JAK PAMIĘTAĆ POETKI? (JOANNA KULMOWA, WISŁAWA SZYMBORSKA: 'TAK WYGLĄDA PRAWDZIWA POETKA, PODCIĄGNIJ SIĘ')
A
A
A
Biografia, historia literatury, socjologia życia literackiego i estetyka to główne konteksty, w których czytać można korespondencje Joanny Kulmowej i Wisławy Szymborskiej. Tom listów „Tak wygląda prawdziwa poetka, podciągnij się” opracowała Urszula Chęcińska, badaczka życia i twórczości Kulmowej. Ostatnia informacja ginie w prasowych i wydawniczych notach promujących tę publikację. Szereg nazwisk przyciągający potencjalnych czytelników i czytelniczki jest prosty. Na pierwszym miejscu noblistka i jej przyjaciółka; badaczka pozostaje ghostwriterką, ujawnia się we wstępie i posłowiu, nie na okładce. Zapewne decyduje o tym polityka wydawcy oraz patronującej temu tomowi Fundacji Wisławy Szymborskiej. Nie ma w tym również nic zaskakującego. Jeśli chce się dotrzeć do szerokiego grona odbiorców, to recenzowaną publikację naukową (takie wymogi spełnia opisywany tom) eksponować należy w nienaukowy, popularyzatorski sposób. Takie są reguły rynku. Problem pojawia się w momencie, gdy opisem tak skonstruowanego tomu ma się zająć krytyk literatury związany z nauką. W trakcie lektury musi bowiem odpowiedzieć sobie na pytanie, jak mierzyć publikację, której tytuł oszukuje czytelników.
Oszustwo to mocne słowo. Można zastąpić je kreacją lub formułą: polityka wydawnicza. Fundacja Wisławy Szymborskiej powołana została do tego, by opiekować się spuścizną literacką noblistki oraz prowadzić działania popularyzatorskie i edukacyjne. „Tak wygląda prawdziwa poetka, podciągnij się” to czwarty tom listów autorki „Ludzi na moście”. Poprzednie ukazywały ją jako korespondentkę Kornela Filipowicza, Zbigniewa Herberta i Stanisława Barańczaka. Tym razem na okładce pierwszy raz znalazły się kobiece nazwiska, a całość promowana jest jako „kulisy pięknej kobiecej przyjaźni” (strona FWS). Cokolwiek oznacza to sformułowanie.
Na czym polega wspomniane oszustwo albo gra z czytelnikami? Na zakryciu dwóch ważnych wątków. Pierwszy to wątek naukowy. Zbiór listów został pieczołowicie opracowany, opatrzony aparatem przypisów, stosownym wprowadzeniem i posłowiem. Poprzednie zdanie brzmi jak klasyczna uwaga z omówienia podwójnie recenzowanej dysertacji naukowej. Jako taka nie ma szansy pojawić się w mainstreamie. Praca Urszuli Chęcińskiej trafić ma do czytelników poezji Szymborskiej lub/i Kulmowej. Do pasjonatów. Wyobrażenie potencjalnego czytelnika nie obejmuje badaczy literatury, specjalistek, ekspertów archiwistów, edytorek. Czy to istotne? Owszem, ponieważ upominam się o przemilczaną, pominiętą rolę badaczki, redaktorki, wreszcie autorki tego tomu. Wekslowanie publikacji jako zbioru listów noblistki i jej przyjaciółki poetki z pewnością przynosi wydawcy wielu odbiorców, jednak wciąż nie odkrywa tego, co znajduje się wewnątrz.
A przecież już samo nazwisko badaczki doskonale wskazuje kościec publikacji (i tu dochodzimy do drugiego wątku, czyli do odpowiedzi na pytanie „kto jest nadawcą?”). Jej podstawą jest korespondencja, jaką, najpierw oficjalnie (do redakcji „Życia Literackiego”), później prywatnie, do Wisławy Szymborskiej, kierowała Joanna Kulmowa. Oficjalna wymiana listów bardzo szybko przerodziła się w prywatną korespondencję. W tym samym momencie zmieniła również formę. Nie mam tu na myśli bardziej kordialnego tonu, lecz fakt, że zmiana adresu, na który pisała autorka „Fatum na zakręcie”, wiąże się ze zmianą zasad prowadzonej korespondencji. Ta przestała być wzajemna. Miejsce dialogu zajął monolog rozpisany na listy pisane przez Joannę Kulmową. Niesymetryczność tej rozmowy ustaliły obie koleżanki po piórze. Ten warunek był przedyskutowany i zaakceptowany. Szymborska najwięcej pisała do Kulmowej, pełniąc funkcję redaktorki „Życia Literackiego”. Im bardziej zbliżały się do siebie obie autorki, tym mniej kartek wysyłała. Na tym polegała zasada wymyślona przez poetkę ze Strumian: „Joanna pisze z potrzeby pisania. Wisława milczy z potrzeby milczenia” („Wstęp” U. Chęcińskiej [s. 9]). Szymborska staje się w tej parze adresatką i autorką okolicznościowych, świątecznych, własnoręcznie tworzonych kartek (w archiwum gromadzonym przez Kulmową znalazło się dziewięć listów oraz siedemdziesiąt kartek i kolaży od W.S.). Jest intelektualną partnerką wybraną przez Kulmową.
Wyklejanki noblistki mogliśmy podziwiać wielokrotnie. Ich specyfika i humor nie zaskakują. To, co ciekawe i intrygujące, wyczytujemy z listów Joanny Kulmowej. Przez ich treść przebija charakter jej poezji. Zaduma nad teraźniejszością świata połączona ze skrzącym się inteligencją humorem, z satyrą i ironią. Tak w skrócie można scharakteryzować zawartość jej poczty. Ten wymiar łączy zresztą twórczość obu – nadawcy i adresatki. Poza formą istotne jest również wiązanie wątków prywatnych i publicznych. Z diarystycznych akapitów Kulmowej dowiadujemy się, co dzieje się w jej domu, małżeństwie, jak i nad czym pracuje oraz jaki ma stosunek do państwowych instytucji. Zapisy dotyczące ekonomicznych, społecznych i politycznych kwestii życia literackiego w PRL przykuwają uwagę czytelnika zainteresowanego prozą życia poetki. Wątki dotyczące publikacji tomów poezji i prozy, ich recenzji czy literackich festiwali, mimo politycznych zmian, pobrzmiewają aktualnością. Wreszcie listy nadawane ze Strumian czytać można dziś w kontekście ekokrytyki. Nie tylko przez wzgląd na empatię do otaczających ją zwierząt, które często stawały się bohaterami tekstów Kulmowej, lecz także przez świadomość tego, jak gospodarka wpływa na ekosystem: „Wrzosy kwitną, ale mgła poranna ma stężony smród chemii. 30 km od Szczecina i 23 lata przed rokiem dwutysięcznym. Późno się urodziłam, ale jeszcze nie za późno – nawącham się trochę przyrody” (s. 147) pisała Klumowa.
Wydawnicze przesunięcia ukrywają to, co najważniejsze dla czytelnika zainteresowanego biografią i historią życia literackiego. Gdybyśmy mieli eksponować noblistkę, ów zbiór powinien nazywać się „Korespondencje”, nie „Listy”. Listy słała Kulmowa. Gdybyśmy chcieli ograniczać się do świadectw „kobiecej przyjaźni”, utracilibyśmy konteksty, które wskazałem powyżej. Nie chcę tu oczywiście postponować zażyłości obu poetek. Problematyczny wydaje mi się jednak hasłowy opis tejże korespondencji jako pełnej „serdeczności, żartobliwych uwag, wzajemnego wsparcia i ciepła, ale też sekretnych wyznań i refleksji nad twórczością i przyszłością poezji […] wzruszająco szczere i pełne troski” (tylna okładka). Dlaczego? Ponieważ ów opis bliski jest paradygmatowi „kobiecej przyjaźni”, domyka ją w stereotypie płci. A przecież obie autorki właśnie takiemu wyobrażeniu się wymykały. Zakładam, że ich reakcja na ów blurb byłaby ironiczna. Wszak sugeruje to sam tytuł-cytat z karty pocztowej: „Tak wygląda prawdziwa poetka, podciągnij się”.
Niniejszy szkic miesza różne poetyki omawiania książek. Jedne akapity fabrykują opis produktu popularyzatorskiego, inne pracy badawczej. Nie umiem tego rozłączyć i uporządkować. Recenzowany tom należy czytać w obu rejestrach, naukowym i popularnym. Docenić pracę Urszuli Chęcińskiej i działania spadkobierców noblistki, redakcję i edycję zawierającą skany listów i kart, traktować jako album i monografię w jednym. Jak widać, takie kolaboracje są trudne, powodują czytelnicze konfuzje, splątują języki. I niech ta uwaga będzie (nie)wyraźną puentą tego omówienia.
Oszustwo to mocne słowo. Można zastąpić je kreacją lub formułą: polityka wydawnicza. Fundacja Wisławy Szymborskiej powołana została do tego, by opiekować się spuścizną literacką noblistki oraz prowadzić działania popularyzatorskie i edukacyjne. „Tak wygląda prawdziwa poetka, podciągnij się” to czwarty tom listów autorki „Ludzi na moście”. Poprzednie ukazywały ją jako korespondentkę Kornela Filipowicza, Zbigniewa Herberta i Stanisława Barańczaka. Tym razem na okładce pierwszy raz znalazły się kobiece nazwiska, a całość promowana jest jako „kulisy pięknej kobiecej przyjaźni” (strona FWS). Cokolwiek oznacza to sformułowanie.
Na czym polega wspomniane oszustwo albo gra z czytelnikami? Na zakryciu dwóch ważnych wątków. Pierwszy to wątek naukowy. Zbiór listów został pieczołowicie opracowany, opatrzony aparatem przypisów, stosownym wprowadzeniem i posłowiem. Poprzednie zdanie brzmi jak klasyczna uwaga z omówienia podwójnie recenzowanej dysertacji naukowej. Jako taka nie ma szansy pojawić się w mainstreamie. Praca Urszuli Chęcińskiej trafić ma do czytelników poezji Szymborskiej lub/i Kulmowej. Do pasjonatów. Wyobrażenie potencjalnego czytelnika nie obejmuje badaczy literatury, specjalistek, ekspertów archiwistów, edytorek. Czy to istotne? Owszem, ponieważ upominam się o przemilczaną, pominiętą rolę badaczki, redaktorki, wreszcie autorki tego tomu. Wekslowanie publikacji jako zbioru listów noblistki i jej przyjaciółki poetki z pewnością przynosi wydawcy wielu odbiorców, jednak wciąż nie odkrywa tego, co znajduje się wewnątrz.
A przecież już samo nazwisko badaczki doskonale wskazuje kościec publikacji (i tu dochodzimy do drugiego wątku, czyli do odpowiedzi na pytanie „kto jest nadawcą?”). Jej podstawą jest korespondencja, jaką, najpierw oficjalnie (do redakcji „Życia Literackiego”), później prywatnie, do Wisławy Szymborskiej, kierowała Joanna Kulmowa. Oficjalna wymiana listów bardzo szybko przerodziła się w prywatną korespondencję. W tym samym momencie zmieniła również formę. Nie mam tu na myśli bardziej kordialnego tonu, lecz fakt, że zmiana adresu, na który pisała autorka „Fatum na zakręcie”, wiąże się ze zmianą zasad prowadzonej korespondencji. Ta przestała być wzajemna. Miejsce dialogu zajął monolog rozpisany na listy pisane przez Joannę Kulmową. Niesymetryczność tej rozmowy ustaliły obie koleżanki po piórze. Ten warunek był przedyskutowany i zaakceptowany. Szymborska najwięcej pisała do Kulmowej, pełniąc funkcję redaktorki „Życia Literackiego”. Im bardziej zbliżały się do siebie obie autorki, tym mniej kartek wysyłała. Na tym polegała zasada wymyślona przez poetkę ze Strumian: „Joanna pisze z potrzeby pisania. Wisława milczy z potrzeby milczenia” („Wstęp” U. Chęcińskiej [s. 9]). Szymborska staje się w tej parze adresatką i autorką okolicznościowych, świątecznych, własnoręcznie tworzonych kartek (w archiwum gromadzonym przez Kulmową znalazło się dziewięć listów oraz siedemdziesiąt kartek i kolaży od W.S.). Jest intelektualną partnerką wybraną przez Kulmową.
Wyklejanki noblistki mogliśmy podziwiać wielokrotnie. Ich specyfika i humor nie zaskakują. To, co ciekawe i intrygujące, wyczytujemy z listów Joanny Kulmowej. Przez ich treść przebija charakter jej poezji. Zaduma nad teraźniejszością świata połączona ze skrzącym się inteligencją humorem, z satyrą i ironią. Tak w skrócie można scharakteryzować zawartość jej poczty. Ten wymiar łączy zresztą twórczość obu – nadawcy i adresatki. Poza formą istotne jest również wiązanie wątków prywatnych i publicznych. Z diarystycznych akapitów Kulmowej dowiadujemy się, co dzieje się w jej domu, małżeństwie, jak i nad czym pracuje oraz jaki ma stosunek do państwowych instytucji. Zapisy dotyczące ekonomicznych, społecznych i politycznych kwestii życia literackiego w PRL przykuwają uwagę czytelnika zainteresowanego prozą życia poetki. Wątki dotyczące publikacji tomów poezji i prozy, ich recenzji czy literackich festiwali, mimo politycznych zmian, pobrzmiewają aktualnością. Wreszcie listy nadawane ze Strumian czytać można dziś w kontekście ekokrytyki. Nie tylko przez wzgląd na empatię do otaczających ją zwierząt, które często stawały się bohaterami tekstów Kulmowej, lecz także przez świadomość tego, jak gospodarka wpływa na ekosystem: „Wrzosy kwitną, ale mgła poranna ma stężony smród chemii. 30 km od Szczecina i 23 lata przed rokiem dwutysięcznym. Późno się urodziłam, ale jeszcze nie za późno – nawącham się trochę przyrody” (s. 147) pisała Klumowa.
Wydawnicze przesunięcia ukrywają to, co najważniejsze dla czytelnika zainteresowanego biografią i historią życia literackiego. Gdybyśmy mieli eksponować noblistkę, ów zbiór powinien nazywać się „Korespondencje”, nie „Listy”. Listy słała Kulmowa. Gdybyśmy chcieli ograniczać się do świadectw „kobiecej przyjaźni”, utracilibyśmy konteksty, które wskazałem powyżej. Nie chcę tu oczywiście postponować zażyłości obu poetek. Problematyczny wydaje mi się jednak hasłowy opis tejże korespondencji jako pełnej „serdeczności, żartobliwych uwag, wzajemnego wsparcia i ciepła, ale też sekretnych wyznań i refleksji nad twórczością i przyszłością poezji […] wzruszająco szczere i pełne troski” (tylna okładka). Dlaczego? Ponieważ ów opis bliski jest paradygmatowi „kobiecej przyjaźni”, domyka ją w stereotypie płci. A przecież obie autorki właśnie takiemu wyobrażeniu się wymykały. Zakładam, że ich reakcja na ów blurb byłaby ironiczna. Wszak sugeruje to sam tytuł-cytat z karty pocztowej: „Tak wygląda prawdziwa poetka, podciągnij się”.
Niniejszy szkic miesza różne poetyki omawiania książek. Jedne akapity fabrykują opis produktu popularyzatorskiego, inne pracy badawczej. Nie umiem tego rozłączyć i uporządkować. Recenzowany tom należy czytać w obu rejestrach, naukowym i popularnym. Docenić pracę Urszuli Chęcińskiej i działania spadkobierców noblistki, redakcję i edycję zawierającą skany listów i kart, traktować jako album i monografię w jednym. Jak widać, takie kolaboracje są trudne, powodują czytelnicze konfuzje, splątują języki. I niech ta uwaga będzie (nie)wyraźną puentą tego omówienia.
Joanna Kulmowa, Wisława Szymborska: „Tak wygląda prawdziwa poetka, podciągnij się”. Oprac. Urszula Chęcińska. Społeczny Instytut Wydawniczy Znak. Kraków 2019.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |