DIALEKTYKA EMANCYPACJI (DIDIER ERIBON: 'POWRÓT DO REIMS')
A
A
A
Do najważniejszych nowoczesnych opowieści należy historia awansu. Historia rozpisana na kolejne etapy powstania i realizacji pragnienia o przeniesieniu się do innego miejsca, tak samo w znaczeniu przestrzennym, jak i społecznym. Dziewiętnastowieczne wizje emancypacji opierały się na marzeniu o swobodzie wyboru usytuowania w społeczeństwie, o równych szansach, z których każdy miał móc skorzystać, o dostępności wiedzy i umiejętności przekazywanych w coraz bardziej powszechnych szkołach.
Emancypacyjna obietnica dotyczyła oczywiście jednostek z klas niższych. To im miała dawać szansę na zdobycie wykształcenia, albo – znacznie rzadziej – majątku. Przedstawiała zatem dość wyraźny projekt poprawy losu – ale tylko jednostek, które dzięki własnym talentom i pracy miały wydobyć się z warunków egzystencji własnej klasy, by dostąpić przywilejów zarezerwowanych dotychczas dla grup uprzywilejowanych. Zauważmy, że ta emancypacja już w swoich założeniach miała wyraźny wymiar konserwatywny. Przemieszczenie jednostki w społecznej drabinie raczej stabilizowało same podziały na biednych i bogatych, czy prostych i wykształconych, pracowników fizycznych i umysłowych. Dostępny tylko jednostkom awans oznaczał, że całe otoczenie takiej wybranej jednostki miało żyć nadal w sytuacji podporządkowania i zdominowania. A przykład wyjątkowej osoby, która dzięki własnej pracy czy talentowi zdołała się z tych warunków uwolnić, spychał odpowiedzialność za życiowe położenie podporządkowanych na nich samych jako na tych, którzy nie mieli dość siły, by wywalczyć lepszą pracę czy wykształcenie.
Trudno wyliczyć dziewiętnasto- i dwudziestowieczne literackie utwory, które wykorzystują fabułę emancypacyjną, często poddając ją krytycznej rewindykacji. Chyba najważniejszą powieścią wykorzystującą ten schemat jest „Pani Bovary” Gustawa Flauberta. W tej powstałej w połowie XIX wieku książce na pierwszy rzut oka nie ma żadnego awansu czy emancypacji. Ale samo marzenie córki rolnika, by dostać się do świata arystokracji, stanowi archetyp różnych pragnień, różnych prób przedarcia się do arystokracji społecznej, finansowej czy intelektualnej. U podstaw tego pragnienia leży wiara w jakąś „lepszość” czy wyższość pożądanego świata, a także możliwość – po pokonaniu wielu przeszkód – przedostania się do niego. Tę strukturę dopełnia przekonanie o niższości i gorszości świata, w którym pragnąca awansu jednostka aktualnie żyje.
Jakie są przyczyny tego pragnienia? Flaubert lokuje źródło tych marzeń w lekturze romansów, które dostarczają szerokiej publiczności obrazów z życia innych społecznych światów i zachęcają do marzenia o naśladowaniu owych literackich wizji. To wyjątkowe pragnienie wyrywa jednostkę z otoczenia, sprawia, że dotychczas neutralne i oczywiste środowisko jawi się jako coś, co trzeba zmienić, porzucić.
Oczywiście, pragnienie Emmy nie mogło się spełnić. Tylko otarła się o świat arystokracji, nigdy nie zdołała udać się do Paryża, a swoje marzenia musiała realizować w prowincjonalnej rzeczywistości, na dodatek korzystając z kredytu. To kombinacja ekonomii i pragnienia doprowadziła ją w końcu do samobójstwa, do tego, że w fabule „musiała zostać zabita” z powodu stabilności porządku społecznego, w którym funkcjonowała.
Klasyczna powieść Flauberta może stanowić ciekawy kontekst – częściowo negatywny – dla książki Didiera Eribona „Powrót do Reims”. Negatywny – gdyż omawiane eseje dotyczą pragnienia, które się spełniło. Autorowi, urodzonemu w robotniczej rodzinie, udało się przenieść do Paryża, zdobyć wykształcenie, a także pozycję we francuskich elitach kulturalnych poświadczoną choćby wywiadami z najważniejszymi naukowcami końca XX wieku (Georges Dumézil, Claude Lévi-Strauss), biografią Michela Foucaulta, a także własnymi publikacjami o tożsamości gejów.
Pragnienie Eribona jest jednak – mimo że się spełniło – także pragnieniem bowarystycznym. Widać to szczególnie w tytułowej figurze powrotu. Po kilkudziesięciu latach autor powraca bowiem do swoich rodzinnych stron, do swojej matki, w kilku celach. Na pierwszy plan wysuwa się jakaś potrzeba odzyskania utraconych relacji, zerwanych więzi. W kolejnych esejach pisarz przechodzi do analizy dzisiejszych poglądów swojej rodziny, głosującej na skrajną prawicę. Ale w tle czy u podstaw tych analiz i opowieści tkwi próba powrotu do własnego dawnego pragnienia, pragnienia wyjścia w inny świat, a może bardziej pragnienia odcięcia się od rzeczywistości proletariackiej rodziny.
Trudno powiedzieć, co Eribon chce z tym dawnym pragnieniem zrobić. Ponowne opowiedzenie historii rodzinnych może stanowić próbę odzyskania zamierającej siły spełnionego pragnienia. Jakby przypomnienie sobie obrazów z dzieciństwa miało utrwalić różne negatywne afekty, które motywowały go do pracy nad wydobyciem się z robotniczego środowiska. Ale ważniejsza jest chyba próba przepracowania tego pragnienia – zobaczenia raz jeszcze wrogich uczuć skierowanych do ojca i wielu członków rodziny, by pozbyć się niepotrzebnych już nienawiści. A do tego celu świetnie nadaje się analiza socjologiczna, mocno zakotwiczona w pracach Pierre’a Bourdieu.
Co zatem Eribon robi z pamięcią o własnej rodzinie? Jako ekspert od wstydu seksualnego, od obelg, które definiowały jego homoseksualną tożsamość, wyszukuje w historii rodziny przede wszystkich momenty wstydliwe: to mogą być fizyczne prace dziadków ze strony ojca, nieznany ojciec matki, romanse babki z niemieckimi okupantami, które zakończyły się hańbiącym ogoleniem głowy, a także awantury ojca czy wyniszczająca praca matki. Te różne elementy proletariackiej biografii składają się na kolejny wstyd – wstyd klasowy, który Eribon odczuwa szczególnie mocno, gdy próbuje wydostać się z rodzinnego środowiska. W wielu miejscach książki autor zwraca uwagę na to, że przez wiele lat udawało mu się dokładnie przeanalizować wstyd seksualny, a właściwie zbudować wokół niego własną tożsamość. To zatem wstyd przepracowany, przemieniony w pozytywny element biografii. Zupełnie inaczej działo się ze wstydem klasowym – proletariacki rodowód pozostał wstydem toksycznym, ukrywanym, ujawnianym niechętnie. A jednocześnie stanowił negatywny napęd pragnienia, by nie powrócić do rodzinnego miasta.
Przypomnienie, a często odkrycie, rodzinnych wstydliwych historii, stanowi próbę przepracowania toksycznego wstydu. Główną metodą tego przepracowania jest oczywiście analiza różnych społecznych determinizmów, które już w momencie urodzenia określają przyszłe losy jednostek, a zejście z wyznaczonej trajektorii staje się czymś nieprawdopodobnym. Proletariackie historie rodzinne stanowią zatem zbiór zawiedzionych nadziei – matki, która nie mogła podjąć nauki w liceum i szybko musiała zostać służącą, narażoną na przemoc seksualną, ojca, które równie szybko musiał podjąć pracę w fabryce, a wymarzone stanowisko kreślarza okazało się niemożliwe do osiągnięcia. Te indywidualne losy Eribon umieszcza w ramach analizy systemu szkolnego nastawionego na eliminację – pozornie dobrowolną – uczniów z klas ludowych, których niewiele czynników zachęca do kontynuowania nauki, a wiele przekonuje, że szkoła nie jest dla nich. Skrócenie czasu nauki oznacza oczywiście ograniczenie możliwości wyboru pracy, najczęściej do niewymagających kwalifikacji zawodów fizycznych, których wykonywanie oznacza jednak poświęcenie zdrowia i cielesnych sił.
Szczególną rolę pełni w tych analizach postać ojca – postać ukazana w jednolicie negatywnym świetle, jako awanturnik i despota. Eribon pisze, że ojciec „ucieleśniał wszystko, co chciałem porzucić” (s. 13), wspomina „całe swoje pragnienie, żeby nie być podobnym od ojca” (s. 49). Ważnym elementem jest także wykluczenie z rodzinnego świata pozytywnych emocji – sam neguje miłość do ojca, ale stwierdza także, że między rodzicami nie było miłości, a jedynie przywiązanie i rezygnacja, szczególnie ze strony matki, która wiedziała, że nie znajdzie nikogo lepszego. Zawieszenie pozytywnych afektów, a uwypuklenie negatywnych mogłoby prowadzić do jakiejś nienawistnej tyrady przeciwko rodzinnemu środowisku. I faktycznie, Eribon jak najdalszy jest od mitologizowania proletariackiego świata. Ale rezygnacja z pozytywnego mitu nie kończy się prostą krytyką. Właśnie teoria Bourdieu pozwala autorowi „Powrotu do Reims” spojrzeć na ten świat z innej perspektywy – ograniczonych wyborów, a właściwie gotowych sposobów życia, które realizują młode osoby z klasy robotniczej, zmuszane do szybkiego podjęcia pracy w fabryce. Eribon wyjaśnia zatem biografię ojca i swój stosunek do niego następująco: „wszystko, czym był mój ojciec, to znaczy wszystko, co mu wyrzucałem, wszystko, za co go nienawidziłem, ukształtowała przemoc świata społecznego (s. 27). Osobiste, prywatne uczucie staje się zatem elementem struktury społecznej, w której wina jednostki za własne czyny zostaje rozmyta w polu oddziaływania różnych sił.
„Powrót do Reims” nie ogranicza się jednak do socjologicznej analizy rodzinnych historii klasy robotniczej z czasów powojennych. Eribon w podobny sposób chce badać współczesną scenę polityczną, a przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, dlaczego proletariat, popierający niedawno partię komunistyczną, przeniósł swoje głosy na skrajną prawicę. Szczególnie trzeci rozdział książki koncentruje się na trudnym pytaniu o relację lewicowej polityki do klasy robotniczej. Na przykładzie własnej biografii Eribon pokazuje, że lewicowe zaangażowanie, lektura Marksa i Trockiego stały się dla niego sposobem na odcięcie się od znienawidzonego robotniczego otoczenia, które nie pasowało do teorii klas społecznych, a szczególnie wizji postępowego proletariatu i świadomości klasowej. Powrót po latach do tej problematyki pozwala mu krytycznie przyjrzeć się splotowi świadomości klasowej i ambicjom, jakie określają robotników. Pełna dumy identyfikacja z własną robotniczą kondycją, odcięcie się od wartości intelektualnych dość dobrze łączą się bowiem z akceptacją różnych wartości konsumpcyjnych i mieszczańskich – pragnieniem posiadania nowego samochodu, mebli czy innych dóbr, których przez wiele pokoleń proletariuszom odmawiano. To zawieszenie między różnymi habitusami nakreśla też możliwe afekty robotników – z jednej strony nastawionych na poprawę zbiorowego losu klasy, na walkę o lepsze warunki pracy i egzystencji, a z drugiej – na indywidualną ambicję wydobycia się z własnej klasy, osiągnięcia najbliższych wyższych pozycji, na przykład niższej klasy średniej. Taki – mniej spektakularny niż w przypadku autora – awans dotyczy jego dwóch młodszych braci, z których jeden został żandarmem, drugi zaś – sprzedawcą samochodów. Obaj głosują na prawicę, a cała rodzina powtarza różne rasistowskie obawy przed napływem imigrantów, co często ukrywa lęk przed utratą z trudem zdobytej pozycji społecznej.
Na pierwszy plan książki wysuwa się historia proletariacka, ale równie ważne wydają się analizy tożsamości gejowskiej. Eribon, na własnym przykładzie, analizuje dialektykę wstydu seksualnego i wstydu społecznego, szafy (homo)seksualnej i szafy społecznej. O ile tożsamość klasowa musi zostać wyparta, odcięta i odrzucona, to tożsamość seksualna – związane także ze wstydem, upokorzeniem i przemocą – okazuje się szansą na wydostanie się z własnego środowiska, do którego – mimo sukcesów w edukacji – bohater może wciąż powrócić. To widmo losu proletariackich przodków zdaje się towarzyszyć wielu miejscom biografii Eribona, gdy może zostać usunięty ze szkoły, gdy nie może kontynuować edukacji akademickiej z powodu braku środków i podejmuje pracę stróża. Zwykle dopisuje mu szczęście, a czasem przydają się przypadkowe znajomości.
Niewiele książek w tak umiejętny sposób łączy pisarstwo autobiograficzne z analizą naukową. Eribon w „Powrocie do Reims” przeprowadza czytelnika przez historię własnej rodziny, ukazując konkretne, ucieleśnione znaczenie kategorii socjologicznych, a także próbuje zarysować lewicową analizę różnych programów politycznych. Splecenie tak różnych problematyk nie doprowadza jednak do treściowego przesytu – jakby abstrakcyjne kategorie pozwalały oczyścić biografię, zagęścić ją do znaczących momentów i procesów, a z drugiej strony, owa trzypokoleniowa biografia osadza te kategorie teoretyczne w zrozumiałym kontekście.
Ten spójny projekt ukrywa jednak kilka pęknięć – przede wszystkim tytułowa figura powrotu już w pierwszych akapitach zostaje zmodyfikowana. Eribon nie wraca do znanych miejsc z dzieciństwa, do tych samych domów i przestrzeni. Powrót do matki to przecież poznanie nowego miejsca, w którym rodzice zamieszkali już w czasie, gdy autor zawiesił z nimi kontakt. Także sytuacja rodziny dość mocno się zmieniła – robotniczą kondycję widać oczywiście w zniszczonym fabryczną pracą ciele matki, ale jej warunki bytowe zdają się dużo lepsze, może na przykład pozwolić sobie na różne podróże. Podobnie młodsi bracia nie są już robotnikami, lecz należą raczej do niższej klasy średniej. Tytułowa figura powrotu ukrywa zatem, że Eribon tak naprawdę nie ma do czego wracać, że w czasie, gdy odciął się od robotniczego środowiska, to środowisko też się jakoś zmieniło, odcięło od samego siebie i przyjęło nie tylko inne wartości, ale też inne wybory polityczne, których pisarz dzisiaj nie może zrozumieć. Eribon określa siebie jako „zdrajcę klasowego” (s. 36) – co potwierdzają liczne fragmenty o zerwanych kontaktach, odrazie do poglądów i obyczajów środowiska rodzinnego – podobnie jak Emma Bovary Eribon nie chce zaakceptować na przykład weselnych obyczajów ludowych, więc rezygnuje z udziału w ślubach młodszych braci. Ale te frazy o własnej zdradzie ukrywają, że inni członkowie rodziny też „zdradzili” swoją klasę, że ich pozycje społeczne są już gdzie indziej. Dlatego też Eribon znacznie lepiej czuje się w zapisywaniu splątanych wstydów przeszłości niż w analizie współczesnego położenia swoich, szczególnie młodszych, braci i ich rodzin, których los też potoczył się inaczej, niż wynikało to z ich proletariackiego pochodzenia. Ale tu kończy się możliwość powrotu i kończy się też narracja Eribona, który w ostatnich rozdziałach wraca już nie do swojej rodziny, a do siebie, swojej emancypacyjnej biografii i tożsamości, która potrzebuje innych tylko jako negatywnej opozycji.
Emancypacyjna obietnica dotyczyła oczywiście jednostek z klas niższych. To im miała dawać szansę na zdobycie wykształcenia, albo – znacznie rzadziej – majątku. Przedstawiała zatem dość wyraźny projekt poprawy losu – ale tylko jednostek, które dzięki własnym talentom i pracy miały wydobyć się z warunków egzystencji własnej klasy, by dostąpić przywilejów zarezerwowanych dotychczas dla grup uprzywilejowanych. Zauważmy, że ta emancypacja już w swoich założeniach miała wyraźny wymiar konserwatywny. Przemieszczenie jednostki w społecznej drabinie raczej stabilizowało same podziały na biednych i bogatych, czy prostych i wykształconych, pracowników fizycznych i umysłowych. Dostępny tylko jednostkom awans oznaczał, że całe otoczenie takiej wybranej jednostki miało żyć nadal w sytuacji podporządkowania i zdominowania. A przykład wyjątkowej osoby, która dzięki własnej pracy czy talentowi zdołała się z tych warunków uwolnić, spychał odpowiedzialność za życiowe położenie podporządkowanych na nich samych jako na tych, którzy nie mieli dość siły, by wywalczyć lepszą pracę czy wykształcenie.
Trudno wyliczyć dziewiętnasto- i dwudziestowieczne literackie utwory, które wykorzystują fabułę emancypacyjną, często poddając ją krytycznej rewindykacji. Chyba najważniejszą powieścią wykorzystującą ten schemat jest „Pani Bovary” Gustawa Flauberta. W tej powstałej w połowie XIX wieku książce na pierwszy rzut oka nie ma żadnego awansu czy emancypacji. Ale samo marzenie córki rolnika, by dostać się do świata arystokracji, stanowi archetyp różnych pragnień, różnych prób przedarcia się do arystokracji społecznej, finansowej czy intelektualnej. U podstaw tego pragnienia leży wiara w jakąś „lepszość” czy wyższość pożądanego świata, a także możliwość – po pokonaniu wielu przeszkód – przedostania się do niego. Tę strukturę dopełnia przekonanie o niższości i gorszości świata, w którym pragnąca awansu jednostka aktualnie żyje.
Jakie są przyczyny tego pragnienia? Flaubert lokuje źródło tych marzeń w lekturze romansów, które dostarczają szerokiej publiczności obrazów z życia innych społecznych światów i zachęcają do marzenia o naśladowaniu owych literackich wizji. To wyjątkowe pragnienie wyrywa jednostkę z otoczenia, sprawia, że dotychczas neutralne i oczywiste środowisko jawi się jako coś, co trzeba zmienić, porzucić.
Oczywiście, pragnienie Emmy nie mogło się spełnić. Tylko otarła się o świat arystokracji, nigdy nie zdołała udać się do Paryża, a swoje marzenia musiała realizować w prowincjonalnej rzeczywistości, na dodatek korzystając z kredytu. To kombinacja ekonomii i pragnienia doprowadziła ją w końcu do samobójstwa, do tego, że w fabule „musiała zostać zabita” z powodu stabilności porządku społecznego, w którym funkcjonowała.
Klasyczna powieść Flauberta może stanowić ciekawy kontekst – częściowo negatywny – dla książki Didiera Eribona „Powrót do Reims”. Negatywny – gdyż omawiane eseje dotyczą pragnienia, które się spełniło. Autorowi, urodzonemu w robotniczej rodzinie, udało się przenieść do Paryża, zdobyć wykształcenie, a także pozycję we francuskich elitach kulturalnych poświadczoną choćby wywiadami z najważniejszymi naukowcami końca XX wieku (Georges Dumézil, Claude Lévi-Strauss), biografią Michela Foucaulta, a także własnymi publikacjami o tożsamości gejów.
Pragnienie Eribona jest jednak – mimo że się spełniło – także pragnieniem bowarystycznym. Widać to szczególnie w tytułowej figurze powrotu. Po kilkudziesięciu latach autor powraca bowiem do swoich rodzinnych stron, do swojej matki, w kilku celach. Na pierwszy plan wysuwa się jakaś potrzeba odzyskania utraconych relacji, zerwanych więzi. W kolejnych esejach pisarz przechodzi do analizy dzisiejszych poglądów swojej rodziny, głosującej na skrajną prawicę. Ale w tle czy u podstaw tych analiz i opowieści tkwi próba powrotu do własnego dawnego pragnienia, pragnienia wyjścia w inny świat, a może bardziej pragnienia odcięcia się od rzeczywistości proletariackiej rodziny.
Trudno powiedzieć, co Eribon chce z tym dawnym pragnieniem zrobić. Ponowne opowiedzenie historii rodzinnych może stanowić próbę odzyskania zamierającej siły spełnionego pragnienia. Jakby przypomnienie sobie obrazów z dzieciństwa miało utrwalić różne negatywne afekty, które motywowały go do pracy nad wydobyciem się z robotniczego środowiska. Ale ważniejsza jest chyba próba przepracowania tego pragnienia – zobaczenia raz jeszcze wrogich uczuć skierowanych do ojca i wielu członków rodziny, by pozbyć się niepotrzebnych już nienawiści. A do tego celu świetnie nadaje się analiza socjologiczna, mocno zakotwiczona w pracach Pierre’a Bourdieu.
Co zatem Eribon robi z pamięcią o własnej rodzinie? Jako ekspert od wstydu seksualnego, od obelg, które definiowały jego homoseksualną tożsamość, wyszukuje w historii rodziny przede wszystkich momenty wstydliwe: to mogą być fizyczne prace dziadków ze strony ojca, nieznany ojciec matki, romanse babki z niemieckimi okupantami, które zakończyły się hańbiącym ogoleniem głowy, a także awantury ojca czy wyniszczająca praca matki. Te różne elementy proletariackiej biografii składają się na kolejny wstyd – wstyd klasowy, który Eribon odczuwa szczególnie mocno, gdy próbuje wydostać się z rodzinnego środowiska. W wielu miejscach książki autor zwraca uwagę na to, że przez wiele lat udawało mu się dokładnie przeanalizować wstyd seksualny, a właściwie zbudować wokół niego własną tożsamość. To zatem wstyd przepracowany, przemieniony w pozytywny element biografii. Zupełnie inaczej działo się ze wstydem klasowym – proletariacki rodowód pozostał wstydem toksycznym, ukrywanym, ujawnianym niechętnie. A jednocześnie stanowił negatywny napęd pragnienia, by nie powrócić do rodzinnego miasta.
Przypomnienie, a często odkrycie, rodzinnych wstydliwych historii, stanowi próbę przepracowania toksycznego wstydu. Główną metodą tego przepracowania jest oczywiście analiza różnych społecznych determinizmów, które już w momencie urodzenia określają przyszłe losy jednostek, a zejście z wyznaczonej trajektorii staje się czymś nieprawdopodobnym. Proletariackie historie rodzinne stanowią zatem zbiór zawiedzionych nadziei – matki, która nie mogła podjąć nauki w liceum i szybko musiała zostać służącą, narażoną na przemoc seksualną, ojca, które równie szybko musiał podjąć pracę w fabryce, a wymarzone stanowisko kreślarza okazało się niemożliwe do osiągnięcia. Te indywidualne losy Eribon umieszcza w ramach analizy systemu szkolnego nastawionego na eliminację – pozornie dobrowolną – uczniów z klas ludowych, których niewiele czynników zachęca do kontynuowania nauki, a wiele przekonuje, że szkoła nie jest dla nich. Skrócenie czasu nauki oznacza oczywiście ograniczenie możliwości wyboru pracy, najczęściej do niewymagających kwalifikacji zawodów fizycznych, których wykonywanie oznacza jednak poświęcenie zdrowia i cielesnych sił.
Szczególną rolę pełni w tych analizach postać ojca – postać ukazana w jednolicie negatywnym świetle, jako awanturnik i despota. Eribon pisze, że ojciec „ucieleśniał wszystko, co chciałem porzucić” (s. 13), wspomina „całe swoje pragnienie, żeby nie być podobnym od ojca” (s. 49). Ważnym elementem jest także wykluczenie z rodzinnego świata pozytywnych emocji – sam neguje miłość do ojca, ale stwierdza także, że między rodzicami nie było miłości, a jedynie przywiązanie i rezygnacja, szczególnie ze strony matki, która wiedziała, że nie znajdzie nikogo lepszego. Zawieszenie pozytywnych afektów, a uwypuklenie negatywnych mogłoby prowadzić do jakiejś nienawistnej tyrady przeciwko rodzinnemu środowisku. I faktycznie, Eribon jak najdalszy jest od mitologizowania proletariackiego świata. Ale rezygnacja z pozytywnego mitu nie kończy się prostą krytyką. Właśnie teoria Bourdieu pozwala autorowi „Powrotu do Reims” spojrzeć na ten świat z innej perspektywy – ograniczonych wyborów, a właściwie gotowych sposobów życia, które realizują młode osoby z klasy robotniczej, zmuszane do szybkiego podjęcia pracy w fabryce. Eribon wyjaśnia zatem biografię ojca i swój stosunek do niego następująco: „wszystko, czym był mój ojciec, to znaczy wszystko, co mu wyrzucałem, wszystko, za co go nienawidziłem, ukształtowała przemoc świata społecznego (s. 27). Osobiste, prywatne uczucie staje się zatem elementem struktury społecznej, w której wina jednostki za własne czyny zostaje rozmyta w polu oddziaływania różnych sił.
„Powrót do Reims” nie ogranicza się jednak do socjologicznej analizy rodzinnych historii klasy robotniczej z czasów powojennych. Eribon w podobny sposób chce badać współczesną scenę polityczną, a przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, dlaczego proletariat, popierający niedawno partię komunistyczną, przeniósł swoje głosy na skrajną prawicę. Szczególnie trzeci rozdział książki koncentruje się na trudnym pytaniu o relację lewicowej polityki do klasy robotniczej. Na przykładzie własnej biografii Eribon pokazuje, że lewicowe zaangażowanie, lektura Marksa i Trockiego stały się dla niego sposobem na odcięcie się od znienawidzonego robotniczego otoczenia, które nie pasowało do teorii klas społecznych, a szczególnie wizji postępowego proletariatu i świadomości klasowej. Powrót po latach do tej problematyki pozwala mu krytycznie przyjrzeć się splotowi świadomości klasowej i ambicjom, jakie określają robotników. Pełna dumy identyfikacja z własną robotniczą kondycją, odcięcie się od wartości intelektualnych dość dobrze łączą się bowiem z akceptacją różnych wartości konsumpcyjnych i mieszczańskich – pragnieniem posiadania nowego samochodu, mebli czy innych dóbr, których przez wiele pokoleń proletariuszom odmawiano. To zawieszenie między różnymi habitusami nakreśla też możliwe afekty robotników – z jednej strony nastawionych na poprawę zbiorowego losu klasy, na walkę o lepsze warunki pracy i egzystencji, a z drugiej – na indywidualną ambicję wydobycia się z własnej klasy, osiągnięcia najbliższych wyższych pozycji, na przykład niższej klasy średniej. Taki – mniej spektakularny niż w przypadku autora – awans dotyczy jego dwóch młodszych braci, z których jeden został żandarmem, drugi zaś – sprzedawcą samochodów. Obaj głosują na prawicę, a cała rodzina powtarza różne rasistowskie obawy przed napływem imigrantów, co często ukrywa lęk przed utratą z trudem zdobytej pozycji społecznej.
Na pierwszy plan książki wysuwa się historia proletariacka, ale równie ważne wydają się analizy tożsamości gejowskiej. Eribon, na własnym przykładzie, analizuje dialektykę wstydu seksualnego i wstydu społecznego, szafy (homo)seksualnej i szafy społecznej. O ile tożsamość klasowa musi zostać wyparta, odcięta i odrzucona, to tożsamość seksualna – związane także ze wstydem, upokorzeniem i przemocą – okazuje się szansą na wydostanie się z własnego środowiska, do którego – mimo sukcesów w edukacji – bohater może wciąż powrócić. To widmo losu proletariackich przodków zdaje się towarzyszyć wielu miejscom biografii Eribona, gdy może zostać usunięty ze szkoły, gdy nie może kontynuować edukacji akademickiej z powodu braku środków i podejmuje pracę stróża. Zwykle dopisuje mu szczęście, a czasem przydają się przypadkowe znajomości.
Niewiele książek w tak umiejętny sposób łączy pisarstwo autobiograficzne z analizą naukową. Eribon w „Powrocie do Reims” przeprowadza czytelnika przez historię własnej rodziny, ukazując konkretne, ucieleśnione znaczenie kategorii socjologicznych, a także próbuje zarysować lewicową analizę różnych programów politycznych. Splecenie tak różnych problematyk nie doprowadza jednak do treściowego przesytu – jakby abstrakcyjne kategorie pozwalały oczyścić biografię, zagęścić ją do znaczących momentów i procesów, a z drugiej strony, owa trzypokoleniowa biografia osadza te kategorie teoretyczne w zrozumiałym kontekście.
Ten spójny projekt ukrywa jednak kilka pęknięć – przede wszystkim tytułowa figura powrotu już w pierwszych akapitach zostaje zmodyfikowana. Eribon nie wraca do znanych miejsc z dzieciństwa, do tych samych domów i przestrzeni. Powrót do matki to przecież poznanie nowego miejsca, w którym rodzice zamieszkali już w czasie, gdy autor zawiesił z nimi kontakt. Także sytuacja rodziny dość mocno się zmieniła – robotniczą kondycję widać oczywiście w zniszczonym fabryczną pracą ciele matki, ale jej warunki bytowe zdają się dużo lepsze, może na przykład pozwolić sobie na różne podróże. Podobnie młodsi bracia nie są już robotnikami, lecz należą raczej do niższej klasy średniej. Tytułowa figura powrotu ukrywa zatem, że Eribon tak naprawdę nie ma do czego wracać, że w czasie, gdy odciął się od robotniczego środowiska, to środowisko też się jakoś zmieniło, odcięło od samego siebie i przyjęło nie tylko inne wartości, ale też inne wybory polityczne, których pisarz dzisiaj nie może zrozumieć. Eribon określa siebie jako „zdrajcę klasowego” (s. 36) – co potwierdzają liczne fragmenty o zerwanych kontaktach, odrazie do poglądów i obyczajów środowiska rodzinnego – podobnie jak Emma Bovary Eribon nie chce zaakceptować na przykład weselnych obyczajów ludowych, więc rezygnuje z udziału w ślubach młodszych braci. Ale te frazy o własnej zdradzie ukrywają, że inni członkowie rodziny też „zdradzili” swoją klasę, że ich pozycje społeczne są już gdzie indziej. Dlatego też Eribon znacznie lepiej czuje się w zapisywaniu splątanych wstydów przeszłości niż w analizie współczesnego położenia swoich, szczególnie młodszych, braci i ich rodzin, których los też potoczył się inaczej, niż wynikało to z ich proletariackiego pochodzenia. Ale tu kończy się możliwość powrotu i kończy się też narracja Eribona, który w ostatnich rozdziałach wraca już nie do swojej rodziny, a do siebie, swojej emancypacyjnej biografii i tożsamości, która potrzebuje innych tylko jako negatywnej opozycji.
Didier Eribon: „Powrót do Reims”. Przeł. Maryna Ochab. Wydawnictwo Karakter. Kraków 2019.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |