BEZ TARYFY ULGOWEJ (JACEK LEOCIAK: 'MŁYNY BOŻE')
A
A
A
(Od stuleci) Tacy sami
W najnowszej książce Jacek Leociak uderza mocno i precyzyjnie w jedną z najpotężniejszych instytucji, której dobra i zawartość skarbca intrygują niejednego spośród jej wiernych. Przeciwnik badacza – Kościół katolicki – wydaje się w świetle przywoływanych faktów (świadczących o fabrykacji dokumentu „Donatio Constantini”, zapewniającego wysoką pozycję biskupowi Rzymu i liczne włości w Italii) skompromitowany już w pierwszym starciu (zob. s. 11), jednak Leociak nie poprzestaje na podważeniu wiarygodności Kościoła w zakresie uzyskiwania beneficjów, ale podkreśla również jego dążność do uzyskania realnego wpływu na decyzje polityczne i w finezyjnie zorganizowanych paragrafach wskazuje w perspektywie diachronicznej na konsekwencje braku umiaru i zdrowego rozsądku.
Krytyka Kościoła Katolickiego, a dokładniej „urzędników Pana Boga” (s. 12), wiąże się z wciąż narastającymi w społeczeństwie nastrojami antyklerykalnymi oraz wychodzącymi na jaw nadużyciami (seksualnymi i finansowymi), którym ulegają gorliwi propagatorzy Bożego miłosierdzia, oraz obawą badacza o dalszy rozwój dyskursu martyrologicznego opartego na regule konkurencyjności względem doświadczeń okupacyjnych Żydów. Leociak, kierując się łacińską maksymą memoria minuitur nisi exercetur („pamięć maleje, jeśli się jej nie ćwiczy”), sumiennie wypunktowuje wszystkie zachowania i sytuacje, które poświadczają tezę o antysemityzmie hierarchów (począwszy od godności biskupiej, przez prymasowską, kończąc na papieskiej) i świadczyły o tym, że, zgodnie z przysłowiem, „przykład idzie z góry” (w tym przypadku: „przykład idzie z Rzymu”). Przysłowiowa góra okazała się jednak wyjątkowo zatwardziała pod względem uznawania Żydów za godnych jakiegokolwiek wstawiennictwa lub ochrony.
Tytułowe zapiski dotyczą więc w równym stopniu nie tylko działalności ewangelicznej (która przez hierarchów została pragmatycznie wykorzystana do umacniania władzy), lecz również rozprzestrzeniania retoryki nienawiści, której owocem (by nie napisać produktem) była emblematyczna postawa Stefanii K. z Wietrzychowic, oskarżonej 25 października 1937 roku o podpalenie żydowskiego domu. Akty nienawiści obejmowały również wybijanie szyb w domach prywatnych i bóżnicy oraz zrzucanie Żydom towaru ze straganów (s. 42). Wykroczenia, które skrupulatnie wylicza Leociak, w zestawieniu ze stwierdzeniem całkowitej poczytalności oskarżonej wskazują na Kościół jako głównego prowodyra i krzewiciela nienawiści wobec Żydów. Badacz ujawnia zatem pokaźną grupę, która sprawując w strukturach organizacji określone role i legitymizując się chrześcijańską etyką, dopuszczała się manipulacji i zakłamań zapewniających podatność na antyżydowską propagandę. To właśnie hierarchowie Kościoła, a nie jego wierni stają się w „Młynach Bożych” odpowiedzialni za emocjonalną obojętność i upór w rozprzestrzenianiu kłamstw fundujących wrogie postawy wobec Żydów.
Niekwestionowanym atutem najnowszej publikacji Leociaka, prezentującej szereg zestawień i argumentów na potwierdzenie tezy o zainfekowaniu polskiego społeczeństwa wirusem antysemityzmu i konserwatywnej religijności, która przekreśliła szansę Żydów na ratunek w czasie akcji eksterminacyjnej prowadzonej w getcie warszawskim i poza nim, jest niewielka objętość książki i dynamiczna prezentacja faktów, która obywa się bez dodatkowych komentarzy i dopowiedzeń, co w połączeniu z ironią, a także sarkazmem, silnie wybrzmiewającymi we fragmentach dotyczących metafizyki i Zagłady oraz milczącego Boga, stanowi finezyjną formę ataku. Dotychczasowa twórczość Leociaka obywała się bez złośliwości i ironii, podkreślających katolicką obłudę i zabobonność, ze względu na naukowy charakter poprzednich książek, w których badacz prezentował wyniki archiwalnych kwerend, udowadniając, że Zagłada to jedno z najważniejszych doświadczeń polskiego społeczeństwa. Ich wnikliwość i mikrologiczne analizy pozwoliły na przygotowanie gruntu dla monografii „Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście” i uświadomienie społeczeństwu realnego udziału Żydów w życiu społecznym, naukowym i ekonomicznym. Koniec wojny stał się bowiem cezurą, która umożliwiła symboliczne wyrugowanie z przestrzeni polskiego krajobrazu memorialnego żydowskich mieszkańców. Śmierć Żydów przyjęto z ulgą, bo ich nieobecność mogła, dzięki przemocy filosemickiej, stać się podstawą dla nowych mitów i historii opartej na niebezpiecznych, dla kultywowania pamięci o pomordowanych, zasadach koncyliacji, rozgrzeszenia i unieważnienia. Najnowsza książka wywołuje gniew, a jej lekturę porównać można do wbijania drzazg pod paznokcie, bo skala problemu okazała się o wiele większa, niż można było się spodziewać, oraz dlatego, że w sytuacji Zagłady ludzie żyjący do tej pory obok siebie stali się, za sprawą warunków geopolitycznych, wrogami. To właśnie ten aspekt szczególnej „ludożerczości” człowieka (by posłużyć się diagnozą Różewicza) okazuje się szczególnie deprymujący z powodu rozziewu między teorią a praktyką chrześcijańską.
Przerwana żałoba
Najnowsza publikacja zrywa z dotychczasowym sposobem prowadzenia wywodu i sytuuje się w centrum sporu o polską pamięć Zagłady; jest więc wymierzona w konkretnych hierarchów kościoła i państwa, postulujących utrzymanie pamięci o polskich ofiarach, polskiej martyrologii i polskich zasługach w czasie wojny. Narodowy egoizm wiąże się z mesjańską koncepcją, która gwarantować miała Polsce rolę „przedmurza chrześcijaństwa”, i powoduje konkurencyjność w obszarze pamięci o getcie warszawskim (i innych gettach) i powstaniu warszawskim, obozach zagłady i zbiorowych morderstwach członków Armii Krajowej, w końcu w kwestii uratowanych/przechowanych lub wyprowadzonych z getta żydowskich dzieci.
Publikacja Leociaka wiąże się także z dyskusją na temat wiedzy Polaków o Holokauście w kontekście upływającego w 2018 roku piętnastolecia działalności Centrum Badań nad Zagładą Żydów, które zamyka tegoroczna publikacja „Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski” (nawiązująca tytułem do zbiorowej publikacji „Prowincja noc. Życie i zagłada Żydów w dystrykcie warszawskim” z 2007 roku). Przetaczająca się w mediach dyskusja z udziałem polityków udowadnia, że Polacy nic nie wiedzą o Zagładzie i nie zdają sobie sprawy z jej długofalowych skutków. O skali ignorancji świadczą przytoczone przez Dariusza Libionkę badania przeprowadzone na zlecenie Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku w 2009 roku. Wynika z nich, że na Treblinkę – największy obóz akcji „Reinhardt” – jako miejsce zagłady Żydów wskazało 13,8% Polaków, na Sobibór 1,9%, na Bełżec zaś zaledwie 0.9% (Libionka 2017: 9). Nikła wiedza i brak determinacji w dążeniu do uzyskiwania miarodajnych sądów i wiedzy źródłowej (zob. Tomczok 2017: 323-324) w połączeniu z przeświadczeniem o polskiej wspaniałomyślności sankcjonują narrację prawicową na temat Zagłady, której obrończynią jest Ewa Kurek pojawiająca się na kartach publikacji Leociaka jako manipulatorka i demagog. Polacy chcą widzieć siebie jako bohaterów, a narracja prawicowa pozwala spełnić ten postulat. Współczesna pamięć Zagłady okazuje się więc szczególnie zagrożona, bo radykalizujące się społeczeństwo polskie pragnie wykorzystać ją do umacniania jeszcze jednego narodowego mitu – polskiej solidarności z Żydami w czasie trwania Holokaustu.
Leociak przypomina, czyje postawy i wypowiedzi okazały się nośne w polskim społeczeństwie i jak wiele zła wyrządzają słowa, które mogą ranić oraz powodują destabilizację humanistycznych wartości. Warto podkreślić, że badacz nie drwi z Boga – instancji pocieszycielskiej i opatrznościowej, która w czasie Zagłady okazywała się potrzebna, wręcz niezbędna, lecz kpi i wyszydza układ personalno-ekonomiczny, który deklarując boskie posłannictwo, dopuścił się wielu zaniedbań i uchybień. To właśnie konkretni ludzie (a nie mistyczna siła) doprowadzili pośrednio do Zagłady Żydów. Fenomen publikacji Leociaka polega na tym, że skrupulatnie punktuje zachowania, które w skali Zagłady były błahe, jednak odegrały kluczową rolę w procesie lodowacenia serc i upowszechniania mowy nienawiści. Charakteryzuje więc świadków/obserwatorów Zagłady, których bierność okazała się decydująca dla pomyślnego przeprowadzenia Zagłady. „Młyny Boże” mogą uchodzić za suplement do publikacji Raula Hilberga, bo ich siła tkwi w lawinowym żonglowaniu konkretnymi przykładami wspólnotowych reakcji na Zagładę, które sąsiadują z przypadkami pojedynczymi, składającymi się na panoramę losów polsko-żydowskich podczas Holokaustu.
Leociak opowiada się za apologią krytycznego rozumu i racjonalności, które kazały w Żydach widzieć ludzi skazanych na niebezpieczeństwo i oczekujących pomocy. Buduje więc dychotomię zasadzającą się na kulcie rozumu i mitu (którego wcieleniem okazały się oficjalne przekazy o postawach i gestach Eugenio Marii Giuseppe Giovanniego Pacellego, znanego jako Pius XII), jednak nie generalizuje i opiera się na konkretnych przykładach, waży słowa, bo waga tematu nie pozwala na kuglarstwo i retoryczne popisy, przy czym zdradza predylekcję do celnych point i klamr kompozycyjnych. Gestem mającym fundamentalne znaczenie dla wizerunku Kościoła katolickiego było wydanie w 1998 roku przez watykańską Komisję do spraw Kontaktów Religijnych z Judaizmem dokumentu „Pamiętamy. Refleksje nad Szoa”. Historia stosunku Kościoła katolickiego do Żydów znajduje swój szczęśliwy (jeśli można tak napisać w kontekście gorzkiej wiedzy, jaka wyłania się z „Młynów Bożych”) finał, którego formę stanowią słowa biskupa Rafała Markowskiego, który w Jedwabnem 10 lipca 2017 roku przeprosił „za ból, jaki sprawili katolicy braciom i siostrom narodu żydowskiego” (s. 183). Ten wymowny fragment, podkreślający siedemdziesięciodwuletnie zwlekanie z wypowiedzeniem przeprosin expressis verbis, świadczy nie tylko o hardości Kościoła w kwestiach żydowskiego losu w czasie Zagłady, lecz również o tradycji przemilczania i braku komentarza do sytuacji w danej chwili aktualnych. Leociak, przyglądając się sytuacjom, w których późniejszy Pius XII okazał obojętność wobec żydowskiej tradycji (m.in. podczas święta Sukot w 1917 roku, gdy Pacelli pełniący funkcję nuncjusza zlekceważył prośbę niemieckich Żydów o liście palmowe, które zostały przez rząd włoski objęte zakazem wywozu, i w ujawnionej przez Johna Cornwella korespondencji z Enrico Gasparrim, watykańskim ministrem spraw zagranicznych, wyraził sprzeciw wobec wsparcia żydowskich obrządków religijnych [zob. s. 35]), podkreśla papieską bierność (np. brak reakcji poprzednika – Piusa XI na list Edyty Stein informującej o skali pogromów z 1933 roku) oraz pisze o kultywowanej i ćwiczonej przez Piusa XII jako sygnatariusza Reichskonkordatu sztuce milczenia (s. 50).
To milczenie stało się, za sprawą hagiografów Piusa XII, szczególną taktyką, która wykrystalizowała się jako legenda o cichym wstawiennictwie papieża, jednak z wywodu Leociaka wynika, że Pacelli nie uczynił dla Żydów nic godnego odnotowania i rozpowszechniania przez hagiografów. Symbolizuje on zatwardziałość i opieszałość Kościoła katolickiego, które powodując brak jakiegokolwiek gestu oporu, utrudniały współpracę okupowanych krajów z Żydami. Zadaniem papieża jest interwencja w postaci encykliki i działań nuncjuszy papieskich, a Pius XII, co wykazał Leociak, nie interweniując w żaden sposób, przyczynił się także za sprawą Aloisa Hudala, który rzekomo w imieniu Piusa XII wystosował listy do generała Reinera Stahla i Ernsta von Weizsäckera, do wykorzystania Żydów w roli taniej siły roboczej na terenie Włoch. 16 października 1943 roku Vernichtungskommando przewoziło schwytanych Żydów do koszar Collegio Militare di Roma, oddalonych osiemset metrów od papieskiego okna (zob. s. 113). W kontekście braku interwencji Piusa XII najdramatyczniej brzmią nie dokumenty, które cytuje Leociak, lecz słowa ocalonej, Settimi Spizzichino. W wywiadzie dla BBC powiedziała otwarcie, że Pius XII „był papieżem antysemickim, papieżem proniemieckim. Nic nie ryzykował. Więc kiedy tego papieża porównują z Jezusem Chrystusem, to nieprawda. Nie uratował ani jednego dziecka. Nie zrobił nic” (s. 117).
Wizerunek bez skazy (pogardy)
Książka Leociaka ma więc fundamentalne znaczenie dla procesu odbrązawiania postaci Piusa XII i innych hierarchów Kościoła i sondowania konserwatywnych postaw we współczesnym społeczeństwie, które okazuje się szczególnie podatne na demagogię hierarchów, powielając stereotypy z czasu Zagłady podane w nowym kostiumie. Wciąż nie mówi się o stosowanej nagminnie wobec kobiet i dzieci przemocy, którą sankcjonują regularne wizyty w kościele. Chrześcijańskie wartości i cnoty kultywowane na pokaz i od święta stają się zasłoną dla problemów mizoginii księży i kwestii ich majątków, pomnażanych wbrew regule skromności i hołdowaniu zasadom św. Franciszka. Podobnie w czasie Zagłady: deklarowany katolicyzm nie przeszkadzał wiernym w wygłaszaniu antyżydowskich haseł i zaszczuwaniu Żydów. W najnowszej książce Leociaka obraz polskiego Kościoła w czasie Zagłady i po pogromach (krakowskim, rzeszowskim i kieleckim), który reprezentują dostojnicy i hierarchowie, jawi się jako zdegenerowany, a sami duchowni jako nieskorzy do żałoby po zamordowanych Żydach. Badacz przywołuje przykłady szeregowych wikarych, którzy zdziałali w czasie swojej posługi kapłańskiej więcej niż sam papież, dysponujący zdecydowanie większą liczbą forteli i możliwości. Na fatalny obraz Kościoła w czasie Zagłady wpływ miało przede wszystkim milczenie Pacellego i starania jego popleczników w kwestii wykreowania wizerunku człowieka godnego estymy.
„Młyny Boże” stanowią więc kolejne ogniwo łańcucha rekonstrukcji postaw członków trójkąta Hilberga (sprawcy – ofiary – świadkowie), a Leociak konsekwentnie kreśli obraz relacji polsko-żydowskich w oparciu o materiał diarystyczny, archiwalny oraz nakreśla dzieje konfliktu żydowsko-chrześcijańskiego, przywołując analogie między kościelnym i nazistowskim ustawodawstwem antyżydowskim (zob. s. 26-27). Celem badacza jest dotarcie do istoty zjawiska szczególnego rozszczepienia, które dało o sobie znać w czasie Zagłady, gdy chrześcijanin przyklaskiwał Hitlerowi, słysząc odgłosy lub widząc obrazy eksterminowanych gett. W kontekście zachowań antyżydowskich relacjonowanych przez Leociaka należy zastanowić się nad rolą Kościoła w dzisiejszym świecie opanowanym przez ruchy nacjonalistyczne. Okazuje się bowiem, że prawdziwy Polak katolik pozostaje czujny i podejrzliwy wobec wszystkich ludzi o odmiennym wyglądzie, dlatego pragnie widzieć w Kościele, do którego należy, opokę dla normalności i prawomyślności (za którą kryje się normatywność w każdym aspekcie życia).
Książka Leociaka to (od)ważny głos w sprawie debaty o lekceważonych do tej pory postawach hierarchów Kościoła i zwrócenia uwagi na księży, którzy (z różnych przyczyn) nie dostąpili zaszczytu otrzymania godności biskupich lub kardynalskich. Głównym zagrożeniem, jakie dostrzec można, śledząc wypowiedzi duchownych, jest ich realny wpływ na losy społeczeństwa i wszelkiego rodzaju prawa (również do aborcji). Ściszenie głosu i gorliwość przejawiająca się w sprawach mniejszej wagi – oto kierunek, który powinni obrać hierarchowie. Kościół musi stawić czoło historii i obcości – definiowanej (w przypadku Żydów) za pomocą metafor parazytologicznych (s. 28-29). Dyskurs antysemicki, brak stanowczej reakcji na pogłoski o dzieciach porywanych na macę, podnoszenie argumentu o Żydach-bogobójcach okazały się cenne dla wytworzenia obojętnej postawy, która gwarantowała nazistom powodzenie. Książka Leociaka, poza wiedzą z zakresu historii chrześcijaństwa, prezentuje rachunek badacza Zagłady, warszawiaka z najsilniejszą instytucją, jaka kiedykolwiek powstała. Jej potęga mierzona jest w walucie i liczbie wiernych, zdolnych przystać na każdy jej rozkaz. Ten aspekt interesuje autora najbardziej, bo o wadze słów powinny zaświadczyć czyny. Tymczasem Kościół przyłożył rękę do Zagłady, a opisywana tu siła miała przełożenie w sytuacjach, których absurd zakrawa na kpinę i stanowi jątrząca się ranę we współczesnej refleksji na temat roli Kościoła podczas Holokaustu.
LITERATURA:
Libionka D.: „Zagłada Żydów w Generalnym Gubernatorstwie. Zarys problematyki”. Lublin 2017.
Tomczok M.: „Czyja dzisiaj jest Zagłada? Retoryka – ideologia – popkultura”, Warszawa 2017.
W najnowszej książce Jacek Leociak uderza mocno i precyzyjnie w jedną z najpotężniejszych instytucji, której dobra i zawartość skarbca intrygują niejednego spośród jej wiernych. Przeciwnik badacza – Kościół katolicki – wydaje się w świetle przywoływanych faktów (świadczących o fabrykacji dokumentu „Donatio Constantini”, zapewniającego wysoką pozycję biskupowi Rzymu i liczne włości w Italii) skompromitowany już w pierwszym starciu (zob. s. 11), jednak Leociak nie poprzestaje na podważeniu wiarygodności Kościoła w zakresie uzyskiwania beneficjów, ale podkreśla również jego dążność do uzyskania realnego wpływu na decyzje polityczne i w finezyjnie zorganizowanych paragrafach wskazuje w perspektywie diachronicznej na konsekwencje braku umiaru i zdrowego rozsądku.
Krytyka Kościoła Katolickiego, a dokładniej „urzędników Pana Boga” (s. 12), wiąże się z wciąż narastającymi w społeczeństwie nastrojami antyklerykalnymi oraz wychodzącymi na jaw nadużyciami (seksualnymi i finansowymi), którym ulegają gorliwi propagatorzy Bożego miłosierdzia, oraz obawą badacza o dalszy rozwój dyskursu martyrologicznego opartego na regule konkurencyjności względem doświadczeń okupacyjnych Żydów. Leociak, kierując się łacińską maksymą memoria minuitur nisi exercetur („pamięć maleje, jeśli się jej nie ćwiczy”), sumiennie wypunktowuje wszystkie zachowania i sytuacje, które poświadczają tezę o antysemityzmie hierarchów (począwszy od godności biskupiej, przez prymasowską, kończąc na papieskiej) i świadczyły o tym, że, zgodnie z przysłowiem, „przykład idzie z góry” (w tym przypadku: „przykład idzie z Rzymu”). Przysłowiowa góra okazała się jednak wyjątkowo zatwardziała pod względem uznawania Żydów za godnych jakiegokolwiek wstawiennictwa lub ochrony.
Tytułowe zapiski dotyczą więc w równym stopniu nie tylko działalności ewangelicznej (która przez hierarchów została pragmatycznie wykorzystana do umacniania władzy), lecz również rozprzestrzeniania retoryki nienawiści, której owocem (by nie napisać produktem) była emblematyczna postawa Stefanii K. z Wietrzychowic, oskarżonej 25 października 1937 roku o podpalenie żydowskiego domu. Akty nienawiści obejmowały również wybijanie szyb w domach prywatnych i bóżnicy oraz zrzucanie Żydom towaru ze straganów (s. 42). Wykroczenia, które skrupulatnie wylicza Leociak, w zestawieniu ze stwierdzeniem całkowitej poczytalności oskarżonej wskazują na Kościół jako głównego prowodyra i krzewiciela nienawiści wobec Żydów. Badacz ujawnia zatem pokaźną grupę, która sprawując w strukturach organizacji określone role i legitymizując się chrześcijańską etyką, dopuszczała się manipulacji i zakłamań zapewniających podatność na antyżydowską propagandę. To właśnie hierarchowie Kościoła, a nie jego wierni stają się w „Młynach Bożych” odpowiedzialni za emocjonalną obojętność i upór w rozprzestrzenianiu kłamstw fundujących wrogie postawy wobec Żydów.
Niekwestionowanym atutem najnowszej publikacji Leociaka, prezentującej szereg zestawień i argumentów na potwierdzenie tezy o zainfekowaniu polskiego społeczeństwa wirusem antysemityzmu i konserwatywnej religijności, która przekreśliła szansę Żydów na ratunek w czasie akcji eksterminacyjnej prowadzonej w getcie warszawskim i poza nim, jest niewielka objętość książki i dynamiczna prezentacja faktów, która obywa się bez dodatkowych komentarzy i dopowiedzeń, co w połączeniu z ironią, a także sarkazmem, silnie wybrzmiewającymi we fragmentach dotyczących metafizyki i Zagłady oraz milczącego Boga, stanowi finezyjną formę ataku. Dotychczasowa twórczość Leociaka obywała się bez złośliwości i ironii, podkreślających katolicką obłudę i zabobonność, ze względu na naukowy charakter poprzednich książek, w których badacz prezentował wyniki archiwalnych kwerend, udowadniając, że Zagłada to jedno z najważniejszych doświadczeń polskiego społeczeństwa. Ich wnikliwość i mikrologiczne analizy pozwoliły na przygotowanie gruntu dla monografii „Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście” i uświadomienie społeczeństwu realnego udziału Żydów w życiu społecznym, naukowym i ekonomicznym. Koniec wojny stał się bowiem cezurą, która umożliwiła symboliczne wyrugowanie z przestrzeni polskiego krajobrazu memorialnego żydowskich mieszkańców. Śmierć Żydów przyjęto z ulgą, bo ich nieobecność mogła, dzięki przemocy filosemickiej, stać się podstawą dla nowych mitów i historii opartej na niebezpiecznych, dla kultywowania pamięci o pomordowanych, zasadach koncyliacji, rozgrzeszenia i unieważnienia. Najnowsza książka wywołuje gniew, a jej lekturę porównać można do wbijania drzazg pod paznokcie, bo skala problemu okazała się o wiele większa, niż można było się spodziewać, oraz dlatego, że w sytuacji Zagłady ludzie żyjący do tej pory obok siebie stali się, za sprawą warunków geopolitycznych, wrogami. To właśnie ten aspekt szczególnej „ludożerczości” człowieka (by posłużyć się diagnozą Różewicza) okazuje się szczególnie deprymujący z powodu rozziewu między teorią a praktyką chrześcijańską.
Przerwana żałoba
Najnowsza publikacja zrywa z dotychczasowym sposobem prowadzenia wywodu i sytuuje się w centrum sporu o polską pamięć Zagłady; jest więc wymierzona w konkretnych hierarchów kościoła i państwa, postulujących utrzymanie pamięci o polskich ofiarach, polskiej martyrologii i polskich zasługach w czasie wojny. Narodowy egoizm wiąże się z mesjańską koncepcją, która gwarantować miała Polsce rolę „przedmurza chrześcijaństwa”, i powoduje konkurencyjność w obszarze pamięci o getcie warszawskim (i innych gettach) i powstaniu warszawskim, obozach zagłady i zbiorowych morderstwach członków Armii Krajowej, w końcu w kwestii uratowanych/przechowanych lub wyprowadzonych z getta żydowskich dzieci.
Publikacja Leociaka wiąże się także z dyskusją na temat wiedzy Polaków o Holokauście w kontekście upływającego w 2018 roku piętnastolecia działalności Centrum Badań nad Zagładą Żydów, które zamyka tegoroczna publikacja „Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski” (nawiązująca tytułem do zbiorowej publikacji „Prowincja noc. Życie i zagłada Żydów w dystrykcie warszawskim” z 2007 roku). Przetaczająca się w mediach dyskusja z udziałem polityków udowadnia, że Polacy nic nie wiedzą o Zagładzie i nie zdają sobie sprawy z jej długofalowych skutków. O skali ignorancji świadczą przytoczone przez Dariusza Libionkę badania przeprowadzone na zlecenie Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku w 2009 roku. Wynika z nich, że na Treblinkę – największy obóz akcji „Reinhardt” – jako miejsce zagłady Żydów wskazało 13,8% Polaków, na Sobibór 1,9%, na Bełżec zaś zaledwie 0.9% (Libionka 2017: 9). Nikła wiedza i brak determinacji w dążeniu do uzyskiwania miarodajnych sądów i wiedzy źródłowej (zob. Tomczok 2017: 323-324) w połączeniu z przeświadczeniem o polskiej wspaniałomyślności sankcjonują narrację prawicową na temat Zagłady, której obrończynią jest Ewa Kurek pojawiająca się na kartach publikacji Leociaka jako manipulatorka i demagog. Polacy chcą widzieć siebie jako bohaterów, a narracja prawicowa pozwala spełnić ten postulat. Współczesna pamięć Zagłady okazuje się więc szczególnie zagrożona, bo radykalizujące się społeczeństwo polskie pragnie wykorzystać ją do umacniania jeszcze jednego narodowego mitu – polskiej solidarności z Żydami w czasie trwania Holokaustu.
Leociak przypomina, czyje postawy i wypowiedzi okazały się nośne w polskim społeczeństwie i jak wiele zła wyrządzają słowa, które mogą ranić oraz powodują destabilizację humanistycznych wartości. Warto podkreślić, że badacz nie drwi z Boga – instancji pocieszycielskiej i opatrznościowej, która w czasie Zagłady okazywała się potrzebna, wręcz niezbędna, lecz kpi i wyszydza układ personalno-ekonomiczny, który deklarując boskie posłannictwo, dopuścił się wielu zaniedbań i uchybień. To właśnie konkretni ludzie (a nie mistyczna siła) doprowadzili pośrednio do Zagłady Żydów. Fenomen publikacji Leociaka polega na tym, że skrupulatnie punktuje zachowania, które w skali Zagłady były błahe, jednak odegrały kluczową rolę w procesie lodowacenia serc i upowszechniania mowy nienawiści. Charakteryzuje więc świadków/obserwatorów Zagłady, których bierność okazała się decydująca dla pomyślnego przeprowadzenia Zagłady. „Młyny Boże” mogą uchodzić za suplement do publikacji Raula Hilberga, bo ich siła tkwi w lawinowym żonglowaniu konkretnymi przykładami wspólnotowych reakcji na Zagładę, które sąsiadują z przypadkami pojedynczymi, składającymi się na panoramę losów polsko-żydowskich podczas Holokaustu.
Leociak opowiada się za apologią krytycznego rozumu i racjonalności, które kazały w Żydach widzieć ludzi skazanych na niebezpieczeństwo i oczekujących pomocy. Buduje więc dychotomię zasadzającą się na kulcie rozumu i mitu (którego wcieleniem okazały się oficjalne przekazy o postawach i gestach Eugenio Marii Giuseppe Giovanniego Pacellego, znanego jako Pius XII), jednak nie generalizuje i opiera się na konkretnych przykładach, waży słowa, bo waga tematu nie pozwala na kuglarstwo i retoryczne popisy, przy czym zdradza predylekcję do celnych point i klamr kompozycyjnych. Gestem mającym fundamentalne znaczenie dla wizerunku Kościoła katolickiego było wydanie w 1998 roku przez watykańską Komisję do spraw Kontaktów Religijnych z Judaizmem dokumentu „Pamiętamy. Refleksje nad Szoa”. Historia stosunku Kościoła katolickiego do Żydów znajduje swój szczęśliwy (jeśli można tak napisać w kontekście gorzkiej wiedzy, jaka wyłania się z „Młynów Bożych”) finał, którego formę stanowią słowa biskupa Rafała Markowskiego, który w Jedwabnem 10 lipca 2017 roku przeprosił „za ból, jaki sprawili katolicy braciom i siostrom narodu żydowskiego” (s. 183). Ten wymowny fragment, podkreślający siedemdziesięciodwuletnie zwlekanie z wypowiedzeniem przeprosin expressis verbis, świadczy nie tylko o hardości Kościoła w kwestiach żydowskiego losu w czasie Zagłady, lecz również o tradycji przemilczania i braku komentarza do sytuacji w danej chwili aktualnych. Leociak, przyglądając się sytuacjom, w których późniejszy Pius XII okazał obojętność wobec żydowskiej tradycji (m.in. podczas święta Sukot w 1917 roku, gdy Pacelli pełniący funkcję nuncjusza zlekceważył prośbę niemieckich Żydów o liście palmowe, które zostały przez rząd włoski objęte zakazem wywozu, i w ujawnionej przez Johna Cornwella korespondencji z Enrico Gasparrim, watykańskim ministrem spraw zagranicznych, wyraził sprzeciw wobec wsparcia żydowskich obrządków religijnych [zob. s. 35]), podkreśla papieską bierność (np. brak reakcji poprzednika – Piusa XI na list Edyty Stein informującej o skali pogromów z 1933 roku) oraz pisze o kultywowanej i ćwiczonej przez Piusa XII jako sygnatariusza Reichskonkordatu sztuce milczenia (s. 50).
To milczenie stało się, za sprawą hagiografów Piusa XII, szczególną taktyką, która wykrystalizowała się jako legenda o cichym wstawiennictwie papieża, jednak z wywodu Leociaka wynika, że Pacelli nie uczynił dla Żydów nic godnego odnotowania i rozpowszechniania przez hagiografów. Symbolizuje on zatwardziałość i opieszałość Kościoła katolickiego, które powodując brak jakiegokolwiek gestu oporu, utrudniały współpracę okupowanych krajów z Żydami. Zadaniem papieża jest interwencja w postaci encykliki i działań nuncjuszy papieskich, a Pius XII, co wykazał Leociak, nie interweniując w żaden sposób, przyczynił się także za sprawą Aloisa Hudala, który rzekomo w imieniu Piusa XII wystosował listy do generała Reinera Stahla i Ernsta von Weizsäckera, do wykorzystania Żydów w roli taniej siły roboczej na terenie Włoch. 16 października 1943 roku Vernichtungskommando przewoziło schwytanych Żydów do koszar Collegio Militare di Roma, oddalonych osiemset metrów od papieskiego okna (zob. s. 113). W kontekście braku interwencji Piusa XII najdramatyczniej brzmią nie dokumenty, które cytuje Leociak, lecz słowa ocalonej, Settimi Spizzichino. W wywiadzie dla BBC powiedziała otwarcie, że Pius XII „był papieżem antysemickim, papieżem proniemieckim. Nic nie ryzykował. Więc kiedy tego papieża porównują z Jezusem Chrystusem, to nieprawda. Nie uratował ani jednego dziecka. Nie zrobił nic” (s. 117).
Wizerunek bez skazy (pogardy)
Książka Leociaka ma więc fundamentalne znaczenie dla procesu odbrązawiania postaci Piusa XII i innych hierarchów Kościoła i sondowania konserwatywnych postaw we współczesnym społeczeństwie, które okazuje się szczególnie podatne na demagogię hierarchów, powielając stereotypy z czasu Zagłady podane w nowym kostiumie. Wciąż nie mówi się o stosowanej nagminnie wobec kobiet i dzieci przemocy, którą sankcjonują regularne wizyty w kościele. Chrześcijańskie wartości i cnoty kultywowane na pokaz i od święta stają się zasłoną dla problemów mizoginii księży i kwestii ich majątków, pomnażanych wbrew regule skromności i hołdowaniu zasadom św. Franciszka. Podobnie w czasie Zagłady: deklarowany katolicyzm nie przeszkadzał wiernym w wygłaszaniu antyżydowskich haseł i zaszczuwaniu Żydów. W najnowszej książce Leociaka obraz polskiego Kościoła w czasie Zagłady i po pogromach (krakowskim, rzeszowskim i kieleckim), który reprezentują dostojnicy i hierarchowie, jawi się jako zdegenerowany, a sami duchowni jako nieskorzy do żałoby po zamordowanych Żydach. Badacz przywołuje przykłady szeregowych wikarych, którzy zdziałali w czasie swojej posługi kapłańskiej więcej niż sam papież, dysponujący zdecydowanie większą liczbą forteli i możliwości. Na fatalny obraz Kościoła w czasie Zagłady wpływ miało przede wszystkim milczenie Pacellego i starania jego popleczników w kwestii wykreowania wizerunku człowieka godnego estymy.
„Młyny Boże” stanowią więc kolejne ogniwo łańcucha rekonstrukcji postaw członków trójkąta Hilberga (sprawcy – ofiary – świadkowie), a Leociak konsekwentnie kreśli obraz relacji polsko-żydowskich w oparciu o materiał diarystyczny, archiwalny oraz nakreśla dzieje konfliktu żydowsko-chrześcijańskiego, przywołując analogie między kościelnym i nazistowskim ustawodawstwem antyżydowskim (zob. s. 26-27). Celem badacza jest dotarcie do istoty zjawiska szczególnego rozszczepienia, które dało o sobie znać w czasie Zagłady, gdy chrześcijanin przyklaskiwał Hitlerowi, słysząc odgłosy lub widząc obrazy eksterminowanych gett. W kontekście zachowań antyżydowskich relacjonowanych przez Leociaka należy zastanowić się nad rolą Kościoła w dzisiejszym świecie opanowanym przez ruchy nacjonalistyczne. Okazuje się bowiem, że prawdziwy Polak katolik pozostaje czujny i podejrzliwy wobec wszystkich ludzi o odmiennym wyglądzie, dlatego pragnie widzieć w Kościele, do którego należy, opokę dla normalności i prawomyślności (za którą kryje się normatywność w każdym aspekcie życia).
Książka Leociaka to (od)ważny głos w sprawie debaty o lekceważonych do tej pory postawach hierarchów Kościoła i zwrócenia uwagi na księży, którzy (z różnych przyczyn) nie dostąpili zaszczytu otrzymania godności biskupich lub kardynalskich. Głównym zagrożeniem, jakie dostrzec można, śledząc wypowiedzi duchownych, jest ich realny wpływ na losy społeczeństwa i wszelkiego rodzaju prawa (również do aborcji). Ściszenie głosu i gorliwość przejawiająca się w sprawach mniejszej wagi – oto kierunek, który powinni obrać hierarchowie. Kościół musi stawić czoło historii i obcości – definiowanej (w przypadku Żydów) za pomocą metafor parazytologicznych (s. 28-29). Dyskurs antysemicki, brak stanowczej reakcji na pogłoski o dzieciach porywanych na macę, podnoszenie argumentu o Żydach-bogobójcach okazały się cenne dla wytworzenia obojętnej postawy, która gwarantowała nazistom powodzenie. Książka Leociaka, poza wiedzą z zakresu historii chrześcijaństwa, prezentuje rachunek badacza Zagłady, warszawiaka z najsilniejszą instytucją, jaka kiedykolwiek powstała. Jej potęga mierzona jest w walucie i liczbie wiernych, zdolnych przystać na każdy jej rozkaz. Ten aspekt interesuje autora najbardziej, bo o wadze słów powinny zaświadczyć czyny. Tymczasem Kościół przyłożył rękę do Zagłady, a opisywana tu siła miała przełożenie w sytuacjach, których absurd zakrawa na kpinę i stanowi jątrząca się ranę we współczesnej refleksji na temat roli Kościoła podczas Holokaustu.
LITERATURA:
Libionka D.: „Zagłada Żydów w Generalnym Gubernatorstwie. Zarys problematyki”. Lublin 2017.
Tomczok M.: „Czyja dzisiaj jest Zagłada? Retoryka – ideologia – popkultura”, Warszawa 2017.
Jacek Leociak: „Młyny Boże. Zapiski o Kościele i Zagładzie”. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2018.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |