ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (338) / 2018

Aleksandra Więcek-Gigla,

BEZWZGLĘDNA OPOWIEŚĆ O LUDZIACH* (ROLAND SCHIMMELPFENNIG: 'ŚLADY WILKA')

A A A
Debiut powieściowy znakomitego niemieckiego dramaturga budził ciekawość czytelników jeszcze przed premierą. Zadanie do wykonania ogromne, autor wszak uznany, jednak jak przenieść rzeczywistość teatru na karty powieści? I czy to w ogóle dobry pomysł? Schimmelpfennig znalazł na to sposób, niełatwo przecież wykorzenić z siebie cały dramaturgiczny dorobek i od wybranego momentu stać się prozaikiem. Seria z żurawiem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego przyzwyczaiła odbiorców do prozy z wysokiej półki, zatem trudno zmierzyć się z „Śladami wilka” bez wygórowanych oczekiwań.

Współczesny Berlin, pozornie niezwiązane ze sobą postaci, rwana fabuła, a scala ją tytułowy wilk. Przekracza polsko-niemiecką granicę i staje na drodze bohaterom, nieraz nie ukazując się wprost, raczej funkcjonując w pogłoskach, doniesieniach o kolejnych miejscach pobytu, zauważonych śladach na śniegu. Okrąża miasto, nieuchronnie zacieśniając pętlę. Poza psowatym bohaterem są w powieści także ludzie. Jacy? Różni, przeciętni, zwykli. Emigranci zarobkowi Tomasz i Agnieszka, zbuntowani uciekinierzy z domu Elisabeth i Misza, szukający ich ojciec chłopaka, a także matka i ojciec dziewczyny, prowadzący sklep Charly i Jacky, grubymi nićmi szyty Chilijczyk, ponadto szereg postaci znaczących jeszcze mniej, niż te wymienione.

Ktokolwiek spodziewa się po „Śladach wilka” prostej, oczywistej fabuły, konkretnej i prowadzącej od początku do lekko przewidywalnego końca – zawiedzie się. Książka skonstruowana jest z krótkich cząstek, z których próżno próbować ułożyć system lub powtarzający się schemat. Każda część, nazwijmy ją, z braku lepszego słowa, rozdziałem, stanowi przeskok do kolejnej postaci. Całostki nie są zatytułowane, nie posiadają wstępu, ad hoc jesteśmy wrzucani w akcję, imiona pojawiają się niezwykle rzadko, zawsze mimochodem. O tym, kogo dotyczy konkretny ustęp, należy się dowiadywać, czytając między wierszami, wnioskując z rozmów, miejsc, problematyki. Następujące po sobie rozdzialiki bywają krótsze i dłuższe, zmieniają się szybko, zaczytawszy się, wyczuć można, że akcja nabiera tempa. Z biegiem stron pozornie zdobywamy kolejne informacje, dopowiadane są nowe okoliczności, jednocześnie jednak wzmaga się poczucie zamętu, kolażu, rozmycia. Wkrótce nic już nie jest pewne i oczywiste.

Bohaterami są ludzie, których do Berlina sprowadzają różne pobudki, począwszy od ekonomicznej emigracji, przez poszukiwanie wolności, próbę odnalezienia dzieci, niezałatwione sprawy z przeszłości, ambicje... Szeroki wachlarz postaci sprawia, że Schimmelpfennig, chcąc nie chcąc buduje obraz społeczeństwa współczesnej stolicy Niemiec. Pokrótce przyjrzę się osobom figurującym na kartach „Śladów wilka”, każda z nich bowiem mogłaby się stać bohaterem osobnej powieści psychologicznej. Tomasz, emigrant zarobkowy z Polski, w Berlinie od trzech lat. Wyobcowany, nieznający języka niemieckiego, nie czuje przynależności do tamtejszego społeczeństwa. Pracuje „u Polaka” w firmie budowlanej zajmującej się rozbiórkami i odrestaurowywaniem niemieckich kamienic. Cechuje go stała tęsknota za bliskimi, nie radzi sobie z samotnością, na którą jest skazany przez nieograniczony czas pracy swojej dziewczyny, Agnieszki. Ona czuje się na obczyźnie lepiej, pracuje, sprzątając u bogatych berlińczyków, nieraz niańcząc ich dzieci. Świetnie zna język, jest kimś w rodzaju łącznika między Tomaszem a rzeczywistością niemiecką. Pracuje codziennie, do późnych godzin nocnych, pogłębiając tym samym samotność swojego partnera, a także uwydatniając powstałą między nimi przepaść. Tomasz jest tym, od którego rozpoczyna się historia wilka. Spotyka go na swej drodze i uwiecznia na zdjęciu, które Agnieszka sprzedaje okolicznej gazecie, dając początek fali pogłosek i potęgując obsesję mieszkańców.

Elisabeth, zwana w powieści dziewczyną, ma dosyć borykającej się z alkoholizmem matki, której nałóg nieraz prowadził do agresji wobec samotnie wychowywanej córki. Zdobywa się na odwagę i ucieka z rodzinnej wsi wraz ze swoim chłopakiem, Miszą. Tułają się po Berlinie, chłopak rozpamiętuje swoje spotkania z dawno niewidzianym przyjacielem, którego usiłują odnaleźć, błądząc bez celu po mieście, śpiąc kątem u ludzi, spotykając na swej drodze rozmaite osoby. Jedną z nich jest udawany Chilijczyk imieniem Yuri, pięćdziesięciolatek mówiący biegle po arabsku i mający w swej suterenie arabskie dywany, parający się mniej lub bardziej legalnymi zajęciami. Matka dziewczyny wyrusza w drogę, by ją odnaleźć, zupełnie niezależnie od również prowadzących poszukiwania rodziców chłopaka. Matki uciekinierów „nigdy ze sobą nie rozmawiały. Wyglądało na to, że nie potrafią ze sobą rozmawiać. Nie udawało się nawiązać kontaktu, już przy ostrożnych próbach dochodziło do nieporozumień” (s. 138-139). Jedna żyła wspomnieniami z czasów sukcesów artystycznych, a druga musiała borykać się z problemem alkoholowym męża. Ojciec chłopaka poddawał się kuracji odwykowej w zamkniętym ośrodku, z którego wyszedł na własne życzenie, by odnaleźć syna. W trakcie podróży przeżywa retrospekcje, nieustannie lęka się sięgnięcia po kieliszek. Pogoń za Miszą okazuje się wędrówką w głąb siebie. Czas odmierza mu obowiązek cogodzinnego telefonowania do żony i informowania o postępie poszukiwań.

Charly i Jacky prowadzą sklep z tytoniem, alkoholem oraz artykułami spożywczymi. Mężczyzna czuje się urażony, słysząc wieści o zbliżającym się do miasta wilku, uważa, że takie nowiny powinny płynąć od nich, w końcu to oni są „oczami” okolicy. Ogarnia go obsesja na punkcie zwierzęcia, chce koniecznie być tą osobą, która je zastrzeli (nie widzi zupełnie problemu w tym, że nie ma pojęcia o myślistwie). Uważa, że został poniżony przez drapieżnika, a raczej wstyd mu, że osłupienie na widok majestatycznego basiora uniemożliwiło mu rozprawienie się z nim raz na zawsze.

Bohaterów Schimmelpfenniga cechuje konturowość, stanowią zarys samych siebie. Są obarczeni problemami, a ich nieostrość sprawia, że każdy z odbiorców może się w nich przejrzeć. To postaci uniwersalne, schematyczne, ramy, w które można włożyć siebie. Cała opowieść utrzymana jest w odcieniach szarości, jest zima, śnieg zalega na ziemi, jest ponuro, buro i brudno. Szary wilk w szarym świecie, zbliża się do szarego, zabetonowanego Berlina, niczym szare widmo, które ktoś może widział, może nie. Postać zwierzęcia daje początek opowieści o ludziach, o mieście, o społeczeństwie. „Ślady wilka” posiadają precyzyjnie określone miejsce akcji, podano tu nazwy ulic i punktów charakterystycznych, które, jak na ironię, przemierzają na wskroś nieostrzy ludzie, bez cech, za to z wyraźnie zarysowanym problemem: alkoholizm, samotność, zdrada, zmarnowana szansa… Losy bohaterów zarysowanych przez Schimmelpfenniga splatają się w zaskakujących okolicznościach, które łatwo można przeoczyć w palecie szarości serwowanej przez autora. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia – nie jest to bowiem historia do opowiedzenia, nieistotne jest, kto jest kim i dlaczego kobieta pali na balkonie pamiętniki matki.

Główną rolę w tym tekście grają, w moim odczuciu, nastrój i konstrukty bohaterów. Nastrój, czyli ogólne przygnębienie, zagubienie ludzi, błądzących po ulicach, którzy koegzystują ze sobą we współczesnym Berlinie. Miasto samo nie do końca odnalazło się w nowej, wolnej rzeczywistości, wciąż ma trudności z zespoleniem dwóch połówek – Wschodu i Zachodu. Dzisiejszy Berlin to tygiel kultur i narodowości, są bogaci mieszkańcy, najmujący do sprzątania i opieki nad dziećmi Polaków, są rodowici Niemcy wypluci przez system, usiłujący stawić mu czoła, w efekcie mieszkający w ruinie własnej kamienicy (nie bez znaczenia jest, że do owej ruiny doprowadzili przyjezdni, szukający lepszego jutra imigranci). Mistrzowskie skonstruowanie bohaterów czyni tę powieść uniwersalną – odbiorca może się zanurzyć w schimmelpfennigowskich postaciach. Obecność wilka zgrabnie łączy te wszystkie rozbiegające się jak robactwo po zapaleniu światła wątki. Okazuje się jednak, że to nie on zagraża okolicy. Obsesja ogarniająca berlińczyków każe uważać, że drapieżnik ciągnący w stronę miasta zwiastuje katastrofę, że zapewne zaatakuje mieszkańców, a w najlepszym wypadku jest chory na wściekliznę i to jest wytłumaczeniem jego anormalnego zachowania – co innego mogłoby sprawić, że tak stadne stworzenie oderwie się od towarzyszy i powędruje samotnie, w dodatku w stronę miasta? Wydaje się jednak, że tym, co zagraża mieszkańcom stolicy naszych zachodnich sąsiadów, są oni sami. Oni sami borykający się z samotnością, porzuceni, zdradzeni, niemogący się odnaleźć we współczesnym świecie i w rzeczywistości, w której przyszło im żyć, toczeni wewnętrznie przez nowotwór alkoholizmu, poszukujący znajomych z przeszłości, co do której nawet nie ma pewności, że się zdarzyła…

Schimmelpfennig kunsztownie zamknął bogactwo interpretacyjne płynące z wykreowanych przez siebie miejsc i osób w czytelnej, przejrzystej formie. Język jest prosty, oszczędny, bez prowadzących donikąd kwiecistych opisów. Zdania cięte jak spod noża, ciach, ciach, ciach, krótko, konkretnie, bezapelacyjnie. Podobnie przycięte rozdzialiki, czytelnik nie zdąży się „rozsiąść” w danej rzeczywistości, a już jest przeniesiony gdzie indziej; gdzie? Nim się zorientuje i upewni w tym, że ma rację, już mknie dalej. Widać w konstrukcji książki zamiłowanie do dramatu – zdania, jak didaskalia, tworzące ogólny obraz „sceny”, bez zbędnych i zaciemniających informacji; cząstki składowe – jak akty, nie sceny, lecz akty, tworzące pojedyncze całości, autonomiczne i niezależne od poprzedzających i następujących.

„Ślady wilka” czyta się z zapartym tchem. Nie dlatego, że czekamy na to, co się wydarzy. Fabuła nie zmierza do końca, od początku jest to wyczuwalne. Z zapartym tchem dlatego, że usiłuje się odczytać jak najwięcej z teraźniejszego „dziania się”, aby zdążyć choć rozejrzeć się w rzeczywistości, w której gościmy przez bagatela półtorej strony. Próby ponownego przeczytania danej części nie powodzą się – chce się płynąć dalej z nurtem tej rzeki, nie ma czasu na wnikanie w głąb. Ten tekst przemawia przeczytany w całości, jednym haustem. Wówczas widać całokształt konstrukcji, dostrzega się tempo, wyczuwa napięcie, czuje chłód, panujący zimą w Berlinie i w sercach bohaterów...
Roland Schimmelpfennig: „Ślady wilka”. Tłum. Kamil Markiewicz. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Kraków 2017 [seria: Z żurawiem].

*Z recenzji Doroty Segdy, fragment umieszczony na obwolucie „Śladów wilka”.

Książka ukazała się pod patronatem "artPapieru".