MOORE FHTAGN! (NEONOMICON)
A
A
A
Alana Moore’a z pewnością nie trzeba przedstawiać nikomu, kto choć trochę interesuje się komiksami. Z Howardem Phillipsem Lovecraftem jest podobnie, choć oczywiście mowa o innym medium i o zupełnie innej skali – bo przecież Cthulhu oraz reszta Wielkich Przedwiecznych są w tej chwili wszędzie: od książek, przez ubrania po zabawki z zielonymi pluszowymi mackami. Z kolei „Neonomicon” to niejako fuzja tych dwóch nazwisk, ponieważ Brytyjczyk wziął na warsztat Lovecraftowską mitologię – i zajął się tematem z wrodzonymi sobie pieczołowitością oraz szaleństwem.
Jeśli ktoś czytał takie tytuły jak „Prosto z piekła”, „Supreme: The Story of the Year”, „Promethea” (komiks, który wreszcie ukazał się po polsku) czy „Zagubione dziewczęta”, powinien doskonale wiedzieć, w jaki sposób Moore podchodzi do swoich scenariuszy. Niezależnie od tego, czy opowieść ma dotyczyć wydarzeń historycznych, pokazać przemiany komiksowych superbohaterów na przestrzeni dekad czy ma być po prostu pornografią, autor „Strażników” rozbija temat na czynniki pierwsze, analizuje go, wszystko dokładnie sprawdza, dodaje do tego niesamowite pomysły i zazwyczaj tworzy czystą magię. Nawet jeśli pisze akurat coś, co nie ma zmienić świata historii obrazkowych, a jest jedynie rozrywką.
„Neonomicon” (polska wersja zawiera również składającą się z dwóch zeszytów historię „The Courtyard”) to swoisty hołd dla twórczości Samotnika z Providence – hołd, który zdążył doczekać się, także w naszym kraju, sporej krytyki. Bo nie ma tutaj subtelnej atmosfery grozy, misternego tworzenia nastroju – Moore w ogóle nie bawi się w recenzowanym komiksie w jakąkolwiek delikatność. Owszem, jak zwykle powala znajomością tematu, bo nawiązań do prozy autora „Zgrozy w Dunwich” jest tutaj bez liku, przez co osoby znające ją na wskroś powinny mieć masę zabawy w czasie ich wyszukiwania (z kolei umieszczony w albumie leksykon podaje wszystko na tacy).
Zabawy nie mają natomiast protagoniści zarówno „The Courtyard”, jak i „Neonomiconu”. W niniejszym wydaniu zbiorczym dzieją się rzeczy obrzydliwe i straszne, jest wulgarnie i można odnieść wrażenie, że całość wypada zbyt prostacko jak na komiks Moore’a. Rzeczywiście, na pierwszy rzut oka nie ma tu maestrii znanej z innych dzieł Brytyjczyka, choć nie do końca – wszystko, co napisałem wyżej, znajduje się w omawianym tomie, choć zostało ukryte pod wątkami dość typowymi dla wielu tytułów ze stajni Avatar Press (a wręcz dużo łagodniejszymi od tego, co można w nich znaleźć). Nie jestem bezwarunkowo zakochany we wszystkim, co robi (będący przecież komiksowym bogiem) Alan Moore – jego „Tomorrow Stories” bardzo mnie wymęczyły, z kolei „Tom Strong” miał świetny początek, ale nie utrzymał wysokiego poziomu do finału. Za to „The Courtyard” oraz „Neonomicon” polecam.
Wydaje mi się, że obie historie są dokładnie takie, jakie miały być – pokazują mitologię Cthulhu w o wiele brutalniejszym wydaniu, ale nie jest to też brutalność nieuzasadniona. Wszelacy kultyści czy same potwory uwiecznione w prozie Lovecrafta nie były(by) przecież dobre, miłe i sympatyczne. Groza nie zawsze pełza wyłącznie pod skórą czytelnika, czasem wychodzi na światło dzienne i po prostu atakuje. I to jest komiks pokazujący wprost, co się dzieje, kiedy ktoś zechce zbadać pewne niewyjaśnione, tajemnicze rzeczy i zabrnie w swoich poszukiwaniach trochę za daleko. „Neonomicon” portretuje to bardzo dobrze, a na dodatek ma zaskakujące zakończenie, które w pewnym sensie przewraca wszystko do góry nogami, otwierając ponadto drzwi mającej ukazać się w Polsce miniserii „Providence” – i jeśli ten komiks Moore’a i Jacena Burrowsa nie przypadnie czytelnikowi do gustu, myślę, że po lekturze dalszego ciągu (będącego już czymś bardziej subtelnym i typowym dla twórcy „Ligi Niezwykłych Dżentelmenów”) nie uzna czasu spędzonego z „Neonomiconem” za stracony. A jeśli „Neonomicon” się spodobał? Cóż, „Providence” będzie o wiele lepsze – zapewniam.
Jedyne, do czego mógłbym się tu przyczepić, to pierwszoosobowa narracja Aldo Saxa z „The Courtyard” – owszem, postać ta (pomimo tego, że jest odrażającym człowiekiem) może być geniuszem i specjalistą w swoim zawodzie, ale kiedy stosuje poetyckie opisy takie jak: „Pod stopami chrzęszczą szklane strzykawki, obsypując bruk mieniącym się disneyowskim pyłem” czy: „Klatka schodowa kamienicy, wstępujący wir betonu i cienia, porywa mnie z nieoświetlonego parteru jak z dna morza”, brzmi całkowicie nienaturalnie.
Nie będę się za to czepiał rysunków Jacena Burrowsa, które też spotykają się ze sporą krytyką – choć nie ma tu jakichkolwiek fajerwerków, a jedynie precyzyjna i zimna dokładność (która w tym wypadku wcale nie oznacza świetnego przedstawienia detali), najzwyczajniej w świecie lubię jego kreskę. I, tak jak ze scenariuszem, z kadrami w „Providence” też będzie lepiej, może więc artysta zdoła zrehabilitować się w oczach odbiorów, których tutaj zupełnie do siebie nie przekonał.
„Neonomicon” to nie jest lekki, łatwy i przyjemny w odbiorze komiks, nie jest luźną rozrywką, nie jest również jednym z wiekopomnych dzieł Moore’a. Jest za to dobrą historią, szczególnie dla wielbicieli Lovecrafta, choć oczywiście rozumiem, że nawet oni mogli oczekiwać po tym tytule czegoś zupełnie innego. Mimo wszystko polecam zaryzykować.
Jeśli ktoś czytał takie tytuły jak „Prosto z piekła”, „Supreme: The Story of the Year”, „Promethea” (komiks, który wreszcie ukazał się po polsku) czy „Zagubione dziewczęta”, powinien doskonale wiedzieć, w jaki sposób Moore podchodzi do swoich scenariuszy. Niezależnie od tego, czy opowieść ma dotyczyć wydarzeń historycznych, pokazać przemiany komiksowych superbohaterów na przestrzeni dekad czy ma być po prostu pornografią, autor „Strażników” rozbija temat na czynniki pierwsze, analizuje go, wszystko dokładnie sprawdza, dodaje do tego niesamowite pomysły i zazwyczaj tworzy czystą magię. Nawet jeśli pisze akurat coś, co nie ma zmienić świata historii obrazkowych, a jest jedynie rozrywką.
„Neonomicon” (polska wersja zawiera również składającą się z dwóch zeszytów historię „The Courtyard”) to swoisty hołd dla twórczości Samotnika z Providence – hołd, który zdążył doczekać się, także w naszym kraju, sporej krytyki. Bo nie ma tutaj subtelnej atmosfery grozy, misternego tworzenia nastroju – Moore w ogóle nie bawi się w recenzowanym komiksie w jakąkolwiek delikatność. Owszem, jak zwykle powala znajomością tematu, bo nawiązań do prozy autora „Zgrozy w Dunwich” jest tutaj bez liku, przez co osoby znające ją na wskroś powinny mieć masę zabawy w czasie ich wyszukiwania (z kolei umieszczony w albumie leksykon podaje wszystko na tacy).
Zabawy nie mają natomiast protagoniści zarówno „The Courtyard”, jak i „Neonomiconu”. W niniejszym wydaniu zbiorczym dzieją się rzeczy obrzydliwe i straszne, jest wulgarnie i można odnieść wrażenie, że całość wypada zbyt prostacko jak na komiks Moore’a. Rzeczywiście, na pierwszy rzut oka nie ma tu maestrii znanej z innych dzieł Brytyjczyka, choć nie do końca – wszystko, co napisałem wyżej, znajduje się w omawianym tomie, choć zostało ukryte pod wątkami dość typowymi dla wielu tytułów ze stajni Avatar Press (a wręcz dużo łagodniejszymi od tego, co można w nich znaleźć). Nie jestem bezwarunkowo zakochany we wszystkim, co robi (będący przecież komiksowym bogiem) Alan Moore – jego „Tomorrow Stories” bardzo mnie wymęczyły, z kolei „Tom Strong” miał świetny początek, ale nie utrzymał wysokiego poziomu do finału. Za to „The Courtyard” oraz „Neonomicon” polecam.
Wydaje mi się, że obie historie są dokładnie takie, jakie miały być – pokazują mitologię Cthulhu w o wiele brutalniejszym wydaniu, ale nie jest to też brutalność nieuzasadniona. Wszelacy kultyści czy same potwory uwiecznione w prozie Lovecrafta nie były(by) przecież dobre, miłe i sympatyczne. Groza nie zawsze pełza wyłącznie pod skórą czytelnika, czasem wychodzi na światło dzienne i po prostu atakuje. I to jest komiks pokazujący wprost, co się dzieje, kiedy ktoś zechce zbadać pewne niewyjaśnione, tajemnicze rzeczy i zabrnie w swoich poszukiwaniach trochę za daleko. „Neonomicon” portretuje to bardzo dobrze, a na dodatek ma zaskakujące zakończenie, które w pewnym sensie przewraca wszystko do góry nogami, otwierając ponadto drzwi mającej ukazać się w Polsce miniserii „Providence” – i jeśli ten komiks Moore’a i Jacena Burrowsa nie przypadnie czytelnikowi do gustu, myślę, że po lekturze dalszego ciągu (będącego już czymś bardziej subtelnym i typowym dla twórcy „Ligi Niezwykłych Dżentelmenów”) nie uzna czasu spędzonego z „Neonomiconem” za stracony. A jeśli „Neonomicon” się spodobał? Cóż, „Providence” będzie o wiele lepsze – zapewniam.
Jedyne, do czego mógłbym się tu przyczepić, to pierwszoosobowa narracja Aldo Saxa z „The Courtyard” – owszem, postać ta (pomimo tego, że jest odrażającym człowiekiem) może być geniuszem i specjalistą w swoim zawodzie, ale kiedy stosuje poetyckie opisy takie jak: „Pod stopami chrzęszczą szklane strzykawki, obsypując bruk mieniącym się disneyowskim pyłem” czy: „Klatka schodowa kamienicy, wstępujący wir betonu i cienia, porywa mnie z nieoświetlonego parteru jak z dna morza”, brzmi całkowicie nienaturalnie.
Nie będę się za to czepiał rysunków Jacena Burrowsa, które też spotykają się ze sporą krytyką – choć nie ma tu jakichkolwiek fajerwerków, a jedynie precyzyjna i zimna dokładność (która w tym wypadku wcale nie oznacza świetnego przedstawienia detali), najzwyczajniej w świecie lubię jego kreskę. I, tak jak ze scenariuszem, z kadrami w „Providence” też będzie lepiej, może więc artysta zdoła zrehabilitować się w oczach odbiorów, których tutaj zupełnie do siebie nie przekonał.
„Neonomicon” to nie jest lekki, łatwy i przyjemny w odbiorze komiks, nie jest luźną rozrywką, nie jest również jednym z wiekopomnych dzieł Moore’a. Jest za to dobrą historią, szczególnie dla wielbicieli Lovecrafta, choć oczywiście rozumiem, że nawet oni mogli oczekiwać po tym tytule czegoś zupełnie innego. Mimo wszystko polecam zaryzykować.
Alan Moore, Jacen Burrows: „Neonomicon”. Tłumaczenie: Jacek Żuławnik. Wydawnictwo Egmont Polska. Warszawa 2019.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |