NIEPRZEŻYTE ŻYCIA, ZGUBIONE MIŁOŚCI (ANDRE ACIMAN: 'ZNAJDŹ MNIE')
A
A
A
Powieść „Tamte dni, tamte noce” („Call Me by Your Name”) André Acimana miała premierę w 2007 roku, a jej polskie wydanie miało miejsce jedenaście lat później, przy okazji wejścia do kin jej oscarowej ekranizacji. Obecnie do naszych księgarń trafiła kolejna książka Acimana, reklamowana na okładce jako „»Tamte dni, tamte noce« dwadzieścia lat później”. Czy rzeczywiście jest to dalszy ciąg historii Elia i Olivera?
Narratorem „Tamtych dni, tamtych nocy” jest Elio, który w opowieści o nieco proustowskim charakterze wspomina jedno odległe lato spędzone we włoskim miasteczku B. Jego ojciec – szanowany profesor – każdego roku zaprasza do swego domu jednego z młodych pracowników akademickich, aby ten przez kilka tygodni mógł pracować nad książką. Jednym z podopiecznych profesora jest Oliver – fascynujący Amerykanin. Siedemnastoletni wówczas Elio odczuwa coraz większe pożądanie, śledzi mężczyznę, czeka na sygnały, pozwala się przyciągać i odpychać, walczy także sam ze sobą. Jego uczucia zostają odwzajemnione i wkrótce bohaterowie przeżywają intensywny romans. Dla narratora to okazja do poznania samego siebie – właśnie dzięki miłości. Wyznaje on: „Jesteś moim powrotem do domu, Oliver. Kiedy przebywam w twoim towarzystwie i jest między nami dobrze, niczego więcej nie potrzebuję. Dzięki tobie lubię siebie takiego, jaki jestem, a raczej jaki staje się przy tobie. Jeśli na świecie istnieje prawda, to tkwi w tych chwilach, kiedy jestem z tobą”. Nie ma wątpliwości, że Elia i Olivera połączyło coś wyjątkowego – mimo wszystko przychodzi im się rozstać, choć nigdy nie będą w stanie o sobie zapomnieć. Co się wydarzy po dwudziestu latach?
„Znajdź mnie” składa się z czterech opowieści połączonych wspólnymi motywami. Są to historie miłosne. Ich tytuły stanowią odwołanie do elementów dzieła muzycznego. Narratorem części „Tempo”, otwierającej „Znajdź mnie”, jest Samuel, starzejący się profesor filologii klasycznej i ojciec Elia. Jedzie on pociągiem do Rzymu, aby wygłosić wykład i przy okazji spotkać się z synem (w ten sposób odprawia ich prywatny, odbywający się co kilka tygodni rytuał: spacerują tą samą trasą, wzdłuż punktów orientacyjnych życia wyznaczanych wspomnieniami). Tymczasem w przedziale natyka się na piękną młodą kobietę. Zaintrygowany, zaczyna z nią rozmawiać. On i Miranda otwierają się przed sobą, zdobywają się na swobodę i szczerość (wszak: „zwierzenia łatwiej przychodzą między obcymi, którzy nigdy więcej się nie spotkają”). Analizują swoje niełatwe związki, naturę uczuć (na przykład miłość, z której po latach zostaje tylko placebo, zbyt łatwe do pomylenia z prawdziwą miłością), samych siebie. Po podróży Miranda nie chce rozstania – zaprasza mężczyznę do domu ojca, później uczestniczy w jego wykładzie. Ci dwoje przeżywają upojne chwile – rzecz nawet nie w fizycznej stronie, ale poczuciu odnalezienia tej właściwej osoby. Choć Samuel nie ufa takim znajomościom (twierdzi: „magia kogoś nowo poznanego zawsze trwa za krótko. Chcemy tylko tych, których nie możemy mieć. Jedynie ci, których straciliśmy albo niewiedzący o naszym istnieniu, odciskają się na naszym życiu. inni są tylko echem”), wierzy, że Miranda jest kimś wyjątkowym, właściwie – mu przeznaczonym, że przez całe życie czekał tylko na nią.
Podobnego wielkiego – i równie przypadkowego – spotkania doświadcza kilka lat później Elio, wzięty pianista mieszkający w Paryżu („Kadencja”). Nigdy nie zapomniał o Oliverze, jest przekonany, że nadal łączy ich szczególna więź. Jak wyjaśnia: „Nie rozmawialiśmy ze sobą od wieków i w sumie nie wiem, czy jesteśmy przyjaciółmi, choć jestem pewien, że zawsze nimi będziemy. Doskonale mnie odczytywał i na pewno podejrzewa, że jeśli do niego nie piszę, to nie dlatego, że mi na nim nie zależy, tylko wręcz odwrotnie, i tak będzie zawsze, a ja wiem, że jemu nadal zależy i dlatego nigdy nie pisze. Ta wiedza mi wystarcza”. W zasadzie Elio nie ułożył sobie życia prywatnego, tkwi w „swojej osobności”. A jednak przeczuwa, że spotkanie z blisko dwadzieścia lat starszym Michelem jest czymś przełomowym. Poraża go intensywność emocji, jest kochany na nowo, a więc i szczęśliwy. Podobnie, jak jego ojciec i Miranda, Elio i Michel mogą być z sobą bezwzględnie szczerzy, szybko zrzucają ograniczające ich maski. I oni nie mogą do końca uwierzyć, że taka więź jest w ogóle możliwa: „Nie przestawało mnie zdumiewać (…) to, że odkąd się poznaliśmy, nasze myśli szły tymi samymi torami, a jeśli mieliśmy obawy, że tak nie jest albo poczuliśmy, że mylimy kroki, to tylko dlatego, że nauczyliśmy się nie wierzyć, aby ktokolwiek mógł myśleć i zachowywać się tak samo jak my”. Elio poniekąd przeżywa dalszy ciąg dawnej historii z Oliverem. Tłumaczy Michelowi: „Jak się dobrze zastanowić, to byliście tylko wy dwaj. Wszyscy pozostali wydawali się tymczasowi. Dałeś mi nowe życie, które nadaje sens tym wszystkim latom, odkąd z nim byłem”.
Z kolei w opowiadaniu „Capriccio” głos zostaje oddany Oliverowi, obecnie wykładowcy college’u. Zafascynowany parą znajomych – Eriką i Paulem, snuje śmiałe fantazje z ich udziałem. Ci troje spotkają się podczas przyjęcia pożegnalnego, które na zawsze zamknie pewien etap w życiu Olivera. Nieoczekiwanie obudzi on w sobie wspomnienia, poczuje palącą konieczność dokonania rachunku sumienia. W rezultacie dojdzie do wniosku, że w minionych latach żył życiem martwego człowieka, życiem, które nie było mu przypisane. Zrozumie również, że kluczowym dlań momentem pozostał pamiętny pobyt we Włoszech – i właściwie nie było nic innego, nic prawdziwszego („tam zatrzymało się moje życie. Bo tak naprawdę nigdy stamtąd nie wyjechałem” – przyzna Oliver). Czy jednak on i Elio będą mogli znów być razem? Odpowiedź na to pytanie przynosi końcowa miniatura „Da capo”.
André Aciman w „Znajdź mnie” (podobnie jak w „Tamtych dniach, tamtych nocach”) pisze o miłości bezgranicznej, totalnej, wszechogarniającej. O ludziach sobie przeznaczonych, będących tak blisko, że niemal gotowych stopić się w jedną osobę. Bohaterowie doznają miłosnych epifanii i są w stanie bez żalu wszystko poświęcić dla miłości – dotychczasowe związki, sposób na życie, miejsce zamieszkania. Miranda mówi: „niektórzy mają złamane serce nie dlatego, że ich zraniono, tylko dlatego, że nigdy nie znaleźli kogoś, kto byłby dla nich dostatecznie ważny, aby mógł ich zranić”. I właśnie o takich szczęśliwych odnalezieniach traktuje ta książka. Gdy bohaterowie już się napotkają – w zasadzie nie ma przeszkód, barier, ewentualne lęki szybko znikają. Wystarczy oddać się odzyskanej miłości, skoro zmierzali właśnie do tego punktu w swoich biografiach.
Brzmi to nieco pretensjonalnie i patetycznie, ale taka idea hołduje tej powieści. Powraca tu motyw przegranej, niewłaściwej egzystencji – i konieczności odwrócenia swego losu, wyboru najwłaściwszej z dróg: „wszyscy mamy wiele żyć, ułożonych jedno na drugim albo obok siebie. Niektóre życia czekają na swoją kolej, ponieważ w ogóle jeszcze nie zostały przeżyte, niektóre umierają, zanim zostaną przeżyte do końca, a jeszcze inne chcą zostać przeżyte do końca, ponieważ pierwszy raz był niewystarczająco intensywny”. Oczywiście, łatwo byłoby zarzucić André Acimanowi brak realizmu i zbytnie wygładzenie zaprezentowanych relacji. Trudno też nie zauważyć, że taka zabarwiona patetyzmem intensywność uczuć doskonale pasowała do nieco egzaltowanego siedemnastoletniego bohatera „Tamtych dni, tamtych nocy”, ale niekoniecznie do ludzi dojrzałych, solidnie poranionych przez życie. Mimo wszystko autor „Ośmiu białych nocy” wydaje się nieco asekurować przed tymi zarzutami. Jego postaciom trudno przychodzi uwierzyć, że tak wielkie miłości, zaprawione czystym szczęściem, są w ogóle możliwe – ale wchodzą oni w swoje nowe historie miłosne praktycznie bez wahań. Aciman skłania czytelnika do zadania sobie pytania: czy takie „szybkie” miłości są rzeczywiście wykluczone? A może za niewiarą kryje się cynizm i żal?
„Znajdź mnie” nie jest typową kontynuacją najsłynniejszego dzieła André Acimana, nawet jeśli pewne wątki zostają domknięte na nowo. To raczej zbiór kilku miłosnych opowieści rozgrywających się w świecie bohaterów „Tamtych dni, tamtych nocy”. Znajdziemy tu znaną z poprzedniej części, tę samą niespieszną, subtelną narrację (przywodzącą na myśl „W stronę Swanna” Prousta), analizowanie uczuć, gestów, słów, psychologiczną głębię. I miłość (tę prawdziwą miłość) stającą się całą treścią życia. Trudne do uwierzenia? Być może – ale trudno też oprzeć się czarowi tych historii.
Literatura:
Aciman A.: „Tamte dni, tamte noce”. Przeł. T. Bieroń. Warszawa 2018.
Narratorem „Tamtych dni, tamtych nocy” jest Elio, który w opowieści o nieco proustowskim charakterze wspomina jedno odległe lato spędzone we włoskim miasteczku B. Jego ojciec – szanowany profesor – każdego roku zaprasza do swego domu jednego z młodych pracowników akademickich, aby ten przez kilka tygodni mógł pracować nad książką. Jednym z podopiecznych profesora jest Oliver – fascynujący Amerykanin. Siedemnastoletni wówczas Elio odczuwa coraz większe pożądanie, śledzi mężczyznę, czeka na sygnały, pozwala się przyciągać i odpychać, walczy także sam ze sobą. Jego uczucia zostają odwzajemnione i wkrótce bohaterowie przeżywają intensywny romans. Dla narratora to okazja do poznania samego siebie – właśnie dzięki miłości. Wyznaje on: „Jesteś moim powrotem do domu, Oliver. Kiedy przebywam w twoim towarzystwie i jest między nami dobrze, niczego więcej nie potrzebuję. Dzięki tobie lubię siebie takiego, jaki jestem, a raczej jaki staje się przy tobie. Jeśli na świecie istnieje prawda, to tkwi w tych chwilach, kiedy jestem z tobą”. Nie ma wątpliwości, że Elia i Olivera połączyło coś wyjątkowego – mimo wszystko przychodzi im się rozstać, choć nigdy nie będą w stanie o sobie zapomnieć. Co się wydarzy po dwudziestu latach?
„Znajdź mnie” składa się z czterech opowieści połączonych wspólnymi motywami. Są to historie miłosne. Ich tytuły stanowią odwołanie do elementów dzieła muzycznego. Narratorem części „Tempo”, otwierającej „Znajdź mnie”, jest Samuel, starzejący się profesor filologii klasycznej i ojciec Elia. Jedzie on pociągiem do Rzymu, aby wygłosić wykład i przy okazji spotkać się z synem (w ten sposób odprawia ich prywatny, odbywający się co kilka tygodni rytuał: spacerują tą samą trasą, wzdłuż punktów orientacyjnych życia wyznaczanych wspomnieniami). Tymczasem w przedziale natyka się na piękną młodą kobietę. Zaintrygowany, zaczyna z nią rozmawiać. On i Miranda otwierają się przed sobą, zdobywają się na swobodę i szczerość (wszak: „zwierzenia łatwiej przychodzą między obcymi, którzy nigdy więcej się nie spotkają”). Analizują swoje niełatwe związki, naturę uczuć (na przykład miłość, z której po latach zostaje tylko placebo, zbyt łatwe do pomylenia z prawdziwą miłością), samych siebie. Po podróży Miranda nie chce rozstania – zaprasza mężczyznę do domu ojca, później uczestniczy w jego wykładzie. Ci dwoje przeżywają upojne chwile – rzecz nawet nie w fizycznej stronie, ale poczuciu odnalezienia tej właściwej osoby. Choć Samuel nie ufa takim znajomościom (twierdzi: „magia kogoś nowo poznanego zawsze trwa za krótko. Chcemy tylko tych, których nie możemy mieć. Jedynie ci, których straciliśmy albo niewiedzący o naszym istnieniu, odciskają się na naszym życiu. inni są tylko echem”), wierzy, że Miranda jest kimś wyjątkowym, właściwie – mu przeznaczonym, że przez całe życie czekał tylko na nią.
Podobnego wielkiego – i równie przypadkowego – spotkania doświadcza kilka lat później Elio, wzięty pianista mieszkający w Paryżu („Kadencja”). Nigdy nie zapomniał o Oliverze, jest przekonany, że nadal łączy ich szczególna więź. Jak wyjaśnia: „Nie rozmawialiśmy ze sobą od wieków i w sumie nie wiem, czy jesteśmy przyjaciółmi, choć jestem pewien, że zawsze nimi będziemy. Doskonale mnie odczytywał i na pewno podejrzewa, że jeśli do niego nie piszę, to nie dlatego, że mi na nim nie zależy, tylko wręcz odwrotnie, i tak będzie zawsze, a ja wiem, że jemu nadal zależy i dlatego nigdy nie pisze. Ta wiedza mi wystarcza”. W zasadzie Elio nie ułożył sobie życia prywatnego, tkwi w „swojej osobności”. A jednak przeczuwa, że spotkanie z blisko dwadzieścia lat starszym Michelem jest czymś przełomowym. Poraża go intensywność emocji, jest kochany na nowo, a więc i szczęśliwy. Podobnie, jak jego ojciec i Miranda, Elio i Michel mogą być z sobą bezwzględnie szczerzy, szybko zrzucają ograniczające ich maski. I oni nie mogą do końca uwierzyć, że taka więź jest w ogóle możliwa: „Nie przestawało mnie zdumiewać (…) to, że odkąd się poznaliśmy, nasze myśli szły tymi samymi torami, a jeśli mieliśmy obawy, że tak nie jest albo poczuliśmy, że mylimy kroki, to tylko dlatego, że nauczyliśmy się nie wierzyć, aby ktokolwiek mógł myśleć i zachowywać się tak samo jak my”. Elio poniekąd przeżywa dalszy ciąg dawnej historii z Oliverem. Tłumaczy Michelowi: „Jak się dobrze zastanowić, to byliście tylko wy dwaj. Wszyscy pozostali wydawali się tymczasowi. Dałeś mi nowe życie, które nadaje sens tym wszystkim latom, odkąd z nim byłem”.
Z kolei w opowiadaniu „Capriccio” głos zostaje oddany Oliverowi, obecnie wykładowcy college’u. Zafascynowany parą znajomych – Eriką i Paulem, snuje śmiałe fantazje z ich udziałem. Ci troje spotkają się podczas przyjęcia pożegnalnego, które na zawsze zamknie pewien etap w życiu Olivera. Nieoczekiwanie obudzi on w sobie wspomnienia, poczuje palącą konieczność dokonania rachunku sumienia. W rezultacie dojdzie do wniosku, że w minionych latach żył życiem martwego człowieka, życiem, które nie było mu przypisane. Zrozumie również, że kluczowym dlań momentem pozostał pamiętny pobyt we Włoszech – i właściwie nie było nic innego, nic prawdziwszego („tam zatrzymało się moje życie. Bo tak naprawdę nigdy stamtąd nie wyjechałem” – przyzna Oliver). Czy jednak on i Elio będą mogli znów być razem? Odpowiedź na to pytanie przynosi końcowa miniatura „Da capo”.
André Aciman w „Znajdź mnie” (podobnie jak w „Tamtych dniach, tamtych nocach”) pisze o miłości bezgranicznej, totalnej, wszechogarniającej. O ludziach sobie przeznaczonych, będących tak blisko, że niemal gotowych stopić się w jedną osobę. Bohaterowie doznają miłosnych epifanii i są w stanie bez żalu wszystko poświęcić dla miłości – dotychczasowe związki, sposób na życie, miejsce zamieszkania. Miranda mówi: „niektórzy mają złamane serce nie dlatego, że ich zraniono, tylko dlatego, że nigdy nie znaleźli kogoś, kto byłby dla nich dostatecznie ważny, aby mógł ich zranić”. I właśnie o takich szczęśliwych odnalezieniach traktuje ta książka. Gdy bohaterowie już się napotkają – w zasadzie nie ma przeszkód, barier, ewentualne lęki szybko znikają. Wystarczy oddać się odzyskanej miłości, skoro zmierzali właśnie do tego punktu w swoich biografiach.
Brzmi to nieco pretensjonalnie i patetycznie, ale taka idea hołduje tej powieści. Powraca tu motyw przegranej, niewłaściwej egzystencji – i konieczności odwrócenia swego losu, wyboru najwłaściwszej z dróg: „wszyscy mamy wiele żyć, ułożonych jedno na drugim albo obok siebie. Niektóre życia czekają na swoją kolej, ponieważ w ogóle jeszcze nie zostały przeżyte, niektóre umierają, zanim zostaną przeżyte do końca, a jeszcze inne chcą zostać przeżyte do końca, ponieważ pierwszy raz był niewystarczająco intensywny”. Oczywiście, łatwo byłoby zarzucić André Acimanowi brak realizmu i zbytnie wygładzenie zaprezentowanych relacji. Trudno też nie zauważyć, że taka zabarwiona patetyzmem intensywność uczuć doskonale pasowała do nieco egzaltowanego siedemnastoletniego bohatera „Tamtych dni, tamtych nocy”, ale niekoniecznie do ludzi dojrzałych, solidnie poranionych przez życie. Mimo wszystko autor „Ośmiu białych nocy” wydaje się nieco asekurować przed tymi zarzutami. Jego postaciom trudno przychodzi uwierzyć, że tak wielkie miłości, zaprawione czystym szczęściem, są w ogóle możliwe – ale wchodzą oni w swoje nowe historie miłosne praktycznie bez wahań. Aciman skłania czytelnika do zadania sobie pytania: czy takie „szybkie” miłości są rzeczywiście wykluczone? A może za niewiarą kryje się cynizm i żal?
„Znajdź mnie” nie jest typową kontynuacją najsłynniejszego dzieła André Acimana, nawet jeśli pewne wątki zostają domknięte na nowo. To raczej zbiór kilku miłosnych opowieści rozgrywających się w świecie bohaterów „Tamtych dni, tamtych nocy”. Znajdziemy tu znaną z poprzedniej części, tę samą niespieszną, subtelną narrację (przywodzącą na myśl „W stronę Swanna” Prousta), analizowanie uczuć, gestów, słów, psychologiczną głębię. I miłość (tę prawdziwą miłość) stającą się całą treścią życia. Trudne do uwierzenia? Być może – ale trudno też oprzeć się czarowi tych historii.
Literatura:
Aciman A.: „Tamte dni, tamte noce”. Przeł. T. Bieroń. Warszawa 2018.
André Aciman: „Znajdź mnie”. Przeł. Tomasz Bieroń. Poradnia K. Warszawa 2019.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |