SPÓR O DEFINICJĘ NORMALNOŚCI (MARCIN NAPIÓRKOWSKI: 'TURBOPATRIOTYZM')
A
A
A
Nową książkę Marcina Napiórkowskiego otwiera zestawienie dwóch słynnych, reprezentatywnych scen z polskiego życia społecznego ostatnich lat. Pierwsza z nich wiąże się z głośną patriotyczną imprezą, która miała miejsce 2 maja 2013 roku. Przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie spotkali się wówczas pozytywnie nastawieni, patrzący przez różowe okulary „fajni Polacy” (s. 6) na czele z przedstawicielami radiowej Trójki, redaktorami „Gazety Wyborczej” i samym prezydentem RP – Bronisławem Komorowskim. Zebrani, w myśl hasła przewodniego akcji: „Orzeł może”, zachęcali „ponuraków” (s. 7) do codziennego uśmiechu, postulowali również absolutną swobodę w sposobach obchodzenia świąt narodowych. W kulminacyjnym punkcie imprezy sami zresztą taką dezynwolturę w ekspresji uczuć patriotycznych zademonstrowali, prezentując trzymetrowego orła z białej czekolady. Drugą otwierającą „Turbopatriotyzm” sceną jest Marsz Niepodległości z 2011 roku. Jako że impreza miała łączyć się z obchodami święta państwowego, atmosfera również przesiąknięta była radością (zdaniem Napiórkowskiego była to radość innego typu – podniosła i pełna dumy), śpiewano piosenki, manifestowano swoje przywiązanie do ojczyzny. Fundamentalną różnicę między jednym i drugim wydarzeniem stanowiła forma świętowania. 11 listopada 2011 roku na ulicach Warszawy hasła, piosenki i transparenty (nie licząc tych najbardziej nacjonalistycznych i kontrowersyjnych) przygotowano w taki sposób, żeby mocno wpisywać się w narodową tradycję. W ramach opisywanego przemarszu luz, dystans i humorystyczne przerabianie symboli narodowych byłyby przez jego uczestników nie do zaakceptowania.
Obie sceny przywołuję za Napiórkowskim ze względu na to, że są one nośnymi metaforami trwającego od dłuższego czasu w Polsce „sporu o definicję normalności” (s. 16) i w najnowszej książce autora „Kodu kapitalizmu” stają się niejako scenami-symbolami wojny między „softpatriotyzmem” a „turbopatriotyzmem”. Uprzedzając nasuwające się wątpliwości co do badawczego obiektywizmu, należy zaznaczyć, że od pierwszych stron publikacji Napiórkowski nie odżegnuje się od własnych przekonań politycznych i jasno nakreśla pozycję, z której opisuje rzeczywistość. Deklaracja co do strony barykady jest jednoznaczna – „marzyła mi się, i wciąż marzy, Polska otwarta, europejska, niepodległa, ale nie opętana obsesją niepodległości. Czasem nawet fantazjuję o Polsce Uśmiechniętej” (s. 19), tak samo jak przyjęta przez Napiórkowskiego strategia badawcza (zaczerpnięta z antropologii technika gęstego opisu), która ma go zabezpieczyć przed ewentualnymi błędami i nadużyciami. Bezpośrednim celem autora jest wskazanie przyczyn obecnej popularności tendencji turbopatriotycznych w Polsce i na świecie w ten sposób, żeby czytelnik mógł odnieść je do otaczającej go rzeczywistości i zgodnie ze swoimi przekonaniami krytycznie przemyśleć.
Najkrócej mówiąc, wykorzystując metaforę Napiórkowskiego: softpatriotyzm to muzyka do windy, turpopatriotyzm – muzyka do wojny (zob. s. 26). Ten drugi ma być reakcją na czekoladowego orła i odpowiedzią na tendencje opozycyjne do tradycyjnego postrzegania polskiego patriotyzmu (broni kultu niepodległości jako wartości najwyższej i nieustannie zagrożonej). Badacz wyszczególnia konkretne cechy, które wpisują się w postawę turbopatriotyczną: niezadowolenie (świadomość nierówności społecznych, różnych form wykluczenia, poczucie niedocenienia, bycia traktowanym z wyższością), celebrację przeszłości, poczucie oblężenia we własnym kraju, pragnienie wolności i odrzucanie europejskich norm. Pomimo dystansowania się od światopoglądu swoich lewicujących oponentów turbopatrioci przechwytują ich dotychczasowe metody i sposoby działania, wykorzystując je do „promocji” swoich wartości.
W Polsce walka o dominację toczy się m.in. w codziennym języku, polityce historycznej, a przede wszystkim (co Napiórkowski przedstawia jako tendencję ogólnoświatową) w kulturze. Rozdział „Ojkofobia, antypolonizm i inne kradzione słowa” przybliża karierę medialną wybranych „kradzionych słów” a także obnaża mechanizm, jakim w ostatnich latach posługują się politycy Prawa i Sprawiedliwości. Zdaniem badacza, zbudowanie wpisującego się w tendencje turbopatriotyczne słownika było strategią stanowiącą jedno ze źródeł spektakularnego sukcesu współczesnej prawicy (zob. s. 57). Sukces ten jest nie tylko doraźny – to inwestycja długoterminowa i powolna zmiana językowego obrazu świata Polaków. Autor „Kodu kapitalizmu” bierze pod uwagę dwa potencjalne następstwa tego procesu – z jednej strony nieuniknioną konieczność dostosowania się innych partii politycznych do określonych przez Prawo i Sprawiedliwość reguł tej językowej gry, z drugiej – wpływ wspomnianego słownika na samych jego twórców. Napiórkowski wysnuwa i rozważa zasadność interesującego przypuszczenia, mianowicie, że być może to nie obecnie rządzący przechwycili i przerobili na swoją modłę ideowy słownik skrajnej prawicy, ale niewykluczone, że ów słownik „przechwycił ich” i stopniowo, niczym pasożyt z podrzędnego filmu science fiction, przejmuje nad nimi kontrolę (zob. s. 58).
Turbopatiotyczną politykę historyczną (trzeba podkreślić – mocno sprzężoną z mechanizmami późnego kapitalizmu, zwracającą szczególną uwagę na promocję kraju) Napiórkowski ilustruje poprzez analizę obchodów 100-lecia niepodległości, a także perypetii związanych z walką o diametralnie różne koncepcje muzeów polskiej historii. Kluczowy dla realizacji postulatów współczesnej prawicy zdaje się nadzór nad „właściwą” narracją dotyczącą Polski, w szczególności – jej historii. Muzea traktowane są przez turbopatriotów niczym maszyny produkujące sens dla społeczeństw. Napiórkowski konstatuje: „w nowych instytucjach kluczowa staje się narracja – zaproponowanie pewnej spójnej narracji o przeszłości” (s. 187). Bez wątpienia potwierdzeniem prawdziwości tego spostrzeżenia jest kontrowersyjna idea Marka Kochana z początku 2018 roku: Muzeum Polokaustu. W artykule „Zbudujmy szybko Muzeum Polokaustu” opublikowanym na łamach „Rzeczpospolitej” Kochan przekonywał, że oto znaleźliśmy się przed kluczowym wyborem i szybko musimy zdecydować, czy staniemy się narodem, który sam pisze swoją historię, czy zgodzimy się, żeby napisali ją inni. Podobna koncepcja przyświecała również przeciwnikom Muzeum II Wojny Światowej nazywającym za Jarosławem Kaczyńskim tę zbyt odległą od turbopatriotycznych tendencji instytucję „darem Donalda Tuska dla Angeli Merkel” (s. 170). Zdaniem Napiórkowskiego, zgodnie z przekonaniem, że „opowiadamy o walce o wolność, ale jednocześnie samo opowiadanie jest walką o wolność – o wolność od obcych narracji tłumaczących nam świat”, mamy aktualnie do czynienia z prawicową „muzealną superofensywą” (s. 195). Paradoksalnie, pomimo klęski idei Muzeum Polokaustu, ta ofensywa jeszcze mocniej i dosadniej realizuje jego koncepcję: „Kiedy my byliśmy zajęci (…) celebrowaniem światowej ogłady, całą Polskę zamieniono w Muzeum Polokaustu rozbite na dziesiątki instytucji i tysiące filii rozsianych po wszystkich gminach i powiatach” (s. 201).
W rozdziale „Kto za to zapłaci”, w którym Napiórkowski omawia sposoby i funkcjonowania turbopatriotów na rynku i ich strategie współpracy z ogromnymi firmami, przywołana zostaje wypowiedź Mateusza Morawieckiego wygłoszona podczas wmurowania kamienia węgielnego pod budowę Muzeum Historii Polski. Premier przekonywał, że historia Polski „może być najwspanialszym materiałem dla Hollywood i musi być” (s. 124), dodał również, że „tematy, które jeszcze nie zostały poruszone, wołają do nas, wołają do przyszłych pokoleń” (s. 124). Wspomniany przykład, jak i wiele innych zaprezentowanych i omówionych w nowej książce Napiórkowskiego, udowadnia, że ten nie wprost wypowiedziany postulat wprowadzenia turbopatriotycznej myśli w kulturę popularną jest jednym z najważniejszych punktów współczesnej prawicowej polityki nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Jej przedstawiciele mają świadomość ogromnej roli, jaką w kreowaniu rzeczywistości polityczno-społecznej ma kultura, dlatego staje się ona dla nich coraz bardziej znaczącym terytorium. Nie tylko jeżeli chodzi o reprezentację – tworzenie sztuki, ale przede wszystkim gra toczy się o prawo do jej interpretacji, nawet wbrew intencjom twórców (tzw. „partyzantka semiologiczna” [s. 133]). Napiórkowski twierdzi także, że „nowoczesna prawica na całym świecie walczy o to, by w komiksach, serialach i grach komputerowych przeglądać się jak w lustrze, widząc własny, przychylnie odmalowany portret i rzeczywistość uporządkowaną według przyjętych przez prawicę zasad” (s. 131). Świat ten opisywany jest z perspektywy uciśnionych, obcych we własnym kraju, „zepchniętych na koniec kolejki” (s. 147). Autor „Turbopatriotyzmu” przekonuje, że ten stan rzeczy to odpowiedź na wieloletni monopol lewicy w polu kultury i jej interpretacji. Prawica, zmęczona hasłami takimi jak „multikulturalizm”, „gender” czy „polityczna poprawność”, proponuje swoim odbiorcom jakże nośną i atrakcyjną tożsamość „uciśnionej większości” (s. 153).
Niewykluczone, że osoby mniej lub bardziej śledzące bieżącą politykę znać będą przytaczane przez Napiórkowskiego wydarzenia i cytowane wypowiedzi. „Turbopatriotyzm” nie zaskoczy więc czytelnika ogromem odkrywczych i wywrotowych przykładów tytułowej postawy. Nie można jednak tego faktu traktować jako wadę, bowiem siła omawianej pracy leży gdzie indziej. Sprawna i przekonująca analiza zebranego materiału badawczego, przytomne spostrzeżenia i dające do myślenia, błyskotliwie budowane analogie między pozornie odległymi wydarzeniami nie mogą nie robić wrażenia. Godna odnotowania jest skrupulatność autora, który konsekwentnie podpiera swoje konstatacje literaturą naukową (pojawia się nawet osoby rozdział „bibliograficzny”, gdzie badacz przybliża różnorakie teorie oscylujące wokół problematyki turbopatriotyzmu). Wspomniane już wcześniej eksponowanie własnego stanowiska wobec opisywanych zagadnień nie odbiera ustaleniom obiektywizmu, wręcz przeciwnie – pozwala czytelnikowi zdystansować się wobec omawianych treści, tworzy przestrzeń do wyciągania własnych wniosków. Ten przedstawiony niezwykle barwnie (kąśliwa ironia i humor udatnie odciążają niebagatelny temat książki) obraz współczesności z pewnością wielu czytelnikom otworzy oczy na pewne zjawiska w życiu społeczno-politycznym i stanie się impulsem do dyskusji w niejednym polskim domu. Liczyć można, (może nieco naiwnie), że dzięki lekturze „Turbopatriotyzmu” dyskusje te będą bardziej pogłębione i merytoryczne.
Obie sceny przywołuję za Napiórkowskim ze względu na to, że są one nośnymi metaforami trwającego od dłuższego czasu w Polsce „sporu o definicję normalności” (s. 16) i w najnowszej książce autora „Kodu kapitalizmu” stają się niejako scenami-symbolami wojny między „softpatriotyzmem” a „turbopatriotyzmem”. Uprzedzając nasuwające się wątpliwości co do badawczego obiektywizmu, należy zaznaczyć, że od pierwszych stron publikacji Napiórkowski nie odżegnuje się od własnych przekonań politycznych i jasno nakreśla pozycję, z której opisuje rzeczywistość. Deklaracja co do strony barykady jest jednoznaczna – „marzyła mi się, i wciąż marzy, Polska otwarta, europejska, niepodległa, ale nie opętana obsesją niepodległości. Czasem nawet fantazjuję o Polsce Uśmiechniętej” (s. 19), tak samo jak przyjęta przez Napiórkowskiego strategia badawcza (zaczerpnięta z antropologii technika gęstego opisu), która ma go zabezpieczyć przed ewentualnymi błędami i nadużyciami. Bezpośrednim celem autora jest wskazanie przyczyn obecnej popularności tendencji turbopatriotycznych w Polsce i na świecie w ten sposób, żeby czytelnik mógł odnieść je do otaczającej go rzeczywistości i zgodnie ze swoimi przekonaniami krytycznie przemyśleć.
Najkrócej mówiąc, wykorzystując metaforę Napiórkowskiego: softpatriotyzm to muzyka do windy, turpopatriotyzm – muzyka do wojny (zob. s. 26). Ten drugi ma być reakcją na czekoladowego orła i odpowiedzią na tendencje opozycyjne do tradycyjnego postrzegania polskiego patriotyzmu (broni kultu niepodległości jako wartości najwyższej i nieustannie zagrożonej). Badacz wyszczególnia konkretne cechy, które wpisują się w postawę turbopatriotyczną: niezadowolenie (świadomość nierówności społecznych, różnych form wykluczenia, poczucie niedocenienia, bycia traktowanym z wyższością), celebrację przeszłości, poczucie oblężenia we własnym kraju, pragnienie wolności i odrzucanie europejskich norm. Pomimo dystansowania się od światopoglądu swoich lewicujących oponentów turbopatrioci przechwytują ich dotychczasowe metody i sposoby działania, wykorzystując je do „promocji” swoich wartości.
W Polsce walka o dominację toczy się m.in. w codziennym języku, polityce historycznej, a przede wszystkim (co Napiórkowski przedstawia jako tendencję ogólnoświatową) w kulturze. Rozdział „Ojkofobia, antypolonizm i inne kradzione słowa” przybliża karierę medialną wybranych „kradzionych słów” a także obnaża mechanizm, jakim w ostatnich latach posługują się politycy Prawa i Sprawiedliwości. Zdaniem badacza, zbudowanie wpisującego się w tendencje turbopatriotyczne słownika było strategią stanowiącą jedno ze źródeł spektakularnego sukcesu współczesnej prawicy (zob. s. 57). Sukces ten jest nie tylko doraźny – to inwestycja długoterminowa i powolna zmiana językowego obrazu świata Polaków. Autor „Kodu kapitalizmu” bierze pod uwagę dwa potencjalne następstwa tego procesu – z jednej strony nieuniknioną konieczność dostosowania się innych partii politycznych do określonych przez Prawo i Sprawiedliwość reguł tej językowej gry, z drugiej – wpływ wspomnianego słownika na samych jego twórców. Napiórkowski wysnuwa i rozważa zasadność interesującego przypuszczenia, mianowicie, że być może to nie obecnie rządzący przechwycili i przerobili na swoją modłę ideowy słownik skrajnej prawicy, ale niewykluczone, że ów słownik „przechwycił ich” i stopniowo, niczym pasożyt z podrzędnego filmu science fiction, przejmuje nad nimi kontrolę (zob. s. 58).
Turbopatiotyczną politykę historyczną (trzeba podkreślić – mocno sprzężoną z mechanizmami późnego kapitalizmu, zwracającą szczególną uwagę na promocję kraju) Napiórkowski ilustruje poprzez analizę obchodów 100-lecia niepodległości, a także perypetii związanych z walką o diametralnie różne koncepcje muzeów polskiej historii. Kluczowy dla realizacji postulatów współczesnej prawicy zdaje się nadzór nad „właściwą” narracją dotyczącą Polski, w szczególności – jej historii. Muzea traktowane są przez turbopatriotów niczym maszyny produkujące sens dla społeczeństw. Napiórkowski konstatuje: „w nowych instytucjach kluczowa staje się narracja – zaproponowanie pewnej spójnej narracji o przeszłości” (s. 187). Bez wątpienia potwierdzeniem prawdziwości tego spostrzeżenia jest kontrowersyjna idea Marka Kochana z początku 2018 roku: Muzeum Polokaustu. W artykule „Zbudujmy szybko Muzeum Polokaustu” opublikowanym na łamach „Rzeczpospolitej” Kochan przekonywał, że oto znaleźliśmy się przed kluczowym wyborem i szybko musimy zdecydować, czy staniemy się narodem, który sam pisze swoją historię, czy zgodzimy się, żeby napisali ją inni. Podobna koncepcja przyświecała również przeciwnikom Muzeum II Wojny Światowej nazywającym za Jarosławem Kaczyńskim tę zbyt odległą od turbopatriotycznych tendencji instytucję „darem Donalda Tuska dla Angeli Merkel” (s. 170). Zdaniem Napiórkowskiego, zgodnie z przekonaniem, że „opowiadamy o walce o wolność, ale jednocześnie samo opowiadanie jest walką o wolność – o wolność od obcych narracji tłumaczących nam świat”, mamy aktualnie do czynienia z prawicową „muzealną superofensywą” (s. 195). Paradoksalnie, pomimo klęski idei Muzeum Polokaustu, ta ofensywa jeszcze mocniej i dosadniej realizuje jego koncepcję: „Kiedy my byliśmy zajęci (…) celebrowaniem światowej ogłady, całą Polskę zamieniono w Muzeum Polokaustu rozbite na dziesiątki instytucji i tysiące filii rozsianych po wszystkich gminach i powiatach” (s. 201).
W rozdziale „Kto za to zapłaci”, w którym Napiórkowski omawia sposoby i funkcjonowania turbopatriotów na rynku i ich strategie współpracy z ogromnymi firmami, przywołana zostaje wypowiedź Mateusza Morawieckiego wygłoszona podczas wmurowania kamienia węgielnego pod budowę Muzeum Historii Polski. Premier przekonywał, że historia Polski „może być najwspanialszym materiałem dla Hollywood i musi być” (s. 124), dodał również, że „tematy, które jeszcze nie zostały poruszone, wołają do nas, wołają do przyszłych pokoleń” (s. 124). Wspomniany przykład, jak i wiele innych zaprezentowanych i omówionych w nowej książce Napiórkowskiego, udowadnia, że ten nie wprost wypowiedziany postulat wprowadzenia turbopatriotycznej myśli w kulturę popularną jest jednym z najważniejszych punktów współczesnej prawicowej polityki nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Jej przedstawiciele mają świadomość ogromnej roli, jaką w kreowaniu rzeczywistości polityczno-społecznej ma kultura, dlatego staje się ona dla nich coraz bardziej znaczącym terytorium. Nie tylko jeżeli chodzi o reprezentację – tworzenie sztuki, ale przede wszystkim gra toczy się o prawo do jej interpretacji, nawet wbrew intencjom twórców (tzw. „partyzantka semiologiczna” [s. 133]). Napiórkowski twierdzi także, że „nowoczesna prawica na całym świecie walczy o to, by w komiksach, serialach i grach komputerowych przeglądać się jak w lustrze, widząc własny, przychylnie odmalowany portret i rzeczywistość uporządkowaną według przyjętych przez prawicę zasad” (s. 131). Świat ten opisywany jest z perspektywy uciśnionych, obcych we własnym kraju, „zepchniętych na koniec kolejki” (s. 147). Autor „Turbopatriotyzmu” przekonuje, że ten stan rzeczy to odpowiedź na wieloletni monopol lewicy w polu kultury i jej interpretacji. Prawica, zmęczona hasłami takimi jak „multikulturalizm”, „gender” czy „polityczna poprawność”, proponuje swoim odbiorcom jakże nośną i atrakcyjną tożsamość „uciśnionej większości” (s. 153).
Niewykluczone, że osoby mniej lub bardziej śledzące bieżącą politykę znać będą przytaczane przez Napiórkowskiego wydarzenia i cytowane wypowiedzi. „Turbopatriotyzm” nie zaskoczy więc czytelnika ogromem odkrywczych i wywrotowych przykładów tytułowej postawy. Nie można jednak tego faktu traktować jako wadę, bowiem siła omawianej pracy leży gdzie indziej. Sprawna i przekonująca analiza zebranego materiału badawczego, przytomne spostrzeżenia i dające do myślenia, błyskotliwie budowane analogie między pozornie odległymi wydarzeniami nie mogą nie robić wrażenia. Godna odnotowania jest skrupulatność autora, który konsekwentnie podpiera swoje konstatacje literaturą naukową (pojawia się nawet osoby rozdział „bibliograficzny”, gdzie badacz przybliża różnorakie teorie oscylujące wokół problematyki turbopatriotyzmu). Wspomniane już wcześniej eksponowanie własnego stanowiska wobec opisywanych zagadnień nie odbiera ustaleniom obiektywizmu, wręcz przeciwnie – pozwala czytelnikowi zdystansować się wobec omawianych treści, tworzy przestrzeń do wyciągania własnych wniosków. Ten przedstawiony niezwykle barwnie (kąśliwa ironia i humor udatnie odciążają niebagatelny temat książki) obraz współczesności z pewnością wielu czytelnikom otworzy oczy na pewne zjawiska w życiu społeczno-politycznym i stanie się impulsem do dyskusji w niejednym polskim domu. Liczyć można, (może nieco naiwnie), że dzięki lekturze „Turbopatriotyzmu” dyskusje te będą bardziej pogłębione i merytoryczne.
Marcin Napiórkowski: „Turbopatriotyzm”. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2019.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |