(NIE TAK) KRÓTKI ŻYWOT KRYTYKI (JULIAN KORNHAUSER 'KRYTYKA ZEBRANA. TOM I')
A
A
A
Każdy, kto parał się kiedykolwiek krytyką literacką, zadawał sobie z pewnością pytania: kim jest/powinien być krytyk? Jaką rolę w ogóle pełni dziś krytyka literacka? Świadczą o tym niesłabnące wciąż debaty, artykuły, spory. W dobie nowych mediów zdecydowanie zadanie nie jest łatwe. Zalewa nas fala opinii budowanych w oparciu o… No właśnie nie do końca chyba wiemy, o co. Zarzut, że jedne omówienia są bardziej naukowe, obudowane wiedzą z zakresu teorii i historii literatury, a inne to oparte na emocjach subiektywne rankingi, właściwie nie jest zarzutem. Dla jednych czytelników rolę opiniotwórczą spełnią te pierwsze, dla innych drugie. Nie można też zdecydować o profesjonalnej przewadze danego medium. Dobre, świetne nieraz czasopisma coraz częściej funkcjonują jedynie w sieci, a blogosfera nie jest pozbawiona bardzo dobrych recenzentów, doskonale orientujących się w literackich procesach, przemianach kulturowych itd.
Nie jest może aż tak dramatycznie, jak wieszczyli niektórzy badacze, że krytyka literacka właściwie umarła, ale tak, niejednokrotnie mamy do czynienia z tragicznym wyborem pomiędzy omówieniami typu „dobre, warto przeczytać” oraz nieco oderwanymi od rzeczywistości, wyraźnie pokrytymi patyną, klasycyzującymi, zwyczajnie bezpiecznymi czasopismami, z których niewielka ilość poświęcona jest sztuce najnowszej i ogólniejszej obserwacji polskiej kultury (pomijam problem, jak bardzo ta dziedzina potrzebuje dziś zmiany, wsparcia, przestrzeni do rozwoju). Oczywiście nie zabraknie świetnych, opisujących zjawiska, a nie tylko pojedyncze książki tekstów, czasopism niezwykle w tym zakresie rozwiniętych, odważnych („Dwutygodnik”, „Mały Format”), ale liczba ich odbiorców pozostawia wiele do życzenia.
Niezbyt fortunnie rozwija się także relacja krytyczek/krytyków z artystkami/artystami. Jak słusznie zauważa Anna Kałuża: „To świat zaburzeń, wzajemnych oskarżeń i pretensji: mam wrażenie, ze te nasze relacje sprowadzają się do wymiany usług albo do lekceważącej pogardy. Niewielu krytyków i poetów/poetek myśli o sobie jako o sojusznikach we wspólnych, choć różnie wartościowanych, działaniach artystycznych.” [Kałuża, Jankowicz 2016: 38]
Krzysztof Cieślik, roztaczający w 2016 roku w artykule opublikowanym w „Dwutygodniku” dość mroczną wizję, przyczyn tego upadku poszukiwał w dobie potransformacyjnej. Moim zdaniem korzenie tego problemu sięgają dalej i głębiej, w sposób oczywisty w przemianach, które nastąpiły po 1945 roku, natomiast obecnie mamy do czynienia z problemem natury socjologicznej, upłynnieniem podmiotowości w ogóle, w tym także podmiotowości artysty, naukowca, krytyka, humanisty….
Czy w zmieniającej się w zawrotnym tempie rzeczywistości, poddanej niesformalizowanym wymogom nowych mediów i nowoczesnego społeczeństwa w ogóle, potrzebne nam są takie sposoby kategoryzowania? Nie wiem, czy tego typu etykiety cokolwiek ułatwiają i czy nie stają się źródłem ograniczeń, ale przyznać trzeba, że na pytanie, kim jest i czym się zajmuje krytyk literacki, odpowiedź więźnie w ustach – ta najprostsza zdaje się nawet nie dotykać istoty zjawiska, a w połowie tej rozwiniętej pytający zwyczajnie przestanie nas słuchać. Uwolniliśmy się od schematu pisania recenzji czy innych rodzajów tekstów krytycznych, w związku z tym rozluźniły się też ramy definicyjne samej „profesji”. Tak jednak, jak często nie jesteśmy oryginalni w poszukiwaniach formalnych i metodologicznych rozwiązaniach oraz lekturowych strategiach, tak nie jesteśmy też pierwszymi, którzy zadają sobie to pytanie. Stawiali je strukturaliści, stawiali wszyscy ich następcy, o rolę krytyka i jego znaczenia pytał niemalże każdy, kto się tym zajmował. Niewielu jest jednak takich, którzy byli w stanie sformułować odpowiedź na tyle ciekawą, by dziś ktoś chciał do niej powrócić.
W ramach działań, wpisanych już na stałe w kalendarz wydawniczy Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu (a przede wszystkim dzięki staraniom redaktorów tomów, czyli Adriana Glenia i Jakuba Kornhausera), ukazał się pierwszy tom zebranych tekstów krytycznych Juliana Kornhausera. Niestety, wciąż zbyt słabo obecny w czytelniczej świadomości jako poeta i prozaik, jako krytyk funkcjonuje wśród naprawdę wąskiego grona badaczy i osób ściśle związanych ze środowiskiem artystycznym (głównie krakowskim). W programie studiów polonistycznych pojawiają się jedynie fragmenty „Świata nie przedstawianego”, zwykle dla większości niezrozumiałe, tłumaczone niezwykle powierzchownie, pozbawione kontekstu historycznoliterackiego i polityczno-społecznego tła wydarzeń. Nie jest to jednak wstęp do utyskiwania, opisana sytuacja to bowiem spełnione właściwie założenie krytyki, której bardzo wyrazisty kształt wyłania się z lektury kolejnych tekstów współtwórcy literackiej grupy „Teraz”. Krytyka jest według Kornhausera dziedziną niezwykle doraźną, nietrwałą i… niewdzięczną. Niewielki z niej pożytek dla następnych pokoleń badaczy i czytelników. Łączy się to jednak z jej wyjątkowością, zatopieniem w praesens, w rytmie życia artystycznego, w spotkaniach i rozmowach, w pierwszych wrażeniach, w relacjach.
Kiedy spróbujemy sportretować postać dwudziestowiecznego krytyka (choć dostrzeżemy w nim także rysy bliskie naszej codzienności) na podstawie pism Juliana Kornhausera, naszym oczom nie ukaże się wizja obiecująca – pozbawiony szans na długie trwanie w czytelniczej świadomości, ale także chwilowego choćby splendoru, nie brakuje mu jednak pewnych rys wyjątkowości, czegoś, co czyni z krytyki literackiej specyficzną forpocztę, choć sam Kornhauser zaczerpnie z nieco odmiennej leksyki militarnej (cytując Andrzeja Kijowskiego): „»Krytyk jest – zacytujmy – szpiegiem na rzecz historii literatury. Ma głęboko pod podszewką zaszyte instrukcje, z których ani jedna nie zgadza się z tym, co widzi: widzi wokół siebie poszczególnych ludzi, których zna, z którymi jest zaprzyjaźniony, wie o nich to, czego nigdy nie będzie wiedział przyszły historyk literatury, wie także, iż wiedza jego jest w niczym nieprzydatna dla owego przyszłego historyka. Więc kryje ją«” (s. 409).
Metafora literackiego szpiegostwa nie ma jednak konotować jedynie negatywnych skojarzeń. Zgodnie z tak konstruowanym obrazem świata, to ktoś stale obecny, widmowo snujący się jak cień wśród najistotniejszych osób i wydarzeń świata artystycznego. To reporter, sprawozdawca, czujny obserwator, ale także ktoś pozostający w bliskiej relacji z tym światem, żyjący jego życiem, zatopiony w tych samych rozterkach, czujący omawianą literaturę niemal somatycznie.
Zanim jednak zagłębię się w krytycznoliteracki dyskurs pism Juliana Kornhausera, przyjrzyjmy się konstrukcji książki. Zdecydowanie robi wrażenie jej rozmiar, zwłaszcza kiedy nie zapominamy o tym, że to dopiero pierwszy z dwóch tomów. W tomie ułożono chronologicznie teksty krytyczne zebrane w książkach oraz publikowane w czasopismach, rozproszone w dziełach zbiorowych. Jak zauważają redaktorzy, o ile książki takie jak „Świat nie przedstawiony” czy „Uśmiech Sfinksa” (będące podstawą pierwszego tomu) są obecne w świadomości czytelników, o tyle teksty rozproszone bez tego wznowienia stanowiłyby dziś zupełnie nieobecne, odszukiwane jedynie przez zaciętych badaczy, doraźne omówienia poszczególnych tekstów i zjawisk literackich (większość tych tekstów zgromadzona będzie w drugim tomie, jego publikacja jest planowana również na rok 2019). Już pod tym względem należy docenić prace edytorskie zespołu redakcyjnego.
Jednak nie sposób nie zauważyć, że w tak skonstruowanej książce krytycznej coś tracimy. Czyta się ją trochę tak, jak podróżuje przez współczesne aglomeracje, nie wiemy kiedy zmieniają się kolejne miejscowości, nie zawsze dostrzegamy otaczający nas krajobraz. Czytając „Krytykę zebraną”, przyłapywałam się na tym, że umknął mi moment, w którym przeszłam do kolejnej publikacji zawartej w zbiorze. Nieco zatraca się więc granica pomiędzy zróżnicowanymi przecież tekstami i odmiennymi warunkami społeczno-politycznymi ich powstawania. Co jednak takiej zatracie się nie poddaje, to bardzo wyraźna i, dzięki takiej właśnie lekturze, łatwa do odwzorowania ewolucja Kornhauserowego spojrzenia na literaturę, na jej zadania, kształt, obecność. Od nieco rewolucyjnego głosu dopominającego się w „Świecie nie przedstawionym” o zmianę: „O taką właśnie literaturę »głęboko demokratyczną« walczy młoda poezja, chodzi jej o odnalezienie tego »wydartego żądła społecznego krytycyzmu«, domaga się przywrócenia dawno zachwianej równowagi w literaturze polskiej, która od lat cierpiała na chorobę europejskości, polegającą na estetycznym pielęgnowaniu własnego ogródka, które w konsekwencji doprowadziło do jej – jak twierdzi Burek – myślowego i artystycznego zacofania” (s. 59); po pewien dystans (pozbawiony – co ważne – sztucznego żalu i zaprzeczania dawnym racjom), przemyślenia oparte na doświadczeniu, nadal zdradzające jednak specyficzny badawczy temperament: „Kiedy wyszedł »Świat nie przedstawiony«, napisany przeze mnie i Zagajewskiego tom esejów programowych, nacechowanych agresywnym tonem i świadomością zmiany stosunku do literatury, lawirującej między groteską a symbolistycznym kunktatorstwem, w środowisku zawrzało” (s. 415).
Coś więc także zyskujemy (poza zdecydowanie ułatwiającą czytelnicze życie dostępnością wszystkich tekstów krytycznych Kornhausera) – możliwość holistycznego spojrzenia nie tylko na portret konkretnego krytyka, obserwatora życia literackiego czy zmienną rolę samej krytyki literackiej, ale przede wszystkim ważne i potrzebne uzupełnienie do lektury samej twórczości Kornhausera. Oczywiście nie dajmy się zwieść – uzupełnienie to nie może pełnić roli nadrzędnej, może nie zawsze trzeba słuchać poetów w ich metaliterackich odsłonach, ale akurat w tej sytuacji (choć tekstów uzbierało się na przynajmniej dwa tomy), posłuchajmy: „(…) swoją działalność krytycznoliteracką uważam za marginesową i wcale nie wynikającą z jakiejś wyraźnej strategii czy ideologii. Być może tak to wygląda z zewnątrz i bierze się, zwłaszcza mam na myśli wstępujące po nas generacje, z tęsknoty za łatwo rozpoznawalnym przeciwnikiem lub sojusznikiem, Zawsze się jednak czułem pisarzem, który od czasu zabiera głos w sprawach literatury i nic więcej” (s. 418).
Julian Kornhauser jest krytykiem szczególnym, zakorzenionym w wyjątkowym dla polskiej literatury czasie przemian, osobiście zmagającym się z niezwykłą dynamiką XX wieku, którego przemiant tak istotny wpływ wywierały na artystów – ich wybory estetyczne, polityczne, życiowe. W specyficzny sposób poeta dokonuje jednak rozdzielenia ról – Kornhauser-krytyk to raczej doppelganger Kornhausera-pisarza. Oczywiście nie sposób nie zauważyć, iż uwagi krytyczne spójnie uzupełniają dzieło artystyczne autora „Zjadaczy kartofli”, wyraziste staje się w pewnym momencie lektury wykorzystywanie wiedzy wynikającej z bardzo bliskich relacji z niektórymi omawianymi twórcami, ale Kornhauser nigdy nie zdradza się z nimi do końca, pilnując choćby językowej dyscypliny, przykrywając ową prywatę merytoryczną warstwą, opisem realiów społecznych, przedstawieniem punktu, w którym dana książka wkracza w rzeczywistość (nie dajmy się jednak zwieść do końca, nieco poety w krytyku, krytyka w poecie i profesora Uniwersytetu w każdym z „nich” odnajdziemy w poszczególnych tekstach): „Nie należę do poetów, którzy chętnie akcentują w swojej działalności krytycznoliterackiej własne ja. Celowo staram się zapominać, kiedy piszę o poezji, że sam jestem poetą i odczytuję teksty innych autorów w możliwie »chłodny« sposób. Jako badacz literatury jestem zresztą przedstawicielem szkoły interpretacji, preferuję szczegółowy opis tekstu czy tekstów i przedkładam go nad rozważania natury socjologicznej czy biograficznej, aczkolwiek nigdy nie wykluczam ich z zasięgu mojej interpretacji” (s. 415).
Kornhauser tematu krytyki, a właściwie zaburzonej relacji na linii twórca – dzieło – krytyk nie wykluczał także ze swojej poezji i nie był wobec niej bezkrytyczny, co najciekawiej obrazuje wiersz „Relacja”:
Patrzyłem którejś nocy na pożar
domu towarowego. Paliły się trzy
piętra od góry, wozy strażackie
ustawiono z każdej strony budynku,
woda tryskała jednak na wysokości
pierwszego piętra, gdzie nie było
jeszcze ognia. Pomyślałem, że stosunek
strażaków do płonącego domu
odpowiada stosunkowi krytyków
do poezji. [Kornhauser 2016: 199]
Autor „Było minęło” jest takim krytykiem, który reaguje na to, co wydarza się w danej chwili, odnosi się do faktycznego literackiego tu i teraz, jeśli opisuje dzieła dawne, to zawsze w kontekście efektu, jaki wywołują w momencie powstawania krytycznego omówienia, zawsze w uaktualniającym entourage, bez naddawania znaczeń, implikowania wartości, których dane zjawisko za sobą nie pociąga, bez zbędnych imaginacji na temat przyszłości, bez dobrych rad i przepisów, co dany twórca powinien zrobić lepiej. Ma pełną świadomość nietrwałości opinii krytyka, tego, jak recepcję każdego dzieła zmienia perspektywa czasowa. Bywa niezwykle subiektywny, nie udało mu się na przykład zawoalować szczególnej słabości do dzieł Lipskiej, specyficznego przywiązania do dykcji Barańczaka, zainteresowania nieodżałowaną awangardą. Ale też aż takiego „chłodu” nikt dziś od krytyka nie oczekuje, mamy świadomość sztuczności gestów wyciszających zbyt stanowczo własne ja, choć wszystko powinno mieć pewne granice. Odnośnie owej subiektywności, należy także zauważyć, iż Kornhauser stał się także jednym z najistotniejszych i najtrafniej rozpoznających zjawiska i fazy rozwoju polskiej Nowej Fali. Oczywiście jako członek tej formacji obserwuje i komentuje z pozycji uprzywilejowanej, niedostępnej szerszemu gronu, ale nie zabraknie mu nigdy tak potrzebnego w tej sytuacji dystansu. Jako jeden z pierwszych odsłania przed czytelnikami pozapolityczny aspekt wierszy Barańczaka czy Krynickiego, zwraca uwagę na to, że istnieje w tych tekstach zdecydowanie szersze uniwersum problemowe, tematyczne, a przede wszystkim językowe, niż w pierwszym odruchu reakcji na nowe zauważyli ówcześni zwolennicy i przeciwnicy tak zaangażowanej poezji.
Jest też krytykiem zdystansowanym wobec pozycji samej krytyki, nie przypisuje tej działalności roli nadrzędnej czy kreującej literacką rzeczywistość, ale pomimo tego dystansu krytyk w jego mniemaniu zawsze pozostaje niezbędnym elementem układanki: „Co krytyk właściwie ma robić? Krzywdzić, bredzić, nudzić, śmieszyć? Czemu ma to służyć (…) Tak, wszyscy nim pogardzają jak szpiegiem. Ale trudno wyobrazić sobie wojnę bez szpiega” (s. 409).
Kolejna, trzecia już, odsłona pism Juliana Kornhausera daje nam niezwykle wygodny i potrzebny dostęp do badacza i pisarza jakoś marginalizowanego w historycznoliterackim dyskursie, wciąż za mało obecnego w opracowaniach, komentarzach, przede wszystkim w obiegu czytelniczym. Omówiona publikacja uzupełnia bardzo ciekawy obraz o rys niezwykłej świadomości, życia literaturą, wyrazistego postrzegania jej zadań, wspaniałości i niedostatków, pozwala na spotkanie z badawczym temperamentem kogoś nieoczywistego i dzieła komplementarnie uzupełniającego się w trzech bardzo różnych płaszczyznach. Obecność tej książki na polskim rynku wydawniczym to także istotne uzupełnienie trwającej, zaciekłej dyskusji o stanie polskiej krytyki i literatury. Dzięki tej książce (i dwóm poprzednim) możemy pozwolić sobie więc na lekturowe wyzwanie – spotkanie z pisarzem i krytykiem wymagającym, wciąż tajemniczym i nieprzeczytanym.
Literatura:
1. Cieślik K.: „Krytyk musi umrzeć”. „Dwutygodnik”, 04/2016, https://www.dwutygodnik.com/artykul/6475-krytyk-musi-umrzec.html
2. Kornhauser J.: „Wiersze zebrane”. Poznań 2016.
3. „Pracownia Poetycka Silesius: Edward Pasewicz, Kira Pietrek, Piotr Matywiecki”. Red. A. Kałuża, G. Jankowicz. Wrocław 2016.
Nie jest może aż tak dramatycznie, jak wieszczyli niektórzy badacze, że krytyka literacka właściwie umarła, ale tak, niejednokrotnie mamy do czynienia z tragicznym wyborem pomiędzy omówieniami typu „dobre, warto przeczytać” oraz nieco oderwanymi od rzeczywistości, wyraźnie pokrytymi patyną, klasycyzującymi, zwyczajnie bezpiecznymi czasopismami, z których niewielka ilość poświęcona jest sztuce najnowszej i ogólniejszej obserwacji polskiej kultury (pomijam problem, jak bardzo ta dziedzina potrzebuje dziś zmiany, wsparcia, przestrzeni do rozwoju). Oczywiście nie zabraknie świetnych, opisujących zjawiska, a nie tylko pojedyncze książki tekstów, czasopism niezwykle w tym zakresie rozwiniętych, odważnych („Dwutygodnik”, „Mały Format”), ale liczba ich odbiorców pozostawia wiele do życzenia.
Niezbyt fortunnie rozwija się także relacja krytyczek/krytyków z artystkami/artystami. Jak słusznie zauważa Anna Kałuża: „To świat zaburzeń, wzajemnych oskarżeń i pretensji: mam wrażenie, ze te nasze relacje sprowadzają się do wymiany usług albo do lekceważącej pogardy. Niewielu krytyków i poetów/poetek myśli o sobie jako o sojusznikach we wspólnych, choć różnie wartościowanych, działaniach artystycznych.” [Kałuża, Jankowicz 2016: 38]
Krzysztof Cieślik, roztaczający w 2016 roku w artykule opublikowanym w „Dwutygodniku” dość mroczną wizję, przyczyn tego upadku poszukiwał w dobie potransformacyjnej. Moim zdaniem korzenie tego problemu sięgają dalej i głębiej, w sposób oczywisty w przemianach, które nastąpiły po 1945 roku, natomiast obecnie mamy do czynienia z problemem natury socjologicznej, upłynnieniem podmiotowości w ogóle, w tym także podmiotowości artysty, naukowca, krytyka, humanisty….
Czy w zmieniającej się w zawrotnym tempie rzeczywistości, poddanej niesformalizowanym wymogom nowych mediów i nowoczesnego społeczeństwa w ogóle, potrzebne nam są takie sposoby kategoryzowania? Nie wiem, czy tego typu etykiety cokolwiek ułatwiają i czy nie stają się źródłem ograniczeń, ale przyznać trzeba, że na pytanie, kim jest i czym się zajmuje krytyk literacki, odpowiedź więźnie w ustach – ta najprostsza zdaje się nawet nie dotykać istoty zjawiska, a w połowie tej rozwiniętej pytający zwyczajnie przestanie nas słuchać. Uwolniliśmy się od schematu pisania recenzji czy innych rodzajów tekstów krytycznych, w związku z tym rozluźniły się też ramy definicyjne samej „profesji”. Tak jednak, jak często nie jesteśmy oryginalni w poszukiwaniach formalnych i metodologicznych rozwiązaniach oraz lekturowych strategiach, tak nie jesteśmy też pierwszymi, którzy zadają sobie to pytanie. Stawiali je strukturaliści, stawiali wszyscy ich następcy, o rolę krytyka i jego znaczenia pytał niemalże każdy, kto się tym zajmował. Niewielu jest jednak takich, którzy byli w stanie sformułować odpowiedź na tyle ciekawą, by dziś ktoś chciał do niej powrócić.
W ramach działań, wpisanych już na stałe w kalendarz wydawniczy Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu (a przede wszystkim dzięki staraniom redaktorów tomów, czyli Adriana Glenia i Jakuba Kornhausera), ukazał się pierwszy tom zebranych tekstów krytycznych Juliana Kornhausera. Niestety, wciąż zbyt słabo obecny w czytelniczej świadomości jako poeta i prozaik, jako krytyk funkcjonuje wśród naprawdę wąskiego grona badaczy i osób ściśle związanych ze środowiskiem artystycznym (głównie krakowskim). W programie studiów polonistycznych pojawiają się jedynie fragmenty „Świata nie przedstawianego”, zwykle dla większości niezrozumiałe, tłumaczone niezwykle powierzchownie, pozbawione kontekstu historycznoliterackiego i polityczno-społecznego tła wydarzeń. Nie jest to jednak wstęp do utyskiwania, opisana sytuacja to bowiem spełnione właściwie założenie krytyki, której bardzo wyrazisty kształt wyłania się z lektury kolejnych tekstów współtwórcy literackiej grupy „Teraz”. Krytyka jest według Kornhausera dziedziną niezwykle doraźną, nietrwałą i… niewdzięczną. Niewielki z niej pożytek dla następnych pokoleń badaczy i czytelników. Łączy się to jednak z jej wyjątkowością, zatopieniem w praesens, w rytmie życia artystycznego, w spotkaniach i rozmowach, w pierwszych wrażeniach, w relacjach.
Kiedy spróbujemy sportretować postać dwudziestowiecznego krytyka (choć dostrzeżemy w nim także rysy bliskie naszej codzienności) na podstawie pism Juliana Kornhausera, naszym oczom nie ukaże się wizja obiecująca – pozbawiony szans na długie trwanie w czytelniczej świadomości, ale także chwilowego choćby splendoru, nie brakuje mu jednak pewnych rys wyjątkowości, czegoś, co czyni z krytyki literackiej specyficzną forpocztę, choć sam Kornhauser zaczerpnie z nieco odmiennej leksyki militarnej (cytując Andrzeja Kijowskiego): „»Krytyk jest – zacytujmy – szpiegiem na rzecz historii literatury. Ma głęboko pod podszewką zaszyte instrukcje, z których ani jedna nie zgadza się z tym, co widzi: widzi wokół siebie poszczególnych ludzi, których zna, z którymi jest zaprzyjaźniony, wie o nich to, czego nigdy nie będzie wiedział przyszły historyk literatury, wie także, iż wiedza jego jest w niczym nieprzydatna dla owego przyszłego historyka. Więc kryje ją«” (s. 409).
Metafora literackiego szpiegostwa nie ma jednak konotować jedynie negatywnych skojarzeń. Zgodnie z tak konstruowanym obrazem świata, to ktoś stale obecny, widmowo snujący się jak cień wśród najistotniejszych osób i wydarzeń świata artystycznego. To reporter, sprawozdawca, czujny obserwator, ale także ktoś pozostający w bliskiej relacji z tym światem, żyjący jego życiem, zatopiony w tych samych rozterkach, czujący omawianą literaturę niemal somatycznie.
Zanim jednak zagłębię się w krytycznoliteracki dyskurs pism Juliana Kornhausera, przyjrzyjmy się konstrukcji książki. Zdecydowanie robi wrażenie jej rozmiar, zwłaszcza kiedy nie zapominamy o tym, że to dopiero pierwszy z dwóch tomów. W tomie ułożono chronologicznie teksty krytyczne zebrane w książkach oraz publikowane w czasopismach, rozproszone w dziełach zbiorowych. Jak zauważają redaktorzy, o ile książki takie jak „Świat nie przedstawiony” czy „Uśmiech Sfinksa” (będące podstawą pierwszego tomu) są obecne w świadomości czytelników, o tyle teksty rozproszone bez tego wznowienia stanowiłyby dziś zupełnie nieobecne, odszukiwane jedynie przez zaciętych badaczy, doraźne omówienia poszczególnych tekstów i zjawisk literackich (większość tych tekstów zgromadzona będzie w drugim tomie, jego publikacja jest planowana również na rok 2019). Już pod tym względem należy docenić prace edytorskie zespołu redakcyjnego.
Jednak nie sposób nie zauważyć, że w tak skonstruowanej książce krytycznej coś tracimy. Czyta się ją trochę tak, jak podróżuje przez współczesne aglomeracje, nie wiemy kiedy zmieniają się kolejne miejscowości, nie zawsze dostrzegamy otaczający nas krajobraz. Czytając „Krytykę zebraną”, przyłapywałam się na tym, że umknął mi moment, w którym przeszłam do kolejnej publikacji zawartej w zbiorze. Nieco zatraca się więc granica pomiędzy zróżnicowanymi przecież tekstami i odmiennymi warunkami społeczno-politycznymi ich powstawania. Co jednak takiej zatracie się nie poddaje, to bardzo wyraźna i, dzięki takiej właśnie lekturze, łatwa do odwzorowania ewolucja Kornhauserowego spojrzenia na literaturę, na jej zadania, kształt, obecność. Od nieco rewolucyjnego głosu dopominającego się w „Świecie nie przedstawionym” o zmianę: „O taką właśnie literaturę »głęboko demokratyczną« walczy młoda poezja, chodzi jej o odnalezienie tego »wydartego żądła społecznego krytycyzmu«, domaga się przywrócenia dawno zachwianej równowagi w literaturze polskiej, która od lat cierpiała na chorobę europejskości, polegającą na estetycznym pielęgnowaniu własnego ogródka, które w konsekwencji doprowadziło do jej – jak twierdzi Burek – myślowego i artystycznego zacofania” (s. 59); po pewien dystans (pozbawiony – co ważne – sztucznego żalu i zaprzeczania dawnym racjom), przemyślenia oparte na doświadczeniu, nadal zdradzające jednak specyficzny badawczy temperament: „Kiedy wyszedł »Świat nie przedstawiony«, napisany przeze mnie i Zagajewskiego tom esejów programowych, nacechowanych agresywnym tonem i świadomością zmiany stosunku do literatury, lawirującej między groteską a symbolistycznym kunktatorstwem, w środowisku zawrzało” (s. 415).
Coś więc także zyskujemy (poza zdecydowanie ułatwiającą czytelnicze życie dostępnością wszystkich tekstów krytycznych Kornhausera) – możliwość holistycznego spojrzenia nie tylko na portret konkretnego krytyka, obserwatora życia literackiego czy zmienną rolę samej krytyki literackiej, ale przede wszystkim ważne i potrzebne uzupełnienie do lektury samej twórczości Kornhausera. Oczywiście nie dajmy się zwieść – uzupełnienie to nie może pełnić roli nadrzędnej, może nie zawsze trzeba słuchać poetów w ich metaliterackich odsłonach, ale akurat w tej sytuacji (choć tekstów uzbierało się na przynajmniej dwa tomy), posłuchajmy: „(…) swoją działalność krytycznoliteracką uważam za marginesową i wcale nie wynikającą z jakiejś wyraźnej strategii czy ideologii. Być może tak to wygląda z zewnątrz i bierze się, zwłaszcza mam na myśli wstępujące po nas generacje, z tęsknoty za łatwo rozpoznawalnym przeciwnikiem lub sojusznikiem, Zawsze się jednak czułem pisarzem, który od czasu zabiera głos w sprawach literatury i nic więcej” (s. 418).
Julian Kornhauser jest krytykiem szczególnym, zakorzenionym w wyjątkowym dla polskiej literatury czasie przemian, osobiście zmagającym się z niezwykłą dynamiką XX wieku, którego przemiant tak istotny wpływ wywierały na artystów – ich wybory estetyczne, polityczne, życiowe. W specyficzny sposób poeta dokonuje jednak rozdzielenia ról – Kornhauser-krytyk to raczej doppelganger Kornhausera-pisarza. Oczywiście nie sposób nie zauważyć, iż uwagi krytyczne spójnie uzupełniają dzieło artystyczne autora „Zjadaczy kartofli”, wyraziste staje się w pewnym momencie lektury wykorzystywanie wiedzy wynikającej z bardzo bliskich relacji z niektórymi omawianymi twórcami, ale Kornhauser nigdy nie zdradza się z nimi do końca, pilnując choćby językowej dyscypliny, przykrywając ową prywatę merytoryczną warstwą, opisem realiów społecznych, przedstawieniem punktu, w którym dana książka wkracza w rzeczywistość (nie dajmy się jednak zwieść do końca, nieco poety w krytyku, krytyka w poecie i profesora Uniwersytetu w każdym z „nich” odnajdziemy w poszczególnych tekstach): „Nie należę do poetów, którzy chętnie akcentują w swojej działalności krytycznoliterackiej własne ja. Celowo staram się zapominać, kiedy piszę o poezji, że sam jestem poetą i odczytuję teksty innych autorów w możliwie »chłodny« sposób. Jako badacz literatury jestem zresztą przedstawicielem szkoły interpretacji, preferuję szczegółowy opis tekstu czy tekstów i przedkładam go nad rozważania natury socjologicznej czy biograficznej, aczkolwiek nigdy nie wykluczam ich z zasięgu mojej interpretacji” (s. 415).
Kornhauser tematu krytyki, a właściwie zaburzonej relacji na linii twórca – dzieło – krytyk nie wykluczał także ze swojej poezji i nie był wobec niej bezkrytyczny, co najciekawiej obrazuje wiersz „Relacja”:
Patrzyłem którejś nocy na pożar
domu towarowego. Paliły się trzy
piętra od góry, wozy strażackie
ustawiono z każdej strony budynku,
woda tryskała jednak na wysokości
pierwszego piętra, gdzie nie było
jeszcze ognia. Pomyślałem, że stosunek
strażaków do płonącego domu
odpowiada stosunkowi krytyków
do poezji. [Kornhauser 2016: 199]
Autor „Było minęło” jest takim krytykiem, który reaguje na to, co wydarza się w danej chwili, odnosi się do faktycznego literackiego tu i teraz, jeśli opisuje dzieła dawne, to zawsze w kontekście efektu, jaki wywołują w momencie powstawania krytycznego omówienia, zawsze w uaktualniającym entourage, bez naddawania znaczeń, implikowania wartości, których dane zjawisko za sobą nie pociąga, bez zbędnych imaginacji na temat przyszłości, bez dobrych rad i przepisów, co dany twórca powinien zrobić lepiej. Ma pełną świadomość nietrwałości opinii krytyka, tego, jak recepcję każdego dzieła zmienia perspektywa czasowa. Bywa niezwykle subiektywny, nie udało mu się na przykład zawoalować szczególnej słabości do dzieł Lipskiej, specyficznego przywiązania do dykcji Barańczaka, zainteresowania nieodżałowaną awangardą. Ale też aż takiego „chłodu” nikt dziś od krytyka nie oczekuje, mamy świadomość sztuczności gestów wyciszających zbyt stanowczo własne ja, choć wszystko powinno mieć pewne granice. Odnośnie owej subiektywności, należy także zauważyć, iż Kornhauser stał się także jednym z najistotniejszych i najtrafniej rozpoznających zjawiska i fazy rozwoju polskiej Nowej Fali. Oczywiście jako członek tej formacji obserwuje i komentuje z pozycji uprzywilejowanej, niedostępnej szerszemu gronu, ale nie zabraknie mu nigdy tak potrzebnego w tej sytuacji dystansu. Jako jeden z pierwszych odsłania przed czytelnikami pozapolityczny aspekt wierszy Barańczaka czy Krynickiego, zwraca uwagę na to, że istnieje w tych tekstach zdecydowanie szersze uniwersum problemowe, tematyczne, a przede wszystkim językowe, niż w pierwszym odruchu reakcji na nowe zauważyli ówcześni zwolennicy i przeciwnicy tak zaangażowanej poezji.
Jest też krytykiem zdystansowanym wobec pozycji samej krytyki, nie przypisuje tej działalności roli nadrzędnej czy kreującej literacką rzeczywistość, ale pomimo tego dystansu krytyk w jego mniemaniu zawsze pozostaje niezbędnym elementem układanki: „Co krytyk właściwie ma robić? Krzywdzić, bredzić, nudzić, śmieszyć? Czemu ma to służyć (…) Tak, wszyscy nim pogardzają jak szpiegiem. Ale trudno wyobrazić sobie wojnę bez szpiega” (s. 409).
Kolejna, trzecia już, odsłona pism Juliana Kornhausera daje nam niezwykle wygodny i potrzebny dostęp do badacza i pisarza jakoś marginalizowanego w historycznoliterackim dyskursie, wciąż za mało obecnego w opracowaniach, komentarzach, przede wszystkim w obiegu czytelniczym. Omówiona publikacja uzupełnia bardzo ciekawy obraz o rys niezwykłej świadomości, życia literaturą, wyrazistego postrzegania jej zadań, wspaniałości i niedostatków, pozwala na spotkanie z badawczym temperamentem kogoś nieoczywistego i dzieła komplementarnie uzupełniającego się w trzech bardzo różnych płaszczyznach. Obecność tej książki na polskim rynku wydawniczym to także istotne uzupełnienie trwającej, zaciekłej dyskusji o stanie polskiej krytyki i literatury. Dzięki tej książce (i dwóm poprzednim) możemy pozwolić sobie więc na lekturowe wyzwanie – spotkanie z pisarzem i krytykiem wymagającym, wciąż tajemniczym i nieprzeczytanym.
Literatura:
1. Cieślik K.: „Krytyk musi umrzeć”. „Dwutygodnik”, 04/2016, https://www.dwutygodnik.com/artykul/6475-krytyk-musi-umrzec.html
2. Kornhauser J.: „Wiersze zebrane”. Poznań 2016.
3. „Pracownia Poetycka Silesius: Edward Pasewicz, Kira Pietrek, Piotr Matywiecki”. Red. A. Kałuża, G. Jankowicz. Wrocław 2016.
Julian Kornhauser: „Krytyka zebrana. Tom I”. Red. Adrian Gleń, Jakub Kornhauser. Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu. Poznań 2019.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |