ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (386) / 2020

Sabina Strózik,

(IM)PAS(JE) (MARIA POPRZĘCKA: 'IMPAS. OPÓR, UTRATA, NIEMOC, SZTUKA')

A A A
Impas

Impas – brzmi schyłkowo. Wszystkim przeciwnikom sztuki współczesnej spodoba się, że (na pozór) Maria Poprzęcka wieszczy w swej najnowszej książce kres sztuki. Czy rzeczywiście żyjemy w momencie stagnacji, rozkładu i śmierci sztuki, którą znamy, ale często jej nie rozumiemy?

Już na początku autorka stwierdza, że „Historia sztuki pozostaje historią sukcesów” (s. 5). W swojej książce jednak nie zwraca się w kierunku triumfów, ale zajmuje się peryferiami, odwrociem tego perfekcyjnego, nomen omen, obrazu, a jej rozważania mieszczą się gdzieś na skali wanitatywno-afirmatywnej.

Tytuł nie jest jednak zupełnie przypadkowy. Impas dotyczy głównie muzealnictwa, taki przynajmniej momentami ma wydźwięk nowa publikacja autorki. Artyści nie ułatwiają muzealnikom sprawy. Poprzęcka wielokrotnie wspomina o artystach, których dzieła są przeciw trwaniu, wpisany jest w nie rozkład. Wymienia choćby „Bałwana cytatów” Oskara Dawickiego, „Instant Christ” Rafała Rychtera, „Górę lodową” Angeliki Markul, czy dzieła Boltanskiego, który ulotność traktuje jako napomnienie – „To, o czym sztuka Boltanskiego każe pamiętać, to zagrożone niepamięcią ludzkie życie” (s. 98). Książka Poprzęckiej każe się więc zastanowić, czy, oprócz gestu mającego zwrócić uwagę na ulotność, nie jest to wypowiedź przeciw samej idei muzeum, którego głównym zadaniem jest przechowywać i utrwalać? W zakończeniu książki, kiedy Poprzęcka przytacza 31 argumentów za końcem sztuki, częściowo właśnie muzea obwinia za obecny stan rzeczy.

„Impas” to z pewnością książka bardziej wymagająca niż „Uczta bogiń” czy „Na oko”. Sensy się zagęszczają, więcej tu naukowego namysłu i rozważań, które wymagają pewnego przygotowania do lektury. Zdecydowanie warto jednak wysiłek ten podjąć.

Jedyny mój zarzut to redakcja książki – odszukiwanie przypisów na samym końcu tomu jest, najdelikatniej mówiąc, męczące. Zwłaszcza, że Poprzęcka umieszcza wiele odwołań i liczne z nich zawierają nie tylko adres bibliograficzny, ale ważne refleksje, na które nie znajduje miejsca w toku głównego wywodu.

Opór

„To nie jest pesymistyczny tytuł” – mówi Poprzęcka o swojej najnowszej książce w Klubie Trójki w rozmowie z Dariuszem Bugajskim (polskieradio.pl) – „Sztuka rodzi się wśród (...) niespełnień”, a więc wyrasta ze wszystkich elementów, które badaczka wymienia w tytule tomu i niespełnienie musi zostać immanentną częścią procesu tworzenia. Chęć stawiania oporu ulotności jest także jedną z podwalin pierwszych aktów twórczych.

Autorka opowiada o mitycznych dwóch źródłach, z których wywodzi się dzieło. Jest to walka z rozkładem, zanikaniem, niezgoda na entropię – „starożytność pozostawiła nam dwie opowieści o początkach sztuki, upatrując ich właśnie w cieniu i w odbiciu” (s. 68). Pierwsza historia, przekazana przez Pliniusza, opowiada o dziewczynie, która obrysowuje cień ukochanego, który wyrusza na wojnę – „Obrysowanie cienia pozwala młodej kobiecie zatrzymać obraz ukochanego przez utworzenie zastępującej go kopii” (s. 68). Druga natomiast, przystająca do sztuki współczesnej, to mit o Narcyzie, znany z „Metamorfoz” Owidiusza – „Narcyz jest zatem wynalazcą malarstwa w podwójnym sensie. Jest artystą, który widząc swoje odbicie, przemienia je w obiektywnie istniejący byt. Lecz jest zarazem idealnym widzem, o jakim mogą marzyć wszyscy artyści – widzem, który tak wierzy w prawdziwość obrazu, iż gotów się w nim zakochać” (s. 70). Obie te opowieści koncentrują się na granicznie różnych aspektach – „Cień reprezentuje »coś innego«, podczas gdy odbicie jest złudnym »tym samym«” (s. 72).

Sprzeciw, jaki sztuka zgłasza nietrwałości, jest tu fundamentem aktu twórczego. Chęć choćby chwilowego utrwalania jest przemożna, nie da się jej wyzbyć – „Władza kreowania obrazów obwarowana została rytuałem: aktu kreacji powodującego trwałą czy przejściową obecność tego, co nieobecne” (s. 66).

Utrata

Poprzęcka konstatuje, że „(...) w sztuce trwałość przestała być wartością” (s. 94), a ulotność jest zaletą, nie wadą. Trudno nam myśleć tak o sztuce, ale utrata jest immanentną częścią performansów, które potem, paradoksalnie – za wszelką cenę chce się utrwalać, aby je następnie eksponować i spieniężać. Jest historyczka adwokatką gestów prawie że niszczycielskich, bo sztuka podlega wiecznym przeobrażeniom. Podziwia (i objaśnia) gest Sempolińskiego, który swe obrazy pod koniec życia przerabiał, modyfikował lub Wróblewskiego, który malował na odwrociach płócien – nie tylko po to, aby oszczędzić.

Cały tom zaczyna się zresztą cyklem o Malewiczu, Wróblewskim i Sempolińskim (którego obraz, przerobiony po latach, pojawia się na okładce „Impasu”). Interesujący według mnie jest zwłaszcza tekst o Malewiczu, choć początkowo może wydawać się wtórny – trudno zliczyć, ile już napisano o „Czarnym kwadracie na białym tle”. Poprzęcka jednak nie referuje stanu badań i nie powiela analiz, ale znajduje niszę i mówi o zmaganiach z materią – arcydzieło Malewicza jest bowiem w fatalnym stanie. Materia wygrywa z ideą, czas odcisnął piętno na dziele, czarny przestaje być czarny, tło nie jest już białe. I to także staje się inspiracją dla twórców młodego pokolenia, których przywołuje Poprzęcka w książce. Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na sztukę Bartka Buczka.

Niemoc

Dużo w tym tomie literatury. Interesujące są zwłaszcza fragmenty, w których śledzimy proces czytania utworów literackich przez historyczkę sztuki – „Nieznanego arcydzieła” Balzaca i „Bartleby’ego. Kopisty z Wall Street” Melville’a (zob. s. 103), a także „nienapisanego” (kwestię tę podejmuje w swojej najnowszej książce także Ryszard Koziołek) – czyli nieobecnego, ale trwałego elementu sztuki. Balzac dotyka problemu niewyrażalności, wiecznego głodu doskonalszego oddania idei, klęski nieprzedstawialności. Melville natomiast, swoim słynnym „I would prefer not to” dotyka problemu bycia pomiędzy negacją a afirmacją, byciem pomiędzy, wolności do bycia bez gestu. Niejako kontynuacją spod znaku tych rozważań są refleksje nad pustym płótnem, które stanowi wyzwanie, a jest wszakże niezbędnym elementem, który trzeba przekroczyć, zniszczyć, zdezaktualizować, żeby stało się niewidoczne, aby było jedynie medium, lub też – aby stało się sztuką samą w sobie (twórczość Lucio Fontany).

Sztuka!

Poprzęcka opisuje mnogość burz, skandali, unicestwień, aktów przemocy i gestów końcowych, ale czy definitywnych? Bynajmniej. Na końcu zostaje sztuka – a nie koniec sztuki. Ostatni esej, zamykający cykl tych erudycyjnych rozważań, kończy się pięknym, świetnym kompozycyjnie tekstem pt. „Koniec sztuki”. Punktem wyjścia do katastroficznych 31 tez jest praca Damiana Hirsta, artysty celebryty – popielniczka z 32 wypalonymi papierosami. Obiekt cuchnący, odpychający, nieprzyjemna nawarstwiona pozostałość.

„Wierzę w sztukę” (polskieradio.pl) – wyznaje badaczka w radiowym wywiadzie. To credo, z naciskiem na wiarę, nie na wiedzę, jest doskonałym świadectwem tego, jak Poprzęcka na sztukę patrzy. Za Bernhardem cytuje: „Sztuka ulega śmiertelnej zagładzie, zagadana przez historyków sztuki (...). Zajęcie historyka sztuki to najniecniejszy proceder, jaki istnieje, bredzącego zaś historyka sztuki, a istnieją przecież wyłącznie bredzący historycy sztuki, należałoby (...) przegnać ze świata sztuki (...)” (s. 185), ale zdecydowanie Poprzęcka nie bredzi, przed czym broni ją chyba ta prostolinijna wiara. Ostatni akapit książki, następujący po 31 smutnych tezach (między innymi: „Sztuka ulega całkowitemu utowarowieniu i komercjalizacji” [s. 198], „Sama sztuka straciła powagę” [s. 199], czy cytat z Baudrillarda: „Sztuka nie umiera dlatego, że już jej nie ma, umiera dlatego, że jest jej nazbyt wiele” [s. 200]), z którymi trudno mi się nie zgodzić, ale jako miłośniczce sztuki trudno się z nimi pogodzić, przynosi nadzieję – „Ale jest przecież jeszcze popielniczka. Wystarczy wyrzucić z niej cuchnące pety, by uzyskać czystą formę – piękny, idealny okrąg. (...) To materialny przedmiot, ale dzięki swej transparentności jakby bezcielesny. Rzeczywisty i nierzeczywisty zarazem. (...) Kształt kuszący oko, przyciągający spojrzenie, świetlisty, skrzący się, mnożący refleksy, migotliwy, wciąż inny, a zarazem niezmienny w swej geometrycznej, sferycznej doskonałości. Platoński ideał. Sztuka” (s. 200).

Jak zaświadczał Hipokrates, który jest poniekąd patronem tej książki – ars longa, vita brevis. Poprzęckiej opowieść o kresie, jest opowieścią o ciągłym odradzaniu, o pozornym wyczerpaniu, z którego zawsze jest wyjście, bo ars longa trwa, zmienia jedynie postać. Wystarczy tylko docenić impas i jego potencjał twórczy.

Literatura:

Długowieczna natura sztuki: https://www.polskieradio.pl/9/396/Artykul/2281812,Sto-lat-Bauhausu
Maria Poprzęcka: „Impas. Opór, utrata, niemoc, sztuka”. Fundacja Terytoria Książki. Gdańsk 2019.