ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (386) / 2020

Zuzanna Sokołowska,

WSZYSTKIE TWARZE DUCHAMPA (ANNA MARKOWSKA: 'DLACZEGO DUCHAMP NIE CZESAŁ SIĘ Z PRZEDZIAŁKIEM?')

A A A
Kiedy myślimy o twórczości Marcela Duchampa, jednego z najwybitniejszych artystów XX wieku, najszybciej pojawiającym się skojarzeniem jest jego słynny pisuar, który przykleił się do jego nazwiska równie mocno, jak klej Super Glue do palców. Fascynująca biografia artysty wielokrotnie pobudzała wyobraźnię historyków sztuki starających się zrozumieć fenomen Duchampa. Jego przewrotne strategie artystyczne i słynna filozofia ready-made potrafiły zawstydzić niejednego żądnego sławy twórcę, zabiegającego o sukces w podrzędnych galeriach sztuki, jak i doprowadzić na skraj rozpaczy połączonej z niesmakiem najtęższe głowy humanistyki.

Jak on to zrobił? Gdzie tak naprawdę tkwi fenomen Marcela Duchampa? Odpowiedź jest prosta – w trywialności, z której uczynił swój znak rozpoznawczy. Zawsze uprzejmy, uśmiechnięty, kochający grę w szachy, z gładkim obliczem nieskalanym jakąkolwiek zmarszczką gniewu, zapisał się w historii sztuki jako ten, który zmienił myślenie o dziele sztuki, a także jako postać, która, jak twierdził Pontus Hultén, obraziła wiele osób. Można oczywiście z tym ostatnim twierdzeniem polemizować i nakładać kolejne, i tak już wystarczająco grube warstwy interpretacyjne twórczości Duchampa, niemniej jednak, artysta nigdy nie zabiegał o to, aby znaleźć się na świeczniku i błyszczeć na wielkich salonach sztuki, pozując z głupkowatym uśmiechem pozbawionym jakichkolwiek oznak inteligencji do zdjęć na okładki najważniejszych magazynów świata. Jego życie od początku do końca definiowały prostota, nieustanne zabawy z tożsamością, uważne przyglądanie się sztuce, jak i koncepcjom artystycznym, a także poszukiwania własnego miejsca w świecie, w którym rządzi absurd. Stąd też często jego prace interpretowane są w kontekście dowcipu, dziecinnego żartu, który bywa nawet nazywany największym przekrętem w historii sztuki.

Do rąk czytelnika trafia kolejne opracowanie twórczości Marcela Duchampa. Można by było się zastanawiać, po co powstaje kolejna książka o artyście, o którym już chyba napisano wszystko? Albo prawie wszystko? Jednak publikacja Anny Markowskiej o ujmującym tytule „Dlaczego Duchamp nie czesał się z przedziałkiem?” zachwyca niezwykłą erudycją i świeżym spojrzeniem na twórczość tego artysty. Markowska dokonała tytanicznej wręcz pracy przekopując się przez sterty książek i materiałów, pisząc historię Duchampa niemalże od nowa. Można uznać tego rodzaju działanie za bardzo karkołomne, jak i jednocześnie za szalenie odważne. Jak sama pisze we wstępie do swojej publikacji, w samej Bibliothèque Kandinsky, ilość wskazań bibliograficznych dotyczących Duchampa to niebagatelna ilość aż 858 pozycji. Markowska, pisząc swoją książkę, chciała, jak sama podkreśla, oduczyć się tego, co powszechnie wiadomo i tego, co ona sama wie o życiu tego artysty, starając się spojrzeć na jego twórczość nie tyle z punktu widzenia monograficznych opracowań naukowych, co z pozoru błahych, pozornie nieistotnych szczegółów, błahostek. I to właśnie owe błahostki, nieistotności budują całą narrację książki, co sprawia, że staje się ona interesującym studium nie tylko działań Duchampa, ale i kultury, filozofii oraz sztuki XX wieku. Jak podkreśla badaczka „(…) opisanie twórczości Duchampa jest niemożliwe bez zabiegów analogicznych do działań artystycznych i bez ucieczek w domenę niesprofesjonalizowanej codzienności, gdzie nie jest się ekspertem; w tym także ironii, skojarzeniowych montaży, zaskakujących paradoksów i prowokacji, a nawet – czasami – falsyfikacji poprzez nonsens. Stąd też hybrydyczny, naukowo-artystyczny-»nie-ekspercki« melanż całości książki” (s. 12). To właśnie wielokontekstowość, linkowanie, szukanie nowatorskich porównań i analogii definiuje całą publikację autorki, co sprawia, że czytanie ponad 500-stronicowej książki staje się inspirującym, niezwykle stymulacyjnym doświadczeniem, które wnosi wiele interesujących spostrzeżeń w badaniach nad twórczością Duchampa.

Dla Markowskiej istotnym elementem jej interdyscyplinarnych poszukiwań staje się nawet wygląd zewnętrzny artysty, jak i przymioty jego osobowości. Duchamp znany był ze swojego dobrego serca i nieustannej chęci niesienia pomocy. Kochali go i mężczyźni, i kobiety. Skromność, empatia i chęć zrozumienia drugiego człowieka to cechy, które najczęściej są wymieniane we wspomnieniach przyjaciół artysty, który potrafił zjednywać sobie także tych, którzy nie darzyli wielką sympatią jego poglądów na sztukę. „Był blady i chudy, miał w sobie coś z cienia (…). Reprezentował mniej więcej typ marynarkowy, miejski: żadnych swetrów z owczej wełny, sumiastych wąsów, gumiaków i kraciastych koszul. Co najwyżej pepitka. Zdarzyła się czasami większa kratka przy graniu w szachy, ale być może to kwestia estetyki i wyczuwania inspirujących wizualnych powiązań. Kratownica to przecież wizualna zasada modernizmu, a przy tym idée fixe zawołanego gracza w szachy, jakim był Duchamp. A może...A może przyoblec się w kratkę, to jak włączyć się do gry w sztukę nowoczesną i zasygnalizować jednocześnie delikatną różnicę w ramach danego systemu?” (s. 24) – zastanawia się autorka.

Markowska sporo miejsca poświęca pęknięciom, jakie nastąpiły w sztuce, która stała się w tym czasie pożywką nie tyle dla oka, co umysłu. Oczywiście nie brak też miejsca na solidnie rozbudowane rozdziały poświęcone pracom Duchampa, które Markowska analizuje według własnych intuicji i błyskotliwych spostrzeżeń. Słowo wyjaśnienia należy się też na pewno samemu tytułowi książki, który, jak się okazuje w trakcie lektury, ma swój znacznie szerszy, zaskakujący kontekst. W przeciwieństwie do swoich równie uzdolnionych braci, Duchamp nie miał w zwyczaju czesać się z przedziałkiem. „Pytanie o wygląd artysty (przedziałek we włosach) – zawarty w tytule niniejszej książki – uznać można za wpływ dadaizmu; wydaje się przeto jednym z niewłaściwie zadanych pytań, niewnoszących nic do sprawy dzieła artysty w domenie historii sztuki. Jednak Amelia Jones i jej feministyczne analizy fryzur artystów i ich sposobu podejścia do garderoby pokazują kreatywną ścieżkę” (s. 13) – podkreśla Markowska. Owa ścieżka rozwija się w ostatnim z rozdziałów książki, poświęconym, nomen omen, właśnie włosom artystów, a nawet dziwnym bakcylom łysienia, które pojawiają się w książce Alfreda Jarry’ego „Czyny i myśli Doktora Faustrolla”. Sporo jest w nim ciekawostek, na przykład o uczesaniu Picassa i jego rozpaczy z powodu utraty włosów: „(…) bolał nad utratą włosów do tego stopnia, że dzielił swoje życie na okres z kosmykiem oraz bez kosmyka, a historyczną granicą pozostaje 12 maja 1945 roku, gdy ostatecznie pogodził się z przerzedzającymi się włosami i obciął resztki pukielka. Następnie, z namaszczeniem godnym pogrzebu, pochował kosmyk w tomiku poezji Stefana Mallarmégo (skądinąd ulubionego poety Duchampa)” (s. 445). Tego rodzaju smaczków i ciekawostek jest w tej książce o wiele więcej. Markowska w swojej narracji podażą, tak jak Duchamp w swojej sztuce, za prostotą, pozornie nieistotnymi szczegółami, które rzucają nowe światło na twórczość i interpretacje dzieł Duchampa. Zresztą, kto dziś pamięta, że ten słynny artysta miał za sobą epizody aktorskie? Czy one także mogły wpłynąć na definiowanie przez niego sztuki? Tego między innymi można dowiedzieć się z tej wyjątkowej pod każdym względem publikacji. Trzeba dużej, intelektualnej odwagi, aby pisać w ten sposób o Duchampie, a bez wątpienia taką autorką jest właśnie Markowska.

To nie koniec zaskoczeń, które pojawiają się w książce naukowczyni. Zamiast archiwalnych zdjęć artysty, które naturalnie przecież powinny pojawić się w jej publikacji, czytelnik znajdzie współczesne inspiracje dziełami Duchampa w wykonaniu polskich artystów, a są nimi Maurycy Gomulicki, Jerzy Kosałka, Kamil Kuskowski, Adam Rzepecki oraz Łódź Kaliska. Prace artystów odwołują się bezpośrednio do treści, jakie znajdują się w poszczególnych rozdziałach książki.

Trzeba przyznać, że publikacja Anny Markowskiej „Dlaczego Duchamp nie czesał się w przedziałkiem?” to naprawdę unikalna pozycja na rynku książek o sztuce, która wymaga dużego zaangażowania i merytorycznego przygotowania czytelnika. Nie jest to na pewno lektura, którą pochłania się szybko. Jest to jedna z tych książek, które chce się czytać bardzo powoli, a jej ukończenie jak najdłużej odwlec w czasie. Trzeba ją czytać uważnie, chłonąc każdy smaczek, każdy szczegół, każdą nieoczywistość i nawet najbardziej, pozornie absurdalne skojarzenia, które pozornie wydają się niejasne. U Markowskiej nie ma nic przypadkowego, tutaj wszystko łączy się w idealną, zaskakującą całość. Nawet dedykacja w tej książce zasługuje na wielką uwagę, bo poświęcona jest jej przyjacielowi, Piotrowi Piotrowskiemu, autorowi publikacji „W cieniu Duchampa: notatki nowojorskie”. Trzeba przyznać, że książka Anny Markowskiej dedykowana jest tym, którzy mocno interesują się twórczością i wpływem Duchampa, a także tropią wszelkiego rodzaju duchampizmy we współczesnej teorii sztuki, jak i w działaniach artystów. Nie należy też zapominać o czytelnikach, którzy poszukują nowatorskiego, zupełnie nieoczywistego spojrzenia na klasyczne dzieła sztuki. A tego książce Markowskiej zdecydowanie nie brakuje.
Anna Markowska: „Dlaczego Duchamp nie czesał się z przedziałkiem?” Wydawnictwo Universitas, Kraków 2019.