'ŻE TY NIE DLA MNIE JESTEŚ ANI JA DLA CIEBIE...' (MANUELA GRETKOWSKA: 'POETKA I KSIĄŻĘ')
A
A
A
Dwadzieścia jeden lat po śmierci autorki „Małgośki” Manuela Gretkowska dostarczyła nam powieść poświęconą epizodowi z życia dwudziestojednoletniej Osieckiej. „Epizodowi” w sensie wycinka czasu wyznaczającego oś fabularną, bo na pewno nie pod względem wagi w biografii bohaterki: jej znajomość z Jerzym Giedroyciem, zadzierzgnięta w trakcie pobytu we Francji jesienią 1957 r., skutkowała czymś więcej aniżeli dozgonną sympatią. Prześwietlenie głębokiego uczucia między postaciami tak odmiennymi – a zarazem ikonicznymi dla polskiej kultury epoki PRL w kraju i na obczyźnie – może mieć dla niektórych posmak rewelacji. Zwłaszcza że nawet osoby spoufalone z poetką wiedziały jedynie o jej wizytach w Maisons-Laffitte już jako dojrzałej kobiety oraz o obfitej korespondencji. Aczkolwiek wzmianka na ten temat padła wcześniej m.in. w „Zdradzieckiej Agnieszce Osieckiej” Piotra Derlatki, z kolei jej przyjaciółka z liceum i filmówki Teresa Wilk utrzymuje, że już na studiach znajdowała się ona „pod urokiem pana Giedroycia, o którym mówiła per Książę”, a wręcz była w nim zakochana (cyt. za: „Koleżanka” 2015: 37).
Owo uczucie wydaje się wyborną materią powieściową, niemniej jest to materia śliska, nie tylko dlatego, że łatwo zsunąć się po niej w kicz lub tanią sensację. Natychmiast też nasuwa się pytanie o zamysł autorki „Tarota paryskiego” – czy oferuje czytelnikom powieść biograficzną, czy obyczajówkę z wątkiem erotycznym albo „romans inspirowany…”? Niezależnie od tego kluczowa kwestia brzmi: czy przekonująco zaprezentowała relację, która – jak twierdzi, powołując się na wypowiedzi pierwowzoru protagonistki – była dla Osieckiej bodaj najważniejszą miłością? (zob. Viva.pl) Również Magda Umer à propos omawianej książki wyjawia: „Jeszcze w 1996 roku [Agnieszka] mówiła mi: »Pana Jerzego będę kochać zawsze«” (linki do obu źródeł poniżej).
„Jeszcze z tobą nie zdążyłam na najdalsze gwiazdy”
Kanwę „Poetki i księcia” stanowi wyjazd początkującej, acz znanej już „tekściarki” razem z przyjaciółmi ze Studenckiego Teatru Satyryków na winobranie, przy okazji którego dostała ona do wypełnienia niebagatelną misję – na prośbę swego „narzeczonego” Marka Hłaski przeszmuglowała do Instytutu Literackiego maszynopis jego „Cmentarzy”. Energiczna, elokwentna, pełna wdzięku „piękna dwudziestoletnia” nie tylko od progu zaskarbiła sobie przychylność domowników, ale wprost oszołomiła powściągliwego i apatycznego Giedroycia. Można powiedzieć: rzuciła na niego czar, zresztą sam nadał jej przydomek Kikimora, imię „duszka z białoruskich bagien, (…) który ukazuje się w postaci jasnowłosej dziewczyny i wciąga nieostrożnych w topiele” (Grochowska 2012: 77).
Czy wystarczyła obecność przybyszki, by szacownego redaktora „Kultury” przeszyła strzała Amora, czy też Osiecka świadomie go w sobie rozkochała? Ci, którzy z nią obcowali albo znają jej biografię, mogą snuć własne hipotezy; tak czy owak, sposób, w jaki przedstawia to Gretkowska, należy do najmocniejszych stron powieści. Oczywiście, młoda poetka także zafascynowała się człowiekiem instytucją, legendarnym już wtedy po mroczniejszej stronie żelaznej kurtyny. Imponował jej, a ponadto „Obezwładniał ją subtelnością gestów, męską klasą. (…) Przy nim stawała się kimś innym, szlachetniejszą odmianą Agnieszki” (s. 87). Dzieliła ich przepaść trzydziestu lat i nagły poryw serca był dla nich równie zaskakujący jak dla niejednego czytelnika, co w książce odzwierciedla m.in. autoironia („Nie staje do konkurencji z jej narzeczonym. Startuje w osobnym bloku starych idiotów – [Giedroyć] zdenerwował się sam na siebie” [s. 48]). Ale, jak objaśnia pisarka, okazuje się, że „To taki doktor Faust, który potrafi się odmłodzić, bo przychodzi do niego Mefisto (…). Więc coś się traci, coś się zyskuje. I ta kobieta – nie na zasadzie, że jest muzą wybitnego człowieka, tylko to są partnerzy – też zyskuje podwójne życie” (program „Rezerwacja”, link poniżej).
Jednak osoby, które po nowej pozycji w dorobku autorki okrzykniętej niegdyś skandalistką spodziewają się namiętnego romansu, mogą być rozczarowane, gdyż w obrazie tego, co ich łączyło, pikanterii niewiele. (Notabene, zmysłowe oblicze związku naznaczonego zbliżoną różnicą wieku wyeksponowała Gretkowska w „Transie”, czerpiącym z autopsji i też osadzonym w scenerii paryskiej). Mimo to – lub właśnie dlatego – sugestywnie zostało ukazane przyciąganie się owych biegunów: rezolutnej, olśniewającej i utalentowanej dziewczyny z jednej strony oraz obumarłego w środku, nękanego przez depresję pracoholika z drugiej. Jest tutaj, naturalnie, ładunek melodramatyzmu, niemniej ich historia nie przeradza się w ckliwego harlequina. A ponieważ chodzi o uczucie poniekąd platoniczne, nagłośnienie go raczej nie odbije się echem podobnym do publikacji intymnych listów wymienianych przez Osiecką z Jeremim Przyborą. Można odnieść wrażenie, że w przypadku interesującej nas powieści zwyciężyły obawy, co ludzie powiedzą (ci wiedzący, „jak było naprawdę”), czyli górę wziął respekt dla faktów. Albo dla samego Giedroycia.
Istotnie, sławny wydawca i filar intelektualny wychodźstwa jawi się na kartach książki jako człowiek wielkiego formatu, nie tylko książę tytularny (chętnie mianowały się tak tuziny Polaków na Zachodzie), lecz autentyczny arystokrata ducha. Przy tym, niczym zadurzony sztubak, rozczulająco bezradny wobec miłości i zdolny do wyczynu szaleńczego dla takiego pustelnika, byle zobaczyć ukochaną. A zarazem zdolny do samowyrzeczenia, po pierwsze bowiem „Namawianie do emigracji przypominało namawianie do samobójstwa” (s. 100), po drugie nie chciał, by Agnieszka ryzykowała zbyt wiele. Ale przecież zgodziła się na ryzyko już z chwilą podjęcia rzeczonej misji – i poniosła tego konsekwencje. Może gdyby nie rozdzieliły ich polityka i przestrzeń… Bądź co bądź w jego życiu nie było potem innej kobiety, a ona cztery dekady później, pokazując w trakcie wywiadu zawartość portfela, wyliczała w znamiennej kolejności: „Proszę, Jerzy Giedroyć, (…) fotografia babci, (…) trochę moich zdjęć, moja córka (…)” (cyt. za: „Koleżanka” 2015: 551). Gretkowska zaś w programie „Rezerwacja” zauważa: „To miłość szczęśliwa, bo niespełniona”.
„Być wciąż w podróży, w drodze pod wiatr”
Wnioskując z tytułu, należałoby oczekiwać, że poetka i książę będą ex aequo zajmować centralne miejsce, tymczasem jego przesłania cały zestaw bohaterów niby to drugoplanowych, a przede wszystkim prym wiodą jej perypetie zewnętrzne i wewnętrzne. Te pierwsze osnute są wokół dwojakiego doświadczenia Osieckiej, która po krótkim pobycie w Maisons-Laffitte udaje się do Londynu, do ciotki. Zresztą przez dłuższy czas akcja toczy się symultanicznie w obu miejscach, co w mniejszym stopniu służy niezbyt pochlebnemu ujęciu „charakterów narodowych” Anglików i Francuzów, w większym – skontrastowaniu polskiej emigracji skupionej w tych ośrodkach. Z lubością kreśli zatem autorka satyryczny portret Polaków nad Tamizą: reprezentantów stereotypowych wad dawnego ziemiaństwa, zaściankowych megalomanów wciąż żyjących ułudą, że po III wojnie światowej powróci Polska „z dworkami, ułanami i parafią. A chamy w błocie czapkować będą państwu” (s. 17). Najbardziej ironiczny jest konterfekt filantropki kabotynki rodem z Prusowskiej „Lalki”, ciotki Arciszewskiej, której obłudne gesty narratorka wręcz parodiuje.
Diametralnie odmienny ton narracji przysługuje, oprócz Giedroycia, postaciom z jego otoczenia, głównie mieszkańcom podparyskiej posiadłości: fundamentowi wydawnictwa w osobie pryncypialnej, lecz troskliwej Zofii Hertz, jej błyskotliwemu mężowi Zygmuntowi oraz Józefowi Czapskiemu (siostra tegoż, zapewne z racji gorliwej pobożności, przedstawiona została z dystansem). Gretkowska nieledwie streszcza ich biogramy, ale choć takie bezpośrednie charakterystyki trącą encyklopedyzmem, uzupełnienie ich zarówno o codzienne pogawędki, jak i „długie nocne rodaków rozmowy” na temat imponderabiliów sprawia, że bohaterowie nie szeleszczą irytująco papierem. Między elementami faktograficznej wyliczanki autorka stara się oddać atmosferę Maisons-Laffitte, dzięki której Osiecka mogła donosić przyjaciółce w liście, że to „naprawdę bardzo Mój Dom (…) z dobrymi, kochanymi, ludźmi” (cyt. za: „Koleżanka” 2015: 41). W powieści przewijają się, in persona lub we wspomnieniach, także satelici „Kultury” – od „zbyt subtelnego, wyrafinowanego na Polskę” (s. 265) Jeleńskiego, przez Miłosza czy Bobkowskiego, po innych literatów i myślicieli, dla których siedziba Instytutu oznaczała tyleż prywatną przystań, co ostoję niezależnej myśli. Również nasza protagonistka mogła się tam poczuć niezależna, taka, jaką pragnęła być.
Ale nie tylko panoramy owych dwóch środowisk są jawnie wartościujące. Po pierwsze, z zarysowanym podziałem krzyżuje się kategoryzacja „kraj versus Zachód”. Aczkolwiek perspektywa pozostania we Francji kusi Agnieszkę, broni ona dobrego imienia Polski, wiedząc, że jedynie tam tak naprawdę potrafi żyć. Pomimo iż zna przecież bolączki owego życia – chuliganizm, ograniczenie swobód czy te Święta Kobiet, gdy „Wyfiokowane szwaczki filmowane przez Polską Kronikę Filmową dostają w zakładzie pracy należny prezent. Ich przyklejone do wymalowanych tanią szminką ust wzruszenie, komentowane przez zawodowego amanta (…). Telepiącym się tramwajem po nocnej zmianie. (…) samice zagonione do nor, gdzie czekają wygłodniałe dzieciaki” (s. 182-183).
Powyższy cytat stanowi jeden z wielu przykładów mowy pozornie zależnej, a ponieważ Osiecka była bystrą obserwatorką, Gretkowskiej łatwo pod płaszczykiem jej myśli przemycać własne poglądy. Po drugie zatem, narratorka nie tylko pokpiwa z dewocji, obskurantyzmu czy martyrologii, ale też zwraca uwagę na patriarchalizm obecny np. w zastępowaniu imienia mężatki we francuskich adresach formą „madame”. Sporo w książce uwag o wydźwięku feministycznym zogniskowanych wokół Agnieszki, która dopiero, kiedy w jedną zarwaną noc uratowała ocenzurowany spektakl, zyskała uznanie kolegów z STS-u i stała się czymś więcej niż „zgrabnymi nogami, doklejonymi rzęsami” (s. 127). Mimo powojennych przeobrażeń społecznych młoda kobieta nadal musi stawiać opór schematom zakleszczającym ją w rolach dziewczyny z mieszczańskiego domu, panny do wzięcia, kochanki…
„Dobranoc, panowie, dobranoc, obrączki na szczęście, pchły na noc”
Ta ostatnia rola została szczególnie uwypuklona, co nie dziwi, zważywszy na powszechną opinię, że mężczyźni jak na zawołanie tracili głowę do Osieckiej i zawsze otaczał ją wianuszek adoratorów. Tyleż banalne, ile trafne wydaje się przeto stwierdzenie: „Właściwie każdy, kto ją poznał, musiał pokochać” (s. 5). Gretkowska szkicuje sylwetki jej amantów z tamtego okresu, w retrospektywnych migawkach albo osobiście pojawiają się więc nieokrzesany Hłasko, „zaczadzony rewolucyjnym zapałem” (s. 90) Witold Dąbrowski czy oczytany scenarzysta STS-u Andrzej Jarecki. Przy okazji poznajemy innych członków kabaretu, którzy nie tylko wprowadzają parę barwnych scenek obyczajowych, lecz także pozwalają autorce zestawić pokolenie przedwojenne z młodzieżą ZMP-owską – urabianą przez ideologię, jednak stopniowo dostrzegającą jej fałsz, by w końcu stanąć przeciw niej, niczym wobec Goliata, z procą satyry.
Mnogość postaci i motywów przekłada się na konstrukcję narracji: główny wątek gęsto oplatają reminiscencje i dygresje, ponadto fabuła jest inkrustowana cytatami z różnych listów oraz parafrazami diariuszowych i wspomnieniowych wypowiedzi Osieckiej. Napomknęłam już o rekapitulowaniu życiorysów i częstym serwowaniu informacji wprost (nawet w rzekomym liście do ojca Agnieszka wymienia dane z jego biografii), co niekiedy skutkuje karkołomnymi skrótami myślowymi, a chaos potęguje przeplatanie się narracji auktorialnej z personalną i czasu przeszłego z teraźniejszym. Wszystko razem momentami sprawia wrażenie bezładnych collectaneów, zbyt ciasno nanizanych na sznurek narracji, w wyniku czego powieść jawi się jako przeładowana, a równocześnie patchworkowa, poszarpana. Oczywiście, można argumentować, że taka narracja mimetycznie oddaje, po pierwsze, współczesne przyspieszenie Historii, po drugie, gonitwę myśli bohaterki („Nie rozumieli, że widzi słowami i mogą się one przesuwać prędkością spojrzenia (…)” [s. 172]).
Co się tyczy owych myśli, będących zazwyczaj autoanalizami, niektóre istotnie mają drugie dno i uwiarygodniają akcentowaną przez Gretkowską ponadprzeciętną samoświadomość Osieckiej. Jednak do najbardziej udanych fragmentów trzeba zaliczyć scenę w restauracji: w pełnym polotu dialogu mnożą się znaczenia, a spod „flirtu rozbitków” (s. 45) przebija rzeczywiste porozumienie umysłów. W ogóle autorce „Kabaretu metafizycznego” najlepiej wychodzi to, co bywa zmorą prozaików – naturalne i zarazem nietrywialne dialogi, w „Poetce i księciu” toczące się przecież między rozmaitymi indywidualnościami (Witkacy!). Narratorka tymczasem nierzadko przeholowuje: albo zdarza jej się coś łopatologicznie objaśniać, albo dywaguje o fantazjach Arthura Koestlera na temat gwałtu, albo wpada w liryzm czy niefortunne metaforyzacje („[Wyglądał] Mizernie, mizeria z pokrojonych plasterków ogórka polanych śmietaną. Coś go posiekało (…). Twarz miał śmietanowobladą” [s. 126]). Niemniej takie kiksy ostatecznie wydają się błahe w porównaniu z próbą wiwisekcji stosunków między protagonistką a partnerami.
„Aż radę dał mu nie wiem kto – nie katuj duszy prawdą złą”
Relacja tytułowej pary stanowi wyjątek potwierdzający regułę, czyli bezpruderyjność powieści, która wręcz rozpoczyna się od „cycków na wierzchu” (s. 5). W tym wypadku akurat mowa nie o głównej bohaterce, ale charakterystyki jej związków kojarzą się z plotkarskimi rubrykami „kto z kim, gdzie i kiedy”. Nawet jeśli autor wywiadu z pisarką w „Vivie!” bez jej akceptacji zatytułował tekst: „»Była oziębła płciowo«. Manuela Gretkowska o tajemnicach Agnieszki Osieckiej!”, to w „Poetce i księciu” już na drugiej stronie czytamy: „Nie lubiła seksu” (s. 6). Jak u Hitchcocka – zaczyna się trzęsieniem ziemi, a potem napięcie rośnie, bo wszak „Łóżko jest ważne. Ojciec z matką nie miał dobrego seksu. Z innymi miał, skoro do nich uciekał” (s. 163).
Postać Witolda Osieckiego wysuwa się na pierwszy plan, narratorka bowiem tłumaczy, że właśnie toksyczna więź z nim zaciążyła na kontaktach jego córki z mężczyznami. Ba, w wywiadach autorka „Namiętnika” wskazuje na traumę z dzieciństwa jako przyczynę jej późniejszej depresji i problemów alkoholowych. Gorzej, iż w książce podaje swe domysły niczym prawdę objawioną, stawiając przerysowane i pretensjonalne „diagnozy”, zwłaszcza gdy usiłuje interpretować osobowość Agnieszki na modłę freudowską i nawet wprowadza do fabuły psychoanalityka.
Czy zatem wstydliwie przemilczać sprawy intymne, żeby nie ściągać pierwowzoru z piedestału? Cóż, burzliwe życie uczuciowe poetki jest przecież tajemnicą poliszynela; otwarcie opowiadała o sobie w memuarach i wywiadach rzekach, z doświadczeń erotycznych i „nienormalnych warunków domowych” (Osiecka 2013: 72) zwierzała się w dziennikach, a echa jej perwersyjnego zapatrzenia w despotycznego ojca powracają w powieści „Zabiłam ptaka w locie”. Sęk raczej w sposobie ukazania tych zagadnień oraz wyważeniu środka ciężkości.
Gretkowska podkreśla, że zasadniczo oparła książkę na zapiskach autorki „Okularników”, poniekąd dokonała rekonstrukcji: „Mam wrażenie, że te wszystkie dokumenty stanowiły takie lotnisko, od którego czasem się odrywałam, żeby nie było jeden do jednego, no bo w końcu jest to powieść” (program „Rezerwacja”). Ślady owych lektur najwyraźniej widać w nawiązaniach do szczegółowych wzmianek z diariuszy, np. o słynnym kożuchu Hłaski, w którym Agnieszka robiła mu zdjęcia w Kazimierzu, lub o jego dłoniach przypominających ręce greckiego posągu i niepasujących do reszty. Ta wierność jest na tyle duża, że czytelnik może powątpiewać, czy przeinaczenia – takie jak przypisanie samej Osieckiej wyrwania z dziennika kartek zawierających krytykę ojca – uznać za celowy zabieg, czy za lapsus. W dodatku z posłowia dowiadujemy się, że Gretkowska poznała oboje protagonistów, a wręcz pracowała w „Kulturze”, prezentuje się więc jako autorytet, ktoś wtajemniczony i godny zaufania.
Gdy wyłuskane z literatury dokumentu osobistego fakty i opinie, sparafrazowane lub cytowane, zostają włączone w narrację, która nadaje im spójność i interpretację, mamy do czynienia z biografią. „Poetka i książę” chwilami grawituje w tę stronę, jakby nonkonformistycznej prozaiczce zabrakło odwagi, by spojrzeć na interesujące ją postacie bardziej przez pryzmat literatury niż archiwum, by dać się ponieść nie tyle nawet wyobraźni (choć „biografia alternatywna” mogłaby się okazać interesująca), ile narracji. Wówczas bohaterowie staliby się mniej przewidywalni, lecz – jak wyłamujący się z socrealistycznych sztanc STS – „trójwymiarowi w półcieniach półprawd” (s. 90). Mimo eksponowania przez autorkę w wywiadach roli pisarskiej intuicji tutaj owej pracy narracji, która nie potyka się na urywkach dokumentów, zabrakło. Ale może do zaproponowanych wyżej wyjaśnień narracyjnego poszarpania dodać trzecie – sugestię, że skazani jesteśmy na żonglerkę fragmentami, że portret Osieckiej nie układa się w koherentną całość?
„Najpierw byłam lalką szmacianą, każdy był ciekaw, co ja mam w środku”
Według Gretkowskiej w potocznej świadomości do autorki „Oczu tej małej” przylgnęła etykieta uduchowionej Poetessy, tworzącej lekkie, romantyczne piosenki, tymczasem gros ma gorzki wydźwięk – niepewności i nieuśmierzalnego zawodu. I chociaż sporo tekstów Osieckiej zyskało status skrzydlatych słów, ona sama pozostaje zagadką. Czy „Poetka i książę” dokonuje tutaj przełomu? Z jednej strony nie dodaje niczego radykalnie nowego, z drugiej można trafić na opinie, że z powieści wyłania się inna postać niż z jej zapisków. Nacisk położony został na problem niezaspokojonych pragnień oraz rozbieżnych oczekiwań wobec kobiet, a także na samodzielność, wyemancypowanie i inteligencję Agnieszki, z powodu których jawiła się jako „dziwo, dziwadło” (s. 5). Ogólnie biorąc, była pogmatwana wewnętrznie, rozdzierana sprzecznościami, można by rzec: poétesse maudite.
Niemniej wydaje się, że utrwalony w zbiorowej wyobraźni wizerunek Osieckiej nie pomija jej osobistych demonów (choć może je mitologizuje), sygnalizuje jej janusowe oblicze. Ową niejednoznaczność uwypukla nie tylko Gretkowska (por. „szlachetniejszą odmianę Agnieszki” czy kilka „głów smoka” [s. 58]), bo np. biografia opracowana przez Zofię Turowską nosi tytuł „Agnieszki”. Przejaw tego rozdarcia stanowiło z jednej strony ciągłe łaknienie uczucia, permanentny niedosyt będący rewersem nadmiaru miłości, z drugiej – lęk przed tzw. stabilizacją, spetryfikowaniem własnej płynności, ujęta w tytule przywołanej już biografii „zdradzieckość”. Swoiste wytłumaczenie owej „niewierności” znajdziemy w wierszu o incipicie „Kocham ciebie w domu”: „Lecz do tego tekstu / ja się nie nadaję – / czasem kocham, jestem, / a czasem – przestaję. // (…) Bo nie można wcale / mnie na co dzień mieć” (Osiecka 2009: 82).
Końcowa fraza każe wrócić do pytania o przełom w podejściu do autorki „Wielkiej wody”. Gretkowska ją przybliża, jednak – i jest to zarówno porażka, jak i sukces pisarki – Osiecka nie zostaje przyszpilona, definitywnie „zdiagnozowana”. „Nieosłonięta kartkami Agnieszka poczuła się naga, gwałcona krzykiem” (s. 8), ale także w „Poetce i księciu” pozostaje osłonięta kartkami własnych i cudzych wspomnień, tylko inaczej przetasowanymi, oraz nowymi, tymi, które właśnie czytamy. A nawet gdyby była „naga” (zgodnie z dążeniami niektórych biografów do ujawnienia „całej prawdy o…”), to nie oznacza „prawdziwa”. Narratorka podkreśla, że protagonistka wszystko ogląda przez pryzmat literatury, nawet siebie, a pisanie pozwala jej na ucieczkę: „Proszę pisać, proszę być, bo jesteś pisaniem” (s. 180). Paradoksalnie, Osiecka sama napisała o sobie tak dużo, lecz wciąż się wyślizguje, pozostaje nie(okieł)znana. I dzięki temu zapewne nadal będzie intrygować – zarówno odbiorców jej twórczości, czytelników „Poetki i księcia”, jak i może kogoś, kto zechce napisać o niej kolejną powieść. Gretkowska otwarła sezam pełen skarbów.
Literatura:
1. „»Była oziębła płciowo«. Manuela Gretkowska o tajemnicach Agnieszki Osieckiej!” [Rozmawia Roman Praszyński]. „Viva!”, 3.10.2018, http://viva.pl/ludzie/newsy/poetka-i-ksiaze-powiesc-manueli-gretkowskiej-o-romansie-agnieszki-osieckiej-i-jerzego-giedroycia-114927-r1/
2. Grochowska M.: „Ćwiczenia z niemożliwego”. Warszawa 2012.
3. „Koleżanka. Wspomnienia o Agnieszce Osieckiej”. Wybór, red. i oprac. Karolina Felberg-Sendecka. Warszawa 2015.
4. „Manuela Gretkowska w »Rezerwacji«: Miłość nie jest urojeniem”. [Rozmawia Katarzyna Janowska]. Onet Kultura, 28.09.2018, https://kultura.onet.pl/ksiazki/manuela-gretkowska-w-rezerwacji-milosc-nie-jest-urojeniem/7yxz523
5. Osiecka A.: „Dzienniki. T. 1: 1945-1950”. Red. K. Felberg. Warszawa 2013.
6. Osiecka A.: „Nowa miłość. Wiersze prawie wszystkie”. Wybór i oprac. M. Dobromirska-Passent. T. 1. Warszawa 2009.
7. Umer M., post na portalu Facebook z 11.09.2018, https://www.facebook.com/174775075994135/posts/wydawnictwo-znak-wys%C5%82a%C5%82o-mi-now%C4%85-powie%C5%9B%C4%87-manueli-gretkowskiej-ptpoetka-i-ksi%C4%85%C5%BC%C4%99-/1213430252128607/
Owo uczucie wydaje się wyborną materią powieściową, niemniej jest to materia śliska, nie tylko dlatego, że łatwo zsunąć się po niej w kicz lub tanią sensację. Natychmiast też nasuwa się pytanie o zamysł autorki „Tarota paryskiego” – czy oferuje czytelnikom powieść biograficzną, czy obyczajówkę z wątkiem erotycznym albo „romans inspirowany…”? Niezależnie od tego kluczowa kwestia brzmi: czy przekonująco zaprezentowała relację, która – jak twierdzi, powołując się na wypowiedzi pierwowzoru protagonistki – była dla Osieckiej bodaj najważniejszą miłością? (zob. Viva.pl) Również Magda Umer à propos omawianej książki wyjawia: „Jeszcze w 1996 roku [Agnieszka] mówiła mi: »Pana Jerzego będę kochać zawsze«” (linki do obu źródeł poniżej).
„Jeszcze z tobą nie zdążyłam na najdalsze gwiazdy”
Kanwę „Poetki i księcia” stanowi wyjazd początkującej, acz znanej już „tekściarki” razem z przyjaciółmi ze Studenckiego Teatru Satyryków na winobranie, przy okazji którego dostała ona do wypełnienia niebagatelną misję – na prośbę swego „narzeczonego” Marka Hłaski przeszmuglowała do Instytutu Literackiego maszynopis jego „Cmentarzy”. Energiczna, elokwentna, pełna wdzięku „piękna dwudziestoletnia” nie tylko od progu zaskarbiła sobie przychylność domowników, ale wprost oszołomiła powściągliwego i apatycznego Giedroycia. Można powiedzieć: rzuciła na niego czar, zresztą sam nadał jej przydomek Kikimora, imię „duszka z białoruskich bagien, (…) który ukazuje się w postaci jasnowłosej dziewczyny i wciąga nieostrożnych w topiele” (Grochowska 2012: 77).
Czy wystarczyła obecność przybyszki, by szacownego redaktora „Kultury” przeszyła strzała Amora, czy też Osiecka świadomie go w sobie rozkochała? Ci, którzy z nią obcowali albo znają jej biografię, mogą snuć własne hipotezy; tak czy owak, sposób, w jaki przedstawia to Gretkowska, należy do najmocniejszych stron powieści. Oczywiście, młoda poetka także zafascynowała się człowiekiem instytucją, legendarnym już wtedy po mroczniejszej stronie żelaznej kurtyny. Imponował jej, a ponadto „Obezwładniał ją subtelnością gestów, męską klasą. (…) Przy nim stawała się kimś innym, szlachetniejszą odmianą Agnieszki” (s. 87). Dzieliła ich przepaść trzydziestu lat i nagły poryw serca był dla nich równie zaskakujący jak dla niejednego czytelnika, co w książce odzwierciedla m.in. autoironia („Nie staje do konkurencji z jej narzeczonym. Startuje w osobnym bloku starych idiotów – [Giedroyć] zdenerwował się sam na siebie” [s. 48]). Ale, jak objaśnia pisarka, okazuje się, że „To taki doktor Faust, który potrafi się odmłodzić, bo przychodzi do niego Mefisto (…). Więc coś się traci, coś się zyskuje. I ta kobieta – nie na zasadzie, że jest muzą wybitnego człowieka, tylko to są partnerzy – też zyskuje podwójne życie” (program „Rezerwacja”, link poniżej).
Jednak osoby, które po nowej pozycji w dorobku autorki okrzykniętej niegdyś skandalistką spodziewają się namiętnego romansu, mogą być rozczarowane, gdyż w obrazie tego, co ich łączyło, pikanterii niewiele. (Notabene, zmysłowe oblicze związku naznaczonego zbliżoną różnicą wieku wyeksponowała Gretkowska w „Transie”, czerpiącym z autopsji i też osadzonym w scenerii paryskiej). Mimo to – lub właśnie dlatego – sugestywnie zostało ukazane przyciąganie się owych biegunów: rezolutnej, olśniewającej i utalentowanej dziewczyny z jednej strony oraz obumarłego w środku, nękanego przez depresję pracoholika z drugiej. Jest tutaj, naturalnie, ładunek melodramatyzmu, niemniej ich historia nie przeradza się w ckliwego harlequina. A ponieważ chodzi o uczucie poniekąd platoniczne, nagłośnienie go raczej nie odbije się echem podobnym do publikacji intymnych listów wymienianych przez Osiecką z Jeremim Przyborą. Można odnieść wrażenie, że w przypadku interesującej nas powieści zwyciężyły obawy, co ludzie powiedzą (ci wiedzący, „jak było naprawdę”), czyli górę wziął respekt dla faktów. Albo dla samego Giedroycia.
Istotnie, sławny wydawca i filar intelektualny wychodźstwa jawi się na kartach książki jako człowiek wielkiego formatu, nie tylko książę tytularny (chętnie mianowały się tak tuziny Polaków na Zachodzie), lecz autentyczny arystokrata ducha. Przy tym, niczym zadurzony sztubak, rozczulająco bezradny wobec miłości i zdolny do wyczynu szaleńczego dla takiego pustelnika, byle zobaczyć ukochaną. A zarazem zdolny do samowyrzeczenia, po pierwsze bowiem „Namawianie do emigracji przypominało namawianie do samobójstwa” (s. 100), po drugie nie chciał, by Agnieszka ryzykowała zbyt wiele. Ale przecież zgodziła się na ryzyko już z chwilą podjęcia rzeczonej misji – i poniosła tego konsekwencje. Może gdyby nie rozdzieliły ich polityka i przestrzeń… Bądź co bądź w jego życiu nie było potem innej kobiety, a ona cztery dekady później, pokazując w trakcie wywiadu zawartość portfela, wyliczała w znamiennej kolejności: „Proszę, Jerzy Giedroyć, (…) fotografia babci, (…) trochę moich zdjęć, moja córka (…)” (cyt. za: „Koleżanka” 2015: 551). Gretkowska zaś w programie „Rezerwacja” zauważa: „To miłość szczęśliwa, bo niespełniona”.
„Być wciąż w podróży, w drodze pod wiatr”
Wnioskując z tytułu, należałoby oczekiwać, że poetka i książę będą ex aequo zajmować centralne miejsce, tymczasem jego przesłania cały zestaw bohaterów niby to drugoplanowych, a przede wszystkim prym wiodą jej perypetie zewnętrzne i wewnętrzne. Te pierwsze osnute są wokół dwojakiego doświadczenia Osieckiej, która po krótkim pobycie w Maisons-Laffitte udaje się do Londynu, do ciotki. Zresztą przez dłuższy czas akcja toczy się symultanicznie w obu miejscach, co w mniejszym stopniu służy niezbyt pochlebnemu ujęciu „charakterów narodowych” Anglików i Francuzów, w większym – skontrastowaniu polskiej emigracji skupionej w tych ośrodkach. Z lubością kreśli zatem autorka satyryczny portret Polaków nad Tamizą: reprezentantów stereotypowych wad dawnego ziemiaństwa, zaściankowych megalomanów wciąż żyjących ułudą, że po III wojnie światowej powróci Polska „z dworkami, ułanami i parafią. A chamy w błocie czapkować będą państwu” (s. 17). Najbardziej ironiczny jest konterfekt filantropki kabotynki rodem z Prusowskiej „Lalki”, ciotki Arciszewskiej, której obłudne gesty narratorka wręcz parodiuje.
Diametralnie odmienny ton narracji przysługuje, oprócz Giedroycia, postaciom z jego otoczenia, głównie mieszkańcom podparyskiej posiadłości: fundamentowi wydawnictwa w osobie pryncypialnej, lecz troskliwej Zofii Hertz, jej błyskotliwemu mężowi Zygmuntowi oraz Józefowi Czapskiemu (siostra tegoż, zapewne z racji gorliwej pobożności, przedstawiona została z dystansem). Gretkowska nieledwie streszcza ich biogramy, ale choć takie bezpośrednie charakterystyki trącą encyklopedyzmem, uzupełnienie ich zarówno o codzienne pogawędki, jak i „długie nocne rodaków rozmowy” na temat imponderabiliów sprawia, że bohaterowie nie szeleszczą irytująco papierem. Między elementami faktograficznej wyliczanki autorka stara się oddać atmosferę Maisons-Laffitte, dzięki której Osiecka mogła donosić przyjaciółce w liście, że to „naprawdę bardzo Mój Dom (…) z dobrymi, kochanymi, ludźmi” (cyt. za: „Koleżanka” 2015: 41). W powieści przewijają się, in persona lub we wspomnieniach, także satelici „Kultury” – od „zbyt subtelnego, wyrafinowanego na Polskę” (s. 265) Jeleńskiego, przez Miłosza czy Bobkowskiego, po innych literatów i myślicieli, dla których siedziba Instytutu oznaczała tyleż prywatną przystań, co ostoję niezależnej myśli. Również nasza protagonistka mogła się tam poczuć niezależna, taka, jaką pragnęła być.
Ale nie tylko panoramy owych dwóch środowisk są jawnie wartościujące. Po pierwsze, z zarysowanym podziałem krzyżuje się kategoryzacja „kraj versus Zachód”. Aczkolwiek perspektywa pozostania we Francji kusi Agnieszkę, broni ona dobrego imienia Polski, wiedząc, że jedynie tam tak naprawdę potrafi żyć. Pomimo iż zna przecież bolączki owego życia – chuliganizm, ograniczenie swobód czy te Święta Kobiet, gdy „Wyfiokowane szwaczki filmowane przez Polską Kronikę Filmową dostają w zakładzie pracy należny prezent. Ich przyklejone do wymalowanych tanią szminką ust wzruszenie, komentowane przez zawodowego amanta (…). Telepiącym się tramwajem po nocnej zmianie. (…) samice zagonione do nor, gdzie czekają wygłodniałe dzieciaki” (s. 182-183).
Powyższy cytat stanowi jeden z wielu przykładów mowy pozornie zależnej, a ponieważ Osiecka była bystrą obserwatorką, Gretkowskiej łatwo pod płaszczykiem jej myśli przemycać własne poglądy. Po drugie zatem, narratorka nie tylko pokpiwa z dewocji, obskurantyzmu czy martyrologii, ale też zwraca uwagę na patriarchalizm obecny np. w zastępowaniu imienia mężatki we francuskich adresach formą „madame”. Sporo w książce uwag o wydźwięku feministycznym zogniskowanych wokół Agnieszki, która dopiero, kiedy w jedną zarwaną noc uratowała ocenzurowany spektakl, zyskała uznanie kolegów z STS-u i stała się czymś więcej niż „zgrabnymi nogami, doklejonymi rzęsami” (s. 127). Mimo powojennych przeobrażeń społecznych młoda kobieta nadal musi stawiać opór schematom zakleszczającym ją w rolach dziewczyny z mieszczańskiego domu, panny do wzięcia, kochanki…
„Dobranoc, panowie, dobranoc, obrączki na szczęście, pchły na noc”
Ta ostatnia rola została szczególnie uwypuklona, co nie dziwi, zważywszy na powszechną opinię, że mężczyźni jak na zawołanie tracili głowę do Osieckiej i zawsze otaczał ją wianuszek adoratorów. Tyleż banalne, ile trafne wydaje się przeto stwierdzenie: „Właściwie każdy, kto ją poznał, musiał pokochać” (s. 5). Gretkowska szkicuje sylwetki jej amantów z tamtego okresu, w retrospektywnych migawkach albo osobiście pojawiają się więc nieokrzesany Hłasko, „zaczadzony rewolucyjnym zapałem” (s. 90) Witold Dąbrowski czy oczytany scenarzysta STS-u Andrzej Jarecki. Przy okazji poznajemy innych członków kabaretu, którzy nie tylko wprowadzają parę barwnych scenek obyczajowych, lecz także pozwalają autorce zestawić pokolenie przedwojenne z młodzieżą ZMP-owską – urabianą przez ideologię, jednak stopniowo dostrzegającą jej fałsz, by w końcu stanąć przeciw niej, niczym wobec Goliata, z procą satyry.
Mnogość postaci i motywów przekłada się na konstrukcję narracji: główny wątek gęsto oplatają reminiscencje i dygresje, ponadto fabuła jest inkrustowana cytatami z różnych listów oraz parafrazami diariuszowych i wspomnieniowych wypowiedzi Osieckiej. Napomknęłam już o rekapitulowaniu życiorysów i częstym serwowaniu informacji wprost (nawet w rzekomym liście do ojca Agnieszka wymienia dane z jego biografii), co niekiedy skutkuje karkołomnymi skrótami myślowymi, a chaos potęguje przeplatanie się narracji auktorialnej z personalną i czasu przeszłego z teraźniejszym. Wszystko razem momentami sprawia wrażenie bezładnych collectaneów, zbyt ciasno nanizanych na sznurek narracji, w wyniku czego powieść jawi się jako przeładowana, a równocześnie patchworkowa, poszarpana. Oczywiście, można argumentować, że taka narracja mimetycznie oddaje, po pierwsze, współczesne przyspieszenie Historii, po drugie, gonitwę myśli bohaterki („Nie rozumieli, że widzi słowami i mogą się one przesuwać prędkością spojrzenia (…)” [s. 172]).
Co się tyczy owych myśli, będących zazwyczaj autoanalizami, niektóre istotnie mają drugie dno i uwiarygodniają akcentowaną przez Gretkowską ponadprzeciętną samoświadomość Osieckiej. Jednak do najbardziej udanych fragmentów trzeba zaliczyć scenę w restauracji: w pełnym polotu dialogu mnożą się znaczenia, a spod „flirtu rozbitków” (s. 45) przebija rzeczywiste porozumienie umysłów. W ogóle autorce „Kabaretu metafizycznego” najlepiej wychodzi to, co bywa zmorą prozaików – naturalne i zarazem nietrywialne dialogi, w „Poetce i księciu” toczące się przecież między rozmaitymi indywidualnościami (Witkacy!). Narratorka tymczasem nierzadko przeholowuje: albo zdarza jej się coś łopatologicznie objaśniać, albo dywaguje o fantazjach Arthura Koestlera na temat gwałtu, albo wpada w liryzm czy niefortunne metaforyzacje („[Wyglądał] Mizernie, mizeria z pokrojonych plasterków ogórka polanych śmietaną. Coś go posiekało (…). Twarz miał śmietanowobladą” [s. 126]). Niemniej takie kiksy ostatecznie wydają się błahe w porównaniu z próbą wiwisekcji stosunków między protagonistką a partnerami.
„Aż radę dał mu nie wiem kto – nie katuj duszy prawdą złą”
Relacja tytułowej pary stanowi wyjątek potwierdzający regułę, czyli bezpruderyjność powieści, która wręcz rozpoczyna się od „cycków na wierzchu” (s. 5). W tym wypadku akurat mowa nie o głównej bohaterce, ale charakterystyki jej związków kojarzą się z plotkarskimi rubrykami „kto z kim, gdzie i kiedy”. Nawet jeśli autor wywiadu z pisarką w „Vivie!” bez jej akceptacji zatytułował tekst: „»Była oziębła płciowo«. Manuela Gretkowska o tajemnicach Agnieszki Osieckiej!”, to w „Poetce i księciu” już na drugiej stronie czytamy: „Nie lubiła seksu” (s. 6). Jak u Hitchcocka – zaczyna się trzęsieniem ziemi, a potem napięcie rośnie, bo wszak „Łóżko jest ważne. Ojciec z matką nie miał dobrego seksu. Z innymi miał, skoro do nich uciekał” (s. 163).
Postać Witolda Osieckiego wysuwa się na pierwszy plan, narratorka bowiem tłumaczy, że właśnie toksyczna więź z nim zaciążyła na kontaktach jego córki z mężczyznami. Ba, w wywiadach autorka „Namiętnika” wskazuje na traumę z dzieciństwa jako przyczynę jej późniejszej depresji i problemów alkoholowych. Gorzej, iż w książce podaje swe domysły niczym prawdę objawioną, stawiając przerysowane i pretensjonalne „diagnozy”, zwłaszcza gdy usiłuje interpretować osobowość Agnieszki na modłę freudowską i nawet wprowadza do fabuły psychoanalityka.
Czy zatem wstydliwie przemilczać sprawy intymne, żeby nie ściągać pierwowzoru z piedestału? Cóż, burzliwe życie uczuciowe poetki jest przecież tajemnicą poliszynela; otwarcie opowiadała o sobie w memuarach i wywiadach rzekach, z doświadczeń erotycznych i „nienormalnych warunków domowych” (Osiecka 2013: 72) zwierzała się w dziennikach, a echa jej perwersyjnego zapatrzenia w despotycznego ojca powracają w powieści „Zabiłam ptaka w locie”. Sęk raczej w sposobie ukazania tych zagadnień oraz wyważeniu środka ciężkości.
Gretkowska podkreśla, że zasadniczo oparła książkę na zapiskach autorki „Okularników”, poniekąd dokonała rekonstrukcji: „Mam wrażenie, że te wszystkie dokumenty stanowiły takie lotnisko, od którego czasem się odrywałam, żeby nie było jeden do jednego, no bo w końcu jest to powieść” (program „Rezerwacja”). Ślady owych lektur najwyraźniej widać w nawiązaniach do szczegółowych wzmianek z diariuszy, np. o słynnym kożuchu Hłaski, w którym Agnieszka robiła mu zdjęcia w Kazimierzu, lub o jego dłoniach przypominających ręce greckiego posągu i niepasujących do reszty. Ta wierność jest na tyle duża, że czytelnik może powątpiewać, czy przeinaczenia – takie jak przypisanie samej Osieckiej wyrwania z dziennika kartek zawierających krytykę ojca – uznać za celowy zabieg, czy za lapsus. W dodatku z posłowia dowiadujemy się, że Gretkowska poznała oboje protagonistów, a wręcz pracowała w „Kulturze”, prezentuje się więc jako autorytet, ktoś wtajemniczony i godny zaufania.
Gdy wyłuskane z literatury dokumentu osobistego fakty i opinie, sparafrazowane lub cytowane, zostają włączone w narrację, która nadaje im spójność i interpretację, mamy do czynienia z biografią. „Poetka i książę” chwilami grawituje w tę stronę, jakby nonkonformistycznej prozaiczce zabrakło odwagi, by spojrzeć na interesujące ją postacie bardziej przez pryzmat literatury niż archiwum, by dać się ponieść nie tyle nawet wyobraźni (choć „biografia alternatywna” mogłaby się okazać interesująca), ile narracji. Wówczas bohaterowie staliby się mniej przewidywalni, lecz – jak wyłamujący się z socrealistycznych sztanc STS – „trójwymiarowi w półcieniach półprawd” (s. 90). Mimo eksponowania przez autorkę w wywiadach roli pisarskiej intuicji tutaj owej pracy narracji, która nie potyka się na urywkach dokumentów, zabrakło. Ale może do zaproponowanych wyżej wyjaśnień narracyjnego poszarpania dodać trzecie – sugestię, że skazani jesteśmy na żonglerkę fragmentami, że portret Osieckiej nie układa się w koherentną całość?
„Najpierw byłam lalką szmacianą, każdy był ciekaw, co ja mam w środku”
Według Gretkowskiej w potocznej świadomości do autorki „Oczu tej małej” przylgnęła etykieta uduchowionej Poetessy, tworzącej lekkie, romantyczne piosenki, tymczasem gros ma gorzki wydźwięk – niepewności i nieuśmierzalnego zawodu. I chociaż sporo tekstów Osieckiej zyskało status skrzydlatych słów, ona sama pozostaje zagadką. Czy „Poetka i książę” dokonuje tutaj przełomu? Z jednej strony nie dodaje niczego radykalnie nowego, z drugiej można trafić na opinie, że z powieści wyłania się inna postać niż z jej zapisków. Nacisk położony został na problem niezaspokojonych pragnień oraz rozbieżnych oczekiwań wobec kobiet, a także na samodzielność, wyemancypowanie i inteligencję Agnieszki, z powodu których jawiła się jako „dziwo, dziwadło” (s. 5). Ogólnie biorąc, była pogmatwana wewnętrznie, rozdzierana sprzecznościami, można by rzec: poétesse maudite.
Niemniej wydaje się, że utrwalony w zbiorowej wyobraźni wizerunek Osieckiej nie pomija jej osobistych demonów (choć może je mitologizuje), sygnalizuje jej janusowe oblicze. Ową niejednoznaczność uwypukla nie tylko Gretkowska (por. „szlachetniejszą odmianę Agnieszki” czy kilka „głów smoka” [s. 58]), bo np. biografia opracowana przez Zofię Turowską nosi tytuł „Agnieszki”. Przejaw tego rozdarcia stanowiło z jednej strony ciągłe łaknienie uczucia, permanentny niedosyt będący rewersem nadmiaru miłości, z drugiej – lęk przed tzw. stabilizacją, spetryfikowaniem własnej płynności, ujęta w tytule przywołanej już biografii „zdradzieckość”. Swoiste wytłumaczenie owej „niewierności” znajdziemy w wierszu o incipicie „Kocham ciebie w domu”: „Lecz do tego tekstu / ja się nie nadaję – / czasem kocham, jestem, / a czasem – przestaję. // (…) Bo nie można wcale / mnie na co dzień mieć” (Osiecka 2009: 82).
Końcowa fraza każe wrócić do pytania o przełom w podejściu do autorki „Wielkiej wody”. Gretkowska ją przybliża, jednak – i jest to zarówno porażka, jak i sukces pisarki – Osiecka nie zostaje przyszpilona, definitywnie „zdiagnozowana”. „Nieosłonięta kartkami Agnieszka poczuła się naga, gwałcona krzykiem” (s. 8), ale także w „Poetce i księciu” pozostaje osłonięta kartkami własnych i cudzych wspomnień, tylko inaczej przetasowanymi, oraz nowymi, tymi, które właśnie czytamy. A nawet gdyby była „naga” (zgodnie z dążeniami niektórych biografów do ujawnienia „całej prawdy o…”), to nie oznacza „prawdziwa”. Narratorka podkreśla, że protagonistka wszystko ogląda przez pryzmat literatury, nawet siebie, a pisanie pozwala jej na ucieczkę: „Proszę pisać, proszę być, bo jesteś pisaniem” (s. 180). Paradoksalnie, Osiecka sama napisała o sobie tak dużo, lecz wciąż się wyślizguje, pozostaje nie(okieł)znana. I dzięki temu zapewne nadal będzie intrygować – zarówno odbiorców jej twórczości, czytelników „Poetki i księcia”, jak i może kogoś, kto zechce napisać o niej kolejną powieść. Gretkowska otwarła sezam pełen skarbów.
Literatura:
1. „»Była oziębła płciowo«. Manuela Gretkowska o tajemnicach Agnieszki Osieckiej!” [Rozmawia Roman Praszyński]. „Viva!”, 3.10.2018, http://viva.pl/ludzie/newsy/poetka-i-ksiaze-powiesc-manueli-gretkowskiej-o-romansie-agnieszki-osieckiej-i-jerzego-giedroycia-114927-r1/
2. Grochowska M.: „Ćwiczenia z niemożliwego”. Warszawa 2012.
3. „Koleżanka. Wspomnienia o Agnieszce Osieckiej”. Wybór, red. i oprac. Karolina Felberg-Sendecka. Warszawa 2015.
4. „Manuela Gretkowska w »Rezerwacji«: Miłość nie jest urojeniem”. [Rozmawia Katarzyna Janowska]. Onet Kultura, 28.09.2018, https://kultura.onet.pl/ksiazki/manuela-gretkowska-w-rezerwacji-milosc-nie-jest-urojeniem/7yxz523
5. Osiecka A.: „Dzienniki. T. 1: 1945-1950”. Red. K. Felberg. Warszawa 2013.
6. Osiecka A.: „Nowa miłość. Wiersze prawie wszystkie”. Wybór i oprac. M. Dobromirska-Passent. T. 1. Warszawa 2009.
7. Umer M., post na portalu Facebook z 11.09.2018, https://www.facebook.com/174775075994135/posts/wydawnictwo-znak-wys%C5%82a%C5%82o-mi-now%C4%85-powie%C5%9B%C4%87-manueli-gretkowskiej-ptpoetka-i-ksi%C4%85%C5%BC%C4%99-/1213430252128607/
Manuela Gretkowska: „Poetka i książę”. Wydawnictwo Znak. Kraków 2018.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |