
ODCZYTYWANIE FOTOGRAFII ('WSZYSCY JESTEŚMY FOTOGRAFAMI. VOL.1')
A
A
A
„Wszyscy jesteśmy fotografami” to cykl spotkań oscylujący wokół medium fotografii, którego pomysłodawcą był Grzegorz Lewandowski z warszawskiego barStudio. Główną ideą tych spotkań było zgłębianie historii oraz sposobów interpretacji zdjęć, a także refleksja nad na współczesnym znaczeniem fotografii, które uległo rozmyciu przez rozpowszechnienie najnowszych technologii. Spotkania te (organizowane od 2014 roku) odbywały się między innymi w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, warszawskiej Zachęcie czy w ramach festiwalu Miesiąca Fotografii w Krakowie. Cieszyły się ogromną popularnością, a publiczność aktywnie uczestniczyła w dyskusjach z zaproszonymi gośćmi. Cykl ten stał się obecnie jednym z najciekawszych programów edukacji fotograficznej, skierowanej przede wszystkim dla osób niezajmujących się profesjonalnie fotografią. Pierwsza edycja spotkań „Wszyscy jesteśmy fotografami” miała w swoim tytule „Vol. 1”. Takich edycji było już 12, co świadczy o dużym zapotrzebowaniu na tego rodzaju wydarzenia, które pozwalają zrozumieć, czym stała się dziś fotografia.
Do rąk czytelników trafiła publikacja „Wszyscy jesteśmy fotografami” podsumowująca ten cykl spotkań, nad której koncepcją i opieką merytoryczną czuwały Katarzyna Sagatowska i Monika Szewczyk-Wittek. I ona także w swoim tytule posiada znamienne już „Vol. 1”, co daje nadzieję na kolejne wydawnicze edycje. Ta przepięknie wydana książka, zaprojektowana przez Ninę Gregier, zawiera 12 tekstów 12 różnych autorów, którzy poruszają najrozmaitsze strategie interpretacji fotografii. Bownik, Magda Hueckel, Zuzanna Janin, Filip Springer, Paweł Mościcki, Anna Grzelewska, Michał Łuczak, Marta Zgierska, Jörg Colberg, Paweł Fabjański, Zbigniew Tomaszczuk i Karol Radziszewski w swoich brawurowo napisanych tekstach snują opowieści o ich własnym podejściu do medium fotografii. Różnorodność poruszanych tematów, od cielesności, fotografii teatru czy czytania książek fotograficznych sprawia, że znacznie poszerza się perspektywa patrzenia na to medium. Trzeba też w tym miejscu podkreślić, że autorzy wplatają w swoje artykuły także subiektywne, miejscami niezwykle osobiste uwagi dotyczące tworzenia, jak i samej sztuki, co sprawia, że każdy tekst czyta się dosłownie z wypiekami na twarzy.
W tej publikacji nie ma artykułu, który można uznać za słabszy czy mniej interesujący. Wręcz przeciwnie – wszystkie teksty są napisane na najwyższym poziomie merytorycznym i trudno byłoby sobie wyobrazić brak któregokolwiek z nich w tym intrygującym zbiorze. Wszystkie świetnie się uzupełniają i za każdym razem przenoszą czytelnika do zupełnie innego świata, w którym rządzą tylko i wyłącznie zdjęcia.
Nie potrzeba encyklopedycznego podejścia, aby móc fascynująco pisać o tej dziedzinie sztuki. Nie bez przyczyny publikację otwiera tekst Bownika o interpretacji współczesnej fotografii, który do opisywania obrazu posłużył się mitologiczną figurą Hydry. Dlaczego? Bo jak sam pisze „strategie fotograficznych aktywności są we współczesnej fotografii bardzo różne. Nie sposób ich wyliczyć. To właśnie ta mityczna Hydra, która ciągle generuje swoje kolejne fotogłowy. Im większa jest w nas ciekawość i otwartość na myślenie o tym, czym może być fotografia, a tym samym indywidualne spojrzenie na to, co jest doświadczeniem nas wszystkich, tym ciekawiej będzie w tej dziedzinie sztuki” (s. 25–26). Spojrzenie Bownika nadaje ton całej publikacji, bo to właśnie wielość interpretacji medium fotografii buduje charakter wszystkich prezentowanych w książce tekstów.
Magda Hueckel pisze o trudnościach, z jakimi zmaga się fotografia teatralna. Śledzi jej losy począwszy od malarstwa, kadrowania na negatywach, aż po rozwój fotografii cyfrowej, która zmieniła podejście do tego rodzaju zdjęć. Hueckel definiuje także istotę teatru, którą cechuje ulotność i efemeryczność, a także niezwykła dynamiczność. To właśnie fotografia sprawia, że spektakle, które grane są tylko przez pewien czas, a potem zostają skazane na wizualne zapomnienie, uwiecznione na fotografiach zostają jakby zatrzymane w czasie. „Teatr z fotografią stworzyli parę niemalże doskonałą, opierając swoją relację na przeciwnościach: ulotność versus utrwalenie, niepowtarzalność versus powtarzalność” (s. 32). Hueckel wspomina też o własnych doświadczeniach z fotografią teatralną, w której osiągnęła prawdziwe mistrzostwo. Co ciekawe, interesującą, choć krótkotrwałą rewolucję w rejestrowaniu spektaklów wywołali Jan Klata i Sebastian Majewski z Teatru Starego w Krakowie, którzy całkowicie zrezygnowali z fotografii, na rzecz rysunków Mariusza Tarkawiana. Jednak, po siedmiu miesiącach, powrócono do zdjęć, które, nie ukrywajmy jako jedyne potrafią oddać subtelną materię teatru.
Tymczasem Zuzanna Janin w swoim tekście postanawia wziąć na warsztat przemoc w sztuce, która jest zagadnieniem niesłychanie trudnym do wizualizowania, zwłaszcza w kontekście tzw. „pełzającej przemocy”, czyli tej ukrytej, trudnej do szybkiego dostrzeżenia, mająca miejsce w domowym zaciszu. Tekst Janin jest niesłychanie autentyczny, ponieważ, jak wspomina, sama była ofiarą przemocy, stąd też jej prace stanowią prywatne przepracowywanie traum i bolesnych doświadczeń. Artystka pisze o różnych kontekstach przemocy w fotografii. Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów staje się praca „Bycie artystą nie zwalania od bycia człowiekiem” (2015) autorstwa Pawła Hajncla, Marty Frej, Tomasza Kosińskiego i Dariusza Dąbrowskiego. Twórcy wykorzystali plakat, który prezentuje parę wybitnych osobowości sztuki: Katarzynę Kobro i Władysława Strzemińskiego. Nina Strzemińska, córka pary artystów w swoich wspomnieniach pisała o brutalności Strzemińskiego wobec Kobro. „Do zadawania ciosów służyło mu szczudło. Jego gumową końcówką celnie uderzał w wybrane miejsce” – wspomina. I to właśnie ten cytat znalazł się na pracy artystów, którzy odbrązowili Strzemińskiego, pokazując go nie jako wybitnego artystę, ale jako postać, która potrafiła stworzyć prawdziwe piekło na ziemi własnej rodzinie. To jeden z wielu przykładów obrazowania przemocy, o których wspomina w swoim tekście Janin, podkreślając, że sztuka, a tym samym i fotografia, pozwalają podjąć „wyparte i niewygodne tematy tabu opresji i przemocy” (s. 61), o których należy mówić odważnie i głośno.
Filip Springer postanowił w swoim tekście poświecić uwagę fotografii architektury, która stała się dla niego centrum obrazowania, szczególnie po słowach Aleksandra Franty, śmiało stwierdzającego, że poza architekturą nie ma życia. Springer podkreśla cielesny charakter doświadczenia architektury, który definiowany jest przez czasowniki takie jak „mieszkać”, „pracować”, „odpoczywać”, „spać”, „rozmawiać”, „milczeć” (s. 73). „Fotografowanie budynków pozwala nam poszerzyć spektrum czasowników, za których pomocą ją opisujemy. Aparat wraz z procedurą, niezbędną do jego twórczej obsługi, stają się narzędziem poznawczym. Pogłębiają nasze doświadczenie przestrzeni. W rzeczywistości zdominowanej przez płytkie doznania jest to wciąż wartość, którą trudno przecenić” (s. 73) – śmiało stwierdza Springer.
Paweł Mościcki skupił się w swoim materiale nad analizą obrazu fotograficznego, którą porównuje do konstelacji. Staje się ona dla niego idealnym narzędziem do opisu dynamiki, w jaką wpisuje się zdjęcie, zarówno jeśli chodzi o jego interpretację czy stosunek do rzeczywistości, jak i do czasu i szerszych kontekstów społeczno-historycznych (s. 78).
Zupełnie inny wątek w historii fotografii porusza Anna Grzelewska, która opisuje aporie, jakie nastąpiły w procesie fotografowania dzieci. Grzelewska sięga do historii fotografii, podkreślając, że dawniej było możliwe pokazywania nagiego ciała, ale tylko wtedy, kiedy pozbawiono go aspektu seksualnego. „Dlatego w purytańskiej XIX-wiecznej Anglii mogły powstać i trafić do głównego obiegu zdjęcia nagich dzieci w bardzo zmysłowych pozach, ale przedstawienia nagiego ciała kobiety już nie. Po pierwsze, dziecko ze swej natury, pojmowane jako symbol czystości i niewinności, nie było wtedy uznawane za obiekt seksualny. Po drugie, dziecko traktowano jako niepełnego człowieka (na równi z dzikim), było ono obcym, wyłączonym z działania tabu. Wraz z rozwojem pedagogiki i psychologii pod koniec XIX wieku nastąpiła zmiana stosunku do dzieci – stając się pełnoprawnymi członkami społeczeństwa, poddane zostały nakazom i zakazom, które obowiązują w danej kulturze. Tabu zaczęło obejmować także ich ciała” (s. 91) – pisze Grzelewska, co by tłumaczyło, skąd tyle kontrowersji wokół artystów i artystek, które na swoich fotografiach prezentują nagie dzieci, beztrosko biegające po podwórku czy w chwilach bliskości z matką. Wystarczy przypomnieć w tym miejscu przypadek Jacqueline Livingston, która za nagie zdjęcia własnych zdjęci, naznaczone czułym spojrzeniem nie tyle artystki, co po prostu kochającej matki, została objęta nadzorem FBI za rzekome promowanie treści pedofilskich na swoich zdjęciach.
Tymczasem Michał Łuczak skupia się w swoim tekście na narracji i opowiadaniu poprzez obraz, a Marta Zgierska pisze o procesach twórczych i trudnym funkcjonowaniu w świecie fotografii, skupiając się przede wszystkim na przekraczaniu granic i doświadczania pewnego rodzaju pęknięć, które sprawiają, że artysta jest wtedy w stanie stworzyć coś nowatorskiego, innego. Jörg Colberg uczy za to czytelników, jak czytać książki fotograficzne, a Paweł Fabjański pisze o zaskakujących zwrotach, jakie miały miejsce w świecie fotografii reklamowej.
Zbigniew Tomaszczuk w swoim artykule poświęca sporo miejsca fotografii, która powstała w wyniku błędu albo nieznajomości techniki przez fotografującego. Ten styl kadrowania reprezentowali buntownicy, niemający najmniejszej ochoty podporządkowywać się ogólnie przyjętym zasadom tworzenia i wywoływania zdjęć. Ich fascynujące eksperymenty, które są zaprzeczeniem tego, co można nazwać fotografią są dziś współcześnie cenione przez krytyków, jak i historyków sztuki. Wystarczy w tym miejscu przypomnieć twórczość Miroslava Tichego, którego odbitki potrafią osiągnąć zawrotne kwoty.
Karol Radziszewski, ostatni z autorów publikacji „Wszyscy jesteśmy fotografami. Vol 1”, pisze o swoich zmaganiach związanych z fotografowaniem ciała, a także inspiracjach innymi artystami. Radziszewski wspomina także o swoim długofalowym fotograficznym projekcie „Studio”, który w swojej koncepcji porusza temat modela i pracowni. „Konceptualny artysta, Bruce Nauman twierdził, że jeżeli byłem artystą i byłem w pracowni, to cokolwiek w niej robiłem, musiało być sztuką (…). Mit artysty pracującego z modelką w imię wyższych wartości poprzez ubieranie jej i całej tej sytuacji w sztukę (…), w uniesieniu, może nawet pod boskim natchnieniem jest bardzo silnym mitem utwierdzonym przez modernizm, na przykład przez Picassa, który zainspirowany kolejnymi modelkami-kochankami otwierał nowe rozdziały sztuki światowej. Interesowało mnie właśnie w tym kontekście portretowanie modela, mężczyzny i zabawa z tym napięciem, założeniem, że poprzez tradycję fotografii intymnej (chociażby tej u Nan Golding), większość odbiorców myśli automatycznie, że osoba, która zdjęła ubranie przed obiektywem, to ktoś bliski artyście, zapewne kochanek” (s. 197–198) – pisze o swoim projekcie Radziszewski.
Trzeba przyznać, że książka „Wszyscy jesteśmy fotografami. Vol. 1” to jedna z najciekawszych pozycji dotyczących fotografii, która ukazała się ostatnio na polskim rynku. Po jej lekturze zupełnie inaczej postrzega się fotografię teatru czy zdjęcia związane ze sztuką portretowania. Publikacja uzupełnia pewne luki, które pojawiają się w momencie spoglądania na różnego rodzaju fotografie, a także odpowiada na najrozmaitsze pytania, powstające w momencie kontaktu ze zdjęciami. Teksty autorów, artystów i pasjonatów fotografii, którzy z czułym i pełnym empatii spojrzeniem na sztukę, a co za tym idzie, ludzkie ciało, zmuszają do własnych poszukiwań i interpretacji, dają nam, czytelnikom odpowiednie narzędzie. A jest nim jest bez wątpienia nauka patrzenia, która jest niesłychanie cielesnym, intensywnym doświadczeniem. W końcu, jak twierdził Henri Cartier-Bresson „fotografować to znaczy wstrzymać oddech, uruchamiając wszystkie nasze zdolności w obliczu ulotnej rzeczywistości”. Dlatego też fotografię należy traktować jako pewną formę fizycznego odczuwania.
Do rąk czytelników trafiła publikacja „Wszyscy jesteśmy fotografami” podsumowująca ten cykl spotkań, nad której koncepcją i opieką merytoryczną czuwały Katarzyna Sagatowska i Monika Szewczyk-Wittek. I ona także w swoim tytule posiada znamienne już „Vol. 1”, co daje nadzieję na kolejne wydawnicze edycje. Ta przepięknie wydana książka, zaprojektowana przez Ninę Gregier, zawiera 12 tekstów 12 różnych autorów, którzy poruszają najrozmaitsze strategie interpretacji fotografii. Bownik, Magda Hueckel, Zuzanna Janin, Filip Springer, Paweł Mościcki, Anna Grzelewska, Michał Łuczak, Marta Zgierska, Jörg Colberg, Paweł Fabjański, Zbigniew Tomaszczuk i Karol Radziszewski w swoich brawurowo napisanych tekstach snują opowieści o ich własnym podejściu do medium fotografii. Różnorodność poruszanych tematów, od cielesności, fotografii teatru czy czytania książek fotograficznych sprawia, że znacznie poszerza się perspektywa patrzenia na to medium. Trzeba też w tym miejscu podkreślić, że autorzy wplatają w swoje artykuły także subiektywne, miejscami niezwykle osobiste uwagi dotyczące tworzenia, jak i samej sztuki, co sprawia, że każdy tekst czyta się dosłownie z wypiekami na twarzy.
W tej publikacji nie ma artykułu, który można uznać za słabszy czy mniej interesujący. Wręcz przeciwnie – wszystkie teksty są napisane na najwyższym poziomie merytorycznym i trudno byłoby sobie wyobrazić brak któregokolwiek z nich w tym intrygującym zbiorze. Wszystkie świetnie się uzupełniają i za każdym razem przenoszą czytelnika do zupełnie innego świata, w którym rządzą tylko i wyłącznie zdjęcia.
Nie potrzeba encyklopedycznego podejścia, aby móc fascynująco pisać o tej dziedzinie sztuki. Nie bez przyczyny publikację otwiera tekst Bownika o interpretacji współczesnej fotografii, który do opisywania obrazu posłużył się mitologiczną figurą Hydry. Dlaczego? Bo jak sam pisze „strategie fotograficznych aktywności są we współczesnej fotografii bardzo różne. Nie sposób ich wyliczyć. To właśnie ta mityczna Hydra, która ciągle generuje swoje kolejne fotogłowy. Im większa jest w nas ciekawość i otwartość na myślenie o tym, czym może być fotografia, a tym samym indywidualne spojrzenie na to, co jest doświadczeniem nas wszystkich, tym ciekawiej będzie w tej dziedzinie sztuki” (s. 25–26). Spojrzenie Bownika nadaje ton całej publikacji, bo to właśnie wielość interpretacji medium fotografii buduje charakter wszystkich prezentowanych w książce tekstów.
Magda Hueckel pisze o trudnościach, z jakimi zmaga się fotografia teatralna. Śledzi jej losy począwszy od malarstwa, kadrowania na negatywach, aż po rozwój fotografii cyfrowej, która zmieniła podejście do tego rodzaju zdjęć. Hueckel definiuje także istotę teatru, którą cechuje ulotność i efemeryczność, a także niezwykła dynamiczność. To właśnie fotografia sprawia, że spektakle, które grane są tylko przez pewien czas, a potem zostają skazane na wizualne zapomnienie, uwiecznione na fotografiach zostają jakby zatrzymane w czasie. „Teatr z fotografią stworzyli parę niemalże doskonałą, opierając swoją relację na przeciwnościach: ulotność versus utrwalenie, niepowtarzalność versus powtarzalność” (s. 32). Hueckel wspomina też o własnych doświadczeniach z fotografią teatralną, w której osiągnęła prawdziwe mistrzostwo. Co ciekawe, interesującą, choć krótkotrwałą rewolucję w rejestrowaniu spektaklów wywołali Jan Klata i Sebastian Majewski z Teatru Starego w Krakowie, którzy całkowicie zrezygnowali z fotografii, na rzecz rysunków Mariusza Tarkawiana. Jednak, po siedmiu miesiącach, powrócono do zdjęć, które, nie ukrywajmy jako jedyne potrafią oddać subtelną materię teatru.
Tymczasem Zuzanna Janin w swoim tekście postanawia wziąć na warsztat przemoc w sztuce, która jest zagadnieniem niesłychanie trudnym do wizualizowania, zwłaszcza w kontekście tzw. „pełzającej przemocy”, czyli tej ukrytej, trudnej do szybkiego dostrzeżenia, mająca miejsce w domowym zaciszu. Tekst Janin jest niesłychanie autentyczny, ponieważ, jak wspomina, sama była ofiarą przemocy, stąd też jej prace stanowią prywatne przepracowywanie traum i bolesnych doświadczeń. Artystka pisze o różnych kontekstach przemocy w fotografii. Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów staje się praca „Bycie artystą nie zwalania od bycia człowiekiem” (2015) autorstwa Pawła Hajncla, Marty Frej, Tomasza Kosińskiego i Dariusza Dąbrowskiego. Twórcy wykorzystali plakat, który prezentuje parę wybitnych osobowości sztuki: Katarzynę Kobro i Władysława Strzemińskiego. Nina Strzemińska, córka pary artystów w swoich wspomnieniach pisała o brutalności Strzemińskiego wobec Kobro. „Do zadawania ciosów służyło mu szczudło. Jego gumową końcówką celnie uderzał w wybrane miejsce” – wspomina. I to właśnie ten cytat znalazł się na pracy artystów, którzy odbrązowili Strzemińskiego, pokazując go nie jako wybitnego artystę, ale jako postać, która potrafiła stworzyć prawdziwe piekło na ziemi własnej rodzinie. To jeden z wielu przykładów obrazowania przemocy, o których wspomina w swoim tekście Janin, podkreślając, że sztuka, a tym samym i fotografia, pozwalają podjąć „wyparte i niewygodne tematy tabu opresji i przemocy” (s. 61), o których należy mówić odważnie i głośno.
Filip Springer postanowił w swoim tekście poświecić uwagę fotografii architektury, która stała się dla niego centrum obrazowania, szczególnie po słowach Aleksandra Franty, śmiało stwierdzającego, że poza architekturą nie ma życia. Springer podkreśla cielesny charakter doświadczenia architektury, który definiowany jest przez czasowniki takie jak „mieszkać”, „pracować”, „odpoczywać”, „spać”, „rozmawiać”, „milczeć” (s. 73). „Fotografowanie budynków pozwala nam poszerzyć spektrum czasowników, za których pomocą ją opisujemy. Aparat wraz z procedurą, niezbędną do jego twórczej obsługi, stają się narzędziem poznawczym. Pogłębiają nasze doświadczenie przestrzeni. W rzeczywistości zdominowanej przez płytkie doznania jest to wciąż wartość, którą trudno przecenić” (s. 73) – śmiało stwierdza Springer.
Paweł Mościcki skupił się w swoim materiale nad analizą obrazu fotograficznego, którą porównuje do konstelacji. Staje się ona dla niego idealnym narzędziem do opisu dynamiki, w jaką wpisuje się zdjęcie, zarówno jeśli chodzi o jego interpretację czy stosunek do rzeczywistości, jak i do czasu i szerszych kontekstów społeczno-historycznych (s. 78).
Zupełnie inny wątek w historii fotografii porusza Anna Grzelewska, która opisuje aporie, jakie nastąpiły w procesie fotografowania dzieci. Grzelewska sięga do historii fotografii, podkreślając, że dawniej było możliwe pokazywania nagiego ciała, ale tylko wtedy, kiedy pozbawiono go aspektu seksualnego. „Dlatego w purytańskiej XIX-wiecznej Anglii mogły powstać i trafić do głównego obiegu zdjęcia nagich dzieci w bardzo zmysłowych pozach, ale przedstawienia nagiego ciała kobiety już nie. Po pierwsze, dziecko ze swej natury, pojmowane jako symbol czystości i niewinności, nie było wtedy uznawane za obiekt seksualny. Po drugie, dziecko traktowano jako niepełnego człowieka (na równi z dzikim), było ono obcym, wyłączonym z działania tabu. Wraz z rozwojem pedagogiki i psychologii pod koniec XIX wieku nastąpiła zmiana stosunku do dzieci – stając się pełnoprawnymi członkami społeczeństwa, poddane zostały nakazom i zakazom, które obowiązują w danej kulturze. Tabu zaczęło obejmować także ich ciała” (s. 91) – pisze Grzelewska, co by tłumaczyło, skąd tyle kontrowersji wokół artystów i artystek, które na swoich fotografiach prezentują nagie dzieci, beztrosko biegające po podwórku czy w chwilach bliskości z matką. Wystarczy przypomnieć w tym miejscu przypadek Jacqueline Livingston, która za nagie zdjęcia własnych zdjęci, naznaczone czułym spojrzeniem nie tyle artystki, co po prostu kochającej matki, została objęta nadzorem FBI za rzekome promowanie treści pedofilskich na swoich zdjęciach.
Tymczasem Michał Łuczak skupia się w swoim tekście na narracji i opowiadaniu poprzez obraz, a Marta Zgierska pisze o procesach twórczych i trudnym funkcjonowaniu w świecie fotografii, skupiając się przede wszystkim na przekraczaniu granic i doświadczania pewnego rodzaju pęknięć, które sprawiają, że artysta jest wtedy w stanie stworzyć coś nowatorskiego, innego. Jörg Colberg uczy za to czytelników, jak czytać książki fotograficzne, a Paweł Fabjański pisze o zaskakujących zwrotach, jakie miały miejsce w świecie fotografii reklamowej.
Zbigniew Tomaszczuk w swoim artykule poświęca sporo miejsca fotografii, która powstała w wyniku błędu albo nieznajomości techniki przez fotografującego. Ten styl kadrowania reprezentowali buntownicy, niemający najmniejszej ochoty podporządkowywać się ogólnie przyjętym zasadom tworzenia i wywoływania zdjęć. Ich fascynujące eksperymenty, które są zaprzeczeniem tego, co można nazwać fotografią są dziś współcześnie cenione przez krytyków, jak i historyków sztuki. Wystarczy w tym miejscu przypomnieć twórczość Miroslava Tichego, którego odbitki potrafią osiągnąć zawrotne kwoty.
Karol Radziszewski, ostatni z autorów publikacji „Wszyscy jesteśmy fotografami. Vol 1”, pisze o swoich zmaganiach związanych z fotografowaniem ciała, a także inspiracjach innymi artystami. Radziszewski wspomina także o swoim długofalowym fotograficznym projekcie „Studio”, który w swojej koncepcji porusza temat modela i pracowni. „Konceptualny artysta, Bruce Nauman twierdził, że jeżeli byłem artystą i byłem w pracowni, to cokolwiek w niej robiłem, musiało być sztuką (…). Mit artysty pracującego z modelką w imię wyższych wartości poprzez ubieranie jej i całej tej sytuacji w sztukę (…), w uniesieniu, może nawet pod boskim natchnieniem jest bardzo silnym mitem utwierdzonym przez modernizm, na przykład przez Picassa, który zainspirowany kolejnymi modelkami-kochankami otwierał nowe rozdziały sztuki światowej. Interesowało mnie właśnie w tym kontekście portretowanie modela, mężczyzny i zabawa z tym napięciem, założeniem, że poprzez tradycję fotografii intymnej (chociażby tej u Nan Golding), większość odbiorców myśli automatycznie, że osoba, która zdjęła ubranie przed obiektywem, to ktoś bliski artyście, zapewne kochanek” (s. 197–198) – pisze o swoim projekcie Radziszewski.
Trzeba przyznać, że książka „Wszyscy jesteśmy fotografami. Vol. 1” to jedna z najciekawszych pozycji dotyczących fotografii, która ukazała się ostatnio na polskim rynku. Po jej lekturze zupełnie inaczej postrzega się fotografię teatru czy zdjęcia związane ze sztuką portretowania. Publikacja uzupełnia pewne luki, które pojawiają się w momencie spoglądania na różnego rodzaju fotografie, a także odpowiada na najrozmaitsze pytania, powstające w momencie kontaktu ze zdjęciami. Teksty autorów, artystów i pasjonatów fotografii, którzy z czułym i pełnym empatii spojrzeniem na sztukę, a co za tym idzie, ludzkie ciało, zmuszają do własnych poszukiwań i interpretacji, dają nam, czytelnikom odpowiednie narzędzie. A jest nim jest bez wątpienia nauka patrzenia, która jest niesłychanie cielesnym, intensywnym doświadczeniem. W końcu, jak twierdził Henri Cartier-Bresson „fotografować to znaczy wstrzymać oddech, uruchamiając wszystkie nasze zdolności w obliczu ulotnej rzeczywistości”. Dlatego też fotografię należy traktować jako pewną formę fizycznego odczuwania.
„Wszyscy jesteśmy fotografami. Vol. 1”. Fundacja Powiększenie. Warszawa, 2019.
Publikacja stanowi pierwszą część podsumowań spotkań, które od 2014 roku odbywają się w ramach cyklu „Wszyscy jesteśmy fotografami”.
Publikacja stanowi pierwszą część podsumowań spotkań, które od 2014 roku odbywają się w ramach cyklu „Wszyscy jesteśmy fotografami”.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |