TOMMY (ROYAL CITY. TOM 1: KREWNI)
A
A
A
Jeff Lemire to autor historii obrazkowych, którego raczej nie trzeba przedstawiać nikomu, kto jest choć trochę zainteresowany komiksowym medium. Od jakiegoś czasu można odnieść wrażenie, że mamy go pełno również w Polsce, co bardzo cieszy, bo Kanadyjczyk należy do twórców, których zwyczajnie wypada znać. Ten scenarzysta o wielu twarzach, piszący bardzo różne rodzaje opowieści, tym razem postanowił dać nam serię obyczajową – jej pierwszy tom, „Krewni”, pojawił się niedawno w naszym kraju.
Tytułowe Royal City jest miejscem mającym lata swojej świetności już dawno za sobą i wygląda na to, że najmądrzej zrobili ci mieszkańcy, którzy zdecydowali się je opuścić. Lemire skupia się tu głównie na losach jednej rodziny, którą swego czasu dotknęła wielka tragedia – śmierć Tommy’ego, ich ukochanego syna i brata. Pamięć o tym wydarzeniu to nie ich jedyny problem, natomiast jest to bez wątpienia jeden z najważniejszych wątków „Royal City” – wątków pozwalających scenarzyście na wyjście poza ramy zwykłej historii obyczajowej, bowiem widoczne na okładce komiksu postacie to właśnie Tommy. Jego matka, ojciec oraz rodzeństwo nadal go widzą (niekoniecznie dobrowolnie) i rozmawiają z ich własną wersją utraconego członka rodziny.
Jeff Lemire niewątpliwie potrafi opowiadać i po raz kolejny udowadnia to w „Krewnych”. Twórca „Czarnego Młota” lubi też spokojne (bywa, że tylko pozornie) krajobrazy wsi oraz miasteczek; niejednokrotnie bardzo dobrze wychodziło mu budowanie z tego spokoju specyficznej, leniwej atmosfery, nawet jeśli (jak w słynnych „Opowieściach z Hrabstwa Essex”) w miejscach tych nie brakowało dramatów. „Royal City” to rzecz z podobnej szuflady, ale nie ma tu za wiele spokoju – komiks jest mocny i wulgarny, Lemire znowu podchodzi do tematu nieco inaczej, co cieszy, bo nie powiela schematów. Całość została niezwykle sprawnie napisana i wciąga, choć przecież mogłoby się wydawać, że gdzie wydarzeniom z tej serii do niesamowitych wątków znanych na przykład z „Descendera” czy „Trillium” (nawet pomimo unoszącego się nad miastem Tommy’ego). Jestem bardzo ciekawy, jak będą wyglądały dalsze losy rodziny zmarłego chłopca.
Wspominałem o wielu twarzach scenarzysty Lemire’a – niekoniecznie odnosi się to do niego jako rysownika. Jego kreska jest bardzo charakterystyczna i zazwyczaj wystarczy rzut okiem, by wiedzieć, że ilustracje są jego autorstwa. Bywało, że Lemire od czasu do czasu rysował tak, jakby mu się nie chciało (patrz: niektóre kadry z „Łasucha”), zaś jego postacie były do siebie niebezpiecznie podobne – na szczęście żaden z tych problemów nie psuje przyjemności z oglądania „Royal City”. Pierwszy tom serii wygląda bardzo solidnie, od kreski po dość bladą kolorystykę. Zarówno ludzie, jak i tytułowe miejsce zostali przedstawieni tak, że autorowi nie można niczego zarzucić, zaś ilustracja na okładce zachęca do sprawdzenia, co kryje się w środku.
Trochę za wcześnie na zdecydowane polecenie tego cyklu, bo „Krewni” to zaledwie otwarcie, muszę jednak przyznać, że jest to udany początek serii. Bardzo chętnie przekonam się, co będzie dalej, przede wszystkim z powodu sprawnie skonstruowanych protagonistów oraz kilku ciekawych tajemnic.
Tytułowe Royal City jest miejscem mającym lata swojej świetności już dawno za sobą i wygląda na to, że najmądrzej zrobili ci mieszkańcy, którzy zdecydowali się je opuścić. Lemire skupia się tu głównie na losach jednej rodziny, którą swego czasu dotknęła wielka tragedia – śmierć Tommy’ego, ich ukochanego syna i brata. Pamięć o tym wydarzeniu to nie ich jedyny problem, natomiast jest to bez wątpienia jeden z najważniejszych wątków „Royal City” – wątków pozwalających scenarzyście na wyjście poza ramy zwykłej historii obyczajowej, bowiem widoczne na okładce komiksu postacie to właśnie Tommy. Jego matka, ojciec oraz rodzeństwo nadal go widzą (niekoniecznie dobrowolnie) i rozmawiają z ich własną wersją utraconego członka rodziny.
Jeff Lemire niewątpliwie potrafi opowiadać i po raz kolejny udowadnia to w „Krewnych”. Twórca „Czarnego Młota” lubi też spokojne (bywa, że tylko pozornie) krajobrazy wsi oraz miasteczek; niejednokrotnie bardzo dobrze wychodziło mu budowanie z tego spokoju specyficznej, leniwej atmosfery, nawet jeśli (jak w słynnych „Opowieściach z Hrabstwa Essex”) w miejscach tych nie brakowało dramatów. „Royal City” to rzecz z podobnej szuflady, ale nie ma tu za wiele spokoju – komiks jest mocny i wulgarny, Lemire znowu podchodzi do tematu nieco inaczej, co cieszy, bo nie powiela schematów. Całość została niezwykle sprawnie napisana i wciąga, choć przecież mogłoby się wydawać, że gdzie wydarzeniom z tej serii do niesamowitych wątków znanych na przykład z „Descendera” czy „Trillium” (nawet pomimo unoszącego się nad miastem Tommy’ego). Jestem bardzo ciekawy, jak będą wyglądały dalsze losy rodziny zmarłego chłopca.
Wspominałem o wielu twarzach scenarzysty Lemire’a – niekoniecznie odnosi się to do niego jako rysownika. Jego kreska jest bardzo charakterystyczna i zazwyczaj wystarczy rzut okiem, by wiedzieć, że ilustracje są jego autorstwa. Bywało, że Lemire od czasu do czasu rysował tak, jakby mu się nie chciało (patrz: niektóre kadry z „Łasucha”), zaś jego postacie były do siebie niebezpiecznie podobne – na szczęście żaden z tych problemów nie psuje przyjemności z oglądania „Royal City”. Pierwszy tom serii wygląda bardzo solidnie, od kreski po dość bladą kolorystykę. Zarówno ludzie, jak i tytułowe miejsce zostali przedstawieni tak, że autorowi nie można niczego zarzucić, zaś ilustracja na okładce zachęca do sprawdzenia, co kryje się w środku.
Trochę za wcześnie na zdecydowane polecenie tego cyklu, bo „Krewni” to zaledwie otwarcie, muszę jednak przyznać, że jest to udany początek serii. Bardzo chętnie przekonam się, co będzie dalej, przede wszystkim z powodu sprawnie skonstruowanych protagonistów oraz kilku ciekawych tajemnic.
Jeff Lemire: „Royal City. Tom 1: Krewni” („Royal City Vol. 1: Next of Kin”) Tłumaczenie: Bartosz Sztybor. Wydawnictwo Non Stop Comics. Katowice 2018.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |