ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lipca 14 (86) / 2007

Alicja Pawlikowska,

CZEKANIE NA KONIEC ŚWIATA

A A A
„Paparazzi, albo kronika nieudanego wschodu słońca” to kolejny, po „Edmondzie” i „Biednym ja...”, spektakl zabrzańskiego Stowarzyszenia Teatralnego N50 i reżysera Piotra Jędrzejasa. Jest to zarazem kolejne widowisko, którego mocną stroną są kreacje aktorskie. To właśnie aktorzy sprawiają, że z rosnącym zainteresowaniem przyglądamy się losom ludzi, dla których, ustawiony pośrodku sceny zegar słoneczny, odlicza ostatnie godziny życia. Obserwujemy sytuację, w której kilka postaci dramatu Mateo Visnieca, staje w obliczu faktu, że słońce już nigdy nie wzejdzie, że czas po prostu zatrzyma się w miejscu.

Sztuka Visnieca to kilka przeplatających się ze sobą historii. Postaci, które się w nich pojawiają, jest wiele: tytułowi paparazzi, czyhający z aparatem fotograficznym pod domem jakiejś gwiazdy filmowej, barmanka z przydrożnego pubu, miejscowi gangsterzy, kloszard rozdający przechodniom papierosy i okradający swojego niewidomego znajomego, przypadkowi podróżni, oczekujący pociągu, który nigdy nie wjedzie już na stację kolejową. Czasami losy postaci zbiegają się w różnych punktach miasta, ale tak naprawdę łączy je jedynie fakt, że stają się świadkami tajemniczej implozji słońca. Ten barwny orszak postaci kreuje w spektaklu Jędrzejasa jedynie czworo aktorów: Ewelina Gronowska (w zastępstwie Aliny Chechelskiej), Grzegorz Kwas, Artur Święs oraz Jarosław Ciołek (z offu pada także głos Jerzego Stuhra). Każde z nich nosi w sobie jakiś rodzaj szaleństwa, które jest w zabrzańskiej inscenizacji próbą ukazania jednostkowych reakcji na sytuację, w której postaci stają przed faktem, że ich czas ziemskiego podróżowania dobiega końca. Szczególnie zapada w pamięć kreacja Eweliny Gronowskiej. Barmanka w jej wykonaniu to postać działająca na granicy transu: otwiera wszystkie butelki z piwem, jakie stoją na barze w plastikowej skrzynce, obsesyjnie czyści kieliszki, krzyczy do telefonu, nie reaguje na komunikaty wysyłane jej przez znajdujących się przy barze klientów. Barmanka Gronowskiej jest nerwowa, jej ruchy są chaotyczne. Z drugiej strony zachowuje się niczym prowadzona czyjąś ręką kukła. Szczególnie można to zauważyć w scenie, w której Gronowska, niczym zaprogramowana maszyna, wyciera stojące na barze kufle. Sposób poruszania się w przestrzeni, mimika i gesty aktorki sprawiają, że widz powoli zaczyna zdawać sobie sprawę, że coś niepokojącego zaczyna się dziać na jego oczach.

Każdy z bohaterów historii opowiadanej przez Visnieca, będzie prowokował i zaskakiwał dalekim od przyjętego w społecznym wyobrażeniu sposobem postępowania. Groteskowe i absurdalne wydaje się zachowanie Kloszarda (świetna kreacja Grzegorza Kwasa), który, stojąc na środku ulicy, prosi przechodniów, by ci nie dzielili się z nim swoim bogactwem. Kloszard nakłada na uszy słuchawki i, z freestyle’ową manierą, wypowiada słowa tekstu dramatu, które stają się na scenie gorzką refleksją na temat stanu ducha współczesnego człowieka.

Niewątpliwie w budowaniu przestrzeni lęku i niepewności, jaka na wskroś przenika inscenizację, pomaga specyficzna architektura Łaźni 408, zlokalizowanej w Zabrzu przy ulicy Wolności. Reżyser zaadaptował na potrzeby widowiska dużych rozmiarów halę. W czasie trwania spektaklu panował w niej mrok, rozświetlany jedynie ciepłym i stłumionym blaskiem reflektorów. Wydarzenia dzieją się tutaj na kilku planach. Miejscem centralnym, przy którym często spotykają się kolejne postaci, jest fontanna z umieszczonym w jej środku zegarem słonecznym. W górze, wokół hali, biegną rzędy małych okienek, przez które wkradają się do wnętrza delikatne strumienie światła. Jednak przestrzeń hali jest przede wszystkim bardzo mroczna i ciemna: utrzymana w kolorystyce czerni i szarości, z odrapanymi ścianami, metalowymi filarami i rzędem rusztowań, które tworzą po prawej stronie sceny coś w rodzaju metalowej klatki. Przed nią ustawiono wysoki stół, na którym stoją puste kufle po piwie. Po środku, lecz głęboko w tyle sceny, stoi budka telefoniczna, z której co chwilę dobiega dźwięk dzwonka. Okazało się, że przestrzeń Łaźni jest bardzo teatralna, a sam reżyser uczynił z niej atut swojej inscenizacji. Oczywiście każdy fragment przestrzeni uczynił obszarem działań scenicznych, ale sprawił także, że jest ona po prostu estetycznie piękna.

Niestety, choć przestrzeń Łaźni z całą pewnością jest mocną stroną zabrzańskiej inscenizacji, posiada także wadę: jest nią słaba akustyka. Głosy aktorów i towarzyszące spektaklowi efekty dźwiękowe, częstokroć zlewały się ze sobą, co utrudniało odbiór spektaklu. Jednak, w tej słabo wyciszonej i źle nagłośnionej przestrzeni, udało się Jędrzejasowi powiedzieć coś, czego zapewne sam się nie spodziewał. Kiedy w ostatniej scenie spektaklu z offu padają słowa tekstu didaskaliów Visnieca o tym, że zatrzymał się czas, na scenie zapada cisza. Jednak gdzieś zza ścian słabo wyciszonej Łaźni 408 dobiegają odgłosy ruchu ulicznego. Jednym słowem cieszę zamykającą zabrzańską inscenizację dopełnił hałas współczesnego miasta. Był to moment niezwykłej symbiozy pomiędzy tym, co działo się na scenie, a naszą codziennością. Bo oczywiście świat tak naprawdę wcale się nie skończył. A może tylko my, współcześni, musimy na ten koniec świata trochę dłużej poczekać?
Matei Visniec „Paparazzi albo kronika nieudanego wschodu słońca”. Reż.: Piotr Jędrzejas. Scenografia: Marcin Chlanda. Muzyka: Bartek Pieszka. Stowarzyszenie Teatralne N50,18 E18,46. 11 czerwca 2007, Łaźnia 408 z Zabrzu. Premiera 8 czerwca 2007.