(AUTO)IZOLACJA POETYCKA - O TRUDNEJ LEKTURZE I TRUDACH KULTURY (KRZYSZTOF SIWCZYK: 'MANUAŁ')
A
A
A
Ostatnie książki Krzysztofa Siwczyka należy potraktować jako pewną całość, łączy je bowiem specyficzny nastrój rozliczeń, podsumowań, pożegnań. Mam na myśli w sumie trzy publikacje – „Bezduch” (2018) oraz dwie z tego szczególnego czasu, jakim jest rok 2020, czyli książka poetycka „Osobnikt” (omawiana na łamach czasopisma „artPapier” w numerze z 1 lipca b.r.), a także najnowszy zbiór esejów „Manuał. Felietony i szkice z lat 2013-2019”. W niniejszym szkicu skupię się głównie na zbiorze wymienionym jako ostatni w szeregu, ale warto uruchomić przy jego lekturze właśnie ten szerszy tekstowy kontekst, bowiem przy pomocy różnych form, zdaje się Siwczyk krążyć wciąż wokół podobnych tematów.
1. Lektura tych książek, choć powstawały znacznie wcześniej, zmienia się pod naporem pandemicznego kontekstu. Nie jest to czas, ani przestrzeń, żeby snuć namysł nad tym, jak wiele szkód wyrządzi całej światowej gospodarce obecna sytuacja i czy na marginesie tarcz i wsparcia nie znajdzie się właśnie kultura i edukacja. Oczywiście, wielu odpowie – mamy teraz zdecydowanie poważniejsze problemy, niż kultura. Nie mogą i nie zechcą spojrzeć tak na tę kwestię ludzie z kultury i kulturą żyjący. Sytuacja osób i instytucji kultury jest dość dramatyczna, a mam przeczucie, że kryzys będzie pogłębiał się na wielu poziomach – zwłaszcza w kraju, w którym, pomimo dość szumnie i hiperbolicznie eksponowanego wsparcia różnych resortów i instytucji państwowych, jakie oferuje się na jej rozwój, kultura jest tą niewygodną i niewdzięczną córką, która nie zawsze chce dostosować się do narzucanych norm i standardów, często więc znajdzie się „na cenzurowanym”. Kwestia narastających problemów natury ekonomicznej, to jednak w tym przypadku jedynie wierzchołek góry lodowej, najtrudniejsze są bowiem psychologiczne, społeczne aspekty izolacji. Brak naturalnego rytmu – spotkań autorskich, rozmów, dyskusji i debat, które oczywiście toczą się w pewnym stopniu w sieci, ale jednak w ramach niewystarczającej substytucji. Kultura w pewnym sensie toczy się w zamknięciu, pogłębiając tym samym swoją specyficzną hermetyzację – dyskusje bez głosów z sali, spektakle bez publiczności, wirtualne festiwale, premiery pozbawione celebracji, koncerty w wersji on-line. Ciekawie o owym zatrzymaniu krwioobiegu kulturalnym pisze Olga Brzezińska na łamach czasopisma „Liberté!” (Brzezińska 2020).
Pisząc swoje teksty, Siwczyk nie mógł przewidzieć, w jakiej sytuacji dotrą do czytelnika, choć trudno oprzeć się wrażeniu, iż właśnie „dla” zamknięcia i w ramach specyficznej, auto-izolacji zostały napisane. Dla gliwickiego artysty rozpoczęła się ona znacznie wcześniej niż dla nas, ale właśnie lektura „Manuału” sprawia, że łatwo zrozumiemy, z czego może wynikać.
2. Ów ton – rozliczeń, pewnego domknięcia, zadziwia u twórcy wciąż młodego, aktywnie obecnego w polskim środowisku literackim, czytanego zapewne przez dość wąskie grono, ale to akurat przypadłość w polskiej poezji niemal powszechna. Przy czym Siwczyk, sprawny obserwator i krytyk polskiej kultury i sceny literackiej, nieco przyzwyczaił nas do tego tonu, nie chcę powiedzieć rozżalenia, bardziej pragnienia zmiany i świadomości, że ta, która nadchodzi (a może już nadeszła i zagościła się w świecie, a tym, którzy nie są potrafią się w niej zadomowić towarzyszy długotrwałe wyparcie), niekoniecznie będzie tą pożądaną.
„Manuał” to zbiór felietonów pisanych od 2013 roku, poza bardzo jednostkową, niemal intymną refleksją, możemy dzięki nim spojrzeć w głąb zmieniającego się dynamicznie polskiego zaplecza literackiego. Jak na Siwczyka przystało, wizja nie jest optymistyczna, a same felietony przypominają nieco Norwidowskie „Czarne kwiaty”. Sporo w nich pożegnań – z ludźmi i niepowtarzalnymi formułami spotkań, nieco mrocznej politycznej satyry (niezwykle udanej w tekście „Analiza porównawcza”: „Jak przystało na człowieka pióra, zna się chłop na rzeczy, wie, że swój romans z historią musi odmalować tak, żeby zawiedzione nadzieje i ambicje sprzed lat dziś pomścić ku satysfakcji swoich towarzyszy. Historia według pisarza Kaczyńskiego wygląda tak, jak w tekście grupy Dezerter, zatytułowanym »Szwindel«”(s. 73). Sporo tu uwag „starego” cynika, który jako młody chłopak napatrzył się już na jedną próbę odzyskania wolności, a dziś obserwuje, jak powoli Polska ową wolność kładzie na ołtarzu źle pojętego i krótkotrwałego dobrobytu. Polityki zatem tu sporo, a właściwie społecznych diagnoz, oczywiście wygłaszanych z nieco drażniącej perspektywy kogoś, kto od razu wiedział, że właśnie tak potoczą się nasze losy, ale pozbawione mentorskiego tonu, bo nikt nie wie, a Siwczyk także sobie tej wiedzy nie przypisuje, co zrobić z obecną sytuacją i kulturą, która zmierza do punktu kulminacyjnego (o czym świadczą otwarte od 19 kwietnia – w 50% – stadiony i wciąż niemożliwe do zorganizowania festiwale, koncerty, niepewna przyszłość kin i teatrów).
Poza tym, uzasadnionym, cynicznym komentarzem, sporo jednak w tych szkicach bardzo dobrej literatury. Autor „Dzikich dzieci” aktualizuje lekturę poezji nowofalowej, w ciekawy sposób płynnie przekraczając granice pomiędzy krytyczną lekturą tekstu, a anegdotami związanymi z poszczególnymi twórcami. Więcej tu więc ludzi niż tekstów, żywej tkanki języka i, nieco mityzowanej, atmosfery dawnych spotkań. Trochę w tym wszystkim odkrywania kart wpływów, dowiadujemy się kto sprawił, że Siwczyk-poeta jest taki, a nie inny.
Z poszczególnych szkiców dowiadujemy się, dlaczego Aleksander Wat nie mógł zostać poetą narodowym, na jakich zasadach poezja Andrzeja Bursy wciąż może stanowić głos najmłodszego pokolenia czytelników, co może fascynować w twórczości Franka O’Hary. Poznajemy też Siwczyka-czytelnika, wnikliwego, zdystansowanego, poruszającego się swobodnie po meandrach współczesnej literatury. Warto zresztą skorzystać z tych lekturowych podpowiedzi i samodzielnie odświeżyć kilka nazwisk, spojrzeć na twórczość Kafki czy Wata z perspektywy (post)pandemicznej, powyborczej, aktualnej.
3. Zawsze dość otwarty i czytelny, poeta/eseista uruchamia ostatnio silniej specyficzną perspektywę intymności, wpuszcza czytelnika w swój świat, nie, nie poprzez epatowanie prywatnością, ale odsłaniając jednostkowe, osobiste spojrzenie. Najsilniej pod tym względem oddziałuje „Bezduch” – swego rodzaju intymny dziennik, zbiór impresji, zapis doświadczeń. Książka nie jest autobiograficzna, wciąż mamy do czynienia z artystyczną kreacją, ale trudno ją zaklasyfikować gatunkowo. To raczej swego rodzaju bio-grafia człowieka, który osiąga pewien stopień życiowego wtajemniczenia, obserwuje swój własny świat z miejsca niejako auto-izolacji.
Najciekawiej jednak, w kontekście epidemiologicznego zamknięcia, wybrzmiewają wiersze zawarte w najnowszej książce poetyckiej. Z „Manuałem” łączy ją krytyka umasowionej kultury i przytyki polityczno-społeczne (bez krzykliwości źle pojętego zaangażowania), z „Bezduchem” – swoista osobność, wyciszenie, izolacja (tu jeszcze pozornie nieprzymusowa). Poszczególne wiersze grają z czarnokarnawołym barokiem (co najlepiej unaocznia wiersz „Pacierzyk”) – wyraźnie przebija z nich rozkład i rozpad, ale okraszony ironią, sarkazmem, wyśmiany, choć bolesny. Ów specyficzny ogląd kultury masowej, człowieka w nią uwikłanego w ogóle, przybiera u Siwczyka kształt swoistej maniery, nieco nuży i przytłacza czytelnika. Nie zabraknie lingwizmu, takiego, który jest bardziej pobiałoszewski, niż pobarańczakowy .
„Osobnikt” w warstwie semantycznej jest nieco podobny do tomu „Dokąd bądź”, dodatkowo jednak odnajdziemy w nim pewne odwrócenie porządków - codzienność nieco wdziera się w wizyjność. Sporo uwagi poświecone zostało w tomie międzyludzkim relacjom, ale zawsze w kontekście samotności, opieki jako powinności, bliskości jako czegoś dobrego i jednocześnie odbierającego wolność.
Trudno rozpoznać i zdefiniować konstrukcję podmiotu, w pewnym sensie pozostaje nieuchwytna. Silniej uwidacznia się perspektywa obserwatora niż komentatora, figura człowieka zdominowania jest przez pasywność czy wręcz odrętwienie.
Przeczytane osobno, poza jakoś uspójniającym kontekstem izolacji, ostatnie trzy książki Krzysztofa Siwczyka znaczą inaczej, pewnie też wywarłyby na czytelniku wrażenie znacznie słabsze, więc jakoś je może ten czas przewartościował w lekturowym odbiorze, nie chcę powiedzieć, że wzbogacił, ale trudno uniknąć tego wrażenia, patrząc na przykład na frazę: „w odosobnieniu, na małej przestrzeni, / z niczego zrobimy tu rzeź, / jakiej nikt się po nas nie spodziewał, / próbując zapobiegać zamiast karać.” („Odosobnienie”, w: „Osobnikt” 2020: 31).
Trudno namawiać kogokolwiek do lektury, która przynosi raczej spowitą groźbą złej zmiany zadumę, niż jakiekolwiek pocieszenie, która jest raczej powrotem do dawnego, niż powiewem nowości, ale wymienione książki, zwłaszcza „Manuał” (jak wskazuje formułą tytułowa nieco przestarzały, ale emitujący do otoczenia ogromną, złożoną moc fali dźwiękowej), to lektura, która trochę bawi, odrobinę uczy, znacząco przestrasza. Pozwala dostrzec, zdystansować się, obserwować i… działać bądź przeczekać.
Literatura:
Brzezińska O.: „Nowy obieg kultury”. W: „Liberté!”, nr 45/2020: https://liberte.pl/nowy-obieg-kultury/
Siwczyk K.: „Bezduch”. Kraków 2018.
Siwczyk K.: „Osobnikt”. Kraków 2020.
1. Lektura tych książek, choć powstawały znacznie wcześniej, zmienia się pod naporem pandemicznego kontekstu. Nie jest to czas, ani przestrzeń, żeby snuć namysł nad tym, jak wiele szkód wyrządzi całej światowej gospodarce obecna sytuacja i czy na marginesie tarcz i wsparcia nie znajdzie się właśnie kultura i edukacja. Oczywiście, wielu odpowie – mamy teraz zdecydowanie poważniejsze problemy, niż kultura. Nie mogą i nie zechcą spojrzeć tak na tę kwestię ludzie z kultury i kulturą żyjący. Sytuacja osób i instytucji kultury jest dość dramatyczna, a mam przeczucie, że kryzys będzie pogłębiał się na wielu poziomach – zwłaszcza w kraju, w którym, pomimo dość szumnie i hiperbolicznie eksponowanego wsparcia różnych resortów i instytucji państwowych, jakie oferuje się na jej rozwój, kultura jest tą niewygodną i niewdzięczną córką, która nie zawsze chce dostosować się do narzucanych norm i standardów, często więc znajdzie się „na cenzurowanym”. Kwestia narastających problemów natury ekonomicznej, to jednak w tym przypadku jedynie wierzchołek góry lodowej, najtrudniejsze są bowiem psychologiczne, społeczne aspekty izolacji. Brak naturalnego rytmu – spotkań autorskich, rozmów, dyskusji i debat, które oczywiście toczą się w pewnym stopniu w sieci, ale jednak w ramach niewystarczającej substytucji. Kultura w pewnym sensie toczy się w zamknięciu, pogłębiając tym samym swoją specyficzną hermetyzację – dyskusje bez głosów z sali, spektakle bez publiczności, wirtualne festiwale, premiery pozbawione celebracji, koncerty w wersji on-line. Ciekawie o owym zatrzymaniu krwioobiegu kulturalnym pisze Olga Brzezińska na łamach czasopisma „Liberté!” (Brzezińska 2020).
Pisząc swoje teksty, Siwczyk nie mógł przewidzieć, w jakiej sytuacji dotrą do czytelnika, choć trudno oprzeć się wrażeniu, iż właśnie „dla” zamknięcia i w ramach specyficznej, auto-izolacji zostały napisane. Dla gliwickiego artysty rozpoczęła się ona znacznie wcześniej niż dla nas, ale właśnie lektura „Manuału” sprawia, że łatwo zrozumiemy, z czego może wynikać.
2. Ów ton – rozliczeń, pewnego domknięcia, zadziwia u twórcy wciąż młodego, aktywnie obecnego w polskim środowisku literackim, czytanego zapewne przez dość wąskie grono, ale to akurat przypadłość w polskiej poezji niemal powszechna. Przy czym Siwczyk, sprawny obserwator i krytyk polskiej kultury i sceny literackiej, nieco przyzwyczaił nas do tego tonu, nie chcę powiedzieć rozżalenia, bardziej pragnienia zmiany i świadomości, że ta, która nadchodzi (a może już nadeszła i zagościła się w świecie, a tym, którzy nie są potrafią się w niej zadomowić towarzyszy długotrwałe wyparcie), niekoniecznie będzie tą pożądaną.
„Manuał” to zbiór felietonów pisanych od 2013 roku, poza bardzo jednostkową, niemal intymną refleksją, możemy dzięki nim spojrzeć w głąb zmieniającego się dynamicznie polskiego zaplecza literackiego. Jak na Siwczyka przystało, wizja nie jest optymistyczna, a same felietony przypominają nieco Norwidowskie „Czarne kwiaty”. Sporo w nich pożegnań – z ludźmi i niepowtarzalnymi formułami spotkań, nieco mrocznej politycznej satyry (niezwykle udanej w tekście „Analiza porównawcza”: „Jak przystało na człowieka pióra, zna się chłop na rzeczy, wie, że swój romans z historią musi odmalować tak, żeby zawiedzione nadzieje i ambicje sprzed lat dziś pomścić ku satysfakcji swoich towarzyszy. Historia według pisarza Kaczyńskiego wygląda tak, jak w tekście grupy Dezerter, zatytułowanym »Szwindel«”(s. 73). Sporo tu uwag „starego” cynika, który jako młody chłopak napatrzył się już na jedną próbę odzyskania wolności, a dziś obserwuje, jak powoli Polska ową wolność kładzie na ołtarzu źle pojętego i krótkotrwałego dobrobytu. Polityki zatem tu sporo, a właściwie społecznych diagnoz, oczywiście wygłaszanych z nieco drażniącej perspektywy kogoś, kto od razu wiedział, że właśnie tak potoczą się nasze losy, ale pozbawione mentorskiego tonu, bo nikt nie wie, a Siwczyk także sobie tej wiedzy nie przypisuje, co zrobić z obecną sytuacją i kulturą, która zmierza do punktu kulminacyjnego (o czym świadczą otwarte od 19 kwietnia – w 50% – stadiony i wciąż niemożliwe do zorganizowania festiwale, koncerty, niepewna przyszłość kin i teatrów).
Poza tym, uzasadnionym, cynicznym komentarzem, sporo jednak w tych szkicach bardzo dobrej literatury. Autor „Dzikich dzieci” aktualizuje lekturę poezji nowofalowej, w ciekawy sposób płynnie przekraczając granice pomiędzy krytyczną lekturą tekstu, a anegdotami związanymi z poszczególnymi twórcami. Więcej tu więc ludzi niż tekstów, żywej tkanki języka i, nieco mityzowanej, atmosfery dawnych spotkań. Trochę w tym wszystkim odkrywania kart wpływów, dowiadujemy się kto sprawił, że Siwczyk-poeta jest taki, a nie inny.
Z poszczególnych szkiców dowiadujemy się, dlaczego Aleksander Wat nie mógł zostać poetą narodowym, na jakich zasadach poezja Andrzeja Bursy wciąż może stanowić głos najmłodszego pokolenia czytelników, co może fascynować w twórczości Franka O’Hary. Poznajemy też Siwczyka-czytelnika, wnikliwego, zdystansowanego, poruszającego się swobodnie po meandrach współczesnej literatury. Warto zresztą skorzystać z tych lekturowych podpowiedzi i samodzielnie odświeżyć kilka nazwisk, spojrzeć na twórczość Kafki czy Wata z perspektywy (post)pandemicznej, powyborczej, aktualnej.
3. Zawsze dość otwarty i czytelny, poeta/eseista uruchamia ostatnio silniej specyficzną perspektywę intymności, wpuszcza czytelnika w swój świat, nie, nie poprzez epatowanie prywatnością, ale odsłaniając jednostkowe, osobiste spojrzenie. Najsilniej pod tym względem oddziałuje „Bezduch” – swego rodzaju intymny dziennik, zbiór impresji, zapis doświadczeń. Książka nie jest autobiograficzna, wciąż mamy do czynienia z artystyczną kreacją, ale trudno ją zaklasyfikować gatunkowo. To raczej swego rodzaju bio-grafia człowieka, który osiąga pewien stopień życiowego wtajemniczenia, obserwuje swój własny świat z miejsca niejako auto-izolacji.
Najciekawiej jednak, w kontekście epidemiologicznego zamknięcia, wybrzmiewają wiersze zawarte w najnowszej książce poetyckiej. Z „Manuałem” łączy ją krytyka umasowionej kultury i przytyki polityczno-społeczne (bez krzykliwości źle pojętego zaangażowania), z „Bezduchem” – swoista osobność, wyciszenie, izolacja (tu jeszcze pozornie nieprzymusowa). Poszczególne wiersze grają z czarnokarnawołym barokiem (co najlepiej unaocznia wiersz „Pacierzyk”) – wyraźnie przebija z nich rozkład i rozpad, ale okraszony ironią, sarkazmem, wyśmiany, choć bolesny. Ów specyficzny ogląd kultury masowej, człowieka w nią uwikłanego w ogóle, przybiera u Siwczyka kształt swoistej maniery, nieco nuży i przytłacza czytelnika. Nie zabraknie lingwizmu, takiego, który jest bardziej pobiałoszewski, niż pobarańczakowy .
„Osobnikt” w warstwie semantycznej jest nieco podobny do tomu „Dokąd bądź”, dodatkowo jednak odnajdziemy w nim pewne odwrócenie porządków - codzienność nieco wdziera się w wizyjność. Sporo uwagi poświecone zostało w tomie międzyludzkim relacjom, ale zawsze w kontekście samotności, opieki jako powinności, bliskości jako czegoś dobrego i jednocześnie odbierającego wolność.
Trudno rozpoznać i zdefiniować konstrukcję podmiotu, w pewnym sensie pozostaje nieuchwytna. Silniej uwidacznia się perspektywa obserwatora niż komentatora, figura człowieka zdominowania jest przez pasywność czy wręcz odrętwienie.
Przeczytane osobno, poza jakoś uspójniającym kontekstem izolacji, ostatnie trzy książki Krzysztofa Siwczyka znaczą inaczej, pewnie też wywarłyby na czytelniku wrażenie znacznie słabsze, więc jakoś je może ten czas przewartościował w lekturowym odbiorze, nie chcę powiedzieć, że wzbogacił, ale trudno uniknąć tego wrażenia, patrząc na przykład na frazę: „w odosobnieniu, na małej przestrzeni, / z niczego zrobimy tu rzeź, / jakiej nikt się po nas nie spodziewał, / próbując zapobiegać zamiast karać.” („Odosobnienie”, w: „Osobnikt” 2020: 31).
Trudno namawiać kogokolwiek do lektury, która przynosi raczej spowitą groźbą złej zmiany zadumę, niż jakiekolwiek pocieszenie, która jest raczej powrotem do dawnego, niż powiewem nowości, ale wymienione książki, zwłaszcza „Manuał” (jak wskazuje formułą tytułowa nieco przestarzały, ale emitujący do otoczenia ogromną, złożoną moc fali dźwiękowej), to lektura, która trochę bawi, odrobinę uczy, znacząco przestrasza. Pozwala dostrzec, zdystansować się, obserwować i… działać bądź przeczekać.
Literatura:
Brzezińska O.: „Nowy obieg kultury”. W: „Liberté!”, nr 45/2020: https://liberte.pl/nowy-obieg-kultury/
Siwczyk K.: „Bezduch”. Kraków 2018.
Siwczyk K.: „Osobnikt”. Kraków 2020.
Krzysztof Siwczyk: „Manuał”. Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu. Poznań 2020.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |