ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 listopada 22 (382) / 2019

Michał Kazimierczuk,

NOWOŻYTNE BIEGUNY RZĄDZENIA (MICHAEL OAKESHOTT: 'POLITYKA WIARY I POLITYKA SCEPTYCYZMU')

A A A
„Mówiąc ogólnie, podstawowa wada współczesnej refleksji politycznej

polega na tym, że myślenie to wybiega zbyt daleko w przyszłość

i sięga zbyt blisko w przeszłość” (s. 14).

 

Oakeshott nie nadał tytułu liczącemu 232 strony maszynopisowi, który bezpiecznie spoczywał w rodzinnym domu filozofa, jako jedna z wielu nieopublikowanych pozostałostek jakie pozostawił po sobie myśliciel. Być może rację ma redaktor pośmiertnych wydań spuścizny filozofa, Timothy Fuller, gdy sugeruje, że powodem braku publikacji była chronicznie występująca u autora „On Human Conduct” autokrytyka, stale potęgująca niezadowolenie ze spływających spod jego pióra dzieł, każąca notorycznie modyfikować mu kolejne, ostateczne wersje tekstów. Jednakże nieukontentowanie Oakeshotta dyktował zmysłem jakości, niepozwalający oryginalnemu myślicielowi ślepo podążać za – niemal wszechobecną dziś – akademicką manią publikowania wszystkiego, co tylko zdołało się napisać. Zmysł jakości każe pisać trwalej, unikając przy tym mielizn rzekomych oczywistości, bowiem jego naczelna rywalką nie jest atencja, lecz czas, a raczej jego specyficzna postać – zaborczy wymiar filtru aktualności, który niepostrzeżenie przemienia krytyczny namysł nad filozofią polityki w produkcję przyczynków osiadających na powierzchownym szafowaniu popularnymi sloganami. Nadany przez redaktora tytuł „The Politics of Faith and the Politics of Scepticism” – choć wydaje się lapidarny – nie wynika z dowolności, lecz oddaje istotę eseistyczno-krytycznego tonu dzieła. Publikacja ta nie jest bowiem ani laudacją na rzecz nowożytności i jej form polityki, ani jej naiwną karykaturą, którą szafuje obóz konserwatystów oskarżających polityczność nowożytności o wszelkie możliwe bezeceństwa. Oakeshott „Polityką wiary i polityką sceptycyzmu” wbija klin w rozgorączkowaną politycznie codzienność – także, a może właśnie przede wszystkim naszą. Pomimo skupieniu się na nowożytnej kondycji politycznej rządzenia w tekście nie znajdą ukojenia ani maniakalni progresywiści, ani tradycjonaliście, mieniący się dla niepoznaki konserwatystami. To w pełni oryginalna, krytyczna próba zagadnięcia filozofii polityki w jej wersji nowożytnej, której naczelnym pytaniem nie jest analiza treści konkretnych doktryn, lecz skrywanego za ich tłem charakteru, jakim ma być obdarzony styl rządzenia.

Przyznać trzeba, iż w kwestii twórczości Oakeshott zachował odpowiednia dawkę zdrowego sceptycyzmu, który pozwolił filozofowi z krytycznego dystansu podejść do, zdawałoby się, ogranych zagadnień polityczności w dusznej atmosferze zimnej wojny i tego, co nazwalibyśmy ówczesną praktyką polityczną. Pozostawiony w „Polityce wiary i polityce sceptycyzmu” zapis, lawirujący gatunkowo między akademicką rozprawą a sprężystym, eseistycznym stylem, skupia się na nowożytnych warunkach polityczności, jednakże ujmuje je o strony napięć oscylujących wobec samego charakteru rządzenia. Cóż to znaczy w ujęciu filozofa? Zacznijmy od samej nowożytności. Otóż w największym skrócie oznacza to, iż interwał ostatnich pięciu wieków to rozdział w dziejach praktyki politycznej, który radykalnie przekształca średniowieczne warunki samorozumienia. Jak pisze Oakeshott: „(…) najbardziej uderzająca cecha działalności rządzenia w nowożytnej Europie polega na tym, że działalność ta nie jest prosta, jednolita ani jednorodna. Nigdy nie odznaczała się żadną z tych właściwości, a z upływem czasu jej złożoność rośnie” (s. 45). Co więcej, nowożytność czyni to do tego stopnia, iż jakiekolwiek porównywanie i analogie z warunkami rozumienia wykwitłymi w starożytności czy religijno-średniowiecznymi koncepcjami władzy nie przystają do złożoności nowożytnych społeczeństw i więcej zaciemniają, niż wyjaśniają z problematyki rządzenia. W ujęciu filozofa nowożytność cechuje się radykalnym – względem średniowiecza – poszerzeniem pola władzy politycznej, a raczej jej możliwości. I to właśnie w tym punkcie w pełni na jaw wychodzi powszechnie znana cecha sceptycyzmu historyczno-filozoficznego autora „O powołaniu człowieka”, który ruguje transparentność językowego zapośredniczenia historycznego, w jakim obraca się problem nowożytnej polityczności. Jak stwierdza Oakeshott: „złudna jest myśl, że wyrażenia wchodzące w skład naszego słownictwa politycznego kiedykolwiek były »proste«, że mają pewne »znaczenia źródłowe«, które zostało skażone, lub że gdybyśmy uwolnili ten język od zepsucia, zlikwidowalibyśmy jego wieloznaczność” (s. 59).

Stąd jednym z podstawowych krytycznych zabiegów, jakie we wprowadzeniu do „Polityki wiary i polityki sceptycyzmu” czyni filozof, jest nie tyle delegitymizacja wieloznaczności językowej, w jakiej obracają się nowożytne doktryny polityczne, ile zaakceptowanie owej wieloznaczności i potraktowanie jej jako epifenomenu i realnego odpowiednika napięć współtworzących alfabet nowożytnej polityki. „Język zawodzi i staje się wieloznaczny jak w przypadku goniącego za słońcem Anglika, który powiada, że przezimuje na Bermudach” (s. 52). Nie chodzi jednakże o bezkrytyczną afirmację dowolności terminologicznej, lecz o zupełnie inne spojrzenie na rzekome „zepsucie” i semantyczny zamęt naszych politycznych debat. Złudna jest – zdaniem filozofa – myśl o tym, że wyrażenia, na które składają się nasze słowniki pojęć, jak chociażby „wolność” bądź „suwerenność”, naprowadzą nas na pewien czysty grunt, z którego moglibyśmy miarowo odcedzić prawdziwość i fałszywość wszystkich doktryn. Do zagadnienia rządzenia należy podejść od zupełnie innej strony. Naczelnym pytaniem Oakeshotta nie są zatem sama treść doktryny politycznej i jej teoretyczne założenia dotyczące natury ludzkiej czy charakteru wspólnotowości, typowe dla wariacji obecnej chociażby u Leo Straussa, lecz relacja powstająca między rządem a ludem. Mówiąc precyzyjniej, filozof pyta nie tyle o treść doktryny politycznej i jej filozoficzne implikacje, ile o zakres i powinność rządu. Interesuje go raczej charakter rządzenia i sposób ukierunkowania i powinności polityczności rozumianej jako realizacja pewnych celów niż źródłowa analiza legitymacji konkretnej formy ustrojowej. To właśnie napięcie między rozrastającą się władzą i jej powinnością – typowe zdaniem Oakeshotta dla nowożytności – determinuje nieustanną labilność naszych pojęć politycznych i sprawia, że szerząca się wieloznaczność jest efektem oscylowania między dwoma tendencjami – wiarą i sceptycyzmem. „Zgodnie z moim rozumieniem (…) biegunami naszej działalności rządzenia, skrajnościami (zarówno teoretycznymi, jak i historycznymi), których przejawem są wieloznaczności naszego słownictwa politycznego, nie są ani anarchizm i kolektywizm, ani zjawiska związane bezpośrednio z upoważnieniem rządu, lecz dwa przeciwstawne style uprawiania polityki, które będę nazywał odpowiednio polityką wiary i polityką sceptycyzmu” (s. 62). O co zatem konkretnie chodzi autorowi „O postępowaniu człowieka”?

Tytułowa polityka wiary i sceptycyzmu to dwie – ujmując je teoretycznie jako typy idealne – tendencje w rządzeniu i myśleniu o roli rządzenia, między którymi rozpościera się kondycja nowożytnej polityki. Jak podpowiadają nazwy, tendencja wiary bazuje na ogólnym przekonaniu o możliwości osiągania nadrzędnego celu przez daną wspólnotę. Jednakże, aby uniknąć nieporozumień, cel ten jest dopiero w horyzoncie możliwości, a nie – jak w przypadku idealnego typu sceptycznego – już urzeczywistniony. Najogólniej rzecz ujmując: na gruncie polityki wiary mocodawcami sprawującymi władzę oraz poddanymi tejże skrajności kieruje silne przekonanie o możliwości stałego doskonalenia ludzkości. Nie dziwi zatem, że w swej skrajnej formie jawi się ona Oakeshottowi jako swoisty nowożytny pelagianizm, przy czym pamiętać trzeba, że sama formuła doskonałości jest bardzo pojemna, a jej doktrynalne wcielenia różne. Stąd moglibyśmy uznać za przejaw takich tendencji poglądy ateistyczne, jak i jawnie religijne, bowiem sama wyróżniającą ten styl rządzenia cechę stanowi przekonanie o swoistym przerastaniu obecnej kondycji.

Nie sposób nie dostrzec w wywodzie filozofa dotyczącym polityki wiary, iż jej najpopularniejszym przejawem w nowożytności jest specyficzny „romans z historycznością”, polegający na teoretycznym artykułowaniu nadrzędnego kierunku dziejów. „Jeden ciągły kierunek rozwoju odkrywanym w historii tylko wtedy, gdy zamienimy ją w lalkę, za pomocą której swoje talenty szlifują brzuchomówcy” (s. 153). Stąd nowożytnym archetypem wiary wymienianym przez Oakeshotta jest myśl Francisa Bacona ukonstytuowana w jego „Novum Organum”, gdzie przedmiot namysłu to dążenie do coraz silniejszego panowania nad przyrodą i lepszego gospodarowania jej zasobami w celu podwyższenia standardu życia. To, co dla Oakeshotta istotne, to sam fakt, iż rządzenie uznane jest za jeden z konstytutywnych elementów porządkujących i kanalizujących ów wzrost. Polityczność nie stanowi swoistego „dodatku” do lepszego sposobu bycia obywateli poprzez nadzór nad porządkiem, lecz staje się akuszerką doskonalenia, swoistą drabiną prowadzącą do „wyższego” szczebla rozwoju. Jak pisze filozof: „Na gruncie polityki wiary wolę i działanie polityczne można rozumieć jako odzew na natchnioną wizję, czym jest prawdziwe dobry wspólne, bądź jako wniosek wysnuty z argumentacji racjonalnej, natomiast nie sposób ich rozumieć jako środków doraźnych ani zwykłego podtrzymywania biegu spraw. A zatem zgodnie z tym rozumieniem polityki nie będzie się uważać instytucji rządowych za ośrodki załatwiania spraw lub podejmowania określonego rodzaju decyzji, lecz za ośrodki dążenia do »prawdy«, rugowania »błędu« i zapewnienia zwycięstwa »prawdzie«” (s. 79-80). Ujmując rzecz lapidarnie, można stwierdzić, iż ten styl prowadzenia polityki cechuje się rozmachem sprawowania władzy i jest nastawiony na szeroko rozumiany wektor przyszłości.

Jak to wygląda z drugą wariacją charakteru polityczności, a mianowicie z reżimem sceptycyzmu? Cóż, wydaje się iż nadrzędną cechą tego stylu jest krytyczne przekonanie co do możliwości „doskonalenia” charakteru ludzkiej kondycji i większa dbałość o harmonizowanie zastanego porządku niż rewolucyjny temperament przekształcania całego spektrum w imię nadrzędnej idei. Jak znaczna autor „O postępowaniu człowieka”: „(…) można powiedzieć, że w czasach nowożytnych polityka sceptycyzmu (ujęta jako abstrakcyjny styl polityczny) wypływała bądź z zasadniczego przeświadczenia, że doskonałość ludzka jest złudzeniem, bądź też z mniej radykalnego przeświadczenia, że o warunkach doskonałości wiemy zbyt mało, aby roztropnie było angażować wszystkie nasze siły w jednym kierunku przez sprzęgnięcie dążenia do doskonałości z działalnością rządu” (s. 87). I tu nie powinni nas także zadziwić „duchowi patroni” tego stylu politycznego, którymi są Montaigne, Hobbes, Hume czy chociażby Burke. Z zarysowanej przez Oakeshotta tendencji sceptycznej wyłania się zatem diametralnie inne przekonanie dotyczące postępowania ludzkiego, które akcentuje „konieczność” istnienia samej władzy i regulacji zamiast traktowania rządu jako dopustu bożego wyznaczającego nadrzędny bieg powołań.

Jeżeli zatem we wczesnej nowożytności polityki wiary cechowały się swoistym pelagianizmem, tak polityka sceptycyzmu kierowała się diametralnie odmienną logiką. „Znamieniem sceptycyzmu politycznego we wczesnej nowożytności nie jest wiara w »grzech pierworodny«, lecz odczucia znacznie bardziej bezpośrednie, mniej abstrakcyjne i spekulatywne, a mianowicie świadomość śmiertelności, owa amicitia rerum mortalium, która odziera z kuszącej pozłoty roztaczane przez wiarę wizje wspaniałej przyszłości, ujmowanie świata nie jako bonanzy, którą należy eksploatować, lecz jako »sceny komediantów«, a także wątpliwości co do owoców ludzkich zamysłów, zwłaszcza zakrojonych w wielkiej skali, nakazujące choćby chwilę namysłu przed decyzją oddania się bez reszty największej nawet sprawie” (s. 169). Jednakże i tu istnieją pewne znaczące niuanse, bowiem idealny typ rządu sceptycznego jest: „(…) jak pogoda ducha z odrobiną szyderstwa, z którym pierwsza wprawdzie nie zaskarbi nieba, niemniej może ocalić przed piekłem, a drugie, chociaż nie odsłoni »prawdy«, to ustrzeże przed szaleństwem” (s. 96). Jeżeli zatem mielibyśmy wskazać za autorem „Wieży Babel” jakąś nadrzędną tendencję tego stylu polityczności, to jest nią ograniczone korzystanie z wielkiego aparatu władzy. Ta swoista oszczędność bierze się między innymi z przekonania o względnej „moralnej równości” między ludźmi rządzonymi i rządzącymi, których nadrzędną cnotą powinna być przede wszystkim powściągliwość.

Oczywiście obydwa te style – w swej powłoce praktycznej – nie występują w czystej postaci, bowiem nawet w najbardziej kolektywistycznej polityce wiary wyłaniają się tendencje sceptyczne, chociażby na gruncie rozczarowania jej oczekiwanymi efektami, w celu uśmierzenia goryczy stale przesuwanymi w kolejno przepowiadaną przyszłość. To, co grozi obydwu tendencjom, to pozostawanie w swoich okopach i zaminowanie krytycznej drogi negocjacji co do charakteru prowadzonej praktyki rządzenia. Każda ma swoją – jak ujmuje to myśliciel – nemezis, która sprawia, iż pozostawienie przy jednej skrajności prowadzi z czasem do autodestrukcji. Ujmując sprawę w największym skrócie, można powiedzieć, iż o ile politykę wiary dosięga nemezis patosu i powagi, które kończą się przesadą, o tyle pozostawiony sam sobie sceptycyzm ze względu na pogłębiające się umiarkowanie osiada na braku współkreowania wyobrażeń co do polityczności i przez to w chwili – a taka zawsze przychodzi – konieczności podjęcia istotne decyzji tkwi w niezdecydowaniu. To jednak, co w refleksji Oakeshotta istotne, to założenie dotyczące koniecznego współwystępowania obydwu tendencji. Paradoks tego stylu myślenia polega na tym, że pożądana przez wielu „prostota” polityczności i usunięcie wieloznaczności zaburza proporcję między wiarą a sceptycyzmem, pozbawiając je normującej dynamiki działania i myślenia. Jedynie współwystępowanie w stosownych proporcjach obydwu stylów pozwala uchronić je przed zgubą, na która narażone by były, gdyby stały się jedynymi paniami losu wspólnoty. Z jednej zatem strony wiara dokonuje radykalnego uproszczenia polityki i gdyby postawić tylko na ten modus, oznaczałoby to w konsekwencji całkowite zniesienie polityczności. Z drugiej strony pozostawiony sam sobie sceptycyzm, który nie odpiera zakusów wiary, okazuje się samobójczy przez stale pogłębiającą się jałowość ignorującą dynamikę zróżnicowanego społeczeństwa nowożytnego.

Ktoś mógłby powiedzieć, że najrozsądniejsze jest trzymanie się środka – i miałby racje, takie jest bowiem głębokie przekonanie wyraźnie sprzyjającemu sceptycznym zakusom Oakeshotta. Jednakże myliłby się ten, kto uznałby to za stanie „w spoczynku” na zatrzymanym wahadle, które stale lawiruje między dwoma biegunami skrajnych postaw. Tymczasem „umiar w polityce obejmuje pewien środkowy obszar pola jej możliwości, nie zaś sam środek tego pola jako swoisty punkt spoczynku” (s. 253). Kto jest nam zatem potrzebny? Cóż, wydaje się, iż odpowiedź filozofa staje się oczywista. Chodzi o jakąś formę strażnika umiaru, którego celem nie jest upraszczanie polityczności, lecz próba przywracania rozumienia jej koniecznej złożoności. Jeżeli mielibyśmy przełożyć to na język współczesnych debat, to wydaje mi się, iż specyficzny konserwatyzm Oakeshotta oczekiwałby kogoś, kto rzetelnie i możliwie uczciwie ujawnia tendencję kryjące się za danymi kierunkami politycznymi. Kogoś, kto nie kieruje się jednogłośnym tonem szarży na stanowisko konkurenta politycznego, lecz pewnego rodzaju autokrytycznego „sapera”, operującego na skomplikowanej i złożonej mapie rozgorączkowanej polaryzacji, której nie sposób definitywnie rozbroić.

Nie będzie żadną tajemnicą, że wyraźny zarysowujący się w tekstach apel do sceptycyzmu, jaki kieruje na ostatnich stronach „Polityki wiary i polityki sceptycyzmu” filozof, dyktowany jest przekonaniem o dominacji w myśleniu pooświeceniowym polityki wiary. Dziś, z naszej perspektywy politycznej, która wydawać się może na pierwszy rzut oka bardziej autokrytyczna niż mapa szkicowana przez Oakeshotta, wygląda na to, iż zapanował odwrót od nowożytnej polityki wiary. Brexit, wahania rynków finansowych, bezwład ONZ w sprawie konfliktu militarnego na Ukrainie, masowe migracje ukazujące niepożądane skutki globalizacji i nierównomiernego rozłożenia kapitału między bogatą Północą i biednym Południem oraz wiszący nad kolejnym globalnym kryzysem ekonomiczno-polityczny konflikt między Chinami a USA zdają się wskazywać, że czas bezkrytycznych afirmacji sielankowych wizji szczęścia wspólnotowego mamy za sobą. Nie odnajdujemy dominacji nadziei, przynajmniej tak wygląda to w prowadzonych wśród aktywnych uczestników rozwiniętych demokracji badaniach. Jak pokazują ankiety wyborców obstających za Brexitem czy tych głosujących za Donaldem Trumpem, wysuwającą się na czoło motywacją jest strach i niepewność, a nie wiara. Lecz kto wie, może to właśnie te niepożądane bodźce okazują się – w krzywym zwierciadle bezrefleksyjnego sceptycyzmu – nowymi motorami wiary? Dobrze współgrałoby to z podziałem zastosowanym przez Oakeshotta, który przestrzegał przed poszukiwaniem czystych substancji sceptycyzmu i wiary w zdynamizowanej praktyce politycznej. Choć patrząc na wzrastającą niepewność, przyznać trzeba otwarcie, iż warto pozostać również wobec tego pytania więcej niż sceptycznym.
Michael Oakeshott: „Polityka wiary i polityka sceptycyzmu”. Przeł. Michał Szczubiałka. Wydawnictwo Aletheia. Warszawa 2019.