'DRACH' AD VOCEM ('DRACH', REŻ. ROBERT TALARCZYK)
A
A
A
Pogłoski o „klapie” spektaklu „Drach” Roberta Talarczyka są mocno przesadzone. Choć opis przedstawienia na stronie Teatru Śląskiego zdaje się wykluczać alternatywę. Jest to bowiem: „opowieść o pięknych, ale i tragicznych losach dwóch rodzin” – śląskiego powstańca-górnika i jego prawnuka, wziętego architekta. Czyli Judith Krantz na „ślunsko nuta”. Bo nie może to być wrzutka do ogródka Susan Sontag: pure camp i złośliwy rozrost śląskiej tkanki.
Nie z Talarczykiem i nie w Śląskim takie numery – wyrok już zapadł i się uprawomocnia na szacownych łamach („Przekroju” i „Polityki”). Papier jest cierpliwy i przyjmie wszystko, ale scena Teatru Śląskiego – jeszcze więcej. Z „Dracha” wyłażą bowiem „post-twardochowe” potwory, podrasowany Sówka à la Botero, „barwy szczęścia” (Michał Rolnicki) i pluszak w oparach Tiger Lillies. Krążą bezwolnie przed skonfundowaną widownią, napędzane kołem – model maxi (scena obrotowa), mini (wrotki) i nihili (Wieczny Powrót śląskiego męczennika). Rewia gwiazd na grubie w promieniach słońca, czarnych jak u Kristevy, nie do wiary i obrony. A jednak „się kręci”, wbrew regułom i krytykom, jak jakieś perpetuum mobile albo fatum. Piąta, tj. śląska, strona świata w tym wydaniu to bestiarium.
„Śląskie hobbity” (z docinków Twardocha) i „śląskie krasnale” (twór słowny Talarczyka) zostały między bajkami, a scenę zajmują fantomy nieznanej proweniencji – raz w rozmiarach gargantuicznych i cyrkowym anturażu (Grażyna Bułka jako akrobatka naiwna), innym razem półprzezroczyste, w tańcu ze śmiercią (świetna Anna Lemieszek). Kuriozalny blichtr i patyna, a w powietrzu fin de siècle. Niech żyje bal! Tyle że „Drach” jest niewinny. Naiwny – jak chciałaby Sontag – w swoim zepsuciu i rozpasaniu. Wymyka się Talarczykowi jak dziewczyna (nieobliczalna Agnieszka Radzikowska) scenicznemu Nikodemowi (obliczalny Michał Rolnicki). Ale gonitwa za „Drachem” wychodzi mu tylko na dobre.
„Drach” dzieli opinię już od początku, czyli swojego wydania. To „powieść totalna” według niektórych, dla pozostałych to szczyt efekciarstwa. Niżej podpisana poległa dwukrotnie na polu lektury. Najwyraźniej „wielka opowieść o Śląsku” nie dociera poza kręgi „ślunskiej godki”. Nie dla goroli meandry śląskich form i fabuł, ale status wykluczonych, w rezultacie: uprzedzonych.
To po co się pchać na spektakl? Żeby z własnej woli wyjść „poza” nawias i roić sobie, że jest się „ponad”? KLAPA jak nic. Na „Dracha”-spektakl trzeba się pchać z niezgody na nawias – własny i cudzy. Bo „Drach” – trawestacja śląskiej sagi rodzinnej – ujawnia coś jeszcze, trochę niechcący. Filmik z Twardochem na koniec aktu I tej dekonstrukcji tylko ją werbalizuje – niepotrzebnie, zbyt nachalnie? Dla kawałka o sławetnej czystości Ślązaków (w tym tej duchowej) i niepewnych braw wykpionej przed chwilą publiki warto było go zamieścić… I tak, schadenfreude wypełnia tę drugą, nieśląską (PRAWDZIWĄ) widownię, na ogół otwartą przecież na mniejszość, inność, obcość, tyle że nie tu i nie teraz.
„Drach” dopiero w Śląskim ma sens – tutaj daje, żeby zaraz odebrać, dobre samopoczucie. To tu może być przewrotny, bo właśnie tu nie może być przewrotny. A zakazany owoc smakuje choćby nie smakował. Żeby się o tym przekonać, pod żadnym pozorem nie wolno zamykać oczu, choćby sam „Przekrój” do tego namawiał. „Ciąg rzeczowników” ułoży się wtedy w historię starą jak świat – sceny z księgi rodzaju (nie tylko śląskiego) z wieżą w tle... Jeśli już coś zamykać, to raczej uszy (do czego też nie namawiam). Tak choreografka Hilke Diemer testuje swoje spektakle. Jeśli ruch na scenie, po wyłączeniu dźwięku, nadal skupia uwagę, jest dobrze. „Drach” zdaje test. Znajomość gwary, długiej listy dramatis personae i historii Śląska nie jest potrzebna. Spektakl się broni, co więcej – atakuje.
Po wydaniu „Dracha” Szczepan Twardoch, w krzyżowym ogniu pytań, wyznał, że jeśli już go wystawiać, to metodą ustawień. Talarczyk raczej nie sięga po Hellingera, ale bez wątpienia „Drach” to zabawa w ustawki, przewrotki. Można sobie nabić guza. Ale może o to chodzi.
LITERATURA:
J. Krantz, „Blichtr i patyna”. Warszawa 2015.
J. Kristeva, „Czarne słońce. Depresja i melancholia”. Kraków 2007.
A. Kyzioł, „Świecąca pół-gruda”. „Polityka” z 13.11.2018.
S. Sontag, Notes on Camp z 10.11.2018.
M. Stroiński, „Robimy teatr”. „Przekrój” z 5.11.2018.
Teatr Śląski, STREFA WIDZA. SPEKTAKL. DRACH z 21.10.2018.
Nie z Talarczykiem i nie w Śląskim takie numery – wyrok już zapadł i się uprawomocnia na szacownych łamach („Przekroju” i „Polityki”). Papier jest cierpliwy i przyjmie wszystko, ale scena Teatru Śląskiego – jeszcze więcej. Z „Dracha” wyłażą bowiem „post-twardochowe” potwory, podrasowany Sówka à la Botero, „barwy szczęścia” (Michał Rolnicki) i pluszak w oparach Tiger Lillies. Krążą bezwolnie przed skonfundowaną widownią, napędzane kołem – model maxi (scena obrotowa), mini (wrotki) i nihili (Wieczny Powrót śląskiego męczennika). Rewia gwiazd na grubie w promieniach słońca, czarnych jak u Kristevy, nie do wiary i obrony. A jednak „się kręci”, wbrew regułom i krytykom, jak jakieś perpetuum mobile albo fatum. Piąta, tj. śląska, strona świata w tym wydaniu to bestiarium.
„Śląskie hobbity” (z docinków Twardocha) i „śląskie krasnale” (twór słowny Talarczyka) zostały między bajkami, a scenę zajmują fantomy nieznanej proweniencji – raz w rozmiarach gargantuicznych i cyrkowym anturażu (Grażyna Bułka jako akrobatka naiwna), innym razem półprzezroczyste, w tańcu ze śmiercią (świetna Anna Lemieszek). Kuriozalny blichtr i patyna, a w powietrzu fin de siècle. Niech żyje bal! Tyle że „Drach” jest niewinny. Naiwny – jak chciałaby Sontag – w swoim zepsuciu i rozpasaniu. Wymyka się Talarczykowi jak dziewczyna (nieobliczalna Agnieszka Radzikowska) scenicznemu Nikodemowi (obliczalny Michał Rolnicki). Ale gonitwa za „Drachem” wychodzi mu tylko na dobre.
„Drach” dzieli opinię już od początku, czyli swojego wydania. To „powieść totalna” według niektórych, dla pozostałych to szczyt efekciarstwa. Niżej podpisana poległa dwukrotnie na polu lektury. Najwyraźniej „wielka opowieść o Śląsku” nie dociera poza kręgi „ślunskiej godki”. Nie dla goroli meandry śląskich form i fabuł, ale status wykluczonych, w rezultacie: uprzedzonych.
To po co się pchać na spektakl? Żeby z własnej woli wyjść „poza” nawias i roić sobie, że jest się „ponad”? KLAPA jak nic. Na „Dracha”-spektakl trzeba się pchać z niezgody na nawias – własny i cudzy. Bo „Drach” – trawestacja śląskiej sagi rodzinnej – ujawnia coś jeszcze, trochę niechcący. Filmik z Twardochem na koniec aktu I tej dekonstrukcji tylko ją werbalizuje – niepotrzebnie, zbyt nachalnie? Dla kawałka o sławetnej czystości Ślązaków (w tym tej duchowej) i niepewnych braw wykpionej przed chwilą publiki warto było go zamieścić… I tak, schadenfreude wypełnia tę drugą, nieśląską (PRAWDZIWĄ) widownię, na ogół otwartą przecież na mniejszość, inność, obcość, tyle że nie tu i nie teraz.
„Drach” dopiero w Śląskim ma sens – tutaj daje, żeby zaraz odebrać, dobre samopoczucie. To tu może być przewrotny, bo właśnie tu nie może być przewrotny. A zakazany owoc smakuje choćby nie smakował. Żeby się o tym przekonać, pod żadnym pozorem nie wolno zamykać oczu, choćby sam „Przekrój” do tego namawiał. „Ciąg rzeczowników” ułoży się wtedy w historię starą jak świat – sceny z księgi rodzaju (nie tylko śląskiego) z wieżą w tle... Jeśli już coś zamykać, to raczej uszy (do czego też nie namawiam). Tak choreografka Hilke Diemer testuje swoje spektakle. Jeśli ruch na scenie, po wyłączeniu dźwięku, nadal skupia uwagę, jest dobrze. „Drach” zdaje test. Znajomość gwary, długiej listy dramatis personae i historii Śląska nie jest potrzebna. Spektakl się broni, co więcej – atakuje.
Po wydaniu „Dracha” Szczepan Twardoch, w krzyżowym ogniu pytań, wyznał, że jeśli już go wystawiać, to metodą ustawień. Talarczyk raczej nie sięga po Hellingera, ale bez wątpienia „Drach” to zabawa w ustawki, przewrotki. Można sobie nabić guza. Ale może o to chodzi.
LITERATURA:
J. Krantz, „Blichtr i patyna”. Warszawa 2015.
J. Kristeva, „Czarne słońce. Depresja i melancholia”. Kraków 2007.
A. Kyzioł, „Świecąca pół-gruda”. „Polityka” z 13.11.2018.
S. Sontag, Notes on Camp z 10.11.2018.
M. Stroiński, „Robimy teatr”. „Przekrój” z 5.11.2018.
Teatr Śląski, STREFA WIDZA. SPEKTAKL. DRACH z 21.10.2018.
„Drach”. Reżyseria: Robert Talarczyk. Scenografia i reżyseria światła: Katarzyna Borkowska. Kostiumy: Magdalena Musiał. Choreografia: Kaya Kołodziejczyk. Muzyka: Piotr Kotas. Video: Wojtek Doroszuk. Współpraca dramaturgiczna: Miłosz Markiewicz, Artur Pałyga. Premiera: 27.10.2018, Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |