ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lutego 3 (387) / 2020

Maja Baczyńska, Marzena Majcher,

CHEMIA MIŁOŚCI

A A A
Maja Baczyńska: Gdybyś miała znaleźć pięć najmocniejszych i najbardziej trafnych przymiotników, które kojarzą Ci się ze światem filmu oraz ze światem muzyki i Twoją rolą w nim, to jakie by to były?

Marzena Majcher: Przymiotniki, które: kojarzą mi się ze światem filmu, to: fabularny, dokumentalny, animowany, eksperymentalny, artystyczny, a te, które kojarzą mi się ze światem muzyki, to: filmowa, współczesna poważna, interaktywna, elektroakustyczna, teatralna.

M.B.: A który z tych przymiotników jest Ci najbliższy?

M.M.: Eksperymentalny!

M.B.: Dlaczego? Co takiego pociągającego jest dla Ciebie w eksperymencie?

M.M.: Tworzenie jest jedną wielką niewiadomą. I niekiedy nieprzewidywalność procesu jest o wiele ciekawszym doświadczeniem niż osiągnięcie z góry zamierzonego rezultatu, na co pozwala chociażby przypadkowe połączenie dwóch skrajnie różnych elementów. W moim przypadku tworzenie muzyki wynika z silnej potrzeby łączenia ze sobą rzeczy nieoczywistych, leżących na odległych od siebie biegunach. W eksperymentach muzycznych stawiam jednak pewne granice. Kontynuuję tylko te kompozycje, które, powstałe w wyniku eksperymentu, mają silny ładunek emocjonalny. Myślę, że takim moim udanym eksperymentem muzycznym jest cykl kompozycji „Chemistry of Love” (na sopran i kwartet smyczkowy), gdzie przełożyłam na partyturę muzyczną wzory graficzne substancji chemicznych odpowiedzialnych za stan zakochania – potocznie nazywanych „chemią miłości”. Muzyka ta niedawno ukazała się na płycie w wykonaniu jednego z najlepszych kwartetów w Europie – NeoQuartet, oraz śpiewaczki operowej – Małgorzaty Kubali. Najbardziej lubię też tworzyć muzykę do filmów, które są wielowymiarowe, nieoczywiste, posiadają element ryzyka, który wynika z niekonwencjonalnego sposobu realizacji filmu przez reżysera.

M.B.: Chemia miłości. Dlaczego w ogóle taki temat kompozycji?

M.M.: „Chemistry of Love” jest kontynuacją moich muzycznych eksperymentów tworzenia interdyscyplinarnych kompozycji, które oscylują na pograniczu muzyki i nauki. Substancje chemiczne nazywane „chemią miłości” szczególnie mnie zafascynowały ze względu na ich wielowymiarowość znaczeń. Wzory strukturalne tych substancji, między innymi fenyloetyloaminy i dopaminy, nie są zwykłymi, umownymi zapisami graficznymi. Kształty tych wzorów są odzwierciedleniem sposobu łączenia się atomów w tych substancjach. Tak wyglądają nasze uczucia, wibracje na poziomie komórkowym. Gdy tworzyłam Chemistry of Love”, interesowało mnie to, co jest ukryte pod powierzchnią naszych uczuć. Poszukiwałam tego, co nieoczywistejaka jest prawdziwa natura rzeczywistości, co jest przyczyną stanu zakochania i jak brzmi tytułowa „chemia miłości”? W wyniku tego muzycznego eksperymentu powstało sześć części kompozycji. Każda z tych części jest inspirowana inną substancją chemiczną wchodzącą w skład „chemii miłości”, np. „I Dopamine”, „II Phenylethylamine”, „VI Endorphins” itd.

M.B.: W jaki sposób inspiracje chemicznymi substancjami wpłynęły na muzykę, na formę kompozycji, emocje czy przekaz?

M.M.: Najważniejsze w tworzeniu tej kompozycji było dla mnie odnalezienie ładunku emocji i ekspresji w strukturach wzorów chemicznych, które bardzo mnie inspirowały. Nie było to proste, ponieważ wymagało wielu prób (i błędów!), zanim osiągnęłam zadowalający efekt. Wpływ wzorów na muzykę jest bardzo widoczny w partyturze całej kompozycji. W wyniku transformacji wzorów substancji chemicznych na język muzyki powstały niekonwencjonalne struktury muzyczne, rytmiczne oraz harmoniczne. Wzory miały także wpływ na formę muzyczną „Chemistry of Love”, która nawiązuje do nurtu minimalizmu. Rytmy, linie, kształty, liczby i proporcje tych wzorów zostały przetworzone na struktury melodyczne i rytmiczne, które tworzą w kompozycji charakterystyczne dla minimalizmu repetytywne motywy. Każda z sześciu części cyklu „Chemistry of Love” może istnieć jako niezależny utwór, jednocześnie wspólna koncepcja pozamuzyczna łączy je ze sobą w jedną spójną całość. Myślę, że kompozycja, która powstała w wyniku transformacji wibracji „chemii miłości” na język muzyki, zawiera w sobie pozytywny przekaz. Dzięki temu muzycznemu eksperymentowi, możemy usłyszeć jak brzmi „chemia miłości”. Jest to również próba udowodnienia że chemia i muzyka, które pozornie należą do dwóch skrajnie różnych światów, mają wiele analogii i punktów stycznych.

M.B.: A czym miłość jest w Twoim życiu, jeśli mogę spytać?

M.M.: Jest stanem umysłu. Miksem różnych substancji chemicznych, których stężenie nieustannie fluktuuje. Uczuciem bardzo amorficznym, onirycznym, metafizycznym. Miłość w moim życiu nie stawia żadnych oczekiwań, nie ocenia, nie wymaga, nie przynosi żadnych korzyści – jest trwaniem. Jest też samym gestem, spojrzeniem, myślą, niekiedy szalonym działaniem. Miłość jest poza czasem i poza wszelkimi granicami.

M.B.: To bardzo ciekawa interpretacja, bo wbrew pozorom wcale nieoczywista. Wiele osób powie, że miłość bynajmniej nie jest trwaniem, że właśnie – przez swą zmienność – jest nietrwała! Niektórzy nawet sądzą, że zakochanie i miłość to nie to samo.

M.M.: Odpowiedziałam na Twoje pytanie czym jest miłość w moim życiu. Każdy na to pytanie odpowie inaczej. Zanim skomponowałam „Chemistry of Love”, zapoznałam się z dużą ilością informacji na temat tego, czym jest „chemia miłości”. Doktor nauk farmakologicznych Marta Kruk-Słomka twierdzi, że „...miłość jest chemią, uzależnieniem. Od strony naukowej, silne uczucie porównywane jest do stanu po zażyciu narkotyku. W momencie zakochania mózg zaczyna produkować różne substancje chemiczne, które wywołują kaskadę skomplikowanych reakcji chemicznych i w konsekwencji, wprowadzają nasz organizm w stan oszołomienia. Niektórzy psychiatrzy stan zakochania ujęli w ścisłą definicję, według której jest to chwiejność emocjonalna i upośledzenie władzy umysłowej, które zakłócają normalny proces przewidywania”!

M.B.: Może zatem doprecyzujmy, czy „chemia miłości” to zakochanie, czy już dojrzała miłość i jak się ma do tego czas jej trwania.

M.M.: Specjaliści od „chemii miłości” nie rozgraniczają miłości od stanu zakochania. Moim zdaniem określenie „miłość” jest po prostu bardziej poetycką formą stanu zakochania. Co do jej czasu trwania, to myślę, że chcemy trwać w tym stanie zawsze, ponieważ „chemia miłości” uzależnia. Fenyloetyloamina – najważniejsza substancja, która wydziela się w mózgu podczas stanu zakochania, wprowadza nas w stan porównywalny do narkotycznego. Działa na nas pobudzająco i energetyzująco, a także uzależniająco, ponieważ należy do grupy amfetamin i potocznie jest nazywana „narkotykiem miłości”.

M.B.: Chciałam Cię zapytać o Twoją muzykę filmową. „Amatorzy" – w ten projekt zdaje się włożyłaś spory kawałek serca. Opowiedz o nim.

M.M.: Nie mogę jeszcze za wiele zdradzać, ponieważ niedawno skończyły się zdjęcia do tej fabuły. Będę komponować muzykę do filmu „Amatorzy”, który reżyseruje Iwona Siekierzyńska. Bohaterami „Amatorów” są osoby niepełnosprawne intelektualnie oraz znani aktorzy, między innymi Roma Gąsiorowska, Wojciech Solarz, Anna Dymna. Moje kompozycje do filmu wykonają świetni muzycy z NeoQuartet. Przewiduję też utwory przeznaczone dla niepełnosprawnych intelektualnie muzyków – Remont Pomp i wokalistki Natalii Olszewskiej. Kilka z tych utworów zostało już wykonanych na planie filmowym „Amatorów”. Pomimo pewnych ograniczeń, Remont Pomp oraz Natalię postanowiłam traktować jak zawodowych muzyków i nie dawałam im forów. Natalia ma zespół Downa i nie było jej łatwo nauczyć się śpiewać mojej piosenki, ale kiedy opanowała melodię i zaśpiewała ją na planie filmowym, zabrzmiało to niezwykle przejmująco i myślę, że taki będzie też ten film.

M.B.: Tymczasem jakiś czas temu miała miejsce premiera „A French Woman” – to zdaje się zupełnie inna historia, inna stylistka. Czego ten projekt wymagał od Ciebie jako kompozytorki?

M.M.: Tak, europejska premiera filmu „A French Woman” odbyła się na 24. Forum Kina Europejskiego Cinergia w Łodzi. Miesiąc wcześniej film był już pokazywany w Korei Południowej i w Stanach Zjednoczonych. W trakcie komponowania muzyki do tej fabuły przestawiłam się na czas koreański na ponad miesiąc. Dzięki temu miałam świetną komunikację z reżyserką Kim Hee-Jung, która często prosiła mnie o szkice muzyki, pilnie jej potrzebne do montażu filmu. Sporym utrudnieniem na początku mojej pracy było tworzenie muzyki do filmu, który dostałam w języku koreańskim. Żeby zrozumieć teksty aktorów, nauczyłam się na pamięć dialogów na podstawie scenariusza w języku angielskim. „A French Woman” to francusko–koreańskie kino artystyczne, niezwykle ciekawe pod względem formalnym, zawierające w sobie wiele wieloznaczności i konstrukcji otwartych. Bohaterka filmu, Mira, wielokrotnie przenosi się w czasie z 2015 do 1997 roku, a moim zadaniem paradoksalnie było nie zdradzać muzyką jej tajemniczych transformacji. Starałam się przy pomocy dźwięków stworzyć niepowtarzalną, intrygującą atmosferę, która towarzyszy bohaterom tego filmu. Tworząc tą ścieżkę dźwiękową, poszukiwałam nowych brzmień artykulacyjnych i kolorystycznych. Muzykę sonorystyczną w wykonaniu kwartetu smyczkowego połączyłam z elektroniką – muzyką ambientową. Jest też sporo muzyki zagranej tylko na instrumentach akustycznych z zastosowaniem licznych przetworzeń dźwięku.

M.B.: Jakie są Twoje najbliższe plany?

M.M.: Poza działaniami związanymi z tworzeniem muzyki do „Amatorów”, będę także pracować nad swoją nową kompozycją autonomiczną na orkiestrę symfoniczną. Podobnie jak „Chemistry of Love” będzie to eksperyment muzyczny oscylujący na pograniczu muzyki i nauki. Planuję też nagrać płytę z Andrzejem Wojciechowskim, która będzie wynikiem naszych poszukiwań korelacji muzyki z obrazem. Zagraliśmy razem wiele koncertów audiowizualnych na Festiwalach muzycznych i filmowych, między innymi na Audio Art, Off Plus Camera. Chciałabym utrwalić te wszystkie dźwięki istniejące jak do tej pory tylko w eterze.

M.B.: Dziękuję za rozmowę.
Fot. Andrzej Wojciechowski.