PRAWDZIWE UCZUCIA SZTUCZNEJ INTELIGENCJI (DESCENDER. TOM 1: BLASZANE GWIAZDY)
A
A
A
Jeff Lemire? Z pewną dozą ostrożności stwierdzam, że lubię jego twórczość. Gdybym miał streścić, co przede wszystkim w niej zauważam, byłyby to samotność oraz alienacja – uczucia, które autor umiejętnie wplata w swoje historie, czyniąc z nich atut. Udało mu się sporo rzeczy, jak choćby „Opowieści z Hrabstwa Essex”, „The Nobody” czy świetny „Czarny Młot”. Z pozostałych dzieł Lemire’a, które znam, zawiodła mnie przede wszystkim seria „Sweet Tooth” oraz „Trillium”, które (niekoniecznie dlatego, że nie przypadło mi do gustu) przeczytałem i niemal natychmiast o nim zapomniałem. Ogólnie to jednak artysta na tyle interesujący, że zawsze chętnie sięgnę po albumy, które wyszły spod jego ręki. Jednym z nich jest napisany przez Kanadyjczyka pierwszy tom cyklu „Descender”.
Album „Blaszane gwiazdy” opowiada o galaktyce wyniszczonej przez gigantyczne roboty zwane Żniwiarzami. Nikt nie wie, skąd pochodzą, dlaczego zaatakowały i dokąd odeszły, ale wielu nadal się ich obawia, przy okazji nienawidząc innych robotów. W takim oto świecie po latach budzi się android Tim-21, początkowo niemający pojęcia o tragicznych wydarzeniach z przeszłości. Jego przebudzenie oczywiście nie pozostało niezauważone, w wyniku czego bohatera postanawia znaleźć kilka różnych grup, a ich zamiary wobec Tima niekoniecznie się ze sobą pokrywają.
Oprawą graficzną zajął się uznany ilustrator Dustin Nguyen, zaś jego kadry pokolorował Steve Wands. Nie będę ukrywał, że nie do końca odpowiada mi to, jak wygląda „Descender”, choć podejrzewam, że należę do mniejszości. Nie da się ukryć: widać, że wziął się za to ktoś znający się na rzeczy, natomiast (głównie z powodu kolorystyki) niemal wszystko jest bardzo zimne i mdłe, co naprawdę nie budziło mojego entuzjazmu przy oglądaniu kolejnych stron „Blaszanych gwiazd”. Muszę jednak oddać Nguyenowi to, że „Descendera” w żadnym wypadku nie mogę uznać za komiks zilustrowany sztampowo, a rysowane przez niego budynki, przedstawiciele obcych ras czy pojazdy budzą uznanie. Po prostu taka poetyka nie do końca mnie przekonuje, co nie znaczy, że po lekturze kolejnych tomów moja ocena nie ulegnie zmianie.
Samą opowieść chciałem początkowo uznać za zaledwie przyzwoite czytadło, bo właśnie tym do pewnego momentu są „Blaszane gwiazdy”. Na szczęście pod koniec zaczyna robić się ciekawie – i to na tyle, że (choć spodziewałem się własnego narzekania) „Descendera” polecam. To dobry komiks, a wraz z następnymi epizodami może być jeszcze lepiej. Na moje kręcenie nosem pod adresem warstwy graficznej nie zwracajcie uwagi – początkowo jęczałem też na widok rysunków w „Bękartach z Południa”, z kolei teraz nie rozumiem, jak mogły mi się nie podobać. Nie musicie mi ufać, ale „Blaszane gwiazdy” przeczytajcie – naprawdę mogą okazać się dla was czymś bardzo dobrym.
Album „Blaszane gwiazdy” opowiada o galaktyce wyniszczonej przez gigantyczne roboty zwane Żniwiarzami. Nikt nie wie, skąd pochodzą, dlaczego zaatakowały i dokąd odeszły, ale wielu nadal się ich obawia, przy okazji nienawidząc innych robotów. W takim oto świecie po latach budzi się android Tim-21, początkowo niemający pojęcia o tragicznych wydarzeniach z przeszłości. Jego przebudzenie oczywiście nie pozostało niezauważone, w wyniku czego bohatera postanawia znaleźć kilka różnych grup, a ich zamiary wobec Tima niekoniecznie się ze sobą pokrywają.
Oprawą graficzną zajął się uznany ilustrator Dustin Nguyen, zaś jego kadry pokolorował Steve Wands. Nie będę ukrywał, że nie do końca odpowiada mi to, jak wygląda „Descender”, choć podejrzewam, że należę do mniejszości. Nie da się ukryć: widać, że wziął się za to ktoś znający się na rzeczy, natomiast (głównie z powodu kolorystyki) niemal wszystko jest bardzo zimne i mdłe, co naprawdę nie budziło mojego entuzjazmu przy oglądaniu kolejnych stron „Blaszanych gwiazd”. Muszę jednak oddać Nguyenowi to, że „Descendera” w żadnym wypadku nie mogę uznać za komiks zilustrowany sztampowo, a rysowane przez niego budynki, przedstawiciele obcych ras czy pojazdy budzą uznanie. Po prostu taka poetyka nie do końca mnie przekonuje, co nie znaczy, że po lekturze kolejnych tomów moja ocena nie ulegnie zmianie.
Samą opowieść chciałem początkowo uznać za zaledwie przyzwoite czytadło, bo właśnie tym do pewnego momentu są „Blaszane gwiazdy”. Na szczęście pod koniec zaczyna robić się ciekawie – i to na tyle, że (choć spodziewałem się własnego narzekania) „Descendera” polecam. To dobry komiks, a wraz z następnymi epizodami może być jeszcze lepiej. Na moje kręcenie nosem pod adresem warstwy graficznej nie zwracajcie uwagi – początkowo jęczałem też na widok rysunków w „Bękartach z Południa”, z kolei teraz nie rozumiem, jak mogły mi się nie podobać. Nie musicie mi ufać, ale „Blaszane gwiazdy” przeczytajcie – naprawdę mogą okazać się dla was czymś bardzo dobrym.
Jeff Lemire, Dustin Nguyen: „Descender. Tom 1: Blaszane gwiazdy” („Descender Vol. 1: Tin Stars”). Tłumaczenie: Jacek Drewnowski. Wydawnictwo Mucha Comics. Warszawa 2018.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |