SŁUCH CZYTELNICZY (IWONA GRALEWICZ-WOLNY: 'W CUDZYSŁOWIE')
A
A
A
Długo zastanawiałam się, jak rozpocząć omówienie książki Iwony Gralewicz-Wolny, chciałam bowiem uniknąć klasycznego modelu recenzji. Lektura odtwarzająca jedynie porządek logiczny książki, rozpoznająca poruszane tematy, polegająca na wyliczeniu omawianych w książce autorów nie odda charakteru tej publikacji.
Na tle wielu podobnych, pod względem koncepcji, książek naukowych wyróżnią ją zdecydowana autorska szczerość. „W cudzysłowie” to bowiem zbiór szkiców, którego autorka nie próbuje usilnie wpisać w jakąś uspójniającą formułę. Jest to po prostu kompilacja tekstów powstających w różnych okolicznościach, analityczno-interpretacyjnych opracowań utworów literackich napisanych w XX i XXI wieku. Znajdziemy tu między innymi Bolesława Leśmiana, Wisławę Szymborską, Władysława Sebyłę, Mirona Białoszewskiego czy Ryszarda Kapuścińskiego, a właściwie ich pojedyncze utwory. Do tego zestawienia wystarczyłoby dodać kilka słów o warsztacie autorki, która obiera charakterystyczne metody i perspektywy czytelniczego oglądu, przyjrzeć się językowi omówień – i na tym można by właściwie zakończyć pobieżny i niewiele wnoszący ogląd książki „W cudzysłowie. O literaturze polskiej XX i XXI wieku”.
Nie poprzestanę jednak na tym telegraficznym skrócie. Tak pomyślana książka badawcza generuje bowiem kilka zasadniczych pytań.
1. Zobaczyć niewidoczne
Pierwsze pytanie będzie dość oczywiste, ale też nieuniknione: co łączy te lekturowe przygody? W potrzebie badawczego porządku siłą rzeczy bowiem próbujemy się doszukiwać jednak jakiejś nadrzędnej relacji łączącej kolejne rozdziały. W tym przypadku będzie to na pewno osoba badaczki. Mamy do czynienia z czytelniczką wnikliwą, wrażliwą na pojedyncze tekstowe zdarzenie, o jakim pisał Zygmunt Bauman (zob. Bauman 2004). Kolejne teksty to spotkania z wierszem czy prozą, które stają się obustronną relacją badaczki i poddanego lekturze tekstu. Nie są to oczywiście szczegółowe, wyczerpujące analizy całego dorobku danego autora, a właśnie spotkania z pojedynczym utworem, próby umieszczenia go na mapie twórczości pisarza, na nieograniczonej niczym siatce odniesień i literackich koincydencji, nieraz zjawisk pozornie odległych, ale nadal z ograniczaniem się do wybranych motywów, wątków. Jest tak na przykład w przypadku pierwszego szkicu o twórczości Leśmiana. Autorka nie podejmuje próby jakiegoś całościowego ujęcia, które w tak krótkim artykule byłoby niemożliwe, a także, w kontekście istniejących opracowań tej twórczości (monografia Michała Głowińskiego, książka Michała Pawła Markowskiego czy monografia wieloautorska „Stulecie Sadu rozstajnego” pod redakcją Urszuli Pilch i Mariana Stali) – zupełnie niepotrzebne. Zdecydowanie lepszy efekt osiągnąć można, rozważając na tej ogólnej mapie diagnoz poszczególne motywy, frazy.
Poszczególne lektury charakteryzuje w tej książce wyraźne badawcze zacięcie. Autorka poszukuje drobiazgów, czyta wnikliwie, wsłuchuje się w literaturę. Nie ogranicza się więc do oczywistości powierzchownych, syntetyzujących omówień, a poddaje wybrane dzieła lekturze szczegółowej, dokładnej, przemyślanej i spokojnej. Gralewicz-Wolny czyta omawiane teksty bardzo często z perspektywy mikrologicznej. Wyraźnie interesują ją elementy literackiego mikrokosmosu, strzępy, drobnostki, niuanse. Wychodząc od tych, pozornie nieistotnych elementów, obudowując ich miejsce w tekście kolejnymi interpretacjami, kontekstami, odtwarza coraz większe obszary tekstowego świata. Nieco niedosytu pozostawia w czytelniku tylko fakt, że praca w kolejnych rozdziałach otwiera przed nim wciąż kolejne obszary, nie kontynuując myśli zapoczątkowanej wcześniej.
Szkice łączy także metoda badawcza. Choć autorka nie ogranicza się do jednej perspektywy, to zdecydowanie przeważa w tych odczytaniach szkoła hermeneutyczna. Wyjaśnianie sensów, odkrywanie człowieka, który stoi za poszczególnymi frazami, lektura świata poprzez pryzmat literatury.
2. Zrozumieć współczesność
Drugie pytanie dotyczyć będzie granic. Jak pisać o tekstach tak odległych od siebie (i nie chodzi jedynie o czas powstania), że zdaje się je łączyć tylko język, w jakim powstają, oraz enigmatyczny dziś mianownik – współczesność. Teksty, które interpretuje Gralewicz-Wolny, są od siebie bardzo odległe. Oczywiście tłumaczy to przede wszystkim fakt, że artykuły powstawały w różnych okolicznościach, niejednokrotnie w celu zaprezentowania referatu na konferencjach, które zwykle „zadają” prelegentom określony temat. Nie warto jednak od razu się poddawać, można bowiem znaleźć pewną zależność – nie po to, żeby insynuować jej istnienie w miejscu, w którym jej nie ma, ale żeby dostrzec zasadę nieco ograniczająca naszą profesję.
Tę różnorodność autorów i gatunków, które pojawiają się w książce „W cudzysłowie”, można interpretować na dwa sposoby. Z jednej strony, to reprezentacja różnorodnego filologicznego warsztatu i możliwości wykorzystywania narzędzi badawczych do opracowywania niejednorodnych zagadnień. Z drugiej zaś, to także idealne odzwierciedlenie tego, czym jest współczesność, a jest przede wszystkim heterogeniczna, eklektyczna, pełna sprzeczności. Stanowi nieprzebrane bogactwo paradygmatów, obrazów, sposobów budowania narracji, gier z tradycją. Badacz współczesnych zjawisk nie powinien więc ograniczać się do drobnego skrawka wypreparowanego sztucznie z tej wielości tylko po to, by zachować wierność profesjonalizacji. Takie podejście jednak staje się oczywiście także źródłem ryzyka. Badacz który nie wybiera sobie wąskiej specjalizacji, nie ogranicza materiału badawczego, może być postrzegany w środowisku jako ktoś, kto nie potrafi się zdecydować, lub po prostu dyletant, nieosadzony w dookreślonej dziedzinie. Oczywiście ryzyko to z biegiem lat i ogromną metamorfozą humanistyki wyraźnie się zmniejsza.
Taka różnorodność tematyczna wymusza na badaczu operowanie bardzo szerokim słownikiem pojęć oraz uruchomienie bardzo wielu perspektyw: należy zwracać uwagę na język, elementy budujące świat przedstawiony oraz estetykę czy stylistykę utworu. Przy czym każdy z tych elementów będzie jedynie pobieżnie omówiony, gdyż nie ma w tak pomyślanych artykułach miejsca na dogłębną analizę określonego zjawiska.
3. Sztuka przetrwania… filologa
Trzecia refleksja, do której skłania ta lektura, to zagadnienie natury czysto profesjonalnej, pytanie o to, jak powinien kształtować swój branżowy wizerunek współczesny filolog. Owa skrótowość, wspomniana pod koniec poprzedniego akapitu, jest związana także ze sztuką selekcji i ograniczenia. W badaniach filologicznych chodziłoby o zachowanie odpowiednich proporcji pomiędzy analizą omawianego utworu literackiego a odautorskimi komentarzami uruchamiającymi dodatkowe konteksty i wątki poboczne określonej lektury. Iwona Gralewicz-Wolny niezwykle umiejętnie zachowuje tę kompozycyjną równowagę, oddając przestrzeń literaturze, nieco usuwając w cień siebie i swoje rozważania marginalne dla danej analizy, zmierzając płynnie od meritum. Autorka wykazuje się niezwykle wrażliwym słuchem czytelniczym.
„W cudzysłowie” to książka pod wieloma względami reprezentująca klasyczne badania filologiczne, wyraźnie wyrastająca ze szkoły Ireneusza Opackiego. Jakie są tego skutki? Dokładność, skrupulatność, szczegółowe przytoczenie stanu badań, analiza drobnych, pozornie nieznaczących elementów tekstu oraz wyraźne połączenie wiedzy podstawowej (na przykład z zakresu poetyki i językoznawstwa), uzupełnionej o nowsze języki badawcze (jak posthumanizm, animal studies, mikrologia). Te wciąż nowe języki autorka uruchamia, analizując nieoczywiste przykłady. Najlepiej reprezentuje to artykuł o posthumanizmie poezji Szymborskiej. Gralewicz-Wolny zaznacza: „Łączenie twórczości Wisławy Szymborskiej ze współczesną refleksją posthumanistyczną może w pierwszym odruchu budzić wątpliwości. Wszak jest to poetka, która w swych wierszach konsekwentnie stawia w centrum zainteresowania człowieka (…)” (s. 117). Wątpliwości te jednak autorka książki szybko rozwiewa, budząc w czytelniku chęć przeczytania kolejnych interpretacji rozwijających tę tezę. Gralewicz-Wolny porusza się więc wyraźnie poza badawczym mainstreamem, uzupełniając niejako stan literaturoznawczych badań, opierając się niejednokrotnie także na recepcji: „W relacjach z odbioru »Kato-taty« powraca wątek lektury hipnotyzującej i bolesnej zarazem, takiej, od której nie sposób się oderwać, mimo że doznania, jakich dostarcza nie należą do przyjemnych, a ból jakiego doświadcza bohaterka, »przechodzi« niejako na stronę czytelnika” (s. 203-204).
Autorka nie zamieszcza w książce wstępu, nie daje nam żadnych właściwie czytelniczych drogowskazów, nie tworzy mikroświata monografii, który dawałby nam gotowe rozwiązania. W kilku odautorskich zdaniach otwierających zbiór zaznacza jednak ważną rzecz. Udział w wielu projektach, styczność z różnorodną poetyką i tematyką rozwija warsztat filologa, sprawia, że musi on ciągle poszerzać i weryfikować swoją wiedzę. Wystarczy przyjrzeć się dorobkowi autorki, by zauważyć, że wciąż poszukuje ona nowych tematów i rozwiązań – od Szymborskiej, poprzez literaturę dziecięcą, po twórczość Jacka Dehnela. Nie zatrzymuje się w jednym określonym miejscu, wciąż stawiając przed sobą nowe wyzwania. Filolog, który nie postępuje w taki sposób, może stać się poniekąd więźniem, nie dziedziny, bo tej prawdziwy badacz odda się z pasji, ale ograniczeń możliwości wyboru i imperatywu specjalizacji. Z drugiej strony, owa specjalizacja tworzy z literaturoznawcy eksperta w określonym zakresie. Każda ze ścieżek to więc sztuka rezygnacji, wymagająca od filologa umiejętności podejmowania trudnych decyzji.
Omawiana książka nie przynosi szczególnych rewolucyjnych rozwiązań, nie skutkuje opracowaniem nowej strategii lekturowej, nie rewolucjonizuje dziedziny, którą reprezentuje. To jednak dawka porządnej pracy analityczno-interpretacyjnej, która nie jest zakłócana przez usilne poszukiwanie innowacji. Mamy do czynienia z pojedynczymi spotkaniami, czasami zderzeniami, z tekstem literackim badaczki obdarzonej niezwykłą wrażliwością na słowo, zdolnej do odnalezienia się w takim badawczym wielogłosie, jaki wymusiła na niej przyjęta w książce formuła. Nie znajdziemy w tym tomie filologicznych wybuchów wulkanów, ale na pewno dostrzeżmy w nim niezwykłą przyjemność lektury i chęć odkrywania przed nami drobnych wątków zmieniających nieraz wygłos całego tekstu, czasami nawet całej twórczości poszczególnych pisarzy. Filolog jawi się po tej lekturze jako tropiciel śladów i drobnych przesunięć (rytmu, toku narracji), zanurzony w mikroświecie języka literackiego i pojedynczej tekstowej kreacji, zmuszony do niezwykle intensywnych poszukiwań, skazany na ciągły rozwój, zmianę, niezaznający spokoju i stateczności. Na marginesie tej lektury rodzi się jeszcze jeden ważny wniosek. Współczesny filolog, jeżeli nie jest poszukiwaczem innowacji, nie jest gotowy na ciągłe zmiany, ryzykuje znalezienie się na bocznym torze niezwykle szybko zmieniającej się dziedziny naukowej – musi więc pozostać otwarty na różnorodność.
LITERATURA:
Bauman Z.: „Ponowoczesność jako źródło cierpień”. Warszawa 2004.
Na tle wielu podobnych, pod względem koncepcji, książek naukowych wyróżnią ją zdecydowana autorska szczerość. „W cudzysłowie” to bowiem zbiór szkiców, którego autorka nie próbuje usilnie wpisać w jakąś uspójniającą formułę. Jest to po prostu kompilacja tekstów powstających w różnych okolicznościach, analityczno-interpretacyjnych opracowań utworów literackich napisanych w XX i XXI wieku. Znajdziemy tu między innymi Bolesława Leśmiana, Wisławę Szymborską, Władysława Sebyłę, Mirona Białoszewskiego czy Ryszarda Kapuścińskiego, a właściwie ich pojedyncze utwory. Do tego zestawienia wystarczyłoby dodać kilka słów o warsztacie autorki, która obiera charakterystyczne metody i perspektywy czytelniczego oglądu, przyjrzeć się językowi omówień – i na tym można by właściwie zakończyć pobieżny i niewiele wnoszący ogląd książki „W cudzysłowie. O literaturze polskiej XX i XXI wieku”.
Nie poprzestanę jednak na tym telegraficznym skrócie. Tak pomyślana książka badawcza generuje bowiem kilka zasadniczych pytań.
1. Zobaczyć niewidoczne
Pierwsze pytanie będzie dość oczywiste, ale też nieuniknione: co łączy te lekturowe przygody? W potrzebie badawczego porządku siłą rzeczy bowiem próbujemy się doszukiwać jednak jakiejś nadrzędnej relacji łączącej kolejne rozdziały. W tym przypadku będzie to na pewno osoba badaczki. Mamy do czynienia z czytelniczką wnikliwą, wrażliwą na pojedyncze tekstowe zdarzenie, o jakim pisał Zygmunt Bauman (zob. Bauman 2004). Kolejne teksty to spotkania z wierszem czy prozą, które stają się obustronną relacją badaczki i poddanego lekturze tekstu. Nie są to oczywiście szczegółowe, wyczerpujące analizy całego dorobku danego autora, a właśnie spotkania z pojedynczym utworem, próby umieszczenia go na mapie twórczości pisarza, na nieograniczonej niczym siatce odniesień i literackich koincydencji, nieraz zjawisk pozornie odległych, ale nadal z ograniczaniem się do wybranych motywów, wątków. Jest tak na przykład w przypadku pierwszego szkicu o twórczości Leśmiana. Autorka nie podejmuje próby jakiegoś całościowego ujęcia, które w tak krótkim artykule byłoby niemożliwe, a także, w kontekście istniejących opracowań tej twórczości (monografia Michała Głowińskiego, książka Michała Pawła Markowskiego czy monografia wieloautorska „Stulecie Sadu rozstajnego” pod redakcją Urszuli Pilch i Mariana Stali) – zupełnie niepotrzebne. Zdecydowanie lepszy efekt osiągnąć można, rozważając na tej ogólnej mapie diagnoz poszczególne motywy, frazy.
Poszczególne lektury charakteryzuje w tej książce wyraźne badawcze zacięcie. Autorka poszukuje drobiazgów, czyta wnikliwie, wsłuchuje się w literaturę. Nie ogranicza się więc do oczywistości powierzchownych, syntetyzujących omówień, a poddaje wybrane dzieła lekturze szczegółowej, dokładnej, przemyślanej i spokojnej. Gralewicz-Wolny czyta omawiane teksty bardzo często z perspektywy mikrologicznej. Wyraźnie interesują ją elementy literackiego mikrokosmosu, strzępy, drobnostki, niuanse. Wychodząc od tych, pozornie nieistotnych elementów, obudowując ich miejsce w tekście kolejnymi interpretacjami, kontekstami, odtwarza coraz większe obszary tekstowego świata. Nieco niedosytu pozostawia w czytelniku tylko fakt, że praca w kolejnych rozdziałach otwiera przed nim wciąż kolejne obszary, nie kontynuując myśli zapoczątkowanej wcześniej.
Szkice łączy także metoda badawcza. Choć autorka nie ogranicza się do jednej perspektywy, to zdecydowanie przeważa w tych odczytaniach szkoła hermeneutyczna. Wyjaśnianie sensów, odkrywanie człowieka, który stoi za poszczególnymi frazami, lektura świata poprzez pryzmat literatury.
2. Zrozumieć współczesność
Drugie pytanie dotyczyć będzie granic. Jak pisać o tekstach tak odległych od siebie (i nie chodzi jedynie o czas powstania), że zdaje się je łączyć tylko język, w jakim powstają, oraz enigmatyczny dziś mianownik – współczesność. Teksty, które interpretuje Gralewicz-Wolny, są od siebie bardzo odległe. Oczywiście tłumaczy to przede wszystkim fakt, że artykuły powstawały w różnych okolicznościach, niejednokrotnie w celu zaprezentowania referatu na konferencjach, które zwykle „zadają” prelegentom określony temat. Nie warto jednak od razu się poddawać, można bowiem znaleźć pewną zależność – nie po to, żeby insynuować jej istnienie w miejscu, w którym jej nie ma, ale żeby dostrzec zasadę nieco ograniczająca naszą profesję.
Tę różnorodność autorów i gatunków, które pojawiają się w książce „W cudzysłowie”, można interpretować na dwa sposoby. Z jednej strony, to reprezentacja różnorodnego filologicznego warsztatu i możliwości wykorzystywania narzędzi badawczych do opracowywania niejednorodnych zagadnień. Z drugiej zaś, to także idealne odzwierciedlenie tego, czym jest współczesność, a jest przede wszystkim heterogeniczna, eklektyczna, pełna sprzeczności. Stanowi nieprzebrane bogactwo paradygmatów, obrazów, sposobów budowania narracji, gier z tradycją. Badacz współczesnych zjawisk nie powinien więc ograniczać się do drobnego skrawka wypreparowanego sztucznie z tej wielości tylko po to, by zachować wierność profesjonalizacji. Takie podejście jednak staje się oczywiście także źródłem ryzyka. Badacz który nie wybiera sobie wąskiej specjalizacji, nie ogranicza materiału badawczego, może być postrzegany w środowisku jako ktoś, kto nie potrafi się zdecydować, lub po prostu dyletant, nieosadzony w dookreślonej dziedzinie. Oczywiście ryzyko to z biegiem lat i ogromną metamorfozą humanistyki wyraźnie się zmniejsza.
Taka różnorodność tematyczna wymusza na badaczu operowanie bardzo szerokim słownikiem pojęć oraz uruchomienie bardzo wielu perspektyw: należy zwracać uwagę na język, elementy budujące świat przedstawiony oraz estetykę czy stylistykę utworu. Przy czym każdy z tych elementów będzie jedynie pobieżnie omówiony, gdyż nie ma w tak pomyślanych artykułach miejsca na dogłębną analizę określonego zjawiska.
3. Sztuka przetrwania… filologa
Trzecia refleksja, do której skłania ta lektura, to zagadnienie natury czysto profesjonalnej, pytanie o to, jak powinien kształtować swój branżowy wizerunek współczesny filolog. Owa skrótowość, wspomniana pod koniec poprzedniego akapitu, jest związana także ze sztuką selekcji i ograniczenia. W badaniach filologicznych chodziłoby o zachowanie odpowiednich proporcji pomiędzy analizą omawianego utworu literackiego a odautorskimi komentarzami uruchamiającymi dodatkowe konteksty i wątki poboczne określonej lektury. Iwona Gralewicz-Wolny niezwykle umiejętnie zachowuje tę kompozycyjną równowagę, oddając przestrzeń literaturze, nieco usuwając w cień siebie i swoje rozważania marginalne dla danej analizy, zmierzając płynnie od meritum. Autorka wykazuje się niezwykle wrażliwym słuchem czytelniczym.
„W cudzysłowie” to książka pod wieloma względami reprezentująca klasyczne badania filologiczne, wyraźnie wyrastająca ze szkoły Ireneusza Opackiego. Jakie są tego skutki? Dokładność, skrupulatność, szczegółowe przytoczenie stanu badań, analiza drobnych, pozornie nieznaczących elementów tekstu oraz wyraźne połączenie wiedzy podstawowej (na przykład z zakresu poetyki i językoznawstwa), uzupełnionej o nowsze języki badawcze (jak posthumanizm, animal studies, mikrologia). Te wciąż nowe języki autorka uruchamia, analizując nieoczywiste przykłady. Najlepiej reprezentuje to artykuł o posthumanizmie poezji Szymborskiej. Gralewicz-Wolny zaznacza: „Łączenie twórczości Wisławy Szymborskiej ze współczesną refleksją posthumanistyczną może w pierwszym odruchu budzić wątpliwości. Wszak jest to poetka, która w swych wierszach konsekwentnie stawia w centrum zainteresowania człowieka (…)” (s. 117). Wątpliwości te jednak autorka książki szybko rozwiewa, budząc w czytelniku chęć przeczytania kolejnych interpretacji rozwijających tę tezę. Gralewicz-Wolny porusza się więc wyraźnie poza badawczym mainstreamem, uzupełniając niejako stan literaturoznawczych badań, opierając się niejednokrotnie także na recepcji: „W relacjach z odbioru »Kato-taty« powraca wątek lektury hipnotyzującej i bolesnej zarazem, takiej, od której nie sposób się oderwać, mimo że doznania, jakich dostarcza nie należą do przyjemnych, a ból jakiego doświadcza bohaterka, »przechodzi« niejako na stronę czytelnika” (s. 203-204).
Autorka nie zamieszcza w książce wstępu, nie daje nam żadnych właściwie czytelniczych drogowskazów, nie tworzy mikroświata monografii, który dawałby nam gotowe rozwiązania. W kilku odautorskich zdaniach otwierających zbiór zaznacza jednak ważną rzecz. Udział w wielu projektach, styczność z różnorodną poetyką i tematyką rozwija warsztat filologa, sprawia, że musi on ciągle poszerzać i weryfikować swoją wiedzę. Wystarczy przyjrzeć się dorobkowi autorki, by zauważyć, że wciąż poszukuje ona nowych tematów i rozwiązań – od Szymborskiej, poprzez literaturę dziecięcą, po twórczość Jacka Dehnela. Nie zatrzymuje się w jednym określonym miejscu, wciąż stawiając przed sobą nowe wyzwania. Filolog, który nie postępuje w taki sposób, może stać się poniekąd więźniem, nie dziedziny, bo tej prawdziwy badacz odda się z pasji, ale ograniczeń możliwości wyboru i imperatywu specjalizacji. Z drugiej strony, owa specjalizacja tworzy z literaturoznawcy eksperta w określonym zakresie. Każda ze ścieżek to więc sztuka rezygnacji, wymagająca od filologa umiejętności podejmowania trudnych decyzji.
Omawiana książka nie przynosi szczególnych rewolucyjnych rozwiązań, nie skutkuje opracowaniem nowej strategii lekturowej, nie rewolucjonizuje dziedziny, którą reprezentuje. To jednak dawka porządnej pracy analityczno-interpretacyjnej, która nie jest zakłócana przez usilne poszukiwanie innowacji. Mamy do czynienia z pojedynczymi spotkaniami, czasami zderzeniami, z tekstem literackim badaczki obdarzonej niezwykłą wrażliwością na słowo, zdolnej do odnalezienia się w takim badawczym wielogłosie, jaki wymusiła na niej przyjęta w książce formuła. Nie znajdziemy w tym tomie filologicznych wybuchów wulkanów, ale na pewno dostrzeżmy w nim niezwykłą przyjemność lektury i chęć odkrywania przed nami drobnych wątków zmieniających nieraz wygłos całego tekstu, czasami nawet całej twórczości poszczególnych pisarzy. Filolog jawi się po tej lekturze jako tropiciel śladów i drobnych przesunięć (rytmu, toku narracji), zanurzony w mikroświecie języka literackiego i pojedynczej tekstowej kreacji, zmuszony do niezwykle intensywnych poszukiwań, skazany na ciągły rozwój, zmianę, niezaznający spokoju i stateczności. Na marginesie tej lektury rodzi się jeszcze jeden ważny wniosek. Współczesny filolog, jeżeli nie jest poszukiwaczem innowacji, nie jest gotowy na ciągłe zmiany, ryzykuje znalezienie się na bocznym torze niezwykle szybko zmieniającej się dziedziny naukowej – musi więc pozostać otwarty na różnorodność.
LITERATURA:
Bauman Z.: „Ponowoczesność jako źródło cierpień”. Warszawa 2004.
Iwona Gralewicz-Wolny: „W cudzysłowie. O literaturze polskiej XX i XX wieku”. Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego. Katowice 2016.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |