CÓŻ PO TRANSIE, CZYLI MYŚLEĆ W POSTCZASACH O NADMIARZE BYTU ('CEZARY WODZIŃSKI IN MEMORIAM')
A
A
A
Każdy natykający się w Polsce na myśl jednego z najwybitniejszych filozofów ubiegłego stulecia – Martina Heideggera, powinien bez zająknięcia kojarzyć nazwisko Wodziński. Cezary Wodziński był rzadkim przypadkiem myśliciela na naszej scenie akademicko-filozoficznej. Z pewnością zostanie zapamiętany jako jeden z najwnikliwszych czytelników spuścizny Heideggerowskiej, ktoś, kto za pomocą aktu lektury zdobył się na osobność intelektualną, nie uprawiając tego, co z sam z przekąsem nazywał „heideggerzeniem”, czyli bezmyślnym powtarzaniem utartych formuł niemieckiego myśliciela, bez dokonywania na nich rezonującej eksploracji/eksplikacji. Z biegiem lat – upływających z kolejno publikowanymi pracami, poświęconymi m.in. myśli rosyjskiej, greckim filozofom czy metafilozofii mistrza z Fryburga – dorobił się własnej, nieoficjalnej szkoły myślenia, firmowego znaku, który nie bez słuszności określa się za pomocą terminu „transgresja”. Bo to właśnie niejako „dziedziczony” wraz z pismami Heideggera apofatyczny spadek w postaci nieustannego zagadywania kwestii bycia, ten rwący potok śledzenia znaczeń i uważnego okrążania niewyczerpalności i nieuchwytności najistotniejszych zagadnień ludzkiej kondycji sprawił, iż namiętnie pytający Wodziński – jak słusznie podkreśla Cezary Woźniak – stał się „filozofem osobnym”. Owa „osobność” zaznacza się już na pierwszy rzut czytelniczego oka, nawet niewprawnego, bowiem jego styl jest z tych rzeczy, których wbrew pozorom przeoczyć nie sposób.
A zatem Wodziński to przede wszystkim niezapomniany styl filozofowania, nieodłącznie związany z myśleniem w żywiole języka, w dorzeczu buchających, zacieranych i zmilczanych w naszej codziennej gadaninie znaczeń. To drobiazgowa, hermeneutyczna rozbiórka, praca pełna nabożnego skupienia nad tekstem, cechująca każdą pozostawioną przez myśliciela publikację. Autor „Światłocieni zła” zostawił bowiem po sobie niepodrabialny ślad pisanio-myślenia, które kojarzyć się może z hermeneutyczną wspinaczką bądź ostrożnym schodzeniem w głąb ciemnej jaskini, gdzie jeden nieuważny krok może zaprzepaścić cały trud podjętego wyzwania i okazać się ześlizgnięciem w bezwyraźńą czeluść pustosłowia. Nie znajdziemy w jego opasłych rozprawach drogi na skróty, lecz oryginalny zapis kopalnej pracy odkrywkowej, odsłaniającej kolejne fałdy pozostawionych w tradycji myślenia interpretacyjnych pseudooczywistości. Stąd pozostawione po filozofie publikacje to przede wszystkim żywy zapis zmagań myślenia z językiem, próba usytuowania filozofii praktycznej i świadectwo otwartego współmyślenia z wielkimi tekstami (autorami) kultury.
Nieraz ironiczny, kąśliwy w uwagach i polemikach, lecz z pewnością nie pochopny, bowiem tej ostatniej wady Wodziński – co widać w jego hermeneutycznych wykopaliskach – wystrzegał się najbardziej. Dobrym przykładem była głośna sprawa publikacji słynnych „Czarnych zeszytów” Heideggera, kiedy nie przyłączył się do jazgotliwego chóru gnających niemieckiego filozofa na moralną i intelektualną banicję. Obserwując pęczniejące w polskiej prasie dziennikarskie zarzuty, utrzymywane w cyfrowym rygorze wartkich streszczeń, Wodziński jako jeden z nielicznych zdawał sprawę z tego, jak groteskowo wyglądać musi sytuacja, kiedy płomień rektoratu i potępieńczej mobilizacji dobywa się z „ust myślowej poprawności”, bynajmniej niepodejmującej trudu zapytywania o głębszą płaszczyznę politycznego – stosując terminologię „Sein und Zeit” – upadania Heideggera.
Wodziński jako temat czeka na uważnego czytelnika i zarazem krytyka, na kogoś, kto jest w stanie podjąć wołanie rzekomo martwych zagadnień, kogoś wyczulonego na rezon tego, co nienazywalne, a leżące u wytartych do spodu symboli, by postawić z dawna widziane w nowym błysku światłocieni. Nie dziwi zatem, że wydana przez Polską Akademię Nauk monografia „Cezary Wodziński in memoriam”, jedynie pośrednio upamiętniająca samą osobę Wodzińskiego i jego wkład w kulturę, zawiera w sobie tak znaczące grono osób. I choć ta licząca bez mała 570 stron żywego tekstu publikacja to jedynie panorama niektórych zagadnień, to z pewnością warta jest uważnej lektury. Pełna przyczynków i intrygujących artykułów daje nie tylko świadectwo intelektualnego zadłużenia całego pokolenia w pracach Wodzińskiego, lecz przede wszystkim wgląd w ogromne obszary, pozostawione wciąż do rezonującej eksploracji.
„Wodziński in memoriam” nie jest „drętwą” księgą pamiątkową, do jakiej zdążyła nas przyzwyczaić dychająca ostatnimi oparami przyzwyczajenia akademia. To w znamienitej części zbiór ciekawych artykułów, istne spektrum rozkopanych zagadnień problemowych, które mimowolnie trącają o struny, na których przyszło grywać samemu Wodzińskiemu. I rzecz druga, nie mniej istotna. Nie jest to melodia odtwórcza, celebrująca uznanie dla zmarłego myśliciela, lecz krytyczny zestaw tekstów zamierzających się na niejednokrotnie dotąd nieprzebyte ścieżki. Przykład? Proszę bardzo. Wystarczy przeczytać próbę uwrażliwienia na zagadnienie autyzmu dokonaną przez Macieja Wodzińskiego w tekście „Tam, gdzie skrywa się bycie” bądź artykuł Łukasza Kłoczka „Jakub Frank. Przyczynek do antropologii negatywnej”, aby uzmysłowić sobie, jak wielkie spektrum zagadnień zawiera monografia. Nie brakuje w niej – jak przystało na śmiałość myślenia patrona publikacji – również tekstów wyposażonych w ujęcia w pełni autorskie, nieraz kontrowersyjne, tu przykładem może być „Rozprawa z autorytetem. W stronę autorytu przejścia”, w którym Lech Witkowski, oprócz krytycznej analizy pojęcia autorytetu, twórczo rozwija koncepcję tytułowego „autorytu”. Pełna polemicznego ognia – w dostojnym tego słowa znaczeniu – jest krytyka Nietzscheańskiej diagnozy nihilizmu przeprowadzona przez Stanisława Gromadzkiego, również zasłużonego popularyzatora myśli filozofii niemieckiej. A skoro o niemieckiej filozofii już mowa, to nie mogło oczywiście zabraknąć tekstów poświęconych Heideggerowi – tutaj warto wspomnieć o odczytaniu roli i znaczenia „Sein und Zeit” dokonanym przez Daniela Sobotę oraz o wpisującej się w aktualnie toczoną dyskusję nad tzw. „antysemityzmem ontohistorycznym” z niesławnych „Czarnych Zeszytów” propozycji Roberta Ignatowicza.
Nie sposób wymienić i opisać wszystkich artykułów znajdujących się w monografii, lecz z pewnością warto wspomnieć o tekstach samego Cezarego Wodzińskiego. Szczególnie godny polecenia jest otwierający rdzeń monografii, ironiczny esej „Krytyka rozumu ponowoczesnego”, który nabiera niesamowitej wręcz aktualności. Kto z kolei chciałby spojrzeć na Wodzińskiego przez pryzmat mniej „arcyludzki”, to znaczy niezabarwiony wieczną dyskusją o prymacie bycia nad bytem, ten powinien sięgnąć do ostatniej części książki, a zwłaszcza tekstu „KHZND, czyli Krótka historia z nielicznymi dygresjami”, gdzie można z mimowolnym, ciepłym uśmiechem przyglądać się karkołomnym meandrom, jakie towarzyszyły zakładaniu jednego z ważniejszych pism filozoficznych w porodowych bólach rodzącego się niepodległego państwa.
Lecz w tej beczce miodu pojawia się również łyżka dziegciu. Woźniak, autor skądinąd bardzo cennego opracowania poświęconego Heideggerowskiej filozofii sztuki, mógł darować sobie rozmieszczanie na kilkunastu stronach „semantycznych atomów” – jak sam to nazywa – które mają dać postać „partytury fugi”. Finalny efekt… No cóż, można byłoby te kilkanaście stron zapełnionych ciągami majuskuł wykorzystać lepiej, po prostu zapełnić je w sposób nieoczekiwany i zarazem oczywisty: intrygującym tekstem. Pomijając ten osobliwy, abstrakcyjno-graficzny performatyw, publikacja jest warto polecenia, stanowiąc nie tylko hołd dla oryginalnego i twórczego myśliciela, ale i wgląd w niedający się zbyć wkład Cezarego Wodzińskiego w rodzimą kulturę i filozofię.
A zatem Wodziński to przede wszystkim niezapomniany styl filozofowania, nieodłącznie związany z myśleniem w żywiole języka, w dorzeczu buchających, zacieranych i zmilczanych w naszej codziennej gadaninie znaczeń. To drobiazgowa, hermeneutyczna rozbiórka, praca pełna nabożnego skupienia nad tekstem, cechująca każdą pozostawioną przez myśliciela publikację. Autor „Światłocieni zła” zostawił bowiem po sobie niepodrabialny ślad pisanio-myślenia, które kojarzyć się może z hermeneutyczną wspinaczką bądź ostrożnym schodzeniem w głąb ciemnej jaskini, gdzie jeden nieuważny krok może zaprzepaścić cały trud podjętego wyzwania i okazać się ześlizgnięciem w bezwyraźńą czeluść pustosłowia. Nie znajdziemy w jego opasłych rozprawach drogi na skróty, lecz oryginalny zapis kopalnej pracy odkrywkowej, odsłaniającej kolejne fałdy pozostawionych w tradycji myślenia interpretacyjnych pseudooczywistości. Stąd pozostawione po filozofie publikacje to przede wszystkim żywy zapis zmagań myślenia z językiem, próba usytuowania filozofii praktycznej i świadectwo otwartego współmyślenia z wielkimi tekstami (autorami) kultury.
Nieraz ironiczny, kąśliwy w uwagach i polemikach, lecz z pewnością nie pochopny, bowiem tej ostatniej wady Wodziński – co widać w jego hermeneutycznych wykopaliskach – wystrzegał się najbardziej. Dobrym przykładem była głośna sprawa publikacji słynnych „Czarnych zeszytów” Heideggera, kiedy nie przyłączył się do jazgotliwego chóru gnających niemieckiego filozofa na moralną i intelektualną banicję. Obserwując pęczniejące w polskiej prasie dziennikarskie zarzuty, utrzymywane w cyfrowym rygorze wartkich streszczeń, Wodziński jako jeden z nielicznych zdawał sprawę z tego, jak groteskowo wyglądać musi sytuacja, kiedy płomień rektoratu i potępieńczej mobilizacji dobywa się z „ust myślowej poprawności”, bynajmniej niepodejmującej trudu zapytywania o głębszą płaszczyznę politycznego – stosując terminologię „Sein und Zeit” – upadania Heideggera.
Wodziński jako temat czeka na uważnego czytelnika i zarazem krytyka, na kogoś, kto jest w stanie podjąć wołanie rzekomo martwych zagadnień, kogoś wyczulonego na rezon tego, co nienazywalne, a leżące u wytartych do spodu symboli, by postawić z dawna widziane w nowym błysku światłocieni. Nie dziwi zatem, że wydana przez Polską Akademię Nauk monografia „Cezary Wodziński in memoriam”, jedynie pośrednio upamiętniająca samą osobę Wodzińskiego i jego wkład w kulturę, zawiera w sobie tak znaczące grono osób. I choć ta licząca bez mała 570 stron żywego tekstu publikacja to jedynie panorama niektórych zagadnień, to z pewnością warta jest uważnej lektury. Pełna przyczynków i intrygujących artykułów daje nie tylko świadectwo intelektualnego zadłużenia całego pokolenia w pracach Wodzińskiego, lecz przede wszystkim wgląd w ogromne obszary, pozostawione wciąż do rezonującej eksploracji.
„Wodziński in memoriam” nie jest „drętwą” księgą pamiątkową, do jakiej zdążyła nas przyzwyczaić dychająca ostatnimi oparami przyzwyczajenia akademia. To w znamienitej części zbiór ciekawych artykułów, istne spektrum rozkopanych zagadnień problemowych, które mimowolnie trącają o struny, na których przyszło grywać samemu Wodzińskiemu. I rzecz druga, nie mniej istotna. Nie jest to melodia odtwórcza, celebrująca uznanie dla zmarłego myśliciela, lecz krytyczny zestaw tekstów zamierzających się na niejednokrotnie dotąd nieprzebyte ścieżki. Przykład? Proszę bardzo. Wystarczy przeczytać próbę uwrażliwienia na zagadnienie autyzmu dokonaną przez Macieja Wodzińskiego w tekście „Tam, gdzie skrywa się bycie” bądź artykuł Łukasza Kłoczka „Jakub Frank. Przyczynek do antropologii negatywnej”, aby uzmysłowić sobie, jak wielkie spektrum zagadnień zawiera monografia. Nie brakuje w niej – jak przystało na śmiałość myślenia patrona publikacji – również tekstów wyposażonych w ujęcia w pełni autorskie, nieraz kontrowersyjne, tu przykładem może być „Rozprawa z autorytetem. W stronę autorytu przejścia”, w którym Lech Witkowski, oprócz krytycznej analizy pojęcia autorytetu, twórczo rozwija koncepcję tytułowego „autorytu”. Pełna polemicznego ognia – w dostojnym tego słowa znaczeniu – jest krytyka Nietzscheańskiej diagnozy nihilizmu przeprowadzona przez Stanisława Gromadzkiego, również zasłużonego popularyzatora myśli filozofii niemieckiej. A skoro o niemieckiej filozofii już mowa, to nie mogło oczywiście zabraknąć tekstów poświęconych Heideggerowi – tutaj warto wspomnieć o odczytaniu roli i znaczenia „Sein und Zeit” dokonanym przez Daniela Sobotę oraz o wpisującej się w aktualnie toczoną dyskusję nad tzw. „antysemityzmem ontohistorycznym” z niesławnych „Czarnych Zeszytów” propozycji Roberta Ignatowicza.
Nie sposób wymienić i opisać wszystkich artykułów znajdujących się w monografii, lecz z pewnością warto wspomnieć o tekstach samego Cezarego Wodzińskiego. Szczególnie godny polecenia jest otwierający rdzeń monografii, ironiczny esej „Krytyka rozumu ponowoczesnego”, który nabiera niesamowitej wręcz aktualności. Kto z kolei chciałby spojrzeć na Wodzińskiego przez pryzmat mniej „arcyludzki”, to znaczy niezabarwiony wieczną dyskusją o prymacie bycia nad bytem, ten powinien sięgnąć do ostatniej części książki, a zwłaszcza tekstu „KHZND, czyli Krótka historia z nielicznymi dygresjami”, gdzie można z mimowolnym, ciepłym uśmiechem przyglądać się karkołomnym meandrom, jakie towarzyszyły zakładaniu jednego z ważniejszych pism filozoficznych w porodowych bólach rodzącego się niepodległego państwa.
Lecz w tej beczce miodu pojawia się również łyżka dziegciu. Woźniak, autor skądinąd bardzo cennego opracowania poświęconego Heideggerowskiej filozofii sztuki, mógł darować sobie rozmieszczanie na kilkunastu stronach „semantycznych atomów” – jak sam to nazywa – które mają dać postać „partytury fugi”. Finalny efekt… No cóż, można byłoby te kilkanaście stron zapełnionych ciągami majuskuł wykorzystać lepiej, po prostu zapełnić je w sposób nieoczekiwany i zarazem oczywisty: intrygującym tekstem. Pomijając ten osobliwy, abstrakcyjno-graficzny performatyw, publikacja jest warto polecenia, stanowiąc nie tylko hołd dla oryginalnego i twórczego myśliciela, ale i wgląd w niedający się zbyć wkład Cezarego Wodzińskiego w rodzimą kulturę i filozofię.
„Cezary Wodziński in memoriam”. Red. Waleria Szydłowska. Wydawnictwo IFiS PAN. Warszawa 2018.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |