ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 września 18 (402) / 2020

Dorota Kołodziej,

WBREW TYTUŁOWI. FRAGMENT I UWAŻNOŚĆ (DARIUSZ KULESZA: 'CAŁOŚĆ I SENS. ĆWICZENIA HISTORYCZNOLITERACKIE')

A A A
Podtytuł wydanej przez Instytut Badań Literackich książki „Całość i sens. Ćwiczenia historycznoliterackie” Dariusza Kuleszy przywodzi skojarzenia ze sferą kształcenia, z przestrzenią wypracowywania warsztatu literaturoznawczego. Intuicję tę potwierdzają pierwsze słowa publikacji: „Wprowadzanie albo ćwiczenia historycznoliterackie: plan zajęć” (s. 7), które równie dobrze jak do rozpoczęcia książki mogłyby się odnosić do uniwersyteckiego kursu z pierwszych lat studiów. Trudno więc oprzeć się wrażeniu, że badacz zaprasza czytelnika na zajęcia, że oferuje mu historycznoliterackie laboratorium. Wyjaśnia strukturę książki tak, jakby tłumaczył plan na najbliższy semestr wspólnej pracy: „praktykowanie historii literatury wymaga ćwiczeń, na początku najprostszych i najbardziej oczywistych – choćby zrelacjonowania tego, co historia literatury już ustaliła” (s. 9). Dlatego też pierwsze w planie zajęć są przegląd powojennych syntez historycznoliterackich w poszukiwaniu pozytywistów z „Przeglądu Tygodniowego” z otwierającego rozdziału oraz analiza recepcji prozy Tadeusza Micińskiego z rozdziału drugiego.

Kolejne ćwiczenie, praktykowane w następnych dwóch tekstach, w którym już jednak „stopień trudności wydaje się (…) większy (s. 10), polega na próbie tworzenia syntez zarówno tematycznych, jak i genologicznych. Trzecie natomiast (kolejne dwa rozdziały) to „ćwiczenie sprawdzające trwałość historycznoliterackich standardów” (s. 11). Podczas jego wykonywania autor pyta między innymi o to, jak powinno zmienić się czytanie literatury pod wpływem zmian politycznych, i proponuje nową (napisaną z perspektywy uwzględniającej zajęcie Krymu przez Putina) lekturę „Miłości na Krymie” Sławomira Mrożka. Czwarte ćwiczenie polega na sporządzaniu portretów według przepisu: „najpierw klasyczna historia literatury, czyli daty generacje grupy i historycznoliterackie (podręcznikowe) omówienia, wszystko uzupełnione autokomentarzem twórcy, a potem konfrontacja zgromadzonego w ten sposób materiału z lekturą wybranych, symptomatycznych wierszy portretowanego. To wszystko” (s. 11-12). Ostatnie ćwiczenie dotyczy poezji chrześcijańskiej, ale do jego omówienia przejdę w dalszej części tekstu.

Pierwsze fragmenty sugerują więc, że mamy przed sobą publikację o zaplanowanej strukturze, że autor dostosowuje tematy do możliwości czytelnika, że poziom skomplikowania będzie rósł wraz z umiejętnościami odbiorcy tej popularyzatorskiej książki. To jednak tylko fragmenty. Sens całości jest zupełnie inny. Kiedy bowiem spojrzymy na książkę Kuleszy nieco szerzej, okaże się, że jeśli ma ona coś wspólnego z ćwiczeniami, to z pewnością nie z tymi, które odbywają się w otwartej i różnorodnej przestrzeni uniwersytetu. Gdyby wziąć pod uwagę bezkompromisowość twierdzeń badacza, tytułowe ćwiczenia przywodziłyby raczej na myśl ćwiczenia sportowe (sugeruje to zresztą pierwszy dział zatytułowany „Rozgrzewka”), które wykonuje pięściarz przed wejściem na ring.

Aby jakoś wytłumaczyć to – być może zbyt odległe – skojarzenie, zmuszona jestem zacytować kilka dłuższych fragmentów. Możliwe, że sprawią one wrażenie nieco zbyt długich, ale nie chciałabym wyrywać ich z nadającej sens całości. I tak, krytykując wstęp Andrzeja Niewiadomskiego do publikacji „City of Memory. A Bilingual Anthology of Contemporary Polish Poetry/Miasto Pamięci. Dwujęzyczna antologia współczesnej poezji polskiej”, Kulesza zwraca uwagę, że jest to książka „nierzeczywista, bo pomijająca determinujący ją [polską poezję – D. Kołodziej], polityczny kontekst” (s. 171). Jej autor „zaserwował amerykańskiemu czytelnikowi piękną opowieść o normalnej europejskiej poezji (…) powtórzę z lubością: normalnej” (s. 172), a „w Polsce od renesansu o normalnych warunkach rozwoju literatury nikt nie słyszał, ale ile razy mam powtarzać, że Amerykanina to interesować nie musi, a nawet nie może” (s. 172). Według Kuleszy zaakcentowanie uniwersalnego charakteru polskiej poezji to „taka proszę wybaczyć, narracja [która – D. Kołodziej] ułatwia kontakt z polską współczesną poezją każdemu, kto wolny jest od naszego literacko-politycznego piekła, od pułapki łapiącej autorów, czytelników i komentatorów demoralizującą, bo nieliteracką, alternatywę: jesteś z nami, czy przeciwko nam? Jesteś modernizatorem, czy tradycjonalistą? Liberałem, czy konserwatystą? Trzymasz z PiS-em czy z PO? Zwłaszcza jeśli skróty te nie oznaczają już partii, tylko miejsce zajmowane w moim kraju (i na emigracji) wobec Polski, świata i literatury” (s. 173).

Choć oczywiście nie można odmówić Kuleszy daru upraszczania zjawisk, umiejętności takiego opowiadania o literaturze, aby nie odstraszyć czytelnika niezaznajomionego z literaturoznawstwem, to obawiam się jednak, że proces ten zaszedł chyba za daleko. Autor zanadto często dostrzega proste, binarne podziały, nie uwzględniając niejednoznaczności i rozmycia pozornie oczywistych granic. Stąd też być może silnie obecne w jego książce słownictwo związane z konfliktem. Pojawienie się nowych interpretacji twórczości autora „Nietoty” to „walka o Micińskiego” (s. 71). Twórczość Marcina Świetlickiego również określa Kulesza mianem „rozpisanej na kilka tomów przegranej walki o bycie prywatnym poetą” (s. 185), a polemikę badaczy komentuje słowami: „na polu, które wyznacza konfrontacja racji Andrzeja Ledera i Andrzeja Mencwela, powinna odbyć się najważniejsza bitwa o Polskę trzeciej i kolejnych dekad XXI wieku” (s. 331). Ponadto większość z tych mocnych sądów formułuje tak, jakby były to prawdy powszechnie znane, i nie czuje się w obowiązku, aby jakkolwiek je argumentować. Nie ma potrzeby, żeby coś tłumaczyć. Wszystko jest jasne. Tak jak „jasny cel wieszczów: odwołując się do wielkiej, heroicznej przeszłości i do trwale zapisanych w ludowej pamięci moralnych reguł, odbudować Polskę, wpisując jej dramatyczne losy w chrześcijański porządek Męki i Zmartwychwstania – dał nam nie tylko nową literaturę, ale także określił nowe ramy narodowej świadomości. Neoromantycy – nie wiem, czy wbrew pozorom (jakim?), czy paradoksalnie (?) znaleźli się w gorszej sytuacji” (s. 67).

Nie kwestionuję oczywiście, że ten zdecydowany ton autora wynika z bardzo wnikliwej znajomości opisywanych zagadnień. Ubolewam jedynie nad tym, że Kulesza niezbyt chętnie dzieli się z czytelnikiem tokiem rozumowania, którym doszedł do twierdzeń tak jednoznacznych. Zwłaszcza że autor, wygłaszając te bardzo ogólne i zdecydowane, ale rzadko kiedy uargumentowane tezy, ma tendencję do zmieniania zdania. Jest pewien diagnozy jakoby: „rosły wokół poezji w Polsce mury labiryntu postmodernistycznego, zabawnego tylko na pierwszy rzut oka. Minotaur wciąż pożera w nim kolejne ofiary” (s. 186), kilka stron później dodaje jednak: „zresztą, kto wie, może to nie labirynt tylko matrix” (s. 216). To oczywiście tylko szczegół. „Nie zamierzam spierać się o szczegóły” (s. 8) – deklaruje Kulesza we „Wprowadzeniu”. Niestety jednak takie drobne niezgodności mogą prowadzić do tego, że czytelnik poczuje się nieco zagubiony w tym labiryncie niewyjaśnionych twierdzeń.

Ponadto, czytając nieustannie zdania takie jak: „najważniejsza wśród literackich przekazów wojennego pokolenia jest poezja Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. To truizm” (s. 78), „najważniejszym zjawiskiem literackim związanym z II wojną światową okazała się po 1989 roku twórczość, nie tylko prozatorska, dzieci Holokaustu” (s. 87), „najważniejszym tekstem emigracyjnym o wojnie i okupacji pozostaje »Inny świat« Gustawa Herlinga Grudzińskiego” (s. 89), „Wencel to najważniejszy, najwybitniejszy, niemożliwy do zbagatelizowania twórca kojarzony z ryzykownym odniesieniem »literatura smoleńska«” (s. 177), „w polskiej ponowoczesnej poezji nie ma (…) doskonalszego filozoficznie traktatu wierszem niż tekst zatytułowany »Pan Cogito rozmyśla o cierpieniu«” (s. 311), „najlepsza poezja na świecie, poezja polska ma pewien defekt, skazę, a może tylko (o święta naiwności) znak rozpoznawczy, któremu na imię: polityczne zaangażowania” (s. 180), zaczynam tęsknić za nieco subtelniejszymi rozpoznaniami.

Sądów podobnych do tych, które zostały zacytowane, jest w książce znacznie, znacznie więcej. Nie chciałabym jednak ograniczać prezentacji tekstu Kuleszy jedynie do tych z konieczności wyrwanych z kontekstu fragmentów. Dlatego w miarę możliwości spróbuję wypowiedzieć się całościowo (oczywiście tylko na tyle, na ile pozwala mi tak krótki tekst) na temat jednego z artykułów dotyczących poezji chrześcijańskiej. W tekście „Jak to z sacrum było (w PRL-u) i co się z nim stać może w (III RP)?” Kulesza analizuje funkcjonowanie tytułowej kategorii w historii literatury polskiej. Wywód autora jest historycznie uporządkowany, badacz omawia funkcjonowanie sacrum od tekstów powojennych po utwory współczesne. Jednocześnie trudno się w tym wywodzie odnaleźć, ponieważ nie za bardzo wiadomo, jak kluczową dla tekstu kategorię rozumieć. W artykule przeczytamy jedynie: „definiując sacrum, odwołuję się przede wszystkim do Eliadego, zwracając uwagę na konstytutywny związek między tym, co sakralne, a tym, co każdemu aspektowi rzeczywistości nadaje sens” (s. 147-148).

„Definicja” ta, opatrzona ogólnym przypisem do kilku książek autora „Traktatu o historii religii” oraz samego Kuleszy, wydaje się niezmiernie szeroka. Mieszczą się w niej tacy poeci jak Wojciech Wencel i Przemysław Dakowicz, ale również Andrzej Bursa czy Marcin Świetlicki, których stosunek do tradycji religijnej jest przecież zgoła odmienny. Twórczość Olgi Tokarczuk, także przecież przetwarzającej kategorie o religijnej proweniencji, określa już jednak autor mianem antysakralnej… A przecież wszystkie te przypadki dałyby się doskonale zanalizować przy pomocy stylów interpretacji tradycji religijnej zaproponowanych w artykule Wojciecha Gutowskiego „Literatura wobec sacrum. Wątpliwości i propozycje”. Wspominam o tej pracy także dlatego, że autor „Całości i sensu” narzeka na stan polskiego pisarstwa historycznoliterackiego niepoświęcającego tytułowej kategorii wystarczająco miejsca, co może budzić pewne wątpliwości w zestawieniu z rozpoczęciem artykułu Gutowskiego: „Refleksja nad obecnością sacrum w literaturze na trwałe zadomowiła się w polskim literaturoznawstwie. To za mało powiedziane! W ostatnich latach jako swego rodzaju efekt odrabianie zaległości wymuszonych przez sytuację polityczną, w nauce o literaturze króluje swoista moda na badania sakrologiczno-literackie” (Gutowski 1994: 5) – wyraźnie przecież podkreślającym popularność badań, na których brak wydaje się narzekać Kulesza.

Niedoniesienie się do tego czy wielu innych artykułów jest oczywiście świadomym wyborem autora. „Nie chcę teoretyzować, relacjonując tzw. aktualny stan badań. Zdałem się na opowieść osobistą, skazując Czytelnika na wiadomości dotyczące moich historycznoliterackich prób” (s. 13) – czytamy we „Wprowadzeniu”. I zwłaszcza początek tej wypowiedzi wymaga podkreślenia, bo niechęć tę manifestuje Kulesza wielokrotnie. Znamienny jest tu zwłaszcza fragment: „Anglicy tylko dlatego dysponują tak dobrym samopoczuciem, które pozwala im na zajmowaniem się wyjaśnianiem genezy i tajemnic swojego najbliższego, domowego otoczenia, że historia oszczędziła im traum decydujących o tym, jak (nie)radzimy sobie z historią my, Polacy” (s. 14). Jeszcze bardziej znamienny jest przypis objaśniający, co stanowi przedmiot tej krytyki. Zacytowany tekst dotyczy więc „prac, bo nie o jedną książkę Brysona chodzi, ani nawet nie o wyłącznie jego publikacje. Sprawa dotyczy nurtu piśmiennictwa, przyjmijmy historycznego, dobrze funkcjonującego na brytyjskim rynku wydawniczym i znakomicie reprezentowanego przez książkę »W domu. Krótka historia rzeczy codziennego użytku«” (s. 14). W przypadku tego fragmentu imponuje, że autor, którego celem nie jest – jak sam przyznaje – teoretyzowanie, w jednym akapicie jest w stanie dokonać krytyki całego „nurtu piśmiennictwa”. Niestety z konieczności nie może to być krytyka precyzyjna ani charakteryzująca się szczególną głębią.

Z powodu raku precyzji cierpią także tytułowe kategorie. Po raz pierwszy Kulesza wprowadza je w drugim akapicie książki: „Epopeja to całość i sens. Z historią literatury, choć trudno to wytłumaczyć, rzecz ma się dokładnie tak samo” (s. 7). Niestety nie dowiemy się do końca książki, na czym to podobieństwo miałoby polegać. W tekście dotyczącym Micińskiego przeczytamy wprawdzie, że „przegląd publikacji na temat jego pisarstwa daje jednak przynajmniej szanse na dotarcie do dwóch punktów docelowych: kategorii całości i sensu. Interesuje mnie całość dorobku Tadeusza Micińskiego (do której kluczem jest jego proza) oraz sens, możliwy do rozpoznania w związku z nią” (s. 69), ale niestety również z tego zdania nie dowiadujemy się zbyt wiele. Wzmianki o całości i sensie pojawiają się jeszcze w kilku początkowych tekstach, aby w dalszej części książki zniknąć zupełnie.

Porzucenie wcześniejszych rozwiązań to jednak nie jedyny powód, dla którego książka nie sprawia wrażenie spójnej całości. Wrażenie niezbyt przemyślanej pozycji tworzą już nazwy poszczególnych części, które wymienione jedna po drugiej („Rozgrzewka”, „Wojna”, „Poezja”) nie brzmią chyba szczególnie fortunnie. Co więcej, nie odzwierciedlają też zbyt dobrze samej treści, skoro „syntezy umieszczone w części trzeciej nie dotyczą wbrew jej tytułowi, wyłącznie poezji” (s. 10). Wrażenie pewniej niespójności jest także spowodowane tym, że książka składa się z tekstów już opublikowanych i czekających na publikację, wyrywając je z kontekstu, w jakim miałyby zostać umieszczone. Jest to szczególnie rażące w przypadku tekstu „Etyczny, kresowy zwierz. Jan Leończuk i jego poezja”, który – jak odczytujemy z noty bibliograficznej – „ma być częścią zbiorowej edycji poezji” (s. 348). To wyjaśniałoby takie sformułowanie jak „opowieści nie będzie. Nie po to przygotowuje się dwutomowe wydanie poetyckich tekstów Jana Leończuka, żeby je opowiadać” (s. 339), które o ile jest oczywiście na miejscu w tekście będącym częścią tego wydania, o tyle w artykule funkcjonującym samodzielnie wygląda jednak nieco dziwnie. Ta fragmentaryczność przywołuje ponowie skojarzenia z uniwersytetem z początku tekstu. Okazjonalny brak spójności między akapitami i częste wtrącenia sprawiają bowiem, że czytając książkę Kuleszy, można mieć poczucie uczestniczenia w dość chaotycznym wykładzie, a tekst to dokładna transkrypcją nagrania.

Wbrew tytułowi publikacja nie sprawia więc wrażenia szczególnie całościowej. Nieco (zbyt) złośliwie można by wspomnieć też, że budowa niektórych zdań: „w praktyce, przyznaję, w najlepszym wypadku udaje się opisem wojny poruszyć” (s. 77), „nie zamierzam generalizować sytuacji, którą opiszę” (s. 131) nie ułatwia pojęcia ich sensu.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że wiele z wymienionych problemów jest skutkiem zbytniego pośpiechu. Zwłaszcza że autor traktuje „tworzenie literatury jako ściganie rzeczywistości” (s. 133). Dlatego zrozumiałe jest, że w tym pędzie uciekają też pewne szczegóły. Nie zmienia to jednak faktu, że „Całość i sens” to w pewnym sensie wielka książka. Wielki jest jej tytuł, wielkie są stojące za nią zamierzenia, wielkie poruszane tematy, nawet wielkie litery (Dom, Rodzice, Tajemnica). Taki rozmach może imponować. Ale równocześnie sprawia, że na kartach książki pełnej tych wielkiej kategorii niewiele zostaje miejsca na małe fragmenty, na językowe drobiny, niewiele przestrzeni na pozostająca blisko słowa małą analizę literatury. A przecież teksty opisane przez badacza się jej domagają. A przecież „wystarczy postarać się o uważność. Zazwyczaj nie trzeba nic więcej. Zazwyczaj” (s. 12).

LITERATURA:

Gutowski W.: „Literatura wobec sacrum. Wątpliwości i propozycje”. W: Tegoż: „Wśród szyfrów transcendencji”. Toruń 1994.
Dariusz Kulesza: „Całość i sens. Ćwiczenia historycznoliterackie”. Instytut Badań Literackich. Warszawa 2019.