
MAGIA SREBRNEGO EKRANU (PAWEŁ SITKIEWICZ: 'GORĄCZKA FILMOWA. KINOMANIA W MIĘDZYWOJENNEJ POLSCE')
A
A
A
„Przedwojenne filmy, które wracają do nas coraz częściej w nowych, odrestaurowanych wersjach, przeżywają zasłużony renesans. Ich reżyserom wybaczono wszystkie grzechy – a lista zarzutów była długa i obejmowała między innymi oskarżenia o brak profesjonalizmu, ogłupianie widowni czy wtórność. Filmy te coraz częściej uchodzą za okno, które pozwala zajrzeć do bezpowrotnie utraconej Atlantydy. Dystans czasowy ułatwia zaś bezkrytyczne rozkoszowanie się przedwojennym kinem, niezależnie od poziomu artystycznego” (s. 8) – tak Paweł Sitkiewicz tłumaczy nieustający fenomen „starego kina”. Autor zaznacza jednak, że w swojej książce przyjął nietuzinkową optykę: zamiast na konkretnych dziełach, skoncentrował się na przedwojennej publiczności oraz kształtowanych przez nią kinowych rytuałach, które – co zostaje skrupulatnie wykazane przez rodzimego medioznawcę – niejednokrotnie okazywały się ciekawsze od samych filmów.
Badacz zauważa, że przedwojenni kinomani „byli grupą niejednorodną, nie tylko pod względem zasobności portfela lub pochodzenia społecznego. Na jednym biegunie znajdziemy maniaków, którzy całe życie podporządkowali filmowej pasji, na przeciwległym zaś – ludzi odciętych od cywilizacji, którzy widząc na ekranie samolot, chowali się pod ławki” (tamże). Stawiając pytanie dotyczące kwestii, kto i po co chodził do kina, Sitkiewicz wskazuje na mieszkańców dużych i średnich miast jako na osoby najczęściej odwiedzające przybytek X muzy, obalając przy tym powszechne przekonanie, że w salach kinowych zgodnie zasiadali obok siebie przedstawiciele najróżniejszych stanów i grup społecznych.
„Film pokazywał masowemu odbiorcy, jak wyglądają klęski żywiołowe, wojny, ludzkie tragedie, przestępstwa, morderstwa, choroby, operacje chirurgiczne oraz wszelkie przejawy brutalności człowieka. Kamera obnażyła ludzkie ciało, by następnie pobudzić fascynację każdym, nawet najbardziej drastycznym aspektem cielesności” (s. 32-33) – sygnalizuje filmoznawca, wskazując na jeden z wielu powodów, dla których rodacy decydowali się na kinematograficzny seans. Pisząc o miłośnikach filmów artystycznych, Sitkiewicz przypomina, że oferta przedwojennych kin nie ograniczała się wyłącznie do obrazów gatunkowych: na polskich ekranach gościły bowiem dzieła Wsiewołoda Pudowkina, Jeana Renoira, Fritza Langa czy Victora Sjöströma.
W dalszej części „Gorączki filmowej” akademik wykazuje, w jaki sposób kinoteatry (niezależnie od wyświetlanego przez nie repertuaru) przyczyniły się do rozluźnienia obyczajowych rygorów. Medioznawca podkreśla równocześnie, iż „żaden polski reżyser ani dystrybutor nie wypowiedział wojny mieszczańskiej moralności” (s. 42). Badacz zauważa, że rewolucja obyczajowa dokonywała się nie dzięki dramatom erotycznym (wbrew pozorom pruderyjnym w treści i formie), ale osadzonym we współczesności komediom obyczajowym takim jak „Czy Lucyna to dziewczyna?” (1934) Juliusza Gardana, opowiadająca o „miłości wolnej i homoseksualnej, o emancypacji kobiet i nocnych rozrywkach” (s. 59). W niniejszym rozdziale Sitkiewcz rozwija także wątki dotyczące kina jako „przystani dla zakochanych” (s. 50), okazjonalnie pełniącego także rolę improwizowanego domu publicznego.
Chwilę potem autor charakteryzuje przeróżne typy przybytków X muzy (pałace, podrzędniaki, remizy strażackie, kina polowe, stodoły), pisząc również o zjawisku kinofikacji rozumianej jako proces ukulturalnienia prowincji poprzez rozrywkę i prowadzenie działalności agitacyjnej. W kolejnym rozdziale dużo uwagi poświęca kwestii reklamy oraz – przybierającej czasem naprawdę bezpardonową formę – walce o widzów. Gruntownie analizując temat dziennikarzy i recenzentów (oraz ich relacji z rodzimym światkiem filmowym), badacz zauważa: „Wpływ garstki ambitnych krytyków na rodzącą się kulturę filmową był trudny do przecenienia, ale tylko niewielka część widowni kierowała się recenzją, idąc wieczorem do kina. W wyborze repertuaru większą siłę oddziaływania miały nazwiska gwiazd, tytuły filmów oraz opinie znajomych, ewentualnie skandale obyczajowe. Dobre recenzje czytali na ogół ludzie z wyrobionym zdaniem, ze środowisk inteligenckich. Zwykłego kinomana odstraszał protekcjonalny ton wielu tekstów albo zbyt poważne traktowanie czegoś, co uchodziło za wieczorną rozrywkę” (s. 119).
W dalszej części książki Sitkiewicz charakteryzuje „architekturę pokazu filmowego”, mówiąc: „Typowy seans filmowy w latach międzywojennych trwał z reguły od dwóch do trzech godzin. Zanim jednak rozpoczęto projekcję, widz musiał się przemęczyć na reklamach, forszpanach i innych dodatkach. Pasmo reklamowe trwało około dwudziestu minut, w skrajnych wypadkach – ponad pół godziny (…). Wcześniej, przed włączeniem projektora, wyświetlano na ekranie reklamy ze slajdów, z reguły ogłoszenia lokalne. Wszystkich irytowały” (s. 125). Spostrzeżenia na temat specyfiki pasma reklamowego, kronik czy poprzedzających właściwą projekcję pokazów krótkometrażówek autor łączy z analizą fenomenu rewii, czyli przeróżnych atrakcji scenicznych niejednokrotnie testujących cierpliwość publiczności. „W dużych i eleganckich kinach zestaw ten mógł być bogaty niczym w paryskim teatrze rozmaitości – uświetniony popisami gwiazd estrady i kabaretu, akrobatów lub orkiestry jazzowej. W mniejszych salkach oglądano najczęściej występy par tanecznych, piosenki w wykonaniu lokalnych śpiewaków, skecze poprzeplatane konferansjerką, ewentualnie recytacje i koncerty miejscowych wirtuozów mandoliny i grzebienia” (s. 131).
Sitkiewicz omawia także trzy potencjalne scenariusze projekcji filmu – a) gdy wszystko idzie zgodnie z planem, b) gdy jakość taśmy filmowej pozostawia wiele do życzenia oraz c) gdy wszystko idzie źle – nie zapominając przy tym o omówieniu różnych metod udźwiękowiania projekcji („Oferta muzyczna kin była bogata i różnorodna – oprócz tradycyjnych zespołów podczas seansów występowały orkiestry dęte i ludowe, profesjonalne i amatorskie chóry, śpiewacy operetkowi i operowi. W zbieraninie przypadkowych muzyków trafiały się czasem prawdziwe perły (…). W podrzędniaku nikt nie oczekiwał starannej oprawy muzycznej. Byle coś grało” [s. 142]). Niniejszy segment „Gorączki filmowej” opowiada także o specyfice napisów, sztuce dubbingu oraz o instancji lektora.
Autor definiuje różne „gatunki” uczestników celuloidowego seansu: „kinowidz tuman”, „widz przypadkowy”, „kinowiec esteta” czy „amator kina” to tylko wyimek z tej nietuzinkowej listy, na której znalazł się również „kinocham”, reprezentant znienawidzonej grupy widzów, którzy „mieli w zwyczaju rozmawiać ze sobą w trakcie seansu, głośno czytać napisy oraz komentować treść filmu. Oprócz tego charczeli i śmiali się z własnych żartów, przeszkadzając wszystkim dokoła. Ich komentarze nie były ani uczone, ani nawet dowcipne. Na ogół dopowiadali to, co bez trudu rozumiał nawet kinowidz tuman” (s. 175). Niniejsza klasyfikacja zapowiada z kolei fragmenty dotyczące kwestii palenia w kinie, jak i tego, co zwykło się jeść i pić w trakcie seansu.
Badacz bardzo ciekawie pisze również o ciemnej stronie przedwojennej kinomanii, czyli o wypadkach, niebezpieczeństwach i tragediach do jakich dochodziło w świątyniach X muzy, regularnie odwiedzanych przez rasowych przestępców oraz ludzi z marginesu. Stosowny fragment poświęcony został (między innymi) kwestii agitacji politycznej uprawianej podczas filmowych pokazów: „Do ekscesów pod patriotycznym sztandarem najczęściej dochodziło w regionach o wysokim odsetku mniejszości etnicznych bądź narodowych, a więc na Pomorzu Nadwiślańskim, na Śląsku lub Kresach. Awantury wybuchały wówczas o napisy w nieodpowiednim języku, o repertuar obrażający przekonania lub sianie wrogiej propagandy. Kampaniom prasowym towarzyszyły protesty, a w skrajnych wypadkach – dewastowanie kin przez bojówki lub obrzucanie ich kamieniami (…), rozpylanie cuchnącego siarkowodoru, brutalne zrywanie seansów lub oblewanie ekranu atramentem” (s. 208).
Omawiając codzienne, ale i te czynione od święta rytuały rodzimych kinomanów, autor w anegdotycznym tonie (charakteryzującym zresztą całą „Gorączkę filmową”) opowiada o tym, jak wyglądały początki kina domowego, snuje refleksje na temat kultu rodzimych gwiazd, wyjaśnia na czym polegała obsesja fotogeniczności i przypomina o fałszywych szkołach aktorstwa, z których wiele okazywało się „centrami handlu żywym towarem” (s. 247). W finalnej części tomu Sitkiewicz porusza pokrótce kwestię kinomanii w czasach okupacji (jeszcze 1 września 1939 roku w Warszawie odbyło się pięć premier), zadając kłam popularnemu wówczas powiedzeniu, że tylko „padlina idzie do kina”. Jak podkreśla badacz: „Wbrew stereotypowi w kolejkach do kasy ustawiała się nie tylko hołota z dzieciarnią, nieczuła na hasła państwa podziemnego, które ostrzegało przed finansowaniem niemieckiej zbrojeniówki. Ustawiał się pełen przekrój społeczeństwa. Niektórzy widzowie mieli głowy spuszczone w dół. Dobrze wiedzieli, że robią źle. Bali się, że ktoś obleje im płaszcz kwasem albo zwyzywa. Mimo to szli do kina, gdyż nie znali innej formy odreagowania koszmaru okupacji. Albo myśleli, że w ten sposób cofną czas” (s. 255). W konkluzji akademik wskazuje natomiast, że w powojennej rzeczywistości nowa sytuacja polityczna zaczęła odbijać się na repertuarze kin, a pośrednio także – na dotychczasowych rytuałach publiczności. Ale to już temat na inną książkę.
Zbudowana na fundamencie lektury niezliczonych materiałów archiwalnych, danych statystycznych, artykułów, reportaży, esejów, powieści, wierszy, listów, dzienników, broszur, recenzji oraz udokumentowanych wywiadów (ale także rozmów przeprowadzonych przez Sitkiewicza z ostatnimi żyjącymi przedstawicielami publiczności tamtych lat), „Gorączka filmowa” to bogato ilustrowana (reprodukcjami grafik, plakatów, fotosów czy rysunków satyrycznych) oraz przywołująca niezbędne konteksty historyczne, społeczne, ekonomiczne, polityczne czy kulturowe praca, którą (nomen omen) czyta się z wypiekami na twarzy. Świetnie napisana, z ducha erudycyjna książka, po którą powinni sięgnąć nie tylko filmoznawcy.
Badacz zauważa, że przedwojenni kinomani „byli grupą niejednorodną, nie tylko pod względem zasobności portfela lub pochodzenia społecznego. Na jednym biegunie znajdziemy maniaków, którzy całe życie podporządkowali filmowej pasji, na przeciwległym zaś – ludzi odciętych od cywilizacji, którzy widząc na ekranie samolot, chowali się pod ławki” (tamże). Stawiając pytanie dotyczące kwestii, kto i po co chodził do kina, Sitkiewicz wskazuje na mieszkańców dużych i średnich miast jako na osoby najczęściej odwiedzające przybytek X muzy, obalając przy tym powszechne przekonanie, że w salach kinowych zgodnie zasiadali obok siebie przedstawiciele najróżniejszych stanów i grup społecznych.
„Film pokazywał masowemu odbiorcy, jak wyglądają klęski żywiołowe, wojny, ludzkie tragedie, przestępstwa, morderstwa, choroby, operacje chirurgiczne oraz wszelkie przejawy brutalności człowieka. Kamera obnażyła ludzkie ciało, by następnie pobudzić fascynację każdym, nawet najbardziej drastycznym aspektem cielesności” (s. 32-33) – sygnalizuje filmoznawca, wskazując na jeden z wielu powodów, dla których rodacy decydowali się na kinematograficzny seans. Pisząc o miłośnikach filmów artystycznych, Sitkiewicz przypomina, że oferta przedwojennych kin nie ograniczała się wyłącznie do obrazów gatunkowych: na polskich ekranach gościły bowiem dzieła Wsiewołoda Pudowkina, Jeana Renoira, Fritza Langa czy Victora Sjöströma.
W dalszej części „Gorączki filmowej” akademik wykazuje, w jaki sposób kinoteatry (niezależnie od wyświetlanego przez nie repertuaru) przyczyniły się do rozluźnienia obyczajowych rygorów. Medioznawca podkreśla równocześnie, iż „żaden polski reżyser ani dystrybutor nie wypowiedział wojny mieszczańskiej moralności” (s. 42). Badacz zauważa, że rewolucja obyczajowa dokonywała się nie dzięki dramatom erotycznym (wbrew pozorom pruderyjnym w treści i formie), ale osadzonym we współczesności komediom obyczajowym takim jak „Czy Lucyna to dziewczyna?” (1934) Juliusza Gardana, opowiadająca o „miłości wolnej i homoseksualnej, o emancypacji kobiet i nocnych rozrywkach” (s. 59). W niniejszym rozdziale Sitkiewcz rozwija także wątki dotyczące kina jako „przystani dla zakochanych” (s. 50), okazjonalnie pełniącego także rolę improwizowanego domu publicznego.
Chwilę potem autor charakteryzuje przeróżne typy przybytków X muzy (pałace, podrzędniaki, remizy strażackie, kina polowe, stodoły), pisząc również o zjawisku kinofikacji rozumianej jako proces ukulturalnienia prowincji poprzez rozrywkę i prowadzenie działalności agitacyjnej. W kolejnym rozdziale dużo uwagi poświęca kwestii reklamy oraz – przybierającej czasem naprawdę bezpardonową formę – walce o widzów. Gruntownie analizując temat dziennikarzy i recenzentów (oraz ich relacji z rodzimym światkiem filmowym), badacz zauważa: „Wpływ garstki ambitnych krytyków na rodzącą się kulturę filmową był trudny do przecenienia, ale tylko niewielka część widowni kierowała się recenzją, idąc wieczorem do kina. W wyborze repertuaru większą siłę oddziaływania miały nazwiska gwiazd, tytuły filmów oraz opinie znajomych, ewentualnie skandale obyczajowe. Dobre recenzje czytali na ogół ludzie z wyrobionym zdaniem, ze środowisk inteligenckich. Zwykłego kinomana odstraszał protekcjonalny ton wielu tekstów albo zbyt poważne traktowanie czegoś, co uchodziło za wieczorną rozrywkę” (s. 119).
W dalszej części książki Sitkiewicz charakteryzuje „architekturę pokazu filmowego”, mówiąc: „Typowy seans filmowy w latach międzywojennych trwał z reguły od dwóch do trzech godzin. Zanim jednak rozpoczęto projekcję, widz musiał się przemęczyć na reklamach, forszpanach i innych dodatkach. Pasmo reklamowe trwało około dwudziestu minut, w skrajnych wypadkach – ponad pół godziny (…). Wcześniej, przed włączeniem projektora, wyświetlano na ekranie reklamy ze slajdów, z reguły ogłoszenia lokalne. Wszystkich irytowały” (s. 125). Spostrzeżenia na temat specyfiki pasma reklamowego, kronik czy poprzedzających właściwą projekcję pokazów krótkometrażówek autor łączy z analizą fenomenu rewii, czyli przeróżnych atrakcji scenicznych niejednokrotnie testujących cierpliwość publiczności. „W dużych i eleganckich kinach zestaw ten mógł być bogaty niczym w paryskim teatrze rozmaitości – uświetniony popisami gwiazd estrady i kabaretu, akrobatów lub orkiestry jazzowej. W mniejszych salkach oglądano najczęściej występy par tanecznych, piosenki w wykonaniu lokalnych śpiewaków, skecze poprzeplatane konferansjerką, ewentualnie recytacje i koncerty miejscowych wirtuozów mandoliny i grzebienia” (s. 131).
Sitkiewicz omawia także trzy potencjalne scenariusze projekcji filmu – a) gdy wszystko idzie zgodnie z planem, b) gdy jakość taśmy filmowej pozostawia wiele do życzenia oraz c) gdy wszystko idzie źle – nie zapominając przy tym o omówieniu różnych metod udźwiękowiania projekcji („Oferta muzyczna kin była bogata i różnorodna – oprócz tradycyjnych zespołów podczas seansów występowały orkiestry dęte i ludowe, profesjonalne i amatorskie chóry, śpiewacy operetkowi i operowi. W zbieraninie przypadkowych muzyków trafiały się czasem prawdziwe perły (…). W podrzędniaku nikt nie oczekiwał starannej oprawy muzycznej. Byle coś grało” [s. 142]). Niniejszy segment „Gorączki filmowej” opowiada także o specyfice napisów, sztuce dubbingu oraz o instancji lektora.
Autor definiuje różne „gatunki” uczestników celuloidowego seansu: „kinowidz tuman”, „widz przypadkowy”, „kinowiec esteta” czy „amator kina” to tylko wyimek z tej nietuzinkowej listy, na której znalazł się również „kinocham”, reprezentant znienawidzonej grupy widzów, którzy „mieli w zwyczaju rozmawiać ze sobą w trakcie seansu, głośno czytać napisy oraz komentować treść filmu. Oprócz tego charczeli i śmiali się z własnych żartów, przeszkadzając wszystkim dokoła. Ich komentarze nie były ani uczone, ani nawet dowcipne. Na ogół dopowiadali to, co bez trudu rozumiał nawet kinowidz tuman” (s. 175). Niniejsza klasyfikacja zapowiada z kolei fragmenty dotyczące kwestii palenia w kinie, jak i tego, co zwykło się jeść i pić w trakcie seansu.
Badacz bardzo ciekawie pisze również o ciemnej stronie przedwojennej kinomanii, czyli o wypadkach, niebezpieczeństwach i tragediach do jakich dochodziło w świątyniach X muzy, regularnie odwiedzanych przez rasowych przestępców oraz ludzi z marginesu. Stosowny fragment poświęcony został (między innymi) kwestii agitacji politycznej uprawianej podczas filmowych pokazów: „Do ekscesów pod patriotycznym sztandarem najczęściej dochodziło w regionach o wysokim odsetku mniejszości etnicznych bądź narodowych, a więc na Pomorzu Nadwiślańskim, na Śląsku lub Kresach. Awantury wybuchały wówczas o napisy w nieodpowiednim języku, o repertuar obrażający przekonania lub sianie wrogiej propagandy. Kampaniom prasowym towarzyszyły protesty, a w skrajnych wypadkach – dewastowanie kin przez bojówki lub obrzucanie ich kamieniami (…), rozpylanie cuchnącego siarkowodoru, brutalne zrywanie seansów lub oblewanie ekranu atramentem” (s. 208).
Omawiając codzienne, ale i te czynione od święta rytuały rodzimych kinomanów, autor w anegdotycznym tonie (charakteryzującym zresztą całą „Gorączkę filmową”) opowiada o tym, jak wyglądały początki kina domowego, snuje refleksje na temat kultu rodzimych gwiazd, wyjaśnia na czym polegała obsesja fotogeniczności i przypomina o fałszywych szkołach aktorstwa, z których wiele okazywało się „centrami handlu żywym towarem” (s. 247). W finalnej części tomu Sitkiewicz porusza pokrótce kwestię kinomanii w czasach okupacji (jeszcze 1 września 1939 roku w Warszawie odbyło się pięć premier), zadając kłam popularnemu wówczas powiedzeniu, że tylko „padlina idzie do kina”. Jak podkreśla badacz: „Wbrew stereotypowi w kolejkach do kasy ustawiała się nie tylko hołota z dzieciarnią, nieczuła na hasła państwa podziemnego, które ostrzegało przed finansowaniem niemieckiej zbrojeniówki. Ustawiał się pełen przekrój społeczeństwa. Niektórzy widzowie mieli głowy spuszczone w dół. Dobrze wiedzieli, że robią źle. Bali się, że ktoś obleje im płaszcz kwasem albo zwyzywa. Mimo to szli do kina, gdyż nie znali innej formy odreagowania koszmaru okupacji. Albo myśleli, że w ten sposób cofną czas” (s. 255). W konkluzji akademik wskazuje natomiast, że w powojennej rzeczywistości nowa sytuacja polityczna zaczęła odbijać się na repertuarze kin, a pośrednio także – na dotychczasowych rytuałach publiczności. Ale to już temat na inną książkę.
Zbudowana na fundamencie lektury niezliczonych materiałów archiwalnych, danych statystycznych, artykułów, reportaży, esejów, powieści, wierszy, listów, dzienników, broszur, recenzji oraz udokumentowanych wywiadów (ale także rozmów przeprowadzonych przez Sitkiewicza z ostatnimi żyjącymi przedstawicielami publiczności tamtych lat), „Gorączka filmowa” to bogato ilustrowana (reprodukcjami grafik, plakatów, fotosów czy rysunków satyrycznych) oraz przywołująca niezbędne konteksty historyczne, społeczne, ekonomiczne, polityczne czy kulturowe praca, którą (nomen omen) czyta się z wypiekami na twarzy. Świetnie napisana, z ducha erudycyjna książka, po którą powinni sięgnąć nie tylko filmoznawcy.
Paweł Sitkiewicz: „Gorączka filmowa. Kinomania w międzywojennej Polsce”. Wydawnictwo słowo/obraz terytoria. Gdańsk 2019.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |