ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lipca 13 (349) / 2018

Kamila Czaja,

PREZES WIECZNIE ŻYWY. MROŻEK TEŻ (SŁAWOMIR MROŻEK: 'CZEKOLADKI DLA PREZESA')

A A A
„Przyznaję, że myślałem, że z Mrożka się wyrasta. Myliłem się” – stwierdza Wojciech Szot po lekturze „Czekoladek dla Prezesa” (kurzojady.pl). W przeciwieństwie do współtwórcy „Kurzojadów” zawsze sądziłam, że do Mrożka się raczej dorasta, bo licealny zachwyt „Tangiem” trzeba z czasem uzupełnić doświadczeniem, które pozwoli głębiej pojąć pomysły tego pisarza. Po przeczytaniu zbioru opowiadań o Prezesie zdania nie zmieniam, chociaż akurat „Czekoladki…” okazują się na tyle przystępne, że i bez szczególnego życiowego bagażu nietrudno je docenić.

Na książkę składają się zebrane w jednym tomie, a w efekcie skondensowane i spójne „[w]spaniałe przykłady efektywnego współdziałania ludzi szanujących autorytet (Prezesa) i starających się rozwiązywać skutecznie problemy (Prezesa)” (obwoluta). Uwzględniony w tytule publikacji bohater kusi, by te opowiadania Sławomira Mrożka sobie mocno zaktualizować w kontekście bieżącej polityki. Zanim jednak damy się uwieść chęci uznania „Czekoladek dla Prezesa” za starszy o ponad pół wieku prequel „Ucha Prezesa”, warto się zatrzymać w pół kroku. Owszem, sporo tu pasuje – ale pasuje po prostu dlatego, że Prezesi są wieczni (nawet jeśli niektóre epoki sprzyjają im nieco bardziej). Podczas lektury narzuca się myśl: „To zupełnie tak, jak…”, dotycząca wielu planów, od codziennej egzystencji po ustrojowe rozwiązania. Ale w tym siła talentu Mrożka (i słabość kondycji świata), że takie historie są nieustająco aktualne.

Przygody członków Zarządu Spółdzielni „Jasna Przyszłość” z Prezesem na czele to doskonała ilustracja absurdów urzędniczego życia. Niezbędna okazuje się na przykład akademia ku czci, chociaż mogą pojawić się przejściowe trudności: „Akurat nasz kasjer odsiadywał wyrok, więc Prezes wysłał pismo do władz więziennych z prośbą, aby udzielono mu urlopu pod warunkiem, że nauczy się poematu na pamięć i wygłosi na akademii. Władze się zgodziły, ale kasjer się nie zgodził” (s. 11-12). Zgodzi się za to emeryt wyznaczony przy innej okazji do udawania pomnika Mickiewicza. A to tylko wierzchołek góry lodowej.

Mamy tu też innowacyjne pomysły na oszczędzanie (zatrudnienie gońca z jedną nogą zamiast dwóch) i na inwestycje (winda w parterowym budynku). Zahaczy Mrożek i o kreatywną księgowość („Przyjęcie płacimy z funduszu akcji socjalnej, Inspektor od dawna już nie ma rodziców, więc zaksięgujemy koszty jako wydatek w ramach opieki nad sierotami pracowniczymi” [s. 48]). Dostaje się nepotyzmowi: „Tak się jakoś złożyło, że przyjęliśmy do pracy młodego człowieka, który okazał się siostrzeńcem Prezesa. Chłopak nawet przystojny, tylko czoło miał trochę za niskie. Ale ostatecznie czoło to nie Pałac Kultury, może być i niskie, w pracy umysłowej to nie przeszkadza. Najlepszy dowód, że od razu został kierownikiem wydziału sprawozdawczości” (s. 7). Urzędników z „Czekoladek dla Prezesa” cechuje też skrajne lenistwo, czasem ujawnione wprost, choćby na przykładzie licznych posiedzeń w gospodzie w godzinach pracy, a nieraz uchwycone w subtelniejszej frazie: „Tego dnia spóźniłem się na obiad o godzinę, bo urzędowanie skończyło się punktualnie i zupa się przypaliła” (s. 42).

Mrożek skutecznie bawi, a pierwszoosobowa narracja jednego z ludzi Prezesa skłania odbiorcę do pobłażliwości wobec bohaterów. Śmiejąc się, warto jednak pamiętać o grozie czającej się w tym urzędniczym uniwersum. To świat ludzi, którzy dla kariery gotowi są wytatuować sobie na piersi wizerunek zwierzchnika. A także rzeczywistość donosów, w której podejrzliwość osiąga stopień paranoiczny, co widać najlepiej w opowiadaniu „Pies”: „Pies leżał koło studni, tyłem do nas i nie odwracał głowy. To potwierdziło nasze podejrzenia” (s. 40). Z sytuacji, w które uwikłani są urzędnicy, nie ma dobrego wyjścia – stąd choćby próba uniknięcia równocześnie i zdemaskowania Prezesa, i posądzenia o zignorowanie go: „Więc mu się ukłoniłem, ale udając, że go nie widzę” (s. 137).

Jeżeli podążyć za nietrudną do przyjęcia intuicją, że Spółdzielnia „Jasna Przyszłość” symbolizuje cały opresyjny system w jego (pilnie strzeżonych) granicach, to tym bardziej warto wyczulić się na brutalne rozstrzygnięcia opisywanych przygód. W świecie bohaterów tych opowiadań człowieka odnalezionego pod stertą akt przysypuje się ponownie, bo nie ma on wartości archeologicznej („Ruszał się trochę, ale dołożyliśmy papierów na wierzch i udeptali” [s. 24]). Oczywista konkluzja wydarzeń brzmieć może: „Skopiemy go jutro” (s. 46). A nieudana próba wykreowania poety kończy się następująco: „Pobiliśmy go całkiem zwyczajnie, już bez lania wody w nos, mrówek i tym podobnych starań ze strony społeczeństwa. Nie opłaca się dla pismaka” (s. 157).

Za wydanie tak pomyślanego zbioru opowiadań Mrożka należy się Noir sur Blanc duże uznanie. Jedyne zastrzeżenie budzić może skrajna lakoniczność edytorskich podpowiedzi, wiadomo bowiem tylko, że to „[w]ydanie pierwsze w tej edycji” i że prawa autorskie z 1992 roku ma „Diogenes Verlag AG, Zürich”. Warto byłoby podać, kiedy powstawały teksty o Prezesie i gdzie ukazały się wcześniej. Przynajmniej daty i okoliczności powstania opowiadań oraz adresy pierwodruków należałoby wskazać w krótkiej choćby nocie edytorskiej. Czytelnik musi zadać sobie trochę trudu, by sprawdzić, że to w ogromnej większości teksty pisane dla audycji „Podwieczorek przy mikrofonie”, zamieszczone – chociaż faktycznie nie w tym kształcie, a w towarzystwie innych jeszcze utworów – w „Opowiadaniach 1960-1965” (VI tom „Dzieł zebranych” Mrożka); wyjątek stanowi ostatni tekst, „Nomenklatura”, który ukazał się w „Tygodniku Powszechnym” (1992, nr 14) i przedrukowany został w „Opowiadaniach 1990-1993” (tom I „Dzieł zebranych”). Nagrania niektórych historii znaleźć można w sieci w interpretacji Edwarda Dziewońskiego.

„Czekoladki dla Prezesa” to Mrożek odpowiedni zarówno dla wiernych fanów, jak i dla początkujących (czyli zapewne przyszłych wiernych fanów). Przy całej ostrości spostrzeżeń i przemyconych ataków na kraj tłamszący obywateli, to dość przystępne, a przede wszystkim przezabawne opowiadania. Mniej tu rozważań bardziej abstrakcyjnych (choć surrealistyczny „Twardy sen” jest nieco inny od reszty), a więcej czystej satyry. Zdarzają się perełki stylistyczne, choćby:Pewnego razu poszedłem do lokalu o złej reputacji, ponieważ chciałem dać zły przykład młodzieży. Stoję więc przy barze i daję” (s. 78), ale sporo zawartych w zbiorze opowiadań ujmuje nie tyle pojedynczymi frazami, co jako niewielka tekstowa całostka. Teksty te przypominają inteligentne dowcipy – mamy opis przebiegu sytuacji z udziałem paru osób, a potem rozbrajającą pointę. Można by streszczać i cytować bez końca, ale szkoda zdradzać te finały. Zaskoczeń nie brakuje, ale warto się z nimi zmierzyć bez pośredników.

Jak to u Mrożka, śmiech jest trochę przez łzy. Zwłaszcza jeśli przenieść na wyższy poziom – niekoniecznie nawet polityczny, ale nawet szerzej, egzystencjalny – pewne diagnozy. Na przykład tę padającą po awarii zupełnie zbędnej i komplikującej wszystkim życie windy: „Niestety, przyzwyczailiśmy się już do pięter i nie możemy się odzwyczaić. A chodzenie po schodach męczy” (s. 52). Mrożek gwałtownie wytrąca odbiorców z marazmu, mając świadomość, że absurdy, w których tkwią bohaterowie opowiadań – w których my sami tkwimy – zbyt łatwo tracą moc rażenia, powszechnieją, wchodzą w nawyk. A stąd tylko krok do uwięzienia w układzie nie tylko groteskowym, ale i krzywdzącym. Jak w trafnie ponurej konkluzji opowieści o tym, jak Prezes próbował wydoić byka: „Do miasta wróciliśmy w milczeniu. Jednak wszystko zależy od tego, kogo się doi” (s. 58).

Czytając „Czekoladki do Prezesa” i płacząc nad nimi ze śmiechu, „sami z sobie się śmiejemy”. A płaczemy chyba trochę nad tym, jak nas – ci czy inni Prezesi, a może życie po prostu – doją. W najnowszym „Przekroju” (2018, nr 3) Jacek Świdziński, przyznający się zresztą do inspiracji kreską autora „Emigrantów”, w ramach cyklu „Z archiwum P.” proponuje serię czterech obrazków. Na pierwszym Mrożek siedzi wyprostowany na krześle, na drugim rzewnie płacze – a potem następuje raz jeszcze ta sama sekwencja. Opis komiksowego paska brzmi: „Sławomir Mrożek wymyśla żarty”. Nic dodać, nic ująć. Tylko czytać, co wymyślił.

LITERATURA:

Szot W. „Sławomir Mrożek: »Czekoladki dla Prezesa«”. https://www.kurzojady.pl/1786-slawomir-mrozek-czekoladki-dla-prezesa.
Sławomir Mrożek: „Czekoladki dla Prezesa”. Noir sur Blanc. Warszawa 2018.