JĘZYK CIĘ (NIE) ZOSTAWI. (RAFAŁ KWIATKOWSKI: 'FALBANKI')
A
A
A
„Był kiedyś Bruno Jasieński.
Był i Swen Czachorowski.
Był też Pessoa.
Teraz jest Sun Ra V”
Stefan Żeromski
(z okładki)
Był i Swen Czachorowski.
Był też Pessoa.
Teraz jest Sun Ra V”
Stefan Żeromski
(z okładki)
Niewiele pojawiło się recenzji debiutanckiej książki Rafała Kwiatkowskiego „Twarde O” wydanej w 2011 roku jako pokłosie zwycięstwa ex aequo z Piotrem Makowskim w I Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim. im. Tymoteusza Karpowicza organizowanym przez wrocławską fundację jego imienia. Recenzentów odpychała hermetyczność tego tomu, odpychał natłok filozoficznych odniesień, innymi słowy: zniechęcała trudność lektury, co dało się zauważyć, jeśli porównać nieprzyswajalny dla ogółu debiut Kwiatkowskiego ze zdecydowanie łatwiejszym w odbiorze tomem Piotra Makowskiego „Soundtrack”, po który w tamtym czasie sięgnąłem chętniej i też chętniej zrecenzowałem. Efektem czego było kilkanaście na ogół pozytywnych recenzji i Nagroda wARTo „Gazety Wyborczej” właśnie dla Makowskiego, podczas gdy Kwiatkowski „zadowolił się” jedynie środowiskowym uznaniem. Bo znaleźli się w owym czasie również tacy, zwłaszcza w kuluarach, którzy „Twardemu O” wystawili zdecydowanie wyższą notę oraz docenili ambitne i przede wszystkim intelektualne, bo filozoficzne zmagania autora z językiem.
Kwiatkowski wkrótce jednak zniknął na długie lata i trzeba było nowego wydawnictwa założonego przez Jacka Żebrowskiego i Konrada Górę, a dokładnie Wydawnictwa papierwdole–Katalog Press, żeby kolejny tom Kwiatkowskiego „Falbanki” (w liczbie 50 numerowanych egzemplarzy, posiadam egzemplarz numer 22) ujrzał światło dzienne. Sam poeta w odautorskiej nocie skwitował to następująco: „Tomik skomponowałem parę lat temu. Wysyłałem go różnym wydawcom, nikt nie chciał go wydać, argument «ej stary, to jest bardziej pojebane niż poprzednie». Tak ukatrupiony poleżał. Zapomniałem o nim. Pewnego dnia dostaję wiadomość od Jacka Żebrowskiego, że on to zrobi w swoim powstającym wówczas wydawnictwie (...) Zgodziłem się na wszystko” (s. 51).
W swoim drugim tomie Kwiatkowski nadal umiejętnie łączy filozofię, logikę (zwłaszcza tę spod znaku Ludwiga Wittgensteina) i poezję. Tytuł „Falbanki” z kolei dobrze oddaje „zwiewność” umieszczonych w tomie wierszy, w których autor z gracją przechodzi od jednej gry językowej do drugiej, przejście to zaznaczając nagłym, zaskakująco jasnym na tle całości, przesłaniem. To nie jest jednak zbiór pojedynczych fraz zapadających w pamięć. Jeden z wnikliwszych recenzentów „Twardego O” Karol Samsel pisał o satiacji w poezji Kwiatkowskiego, czyli „dynamicznym procesie wytracania znaczenia wskutek ciągłego powtarzania wyrazu, tj. wielokrotnego użycia nośnika danego sensu” (Samsel 2020). Podobnie jest w „Falbankach”, gdzie nowe znaczenie słów wypiera stare, często w obrębie jednej, powtarzanej frazy, w niezwykle płynny sposób, jak w „Wierszu o pierścieniu” (s. 36):
Turyści będą spać spokojnie
w Krainie,
gdzie nikt nie śpi spokojnie
z wyjątkiem turystów,
którzy znajdują się zawsze
w odpowiednim miejscu
i śpią spokojnie.
Czy w kolejnym utworze „Widzenia ponad zatokami” (s. 37):
Wszystko się zesrało, powiedziała,
wtedy zauważalnie wystąpiło inne wyrażenie
spowodowane słowami na swoim miejscu.
Wszystko się zesrało, powiedziała,
już mnie nie ma na ulicach wielu,
kiedy okiem swoim idziesz w cieniu.
Wszystko się zesrało, powiedziała,
wtedy zauważalnie wystąpiło inne wyrażenie.
Podobnych powtórzeń (które występują również u Macieja Taranka, zarówno w repetytorium, jak i późniejszych, sporadycznych tekstach publikowanych na łamach prasy) jest oczywiście znacznie więcej, choć trzeba dodać, że mają one miejsce zawsze w formie, ograniczającej wyjście poza nią. Czym są jednak owe granice, jeśli spojrzymy dalej poza formę poetycką narzuconą sobie przez autora? Kwiatkowski zdaje się mówić: w poważnym świecie logiki i filozofii wszystko jest proste i dawno wyjaśnione. Tymczasem w naszym „głupkowatym” świecie odrzucającym logikę, samokomplikującym się przez rozwój cywilizacyjny i technologiczny, pozostaje nam jedynie zabawa z językiem i w języku. W świecie tym wszelkie bowiem egzystencjalne kwestie pozostają otwarte, nierozstrzygnięte, bez jednoznacznej odpowiedzi wskutek zbyt wielu możliwości spowodowanych destrukcyjnym ekonomicznym wzrostem (przeważnie takie też tytuły, sugerujące otwartość i niepewność, noszą poszczególne części tomu: Otwarcie / Otwarcie / Otwarte nie wchodzić / Teatr Otwarty). Stąd i wiersze niech będą celowo skomplikowane, a frazy powtarzalne, żeby pokazać, że mimo ewolucyjnego skoku stoimy w miejscu, ewentualnie bez sensu kręcimy się w kółko. I to koło wyznacza nasze granice: „1% posiada 40% zasobów ziemi. (…) Hej Boska Prądnico! Mecha- / nizacja na okrągło. W centrum miasta / kopuła sterownicza, miasto, ewolucy- / jna sprawność, masa, maszyna, / święty Tesla” („Raj”, s. 42).
Dla zagubionych pozostaje więc flirt z wiedzą, która coraz mniej przekłada się na życie, a której przedstawicieli w osobach myślicieli możemy jedynie cytować, remiksując (w kółko) klasyków na różne sposoby, żeby uzyskać namiastkę stałości oraz sprawdzać, jak odnajdują się w nowych – ściśle wyliczonych, bo naukowych – realiach. Poeta bowiem oddziela wolną wiedzę od totalitarnej nauki, skłaniając się ku tej pierwszej, zwłaszcza w krótkich formach prozatorskich przeplatających wiersze i opowiadających o bliżej nieokreślonych (odkrytych przez Bronisława Malinowskiego XXI wieku?) starych plemieniach. Zestawienie tego, co pierwotne (i według Kwiatkowskiego – wartościowsze) z tym, co współczesne nie tylko jest krytyką aktualnych systemów niegwarantujących stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa, w jakich dziś przyszło ludziom żyć, lecz jest również przestrogą. Zaś idąc jeszcze dalej i posługując się metodą poety: jest przeniesieniem znaczenia pierwotne na to, co współczesne, za pomocą krótkich prozatorskich (raz quasi-reporterskich, raz quasi-eseistycznych) form. Reasumując: prymitywy to my, zaawansowani technologicznie ludzie XXI wieku, żyjący w iluzji wolności, która poprzez stwarzanie zbyt wielu możliwości wyboru bardziej ogranicza niż faktycznie stwarza możliwości. I na dodatek powoduje, że ludzkość znajduje się o krok od wyginięcia, przez co można już o niej jedynie mówić w języku. Albo w ogóle. Jak o zmarłych. Czyżby Kwiatkowski napisał requiem?
Słowo w ogóle (wielokrotnie padające i niekiedy wyboldowane w „Falbankach”) jest natomiast ekwiwalentem milczenia. Przypomina się słynna 7 teza z „Traktatu Logiczno-Filozoficznego” Ludwiga Wittgensteina: „O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć” (Wittgenstein 2012: 83). Według autora „Twardego O” o ludzkości rozumianej jako całość nie można mówić (dobrze), należy więc spuścić na nią zasłonę milczenia. Pozostają tylko poszczególne grupy (plemienia), jednostki – zasługujące na wzmiankę, nic więcej. Bowiem pod pojęciem „wolność” Kwiatkowski rozumie jedynie stosunek człowieka do świata. Mieć więc jakikolwiek stosunek do tego, co zewnętrzne i wobec tego zająć postawę w mowie / języku (poprzez wypowiedź, wiersz, przytoczenie cytatu itp.). To jednocześnie według niego bardzo dużo, a jakże (już) niewiele.
Tym, co wydaje mi się, łączy „Twarde O” (2011) i „Falbanki” (2020) jest więc kwestia podejścia autora nie tyle, co do samego języka, lecz do samego sensu wypowiedzi wobec grzechów współczesności. Jak zwracali uwagę nieliczni recenzenci debiutu: Kwiatkowskiemu chodzi o przejście, przebicie się na drugą stronę języka przy pomocy literackich odwołań do Mikołaja Sępa-Sarzyńskiego, Witolda Wirpszy, Tymoteusza Karpowicza i Leopolda Buczkowskiego. Tak uzbrojony Kwiatkowski – w to, co już bezpieczne, bo „klasyczne” – próbuje odnaleźć sens i uzasadnienie własnych, krytycznych działań wobec agresywnego, nieprzewidywalnego świata teraz – już w chwili mówienia o tych działaniach. Tym samym każda linijka pochodząca z utworów Kwiatkowskiego jest automatycznie (naprzemiennie) uzasadnieniem i negacją jego wyborów i starań. To ciągła (podszyta niekiedy ironią) walka na polu literatury i filozofii. Relacja live z work in progress. Ciekawa i inspirująca, choć w przypadku tej dość hermetycznej książki – mogę się mylić, jeśli chodzi o interpretację całości.
Na uwagę zasługuje ponadto samo wydanie, nawiązujące do tradycji zinów, głównie za sprawą klimatycznych grafik Katarzyny Włodarczyk umiejętnie komponujących się z tekstami, czy też fontu rodem z komputerowego Notatnika (z podobnym fontem mogłem spotkać się w PIW-owskim wydaniu wierszy wybranych Jacka Podsiadły „Sprzeczna jaskrawość”; czyżby więc hołd nie tyle co dla poety, lecz metody rozpowszechniania, bo Podsiadło swoje pierwsze publikacje powielał na kserze w epoce zinów?).
Wszystko to sprawia, że całość wygląda i czyta się świetnie, a ucharakteryzowana na zinowską publikację książka dobrze oddaje osobowość Kwiatkowskiego, który nie szuka poklasku, pisze dla kilku osób, które chcą go czytać i robi to dobrze. Mimo że jest obok, a jednocześnie w samym centrum tego, co we współczesnej poezji polskiej najlepsze. W ogóle.
Literatura:
Samsel K.: „Satis Rzecz o Twardym O Rafała Kwiatkowskiego” http://wakat.sdk.pl/satis-rzecz-o-twardym-o-rafala-kwiatkowskiego/
Wittgenstein L: „Tractatus logico-philosophicus”. Wydawnictwo Naukowe PWN. Warszawa 2012.
Kwiatkowski wkrótce jednak zniknął na długie lata i trzeba było nowego wydawnictwa założonego przez Jacka Żebrowskiego i Konrada Górę, a dokładnie Wydawnictwa papierwdole–Katalog Press, żeby kolejny tom Kwiatkowskiego „Falbanki” (w liczbie 50 numerowanych egzemplarzy, posiadam egzemplarz numer 22) ujrzał światło dzienne. Sam poeta w odautorskiej nocie skwitował to następująco: „Tomik skomponowałem parę lat temu. Wysyłałem go różnym wydawcom, nikt nie chciał go wydać, argument «ej stary, to jest bardziej pojebane niż poprzednie». Tak ukatrupiony poleżał. Zapomniałem o nim. Pewnego dnia dostaję wiadomość od Jacka Żebrowskiego, że on to zrobi w swoim powstającym wówczas wydawnictwie (...) Zgodziłem się na wszystko” (s. 51).
W swoim drugim tomie Kwiatkowski nadal umiejętnie łączy filozofię, logikę (zwłaszcza tę spod znaku Ludwiga Wittgensteina) i poezję. Tytuł „Falbanki” z kolei dobrze oddaje „zwiewność” umieszczonych w tomie wierszy, w których autor z gracją przechodzi od jednej gry językowej do drugiej, przejście to zaznaczając nagłym, zaskakująco jasnym na tle całości, przesłaniem. To nie jest jednak zbiór pojedynczych fraz zapadających w pamięć. Jeden z wnikliwszych recenzentów „Twardego O” Karol Samsel pisał o satiacji w poezji Kwiatkowskiego, czyli „dynamicznym procesie wytracania znaczenia wskutek ciągłego powtarzania wyrazu, tj. wielokrotnego użycia nośnika danego sensu” (Samsel 2020). Podobnie jest w „Falbankach”, gdzie nowe znaczenie słów wypiera stare, często w obrębie jednej, powtarzanej frazy, w niezwykle płynny sposób, jak w „Wierszu o pierścieniu” (s. 36):
Turyści będą spać spokojnie
w Krainie,
gdzie nikt nie śpi spokojnie
z wyjątkiem turystów,
którzy znajdują się zawsze
w odpowiednim miejscu
i śpią spokojnie.
Czy w kolejnym utworze „Widzenia ponad zatokami” (s. 37):
Wszystko się zesrało, powiedziała,
wtedy zauważalnie wystąpiło inne wyrażenie
spowodowane słowami na swoim miejscu.
Wszystko się zesrało, powiedziała,
już mnie nie ma na ulicach wielu,
kiedy okiem swoim idziesz w cieniu.
Wszystko się zesrało, powiedziała,
wtedy zauważalnie wystąpiło inne wyrażenie.
Podobnych powtórzeń (które występują również u Macieja Taranka, zarówno w repetytorium, jak i późniejszych, sporadycznych tekstach publikowanych na łamach prasy) jest oczywiście znacznie więcej, choć trzeba dodać, że mają one miejsce zawsze w formie, ograniczającej wyjście poza nią. Czym są jednak owe granice, jeśli spojrzymy dalej poza formę poetycką narzuconą sobie przez autora? Kwiatkowski zdaje się mówić: w poważnym świecie logiki i filozofii wszystko jest proste i dawno wyjaśnione. Tymczasem w naszym „głupkowatym” świecie odrzucającym logikę, samokomplikującym się przez rozwój cywilizacyjny i technologiczny, pozostaje nam jedynie zabawa z językiem i w języku. W świecie tym wszelkie bowiem egzystencjalne kwestie pozostają otwarte, nierozstrzygnięte, bez jednoznacznej odpowiedzi wskutek zbyt wielu możliwości spowodowanych destrukcyjnym ekonomicznym wzrostem (przeważnie takie też tytuły, sugerujące otwartość i niepewność, noszą poszczególne części tomu: Otwarcie / Otwarcie / Otwarte nie wchodzić / Teatr Otwarty). Stąd i wiersze niech będą celowo skomplikowane, a frazy powtarzalne, żeby pokazać, że mimo ewolucyjnego skoku stoimy w miejscu, ewentualnie bez sensu kręcimy się w kółko. I to koło wyznacza nasze granice: „1% posiada 40% zasobów ziemi. (…) Hej Boska Prądnico! Mecha- / nizacja na okrągło. W centrum miasta / kopuła sterownicza, miasto, ewolucy- / jna sprawność, masa, maszyna, / święty Tesla” („Raj”, s. 42).
Dla zagubionych pozostaje więc flirt z wiedzą, która coraz mniej przekłada się na życie, a której przedstawicieli w osobach myślicieli możemy jedynie cytować, remiksując (w kółko) klasyków na różne sposoby, żeby uzyskać namiastkę stałości oraz sprawdzać, jak odnajdują się w nowych – ściśle wyliczonych, bo naukowych – realiach. Poeta bowiem oddziela wolną wiedzę od totalitarnej nauki, skłaniając się ku tej pierwszej, zwłaszcza w krótkich formach prozatorskich przeplatających wiersze i opowiadających o bliżej nieokreślonych (odkrytych przez Bronisława Malinowskiego XXI wieku?) starych plemieniach. Zestawienie tego, co pierwotne (i według Kwiatkowskiego – wartościowsze) z tym, co współczesne nie tylko jest krytyką aktualnych systemów niegwarantujących stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa, w jakich dziś przyszło ludziom żyć, lecz jest również przestrogą. Zaś idąc jeszcze dalej i posługując się metodą poety: jest przeniesieniem znaczenia pierwotne na to, co współczesne, za pomocą krótkich prozatorskich (raz quasi-reporterskich, raz quasi-eseistycznych) form. Reasumując: prymitywy to my, zaawansowani technologicznie ludzie XXI wieku, żyjący w iluzji wolności, która poprzez stwarzanie zbyt wielu możliwości wyboru bardziej ogranicza niż faktycznie stwarza możliwości. I na dodatek powoduje, że ludzkość znajduje się o krok od wyginięcia, przez co można już o niej jedynie mówić w języku. Albo w ogóle. Jak o zmarłych. Czyżby Kwiatkowski napisał requiem?
Słowo w ogóle (wielokrotnie padające i niekiedy wyboldowane w „Falbankach”) jest natomiast ekwiwalentem milczenia. Przypomina się słynna 7 teza z „Traktatu Logiczno-Filozoficznego” Ludwiga Wittgensteina: „O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć” (Wittgenstein 2012: 83). Według autora „Twardego O” o ludzkości rozumianej jako całość nie można mówić (dobrze), należy więc spuścić na nią zasłonę milczenia. Pozostają tylko poszczególne grupy (plemienia), jednostki – zasługujące na wzmiankę, nic więcej. Bowiem pod pojęciem „wolność” Kwiatkowski rozumie jedynie stosunek człowieka do świata. Mieć więc jakikolwiek stosunek do tego, co zewnętrzne i wobec tego zająć postawę w mowie / języku (poprzez wypowiedź, wiersz, przytoczenie cytatu itp.). To jednocześnie według niego bardzo dużo, a jakże (już) niewiele.
Tym, co wydaje mi się, łączy „Twarde O” (2011) i „Falbanki” (2020) jest więc kwestia podejścia autora nie tyle, co do samego języka, lecz do samego sensu wypowiedzi wobec grzechów współczesności. Jak zwracali uwagę nieliczni recenzenci debiutu: Kwiatkowskiemu chodzi o przejście, przebicie się na drugą stronę języka przy pomocy literackich odwołań do Mikołaja Sępa-Sarzyńskiego, Witolda Wirpszy, Tymoteusza Karpowicza i Leopolda Buczkowskiego. Tak uzbrojony Kwiatkowski – w to, co już bezpieczne, bo „klasyczne” – próbuje odnaleźć sens i uzasadnienie własnych, krytycznych działań wobec agresywnego, nieprzewidywalnego świata teraz – już w chwili mówienia o tych działaniach. Tym samym każda linijka pochodząca z utworów Kwiatkowskiego jest automatycznie (naprzemiennie) uzasadnieniem i negacją jego wyborów i starań. To ciągła (podszyta niekiedy ironią) walka na polu literatury i filozofii. Relacja live z work in progress. Ciekawa i inspirująca, choć w przypadku tej dość hermetycznej książki – mogę się mylić, jeśli chodzi o interpretację całości.
Na uwagę zasługuje ponadto samo wydanie, nawiązujące do tradycji zinów, głównie za sprawą klimatycznych grafik Katarzyny Włodarczyk umiejętnie komponujących się z tekstami, czy też fontu rodem z komputerowego Notatnika (z podobnym fontem mogłem spotkać się w PIW-owskim wydaniu wierszy wybranych Jacka Podsiadły „Sprzeczna jaskrawość”; czyżby więc hołd nie tyle co dla poety, lecz metody rozpowszechniania, bo Podsiadło swoje pierwsze publikacje powielał na kserze w epoce zinów?).
Wszystko to sprawia, że całość wygląda i czyta się świetnie, a ucharakteryzowana na zinowską publikację książka dobrze oddaje osobowość Kwiatkowskiego, który nie szuka poklasku, pisze dla kilku osób, które chcą go czytać i robi to dobrze. Mimo że jest obok, a jednocześnie w samym centrum tego, co we współczesnej poezji polskiej najlepsze. W ogóle.
Literatura:
Samsel K.: „Satis Rzecz o Twardym O Rafała Kwiatkowskiego” http://wakat.sdk.pl/satis-rzecz-o-twardym-o-rafala-kwiatkowskiego/
Wittgenstein L: „Tractatus logico-philosophicus”. Wydawnictwo Naukowe PWN. Warszawa 2012.
Rafał Kwiatkowski: „Falbanki”. Wydawnictwo papierwdole–Katalog Press, Ligota Mała–
London 2020.
London 2020.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |