
W PRZEBRANIU (ZAKONNICA W PRZEBRANIU', REŻ. MICHAŁ ZNANIECKI)
A
A
A
Premiera „Zakonnicy w przebraniu” w reżyserii Michała Znanieckiego zainaugurowała nowy sezon Teatru Rozrywki w Chorzowie. Minęło dziewięć miesięcy od rozpoczęcia prób do tej produkcji, dlatego też emocje były ogromne zarówno wśród publiczności, jak i zespołu artystycznego. Po kilkumiesięcznym zamrożeniu repertuarów wyjście do teatru to prawdziwe wydarzenie, a przede wszystkim okazja do ponownego spotkania aktorów i publiczności.
„Zakonnica w przebraniu” to świetny tytuł na tego rodzaju powroty. Znamy go dzięki hollywoodzkiemu filmowi z 1992 roku, w którym Whoopi Goldberg fenomenalnie wcieliła się w główną rolę. Zdaje sobie sprawę, że niełatwo jest sprostać oczekiwaniom, jakie budzić może wspomnienie tak charakterystycznej kreacji filmowej, jednak wychodzę z założenia, że teatr z kinem konkurować nie powinien.
W spektaklu zobaczymy historię Deloris van Cartier (w tej roli Paulina Magaj) – niespełnionej artystycznie wokalistki, która śpiewa w podrzędnym klubie nocnym. Poszukując miłości w ramionach swojego szefa Curtisa (Bartłomiej Kuciel), również nie doznaje upragnionego szczęścia, na dodatek przypadek sprawia, że staje się świadkiem popełnionego przez niego morderstwa. Chcąc ratować Deloris przed mafiosem i jego szajką, sierżant Eddie (Rafał Talarczyk) postanawia umieścić ją w klasztorze. W przebraniu zakonnicy wokalistka ma szansę z innej perspektywy spojrzeć na swoje dotychczasowe życie i skonfrontować je z zasadami obowiązującymi w klasztorze. To piękny materiał na stworzenie historii o przemianie. Do tego bardzo aktualny – bo przecież zamknięci we własnych klasztorach, podczas lockdownu, znaleźliśmy się w podobnej sytuacji.
Jednak w Deloris z Teatru Rozrywki owej przemiany nie dostrzegam. Jej karykaturalna postać ani mnie nie rozśmieszyła, ani nie wzruszyła. Wydała się po prostu nieautentyczna. W kreacji Pauliny Magaj nie udało mi się dostrzec wyrazistej postaci scenicznej, a jedynie aktorkę szukającą tonu odpowiedniego do sytuacji. Niezaprzeczalnie jednak Magaj udźwignęła swoją rolę pod względem wokalnym.
Rozumiem, że przy tak (momentami) slapstickowej inscenizacji wydobycie naturalności nie jest łatwym zadaniem, niemniej jednak na wyróżnienie zasługują Maria Meyer jako Matka Przełożona, Marta Tadla w roli energicznej Marii Patryk oraz Wioletta Białk wcielająca się w rolę Marii Robert. Ich postaci, tak różne i autentyczne, potrafią dotknąć i oczarować widza. Przezabawną kreację stworzył natomiast Jakub Wróblewski jako reporter, doskonale bawiąc się formą postaci. Doceniam też fakt obsadzenia młodych aktorów w głównych rolach. Choć wiąże się to z ryzykiem, czasem owocuje.
Zespół Teatru Rozrywki porywa podczas numerów muzycznych, szczególnie imponujące są zbiorówki. Przyjemnie znów zobaczyć artystów na żywo, zwłaszcza jeżeli nie tylko oni cieszą oko – uwagę przykuwa również piękna scenografia, przede wszystkim dekoracje klasztoru (Luigi Scoglio). Reżyser wykorzystał wiele możliwości chorzowskiej sceny. Nawet schody na widowni stają się miejscem okupowanym przez aktorów (głównie przez tancerzy kreujących role mieszkańców sąsiadujących z murami klasztoru). Zabieg ten miał pełnić przede wszystkim funkcję dekoracyjną, ale momentami przeszkadzał niestety w odbiorze spektaklu. Wielka szkoda też, że całe przesłanie musicalu jakoś spłyca się i zaciera, prawdopodobnie przez ogrom kiczu, który przepełnia inscenizację. Bo jednak pieniądze to nie wszystko, a zmiana kostiumu przemiany wewnętrznej nie czyni.
Choć w chorzowskiej „Zakonnicy w przebraniu” nie wszystko jest dopięte na ostatni guzik, to jednak podczas spektaklu można też z pewnością miło spędzić czas. Myślę, że musical spodoba się przede wszystkim fanom slapstikowego humoru (podczas premiery, na podstawie reakcji publiczności, śmiem twierdzić, że jest ich całkiem sporo). Cieszę się, że teatr powrócił tam, gdzie jego miejsce. I wierzę też, że jest w nim miejsce dla każdego.
„Zakonnica w przebraniu” to świetny tytuł na tego rodzaju powroty. Znamy go dzięki hollywoodzkiemu filmowi z 1992 roku, w którym Whoopi Goldberg fenomenalnie wcieliła się w główną rolę. Zdaje sobie sprawę, że niełatwo jest sprostać oczekiwaniom, jakie budzić może wspomnienie tak charakterystycznej kreacji filmowej, jednak wychodzę z założenia, że teatr z kinem konkurować nie powinien.
W spektaklu zobaczymy historię Deloris van Cartier (w tej roli Paulina Magaj) – niespełnionej artystycznie wokalistki, która śpiewa w podrzędnym klubie nocnym. Poszukując miłości w ramionach swojego szefa Curtisa (Bartłomiej Kuciel), również nie doznaje upragnionego szczęścia, na dodatek przypadek sprawia, że staje się świadkiem popełnionego przez niego morderstwa. Chcąc ratować Deloris przed mafiosem i jego szajką, sierżant Eddie (Rafał Talarczyk) postanawia umieścić ją w klasztorze. W przebraniu zakonnicy wokalistka ma szansę z innej perspektywy spojrzeć na swoje dotychczasowe życie i skonfrontować je z zasadami obowiązującymi w klasztorze. To piękny materiał na stworzenie historii o przemianie. Do tego bardzo aktualny – bo przecież zamknięci we własnych klasztorach, podczas lockdownu, znaleźliśmy się w podobnej sytuacji.
Jednak w Deloris z Teatru Rozrywki owej przemiany nie dostrzegam. Jej karykaturalna postać ani mnie nie rozśmieszyła, ani nie wzruszyła. Wydała się po prostu nieautentyczna. W kreacji Pauliny Magaj nie udało mi się dostrzec wyrazistej postaci scenicznej, a jedynie aktorkę szukającą tonu odpowiedniego do sytuacji. Niezaprzeczalnie jednak Magaj udźwignęła swoją rolę pod względem wokalnym.
Rozumiem, że przy tak (momentami) slapstickowej inscenizacji wydobycie naturalności nie jest łatwym zadaniem, niemniej jednak na wyróżnienie zasługują Maria Meyer jako Matka Przełożona, Marta Tadla w roli energicznej Marii Patryk oraz Wioletta Białk wcielająca się w rolę Marii Robert. Ich postaci, tak różne i autentyczne, potrafią dotknąć i oczarować widza. Przezabawną kreację stworzył natomiast Jakub Wróblewski jako reporter, doskonale bawiąc się formą postaci. Doceniam też fakt obsadzenia młodych aktorów w głównych rolach. Choć wiąże się to z ryzykiem, czasem owocuje.
Zespół Teatru Rozrywki porywa podczas numerów muzycznych, szczególnie imponujące są zbiorówki. Przyjemnie znów zobaczyć artystów na żywo, zwłaszcza jeżeli nie tylko oni cieszą oko – uwagę przykuwa również piękna scenografia, przede wszystkim dekoracje klasztoru (Luigi Scoglio). Reżyser wykorzystał wiele możliwości chorzowskiej sceny. Nawet schody na widowni stają się miejscem okupowanym przez aktorów (głównie przez tancerzy kreujących role mieszkańców sąsiadujących z murami klasztoru). Zabieg ten miał pełnić przede wszystkim funkcję dekoracyjną, ale momentami przeszkadzał niestety w odbiorze spektaklu. Wielka szkoda też, że całe przesłanie musicalu jakoś spłyca się i zaciera, prawdopodobnie przez ogrom kiczu, który przepełnia inscenizację. Bo jednak pieniądze to nie wszystko, a zmiana kostiumu przemiany wewnętrznej nie czyni.
Choć w chorzowskiej „Zakonnicy w przebraniu” nie wszystko jest dopięte na ostatni guzik, to jednak podczas spektaklu można też z pewnością miło spędzić czas. Myślę, że musical spodoba się przede wszystkim fanom slapstikowego humoru (podczas premiery, na podstawie reakcji publiczności, śmiem twierdzić, że jest ich całkiem sporo). Cieszę się, że teatr powrócił tam, gdzie jego miejsce. I wierzę też, że jest w nim miejsce dla każdego.
Alan Menken: „Zakonnica w przebraniu”. Muzyka: Alan Menken. Słowa piosenek: Glenn Slater. Scenariusz: Cheri Steinkellner, Bill Steinkellner. Przekład: Jacek Mikołajczyk. Reżyseria: Michał Znaniecki. Choreografia: Jarosław Staniek. Współpraca choreograficzna: Katarzyna Zielonka. Kierownictwo muzyczne: Mateusz Walach. Kierownictwo wokalne: Ewa Zug. Scenografia: Luigi Scoglio. Kostiumy: Małgorzata Słoniowska. Reżyseria światła, projekcje: Dariusz Albrycht. Producent: Estera Sławińska-Dziurosz. Premiera: 10.09.2020 , Teatr Rozrywki w Chorzowie.
Fot. Artur Wacławek.
Fot. Artur Wacławek.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |