PO KRES CIEMNOŚCI (BLAME! TOM 6)
A
A
A
Oto przed nami ostatni tom bestsellerowej mangi Tsutomu Niheia – epickiej, wydanej w sześciu eleganckich woluminach serii będącej nie lada gratką dla fanów futurystycznych opowieści, w których wątki cyber-i splatterpunkowe doskonale dopełniają poetykę postapokaliptycznego neo-noiru. Stałym elementem pejzażu ukazanego na kartach „BLAME!” jest wertykalna metropolia o tysiącach kondygnacji przedzielonych grubą warstwą megastruktury. Mnogość korytarzy, labiryntowych połączeń i skrajnie niebezpiecznych zakamarków to zasadniczy element ponurej aglomeracji, którą przemierza Killy – uzbrojony w emiter grawitonów protagonista poszukujący osób posiadających gen terminala sieciowego. Tylko takie jednostki mają bowiem dostęp do sieciosfery, a tym samym możliwość powstrzymania niekontrolowanego rozrostu miasta.
Poziom trudności misji bohatera, wędrującego u boku Cibo (byłej szefowej działu badań koncernu Biocyber), w znaczący sposób wzrasta za sprawą działalności Safeguardów, pojawiających się zawsze tam, gdzie ktoś nieuprawniony próbuje wkroczyć w rzeczywistość wirtualną. Od pewnego czasu bohaterowie na własny rachunek przemierzają niebezpieczne strefy. Cibo, której powierzchowność i status ontologiczny na przestrzeni kilku tomów uległy zdecydowanej zmianie, znajduje się pod opieką tajemniczej kobiety poszukującej Poziomu 9. Z kolei ciemnowłosy Killy kontynuuje podróż z urządzeniem przypominającym gadający pendrive, docierając do miejsc, gdzie emiter grawitonów okaże się nad wyraz pomocny.
Tsutomu Nihei doskonale wie, jak przykuć uwagę czytelnika, który przecież w poprzednich tomach „BLAME!” widział już niejedno. Wprowadzając na scenę nowe zatrważające postaci (vide: likwidator wyższego poziomu) oraz ukazując nieznane dotąd lokacje (miasto byłych budowniczych, oniryczne składowisko osobowości), udowadnia, że na sam koniec zachował sporo ciekawych wolt fabularnych, proponując przy tym refleksję na temat pamięci, tożsamości i poświęcenia. Podobnie jak w dotychczasowych odcinkach, także w finale przygód Killy’ego nie brakuje ekstremalnych wrażeń: bezkompromisowe starcia, eksplozje oraz budowlana destrukcja pełnią tu rolę widowiskowego motywu przewodniego.
Równocześnie twórca „Abary” syci nasze oczy pełnymi rozmachu, zapierającymi dech w piersiach kompozycjami przestrzennymi pozbawionymi słownego komentarza. Pieczołowicie oddane architektoniczne aspekty metropolii oraz otwarte, bezkresne, skąpane w mroku i na swój sposób melancholijne lokacje, do których trafia protagonista, mają w sobie pierwiastek wzniosłości, osobliwości, ale i autentycznej grozy. Niesamowite doznania estetyczne to główny, choć niejedyny atut, dla którego warto poznać niniejszą serię, która do samego końca nie oferuje jednoznacznych odpowiedzi, otwierając się na mnogość interpretacji.
Unikalny klimat czarno-białych, wzbogaconych różnymi odcieniami szarości ilustracji mangaki (choć trzeba zaznaczyć, że ostatnie, pełnokolorowe strony robią kolosalne wrażenie) sprawia, że do „BLAME!” chce się wracać – nie tylko by na nowo odkrywać zawiłości fabuły, ale także kontemplować mistrzowską kreskę artysty. Gorąco polecam, bo mamy do czynienia z jedną z ciekawszych i bez wątpienia najbardziej enigmatycznych mang, jakie ukazały się na polskim rynku.
Poziom trudności misji bohatera, wędrującego u boku Cibo (byłej szefowej działu badań koncernu Biocyber), w znaczący sposób wzrasta za sprawą działalności Safeguardów, pojawiających się zawsze tam, gdzie ktoś nieuprawniony próbuje wkroczyć w rzeczywistość wirtualną. Od pewnego czasu bohaterowie na własny rachunek przemierzają niebezpieczne strefy. Cibo, której powierzchowność i status ontologiczny na przestrzeni kilku tomów uległy zdecydowanej zmianie, znajduje się pod opieką tajemniczej kobiety poszukującej Poziomu 9. Z kolei ciemnowłosy Killy kontynuuje podróż z urządzeniem przypominającym gadający pendrive, docierając do miejsc, gdzie emiter grawitonów okaże się nad wyraz pomocny.
Tsutomu Nihei doskonale wie, jak przykuć uwagę czytelnika, który przecież w poprzednich tomach „BLAME!” widział już niejedno. Wprowadzając na scenę nowe zatrważające postaci (vide: likwidator wyższego poziomu) oraz ukazując nieznane dotąd lokacje (miasto byłych budowniczych, oniryczne składowisko osobowości), udowadnia, że na sam koniec zachował sporo ciekawych wolt fabularnych, proponując przy tym refleksję na temat pamięci, tożsamości i poświęcenia. Podobnie jak w dotychczasowych odcinkach, także w finale przygód Killy’ego nie brakuje ekstremalnych wrażeń: bezkompromisowe starcia, eksplozje oraz budowlana destrukcja pełnią tu rolę widowiskowego motywu przewodniego.
Równocześnie twórca „Abary” syci nasze oczy pełnymi rozmachu, zapierającymi dech w piersiach kompozycjami przestrzennymi pozbawionymi słownego komentarza. Pieczołowicie oddane architektoniczne aspekty metropolii oraz otwarte, bezkresne, skąpane w mroku i na swój sposób melancholijne lokacje, do których trafia protagonista, mają w sobie pierwiastek wzniosłości, osobliwości, ale i autentycznej grozy. Niesamowite doznania estetyczne to główny, choć niejedyny atut, dla którego warto poznać niniejszą serię, która do samego końca nie oferuje jednoznacznych odpowiedzi, otwierając się na mnogość interpretacji.
Unikalny klimat czarno-białych, wzbogaconych różnymi odcieniami szarości ilustracji mangaki (choć trzeba zaznaczyć, że ostatnie, pełnokolorowe strony robią kolosalne wrażenie) sprawia, że do „BLAME!” chce się wracać – nie tylko by na nowo odkrywać zawiłości fabuły, ale także kontemplować mistrzowską kreskę artysty. Gorąco polecam, bo mamy do czynienia z jedną z ciekawszych i bez wątpienia najbardziej enigmatycznych mang, jakie ukazały się na polskim rynku.
Tsutomu Nihei: „BLAME! Tom 6” („Shinsoban BLAME!”). Tłumaczenie: Paweł „Rep” Dybała / Laboratorium Językowe KOTOKEN. Wydawnictwo J.P. Fantastica. Mierzyn 2018.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |