
WIERSZE
A
A
A
Monolog dygresyjny
ten maj nam nie wychodzi, rozkleja się w palcach
jak stary portfel albo kiepski but, tak zwana
chińszczyzna. czy to jest obraźliwe – używać
nazw dalekich kultur, narodowości, obcych
państw i ras, tylko po to, żeby ponarzekać?
bronić się, że środek stylistyczny ma swoje
prawa, to za mało. zawsze można znaleźć mniej
narażony na krytykę. podobno każda
zmiana zaczyna się od języka (naprawa
świata lub stosunków małżeńskich). niebezpieczny
temat, czyli grząski grunt. jak ziemia na wiosnę.
Niebieska Edwarda Krasińskiego
dokąd biegniesz, niebieska? punkty przywołane
do porządku w linii prostej mogą prowadzić
do pęknięć, złamań lub ogólnego rozbicia.
chore, somatyczne metafory prujące
neoawangardę. może lepiej powiedzieć
o przekreślonym dyktandzie słabego ucznia,
dyscyplinie czule owijającej bryłę?
wiemy, że pasek to przypadek, a jednak brak
wyjaśnień, czemu niebieski pasuje lepiej
do nieskończoności, rur kanalizacyjnych,
małych dziewczynek i drzew. scotch blue bierze
zakładników, realnych aż do obrzydzenia.
niby im nie zaszkodzi, ale może zmienić
proporcje, kompozycje, sens. odciąć początki,
końce sprowadzić do absurdu, liznąć przestrzeń.
taśma z taśmą się nie zejdą, i słusznie. po co
spotkać się, skoro trzeba będzie się pożegnać?
Lektura
lubię z tobą i tym podobne, takie wersy
nie wiszą przecież nad miastem jak cienki księżyc,
którego nie można schwytać ani polizać,
który zwraca uwagę, ale jest niczyj
a tym samym każdego, nieuchwytny easy
rider, pozbawiony związków i przywłaszczeń.
dziecku mówią o rogaliku (co za kłamstwo
z tym ciastkiem, którego nikt nigdy nie zje,
iluzja własności, poczucia bezpieczeństwa);
więc kiedy czytam twoje nowe wiersze
czuję się tak samo nabita w bletkę, frazy
rozpościerają mi się za plecami, jak
parujące na suszarce pranie, spódnica,
którą rozpinałeś i ściągałeś w noce, kiedy
punkty tkwiły poza swym odcinkiem.
Katalog
świat wstrzymuje oddech. od nowego konfliktu
dzielą nas godziny? myślę o nowych ustach
które głoszą prawdę, prawda? czasu, ekranu,
ludzi i zwierząt. dziś uratowano kota
kupuję to, jak najnowszy podkład. on to dziś
przykryje wszystko – syrię, strajki, samobójców.
gdzieś na sklepowej półce, wśród promocji blasku
pełnia, wyrazistość. obietnica zbawienia.
Ostatni dzień lata
odciskamy dłonie w piasku, to chwilowe
złudzenie, że trzymam przyszłość na sznurku
jak dziewczynka z obrazów mało znanej
artystki. bawi mnie ta lekkość, mimochodem
poranki schwytane w pełnych zdaniach.
słowa rozsupłują się na wietrze zastygają
w muszle. pokruszą się albo ktoś je zabierze.
to nieuchronne jak fala, która zliże
nasze ślady. bieg dzieci, ujadanie psów.
ten maj nam nie wychodzi, rozkleja się w palcach
jak stary portfel albo kiepski but, tak zwana
chińszczyzna. czy to jest obraźliwe – używać
nazw dalekich kultur, narodowości, obcych
państw i ras, tylko po to, żeby ponarzekać?
bronić się, że środek stylistyczny ma swoje
prawa, to za mało. zawsze można znaleźć mniej
narażony na krytykę. podobno każda
zmiana zaczyna się od języka (naprawa
świata lub stosunków małżeńskich). niebezpieczny
temat, czyli grząski grunt. jak ziemia na wiosnę.
Niebieska Edwarda Krasińskiego
dokąd biegniesz, niebieska? punkty przywołane
do porządku w linii prostej mogą prowadzić
do pęknięć, złamań lub ogólnego rozbicia.
chore, somatyczne metafory prujące
neoawangardę. może lepiej powiedzieć
o przekreślonym dyktandzie słabego ucznia,
dyscyplinie czule owijającej bryłę?
wiemy, że pasek to przypadek, a jednak brak
wyjaśnień, czemu niebieski pasuje lepiej
do nieskończoności, rur kanalizacyjnych,
małych dziewczynek i drzew. scotch blue bierze
zakładników, realnych aż do obrzydzenia.
niby im nie zaszkodzi, ale może zmienić
proporcje, kompozycje, sens. odciąć początki,
końce sprowadzić do absurdu, liznąć przestrzeń.
taśma z taśmą się nie zejdą, i słusznie. po co
spotkać się, skoro trzeba będzie się pożegnać?
Lektura
lubię z tobą i tym podobne, takie wersy
nie wiszą przecież nad miastem jak cienki księżyc,
którego nie można schwytać ani polizać,
który zwraca uwagę, ale jest niczyj
a tym samym każdego, nieuchwytny easy
rider, pozbawiony związków i przywłaszczeń.
dziecku mówią o rogaliku (co za kłamstwo
z tym ciastkiem, którego nikt nigdy nie zje,
iluzja własności, poczucia bezpieczeństwa);
więc kiedy czytam twoje nowe wiersze
czuję się tak samo nabita w bletkę, frazy
rozpościerają mi się za plecami, jak
parujące na suszarce pranie, spódnica,
którą rozpinałeś i ściągałeś w noce, kiedy
punkty tkwiły poza swym odcinkiem.
Katalog
świat wstrzymuje oddech. od nowego konfliktu
dzielą nas godziny? myślę o nowych ustach
które głoszą prawdę, prawda? czasu, ekranu,
ludzi i zwierząt. dziś uratowano kota
kupuję to, jak najnowszy podkład. on to dziś
przykryje wszystko – syrię, strajki, samobójców.
gdzieś na sklepowej półce, wśród promocji blasku
pełnia, wyrazistość. obietnica zbawienia.
Ostatni dzień lata
odciskamy dłonie w piasku, to chwilowe
złudzenie, że trzymam przyszłość na sznurku
jak dziewczynka z obrazów mało znanej
artystki. bawi mnie ta lekkość, mimochodem
poranki schwytane w pełnych zdaniach.
słowa rozsupłują się na wietrze zastygają
w muszle. pokruszą się albo ktoś je zabierze.
to nieuchronne jak fala, która zliże
nasze ślady. bieg dzieci, ujadanie psów.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |