, eskalującej każdorazowo w splocie męskiej dominacji, seksualności nie może być kluczem wyjaśniającym wszystkie przejawy okrucieństwa, ponieważ Theweleit skupia się tylko na zachowaniach mężczyzn. Wiemy jednak, że wiele kobiet pełniących funkcje w obozach wykazywało podobną gorliwość w zabijaniu i maltretowaniu więźniów. Dotyczy to także żon niemieckich dygnitarzy stacjonujących w obozie janowskim we Lwowie, które traktowały więźniów jak żywe tarcze strzelnicze (zob. Borwicz 2014: 43). Ich zachowanie nie było związane z chęcią zachowania pozycji w obozie lub dorównania gorliwością ekscesom mężczyzn za możliwość należenia do grupy konstytuującej określony model zachowań. Były poza hierarchią, a jednak dopuszczały się przemocy wobec więźniów. Wielką wagę przywiązywano także do stopniowego oswajania personelu mającego za zadanie mordowanie ludności cywilnej, Żydów oraz jeńców z szeroko zakrojonymi działaniami eksterminacyjnymi. Gitta Sereny, na podstawie siedemdziesięciu godzin rozmów przeprowadzonych z komendantem Treblinki – Franzem Stanglem, pisze o „stosowaniu polityki stopniowej inicjacji” (Sereny 2002: 90). Wielu członków Einsatzkommando nie wytrzymywało napięcia i wielogodzinnych, drastycznych scen rozstrzeliwań i udawało się na długoterminowe urlopy rekonwalescencyjne (Albert Hartl widział, jak w Babim Jarze drżała ziemia, pod którą leżało 30 000 Żydów zamordowanych przez komando Paula Blobela. Kilka miesięcy później trafił do ośrodka w Kijowie z powodu rzekomego załamania nerwowego i na własną prośbę zwolniony został z czynnej i administracyjnej służby w SS). Postawa, którą bada Theweleit, nie była charakterystyczna dla wszystkich członków nazistowskich organizacji, niejednokrotnie w sukurs przychodziły propagandowe przemówienia i próby łagodzenia lęku przed morderstwami podszyte perswazją. Często ograniczano czas przebywania w okolicach wąwozów poszczególnych żołnierzy i stosowano system roszad, który uniemożliwiał długoterminowe przyglądanie się masakrom. Środki ostrożności przedsiębrane przez przełożonych (często rezygnujących z osobistego zaangażowania) świadczą o tym, iż wykształcenie populacji patologicznych morderców to proces, który nie zawsze zwieńczony był sukcesem.
Sądy Theweleita okazują się spójne, poparte publikacjami naukowymi, z których wartości badacz zdaje sobie świetnie sprawę; krytyczny osąd źródeł i rozpraw naukowych (a także dziennikarskiej działalności) wiąże się z kryzysem uniwersyteckich autorytetów i prymatem naukowego dyletanctwa. Autor „Śmiechu morderców” wykazuje wstrzemięźliwość w sposobie dobierania literatury naukowej mającej gruntować jego tezy: często kpi z uniwersyteckich specjalistów, ponieważ ich wiedza i próby teoretycznego opracowania problemu sytuują się między szlachetnym bredzeniem Neitzela i Welzera (skłonnych wybielać zbrodnie Wehrmachtu) a koncepcjami Goldhagena i Browninga, którzy bez odpowiednio zakrojonej kwerendy próbują ukonstytuować nowe teorie bez zestawienia ich z dokonaniami poprzedników. Tendencje, które w sposób odpowiednio naświetlony stara się uchwycić Theweleit, nie pozostawiają złudzeń: radykalizacja społeczeństwa, połączona z brakiem tolerancji obywateli o odmiennym wyglądzie i odmiennych poglądach doprowadza do zabójstw motywowanych próbą strzeżenia rasy (casus Breivika) oraz dojściem do głosu pokolenia, które nie chce żyć w cieniu biernych rodziców, skazanych na wykluczenie – stąd coraz częstsze decyzje o przystąpieniu do ugrupowań terrorystycznych. Rozwiązanie, jakie sugeruje Theweleit, nosi znamiona utopii; otóż każde państwo miałoby zapewnić imigrantom materialne i prawne bezpieczeństwo, aby ci mogli żyć wedle europejskich standardów. Jednak radykalne społeczeństwa w obawie przed napływem ludności o odmiennych religii i poglądach boją się o życie dzieci i kulturową homeostazę, stąd m.in. brak przyzwolenia na noszenie burek w miejscach publicznych. Badacz dostrzega problemy, których aktualność przybrała w ostatnich latach na sile, ale nie do niego należy wypracowanie narzędzi, które mogłyby złagodzić europejską niechęć do obcokrajowców, powstrzymać radykalizującą się młodzież państw europejskich oraz zapewnić potomkom ludności napływowej rozsądne ukierunkowanie aksjologiczne, którego brak znamionuje kryzys i chęć przystąpienia do silnej, skodyfikowanej grupy, której przyświeca idea oddania życia i sprzeniewierzenia się rodzinnym wyborom.
Theweleita interesuje długie trwanie zjawiska eskalacji przemocy oraz jego ikonograficzny odpowiednik: śmiejący się do rozpuku mężczyzna. Stąd niebezpieczne podobieństwa hitlerowca śmiejącego się z zabijanych Żydów oraz młodzieńca z plemienia Hutu gwałcącego i mordującego kobiety i dzieci plemienia Tutsi reagującego analogicznie w sytuacjach ekstremalnej eskalacji przemocy. Obaj reprezentują duchową czystość i szlachetność, wierzą w posłannictwo i misję, które wynoszą ich do rangi templariuszy, krzewicieli nowego ładu. Każdy z wymienionych antybohaterów książki Theweleita występuje w podwójnej roli: ofiary i kata. U źródła bestialstwa współczesnych wcieleń esesmana leży przekonanie o zagrożonym systemie wartości, któremu hołduje – stąd aby dokonać naprawy świata, musi usunąć zarażających mu przeciwników i wrogów. Uśmiech wieńczący jego misję jest znakiem homeostazy, zadowolenia z powodzenia zamierzeń i ustanowienia sankcjonującego porządku. Jak stwierdza Theweleit, „praca kata niesie ze sobą dwa zjawiska: zniszczenie torturowanego i ożywienie torturującego” (s. 44). Śmiech będący według autora formą wyładowania napięcia nie zawsze towarzyszył oddziałom eksterminującym Żydów, nie zawsze pojawia się jako dopełnienie i entourage zbrodni. Należy postawić pytanie, czy mniej godny potępienia okazuje się ten, kto dokonuje zbrodni w milczeniu? Śmiech (jak ujawniają to protokoły Neitzela i Welzera) bywa także utwierdzeniem się grupy w słuszności podjętych działań, choć pozostaje również reakcją świadczącą o bezradności wobec skali zbrodni. Próba ukazania śmiechu jako objawu seksualnego spełnienia w wykonaniu Theweleita wypada przekonująco i wzbudza niepokój przez brak uściślenia jakichkolwiek wyznaczników charakteru dekonspirujących potencjalnych morderców. Okazuje się, że każdy, kto podlega długotrwałej presji i psychologicznej propagandzie, gotów jest zamordować 130 dzieci. Theweleit udowadnia, że trzeba chronić społeczeństwo przed zgubnym wpływem fałszywych autorytetów. Autor odkrywa zatem (starą) prawdę, że najgroźniejszym mordercą pozostaje człowiek krzywdzony i nieszczęśliwy, jednak paralele z nazizmem i zbrodniami XX wieku budzą strach. I o wywołanie tego czujnego strachu chodziło. Straszny okazuje się w tej perspektywie każdy, kto spogląda nam w oczy.
LITERATURA:
Borwicz M.M.: „Uniwersytet zbirów. Rzecz o obozie janowskim we Lwowie 1941-1944”. Kraków 2014.
Sereny G.: „W stronę ciemności. Rozmowy z komendantem Treblinki”. Przeł. J.K. Milencki. Warszawa 2002.
„Tango łez śpiewajcie Muzy. Poetyckie dokumenty Holokaustu”. Wstęp, wybór tekstów i oprac. B. Keff. Warszawa 2012.
I zaśmiał się dziko,
A śmiech odbił się echem”
Fania Żorne (Keff 2012: 269)
W najnowszej książce Theweleit przekracza granice naukowego dyskursu i ustanawia nową jakość rozprawy zrywającej z chłodnym akademizmem i uczonością, lokującymi się na antypodach podejmowanych zagadnień – wyizolowanymi i mało przydatnymi wobec szybkich przemian społecznych i prędko rozwijających się badań z zakresu humanistyki, zmuszających do stałej czujności i minimalnego dystansu, które fundują zmianę poetyki. Preferowaną formą staje się wypowiedź publicystyczna łącząca reporterską dociekliwość i swadę. Nielinearna struktura wywodu naukowego pozwala na punktowe rozważania i ich każdorazowe scalanie i podsumowywanie w formie krótkich akapitów; Theweleit utrzymuje dzięki tym zabiegom czytelnicze zainteresowanie. Trudności klasyfikacyjne rozprawy autora „Męskich fantazji” wynikają z połączenia postaw badacza i społecznika, który w codzie książki stwierdza: „»Rozwiązanie« możemy znaleźć tylko tam, gdzie respektuje się nietykalność innych – w sposób podstawowy i oczywisty. Zarówno przy skracaniu, jak i utrzymywaniu przyjacielskiego [wszystkie podkr. – K.T.] dystansu: »Utrzymywaniu!«” (s. 215). Problem przemocy i psychopatologia zła stają się dla Theweleita główną osią rozważań, zaś dzięki skrupulatnie budowanym osiom symetrii (między Andersem Behringiem Breivikiem, Państwem Islamskim, torturami w Abu Ghraib, zamachami w redakcji „Charlie Hebdo” oraz ekscesami Freikorpsów) wyłania się z jego publikacji obraz psychopaty, którego zachowania nie tłumaczy żadna jednostka chorobowa; to właśnie przeciętność i podatność na demagogię są według Theweleita najniebezpieczniejszymi wyznacznikami młodych ochotników sympatyzujących z islamskimi ekstremistami. Rozkosz zabójstwa wiąże badacz z przemianami psychiki mordercy, silnym pobudzeniem somatycznym oraz poczuciem spełnionej misji. Długie serie cytatów ocalałych, świadectw lub dziennikarskich wywiadów w sposób niepozostawiający złudzeń uświadamiają czytelnikowi, że „przyjemność płynąca z zabijania całkowicie ogarnia myśli i ciało” (s. 44) morderców, dżihadystów, ekstremistów, terrorystów-samobójców i templariuszy pokroju Breivika.
Jeśli dochodzi do starcia zdań, Theweleit rezygnuje z ramy przypisów, która tworzyłaby drugą, dopełniającą narrację: atakuje bezpardonowo i nonszalancko. Przestrojenie języka względem opisywanych zjawisk i silna autorska sygnatura oraz podejmowanie sporów z autorytetami, które w prezentowanej rozprawie tracą wszelką wiarygodność, wiążą się z kryzysem akademickiej rzetelności i skrupulatności, co Theweleit podkreśla, krytykując teoretyków, próbujących bez podania źródeł zapożyczeń i ujawnienia nazwiska popularyzatorki od podstaw sformułować koncepcję „organizacji”, która również w wywodzie autora „Śmiechu morderców” odgrywa kluczową rolę: „Bije się pianę, używając pojęcia »Organizacji« (które dawno temu Mary Douglas załatwiła w sposób wyczerpujący. (…) Nowi teoretycy organizacji jednak nawet o niej nie wspominają)” (s. 208). Podobnie potraktowano autora filmu „Shoah”: „Na rynku pełno jest książek o Shoah, gdzie w przypisach na darmo szuka się nazwiska Claude’a Lanzmanna” (tamże).
Miałkość, brak zadowalających koncepcji, które wspomagałyby pracę służb ochrony obywateli i ustanawiały kierunek podejmowania działań naprawczych, brak lojalności badaczy (Daniela Jonaha Goldhagena, Christophera Browninga) wobec autorytetów oraz krótkowzroczność Hannah Arendt, której skrzydlata fraza o „banalności zła” nie sprawdziła się wobec islamskich ekstremistów, powodują, że Theweleit wyznacza konstelację problemów, dla rozwiązania których rękojmią pozostają fizjologia, archiwistyka, historyczna wiedza oraz psychologia, której przedstawiciele ponad stopnie naukowe i angaż w kolejnych grantach przedkładają rewolucyjność snutych koncepcji i tez. Stawką rozprawy badacza pozostaje bowiem bezpieczeństwo obywateli całego świata (choć brzmi to patetycznie, Theweleit dostrzegł problem niechcianych imigrantów najwcześniej, zaś to, co obserwujemy dziś w mediach: niebezpiecznie szybko rozwijającą się cyfryzację pozostającą na usługach terroryzmu oraz eskalującą nienawiść wobec obcych i innych, stara się rzucać na szerokie tło społeczne i ekonomiczne państw europejskich) oraz próba zapobieżenia rozlewom krwi i aktom terroryzmu.
Wspomniana już genologiczna niejednoznaczność rozprawy oraz rozluźnienie rygorów wiążą się z podejmowaną przez Theweleita problematyką – psychopatologia zła zmusza do przestrojenia języka, precyzji wywodu, interdyscyplinarności i pokory wobec dokonań i tez specjalistów, których cechuje skromność, samodyscyplina i celność prezentowanych koncepcji. Problematyka zła i sadystycznej przyjemności płynącej z zabijania wpływają na eklektyzm językowy rozprawy. Theweleit korzysta z materiałów pochodzących z różnych źródeł (prasa, internet, teksty literackie, wspomnienia) oraz obficie cytuje zeznania świadków masakr, wpisy internetowe zabójców oraz manifest Breivika. Sam temat przemocy pozostaje, w dobie technologicznych innowacji i nasilających się tendencji antyislamskich/antysemickich oraz terrorystycznej aktywności, aktualny; zaś z rozmysłem budowane przez badacza analogie z nazizmem uświadamiają istnienie jednego z najniebezpieczniejszych zagrożeń XX wieku – utajonego zła, które przybiera spektakularne (w dwojakim sensie) rozmiary: za sprawą internetu osiąga szerokie rzesze zwolenników i pobratymców oraz przestaje cechować jednostki dysfunkcyjne społecznie, intelektualnie lub emocjonalnie. Theweleit dociera do wywiadów z rodzinami i przyjaciółmi nastolatków, którzy postanowili oddać życie w imię idei nielicującej z ich dotychczasowym życiem. Skupienie uwagi islamskich terrorystów na potencjale nowych mediów, m.in. internetu, skutkuje wzrostem liczby emitowanych egzekucji nazwanych za Naomi Green staging (s. 45) oraz szerokim zainteresowaniem młodzieży pozbawionej aksjologii możliwością wystąpienia przeciw prawu ojca. Sieć, która umożliwia młodemu widzowi pozytywny odzew w postaci tzw. lajków na serwisach społecznościowych i kanale YouTube oraz pozostaje poza wszelką kontrolą, stanowi dziś podstawowe wyzwanie dla państw walczących z terroryzmem (s. 51). W czasach szybkiej cyfryzacji i rozwoju technologii jest to najdogodniejsze źródło wiedzy o ekstremistach oraz ich działaniach, pozwalające na podjęcie szybkiej decyzji o rekrutacji w szeregi terrorystów. Ikonosfera oddziałuje silniej niż manifesty i tekst, zatem jej propagandowe wykorzystanie urasta do rangi głównego medium pośredniczącego między Państwem Islamskim a młodymi ochotnikami.
To właśnie w próbie agonu i konflikcie, którego podłoże stanowi odmienność i uczucie hańby, upatruje badacz wysoki odsetek nastolatków rekrutujących się w szeregi terrorystycznych organizacji. W kogo zatem wymierzone są te decyzje? Autor „Śmiechu morderców” widzi w zjawisku wzmożonego zainteresowania islamskimi ekstremistami nową popkulturę wymagającą od przedstawicieli tzw. trzeciego pokolenia, czyli dzieci emigrantów zasymilowanych z kulturą europejską, wolty wobec rodziców, którzy w obcym świecie urządzili się jako migranci i przedstawiciele mniejszości. Niesprawiedliwość społeczna, pogarda zachodniego społeczeństwa i brak perspektyw stają się katalizatorami ostatecznych decyzji wymierzonych w ład autochtonów i podległych rodzin. Theweleit, analizując manifest Breivika, dostrzega niebezpieczeństwo fanatyzmu, którego prefiguracją był antysemityzm, i fascynację „pozytywnymi” wyobrażeniami wroga: „Breivik zazdrości muzułmańskiemu mężczyźnie niepodważalnej władzy (podobnie jak naziści zazdrościli »Żydom«, bo sami chcieli być »narodem wybranym«. Eksterminując naród żydowski, pragnęli w magiczny sposób przejąć jego moc)” (s. 100). Zamachowiec hołduje więc przymiotom, które pozostają esencją światopoglądu muzułmańskiego mężczyzny: patriarchalności, męskości, sile i (prze)mocy wobec podległej kobiety, której zakres zadań lokuje się w obszarze działań służebnych wobec męskiej aktywności. Theweleit określa Breivika (na podstawie aspiracji i dążeń wymienionych w manifeście) jako patriarchalnego muzułmanina, norwesko-chrześcijańskiego antysemitę i germańsko-sekciarskiego esesmana (przy czym zastrzega, że „wyliczenie to można kontynuować, ma bowiem, właśnie przez swój ideologiczny charakter, drugorzędne znaczenie” [s. 100]). A więc sugeruje, że nieważne, jaką negatywną tendencję podstawimy w ciągu wyliczeniowym, bo zasadą działania Breivika pozostają patologiczna nienawiść, strach przed pofragmentowanym ciałem i chorobami przenoszonymi drogą płciową.
Czym jest zatem „śmiech morderców” według interpretacji Theweleita? Postrzeganie go jako przebłysku ekspresji demonicznej osobowości (nie)ludzkiego oprawcy okazuje się karygodnym uproszczeniem. Sytuowanie go w obszarze zachowań patologicznych również wydaje się niewskazane. Odpowiedzi udzielają nauki z pogranicza neurologii i socjologii; Zygmunt Freud (jako ojciec sześciorga dzieci) upatruje w zjawisku śmiechu potwierdzenie stanu somatycznej błogości, bowiem według twórcy psychoanalizy charakterystyczny dla śmiechu grymas pojawia się już u zadowolonego, sytego niemowlęcia, gdy zasypiając, odsuwa się ono od piersi matki (s. 125), jednak według Theweleita mięśniowy odruch śmiechu filogenetycznie wywodzi się od szczerzenia zębów. Ludzki organizm w procesie ewolucji zastąpił ostrzegawcze szczerzenie poprzedzające ugryzienie uśmiechem lub śmiechem; dokonała się zatem spektakularna przemiana, której efektem finalnym jest grymas konotujący (odmienne od zakładanych w przeszłości) uczucia. Badacz, komentując poglądy Theodora W. Adorna i Maxa Horkheimera na temat dualnej natury śmiechu (znaku przemocy, krnąbrnej, ślepej natury i znoszącej te znamiona tendencji rozbrajania jego niszczycielskiej mocy), zaznacza somatyczne sprzężenie śmiechu ze skompletowaną męską jaźnią: „Każdy typ codziennego śmiechu zawiera w sobie zarówno elementy zabójcze, jak i cywilizujące, a pomiędzy znajdują się niezliczone poziomy przejściowe; śmiech istnieje głównie w formie mieszanej. W powiedzeniu »Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni« występuje zarówno najbardziej niewinna przyjemność dnia codziennego, jak i, na przeciwległym biegunie, stworzona przez Canettiego postać »Ocalonego«: człowieka na biegunie »O«, który nadal stoi prosto, gdy wszyscy inni leżą. Który nadal jest kompletny, kiedy inni zostali pofragmentowani” (s. 126). Śmiech morderców jest śmiechem druzgocącym (zob. tamże). Cywilizujące elementy zapewniające śmiechowi dodatnią waloryzację tracą znaczenie w przypadku rechotu mordercy. Theweleit na podstawie fizjologicznych danych zarejestrowanych podczas śmiechu porównuje go do cielesnej ekstazy. Posiłkując się rozprawą Rainera Stollmanna, ujawnia również znaczące odchylenie parametrów ciała śmiejącego się mordercy od śmiejącego się „szarego człowieka”: otóż prawidłowy śmiech powoduje rozluźnienie mięśni nóg, natomiast podczas śmiechu mordercy jego mięśnie nóg napinają się, ponieważ w trakcie zabijania są najważniejszym elementem akcji. Theweleit ujawnia, iż próba wyrzeczenia się przemocy za pomocą śmiechu w obliczu działalności terrorystów, Breivika oraz niedawnej aktywności Freikorpsów nie powiodła się. Śmiech jest niebezpieczny, bowiem somatycznie wpływa na poczucie komfortu mordercy: „Związane ze świątecznym charakterem rozpierające uczucie ulgi i euforia, które tak wielu morderców odczuwa w czasie zabijania i w późniejszych aktach przeznaczony dla nich »władz«, umacnia przekonanie, że śmiech jest uczuciem towarzyszącym dopełnianiu ich własnych ciał; erupcją wtórującą własnym narodzinom” (s. 128).
Analizując rechot kata – jako odpowiedź na śmierć lub cierpienie ofiary – Theweleit powraca do wydarzeń sprzed 70 lat. Badacz przypomina odkryte przez Sönke Neitzela w 2001 roku protokoły rozmów niemieckich oficerów marynarki z czasów II wojny światowej. Zostały nagrane w 1943 roku, gdy jeńcy przebywali w brytyjskiej niewoli. Podczas kwerendy w archiwum państwowym stało się jasne, że kierownictwo brytyjskich obozów systematycznie podsłuchiwało i nagrywało niemieckich żołnierzy. Na podstawie tych protokołów powstała książka zawierająca także (nieporadne wg Theweleita) komentarze, które świadczyły o rażącej próbie przekłamania faktów związanych z działalnością Wehrmachtu na Wschodzie: „Żołnierze. Protokoły walk, zabijania i umierania” Neitzela i Haralda Welzera. Autor „Męskich fantazji” krytykuje niekompetentne analizy naukowców, którzy mając do dyspozycji bogaty materiał źródłowy, nie potrafią wyciągnąć właściwych wniosków, a także przywłaszczają wyniki badań oraz rozwiązania metodologiczne samego Theweleita. Neitzel i Welzer twierdzą, że w protokoły zdradzają „wystarczająco wiele na temat wszechobecności potrzeb natury seksualnej i przemocy seksualnej na wojnie” (s. 114), jednak nie chcą dostrzec drastycznych opisów, drobiazgowych zeznań mężczyzn, którzy brutalnie gwałcili kobiety i bezcześcili ich zwłoki (rozrywając ciała granatami, wkładając obcięte penisy między nogi zastrzelonym dziewczętom). Theweleit upomina się o ujawnienie prawdy, która kładzie podwaliny pod badania niemieckiego literaturoznawcy: „Tu rządzi chęć mordu i będący jego częścią zabójczy śmiech; i nie ma znaczenia, czy wojskowy narrator się od niego »dystansuje«, czy nie. Przecież to on opowiada historię, to on się dobrze bawi, to jego zabawa” (s. 115). Theweleit bez zająknięcia wskazuje winowajców wschodnich masakr i zbiorowych gwałtów. Bezkompromisowo i otwarcie mówi o niemieckiej winie, która w komentarzach Neitzela i Welzera rozmywała się za sprawą pseudonaukowych teorii i frywolnej interpretacji materiału dowodowego. Styl naukowy w tych partiach zbliża się do zjadliwego i pełnego pasji stylu reporterskiego, bowiem prawda pozostaje dla Theweleita oczywista i godna wyartykułowania w sposób otwarty i śmiały jak na standardy niemieckich intelektualistów, którzy zaprzeczali zbrodniom wojennym współobywateli, ponieważ budowali powojenny nowy ład lub sami czynnie uczestniczyli w zbrodniach ludobójstwa.
Refleksje Theweleita opierają się na somatycznych spostrzeżeniach, bowiem badacz kultury podkreśla, iż skalę i brutalność współczesnych zabójstw i masakr profiluje idea męskiej dominacji, której procesy akumulacji i intensywność wyładowania dorównują ekstazie, uczuciu na tyle silnemu, iż określane jest jako orgiastyczne, ponieważ wiąże się ze sprawowaniem „najwyższej władzy”: „Mordowanie jest najważniejszym środkiem owych ciał, służącym równoważeniu napięć, wywołuje bowiem uczucie szczęścia, dlatego pojawia się śmiech. Tylko zabijanie potrafi sprawić ciału taką ulgę, jaką inni ludzie osiągają podczas uprawiania miłości lub słuchania ulubionej muzyki. Pod względem energetycznym to »porównywalne« procesy. Różnica polega na zupełnie innym uporządkowania ciała” (s. 86). Męskość wiąże się dla Theweleita z poczuciem nieograniczonej władzy i prawem ekscesu, zaś jądrem eskalującego zła okazuje się męskie ciało, które dzięki zabijaniu może osiągnąć własną cielesną pełnię (zob. s. 76-81). Dla śmiejących się morderców priorytetem pozostaje utrzymanie homeostazy (termin Antonia Damasio). Badacz, pokazując, że śmiejący się morderca nie wykształcił w wystarczającym stopniu poczucia różnicy między dwoma stanami: martwym i żywym (s. 106), dodaje także, że ten sam problem odnosi się do pojęć podmiot/przedmiot. Brak możliwości prawidłowej percepcji wzmaga frenezję, staje się źródłem śmiechu, którego emblematem w kulturze popularnej stał się Joker z komiksu o Batmanie. Masowe morderstwa Tutsi dokonywane przez Hutu relacjonowane przez ocalałych oraz skrupulatnie analizowane przez Theweleita ujawniają nowy stan umysłu morderców – protodiakryzę (s. 107). Termin ten oznacza pewien stan umysłu ludzkiego, który cierpi na zaburzenie uniemożliwiające rozróżnienie między przedmiotem martwym a żywym: „»Sąsiad«, który w wesołym nastroju odrąbuje nogi dziewczynkom, ciesząc się, że matka (z żalu) umrze, nawet nie z jego ręki, znajduje się w stanie, w którym nie przychodzi mu do głowy, że właśnie morduje istoty ludzkie” (s. 107). Badacz przywołuje pokrewne zjawisko z pism Ericha Fromma, który uważając nazizm za „nekrofilię”, dostrzegał umiłowanie zwłok, zaś Theweleit przekonuje, że morderca (najczęściej mężczyzna) kocha sam proces, który finalnie prowadzi do zmasakrowania ludzkiego ciała i na tyle silnych obrażeń, że z człowieka pozostaje „krwawa papka” (określenie Theweleita [s. 210]). Zabójcy boją się utraty cielesnej spójności – stąd makabryczne ekscesy, które mają zapewnić homeostazę.
Generalizująca teza postawiona przez autora „Męskich fantazji” budzi kontrowersje: „»Mężczyzna-żołnierz« (dosadniej: »faszysta«) nie jest przypadkiem klinicznym, obojętnie za jak »chorego«, »schizofrenicznego« lub po prostu »głupiego« uważają go aroganccy terapeuci. Jest ucieleśnieniem stworzonego w wyobraźni »prawdziwego mężczyzny«” (s. 99). Nie każdy mężczyzna wpisujący się w patriarchalny porządek, skłonny do dominacji w strukturze rodzinnej i społecznej oraz wartościujący czy porządkujący świat wedle wzoru myślenia, któremu hołduje Breivik, będzie gwałcił i mordował, aby zaprezentować swą duchową czystość i szlachetność, wynikające z prymatu jego światopoglądu i strachu przed degradacją. Podobne zastrzeżenie można wysunąć wobec tezy głoszącej, że skłonność do przemocy i maltretowania przejawiają przede wszystkim ci, którzy sami byli w dzieciństwie poniżani i poddani nieludzkiemu drylowi. Nie każdy, kto zetknął się w dzieciństwie z agresją i przemocą, potrafi z premedytacją zabić i doprowadzić do deformacji ludzkiego ciała. Samo uchwycenie zjawiska w diachronicznej perspektywie i erudycja Theweleita budzą podziw. Jednak wskazane wady można przypisać każdej metodologii, której założenia pozostają oderwane od konkurencyjnych koncepcji.
Obszar przemocy i zbrodni o podłożu seksualnym zbadany i poparty źródłami o proweniencji wojennej, eskalującej każdorazowo w splocie męskiej dominacji, seksualności nie może być kluczem wyjaśniającym wszystkie przejawy okrucieństwa, ponieważ Theweleit skupia się tylko na zachowaniach mężczyzn. Wiemy jednak, że wiele kobiet pełniących funkcje w obozach wykazywało podobną gorliwość w zabijaniu i maltretowaniu więźniów. Dotyczy to także żon niemieckich dygnitarzy stacjonujących w obozie janowskim we Lwowie, które traktowały więźniów jak żywe tarcze strzelnicze (zob. Borwicz 2014: 43). Ich zachowanie nie było związane z chęcią zachowania pozycji w obozie lub dorównania gorliwością ekscesom mężczyzn za możliwość należenia do grupy konstytuującej określony model zachowań. Były poza hierarchią, a jednak dopuszczały się przemocy wobec więźniów. Wielką wagę przywiązywano także do stopniowego oswajania personelu mającego za zadanie mordowanie ludności cywilnej, Żydów oraz jeńców z szeroko zakrojonymi działaniami eksterminacyjnymi. Gitta Sereny, na podstawie siedemdziesięciu godzin rozmów przeprowadzonych z komendantem Treblinki – Franzem Stanglem, pisze o „stosowaniu polityki stopniowej inicjacji” (Sereny 2002: 90). Wielu członków Einsatzkommando nie wytrzymywało napięcia i wielogodzinnych, drastycznych scen rozstrzeliwań i udawało się na długoterminowe urlopy rekonwalescencyjne (Albert Hartl widział, jak w Babim Jarze drżała ziemia, pod którą leżało 30 000 Żydów zamordowanych przez komando Paula Blobela. Kilka miesięcy później trafił do ośrodka w Kijowie z powodu rzekomego załamania nerwowego i na własną prośbę zwolniony został z czynnej i administracyjnej służby w SS). Postawa, którą bada Theweleit, nie była charakterystyczna dla wszystkich członków nazistowskich organizacji, niejednokrotnie w sukurs przychodziły propagandowe przemówienia i próby łagodzenia lęku przed morderstwami podszyte perswazją. Często ograniczano czas przebywania w okolicach wąwozów poszczególnych żołnierzy i stosowano system roszad, który uniemożliwiał długoterminowe przyglądanie się masakrom. Środki ostrożności przedsiębrane przez przełożonych (często rezygnujących z osobistego zaangażowania) świadczą o tym, iż wykształcenie populacji patologicznych morderców to proces, który nie zawsze zwieńczony był sukcesem.
Sądy Theweleita okazują się spójne, poparte publikacjami naukowymi, z których wartości badacz zdaje sobie świetnie sprawę; krytyczny osąd źródeł i rozpraw naukowych (a także dziennikarskiej działalności) wiąże się z kryzysem uniwersyteckich autorytetów i prymatem naukowego dyletanctwa. Autor „Śmiechu morderców” wykazuje wstrzemięźliwość w sposobie dobierania literatury naukowej mającej gruntować jego tezy: często kpi z uniwersyteckich specjalistów, ponieważ ich wiedza i próby teoretycznego opracowania problemu sytuują się między szlachetnym bredzeniem Neitzela i Welzera (skłonnych wybielać zbrodnie Wehrmachtu) a koncepcjami Goldhagena i Browninga, którzy bez odpowiednio zakrojonej kwerendy próbują ukonstytuować nowe teorie bez zestawienia ich z dokonaniami poprzedników. Tendencje, które w sposób odpowiednio naświetlony stara się uchwycić Theweleit, nie pozostawiają złudzeń: radykalizacja społeczeństwa, połączona z brakiem tolerancji obywateli o odmiennym wyglądzie i odmiennych poglądach doprowadza do zabójstw motywowanych próbą strzeżenia rasy (casus Breivika) oraz dojściem do głosu pokolenia, które nie chce żyć w cieniu biernych rodziców, skazanych na wykluczenie – stąd coraz częstsze decyzje o przystąpieniu do ugrupowań terrorystycznych. Rozwiązanie, jakie sugeruje Theweleit, nosi znamiona utopii; otóż każde państwo miałoby zapewnić imigrantom materialne i prawne bezpieczeństwo, aby ci mogli żyć wedle europejskich standardów. Jednak radykalne społeczeństwa w obawie przed napływem ludności o odmiennych religii i poglądach boją się o życie dzieci i kulturową homeostazę, stąd m.in. brak przyzwolenia na noszenie burek w miejscach publicznych. Badacz dostrzega problemy, których aktualność przybrała w ostatnich latach na sile, ale nie do niego należy wypracowanie narzędzi, które mogłyby złagodzić europejską niechęć do obcokrajowców, powstrzymać radykalizującą się młodzież państw europejskich oraz zapewnić potomkom ludności napływowej rozsądne ukierunkowanie aksjologiczne, którego brak znamionuje kryzys i chęć przystąpienia do silnej, skodyfikowanej grupy, której przyświeca idea oddania życia i sprzeniewierzenia się rodzinnym wyborom.
Theweleita interesuje długie trwanie zjawiska eskalacji przemocy oraz jego ikonograficzny odpowiednik: śmiejący się do rozpuku mężczyzna. Stąd niebezpieczne podobieństwa hitlerowca śmiejącego się z zabijanych Żydów oraz młodzieńca z plemienia Hutu gwałcącego i mordującego kobiety i dzieci plemienia Tutsi reagującego analogicznie w sytuacjach ekstremalnej eskalacji przemocy. Obaj reprezentują duchową czystość i szlachetność, wierzą w posłannictwo i misję, które wynoszą ich do rangi templariuszy, krzewicieli nowego ładu. Każdy z wymienionych antybohaterów książki Theweleita występuje w podwójnej roli: ofiary i kata. U źródła bestialstwa współczesnych wcieleń esesmana leży przekonanie o zagrożonym systemie wartości, któremu hołduje – stąd aby dokonać naprawy świata, musi usunąć zarażających mu przeciwników i wrogów. Uśmiech wieńczący jego misję jest znakiem homeostazy, zadowolenia z powodzenia zamierzeń i ustanowienia sankcjonującego porządku. Jak stwierdza Theweleit, „praca kata niesie ze sobą dwa zjawiska: zniszczenie torturowanego i ożywienie torturującego” (s. 44). Śmiech będący według autora formą wyładowania napięcia nie zawsze towarzyszył oddziałom eksterminującym Żydów, nie zawsze pojawia się jako dopełnienie i entourage zbrodni. Należy postawić pytanie, czy mniej godny potępienia okazuje się ten, kto dokonuje zbrodni w milczeniu? Śmiech (jak ujawniają to protokoły Neitzela i Welzera) bywa także utwierdzeniem się grupy w słuszności podjętych działań, choć pozostaje również reakcją świadczącą o bezradności wobec skali zbrodni. Próba ukazania śmiechu jako objawu seksualnego spełnienia w wykonaniu Theweleita wypada przekonująco i wzbudza niepokój przez brak uściślenia jakichkolwiek wyznaczników charakteru dekonspirujących potencjalnych morderców. Okazuje się, że każdy, kto podlega długotrwałej presji i psychologicznej propagandzie, gotów jest zamordować 130 dzieci. Theweleit udowadnia, że trzeba chronić społeczeństwo przed zgubnym wpływem fałszywych autorytetów. Autor odkrywa zatem (starą) prawdę, że najgroźniejszym mordercą pozostaje człowiek krzywdzony i nieszczęśliwy, jednak paralele z nazizmem i zbrodniami XX wieku budzą strach. I o wywołanie tego czujnego strachu chodziło. Straszny okazuje się w tej perspektywie każdy, kto spogląda nam w oczy.
LITERATURA:
Borwicz M.M.: „Uniwersytet zbirów. Rzecz o obozie janowskim we Lwowie 1941-1944”. Kraków 2014.
Sereny G.: „W stronę ciemności. Rozmowy z komendantem Treblinki”. Przeł. J.K. Milencki. Warszawa 2002.
„Tango łez śpiewajcie Muzy. Poetyckie dokumenty Holokaustu”. Wstęp, wybór tekstów i oprac. B. Keff. Warszawa 2012.
Klaus Theweleit: „Śmiech morderców. Breivik i inni”. Przeł. Piotr Stronciwilk. Wydawnictwo Naukowe PWN. Warszawa 2016.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |