ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 października 19 (403) / 2020

Anna Fiałkowska,

DROWNING BY NUMBERS (MARCIN OSTRYCHACZ: 'CIELENIE LODOWCA')

A A A
Najnowszy tom poetycki Marcina Ostrychacza, „Cielenie lodowca”, to książka konceptualna, podzielona na trzy przemyślane, różnorodne części. Tytułowe cielenie (czyli roztapianie się) i jego etapy – lodowiec, góry lodowe, growlery – zostały wykorzystane jako tytuły poszczególnych rozdziałów. Ostrychacz odwraca jednak proces rozpadu i zaczyna od pozostałości: część pierwsza nosi tytuł „GROWLERY” i rozpoczyna się wierszami bardzo krótkimi, kilkuwersowymi; ostatni utwór rozdziału, „Sol lub ludzkość to film katastroficzny”, jest najdłuższy, dwustronicowy. Drugi segment to „GÓRY LODOWE” i tutaj wszystkie wiersze zajmują już przeważnie dwie lub trzy strony; natomiast trzeci, ostatni rozdział, „LODOWIEC”, składa się tylko z jednego długiego poematu o tytule „Strefa”. „Cielenie lodowca” wyróżnia się w jeszcze jeden sposób na tle współczesnych tomów poetyckich: prawie wszystkie teksty są wyrównane do środka, dominują nad stronami, na których zostały wydrukowane (oprócz zamykającego książkę poematu, zapisanego klasycznie, jak z definicji Darka Foksa, „z lewej równo, z prawej poszarpanego”).

Zmiany klimatyczne, globalne ocieplenie, topnienie lodowców – to tematy bardzo aktualne i jednocześnie nie bez powodu potrzebujące stałego nagłaśniania. W tym roku powstał chociażby ważny, dostępny za darmo, dokument „Można panikować”, przedstawiający sylwetkę i badania profesora Szymona Malinowskiego, zajmującego się od lat kwestią nagłych przemian klimatu spowodowanych przez gwałtowny rozwój ludzkości. Alarmująca eksploatacja Ziemi przez człowieka to także główny motyw „Cielenia lodowca”. Ostrychacz rozpoczyna swój tom wierszem „Dom” i od razu zaznacza, że człowiek to tylko „[b]akteria Ziemi / w probówce Kosmosu / ogrzana gwiazdą” (s. 7) – a jednak już kilka stron dalej dosadnie opisuje władzę ludzi nad zastaną naturą: „Dzięki twojemu tłuszczowi lampy / rozganiały mrok ciężkich czasów, / futro z ciebie było modne (…)” („Foczka”, s. 13). Kolejny wiersz, „Zwrotka”, spuentowany jest gorzkimi słowami „Wszystko chce nas zapomnieć” (s. 14). Cała pierwsza część książki przesycona jest podobnymi frazami; podmiot przypomina o nieważności człowieka w porównaniu do ogromu kosmosu, a jednocześnie wypomina okrucieństwo i beznamiętność w podejmowanych przez ludzkość decyzjach (ludobójstwa, segregacja rasowa, zaśmiecanie planety).

I gdyby „Cielenie lodowca” było tego typu „świadectwem epoki”, gdyby w kolejnych dwóch rozdziałach został utrzymany ten rozpaczliwy nastrój rozliczania z katastrofalnymi działaniami ludzi – byłaby to dla mnie książka więcej niż ważna, lektura obowiązkowa. Jednak Ostrychacz wierszem „Sol…”, zamykającym „GROWLERY”, ucina wizje końca. Otwierające drugą część „Kroki” są przesycone teraźniejszością, doczesnością – podmiot liryczny zaczyna snuć psychodeliczne wizje stworzenia świata: „(…) Z kośćca mamutów powstał dom człowieka, / w którym czczono ognisko i łączono skórę nićmi jelit. / W kropli mleka z sutka wypłynęła bogini. / Pola wystrzeliły z nasion dzikiej miłki. (…)” (s. ...), przywołuje ważne wydarzenia z XX wieku: „(…) Trzeci krok na Księżycu. / Mechaniczny krok. / (…) John Lennon poślubił Yoko Ono, / urodził się Marylin (sic!) Manson, / zamordowano Sharon Tate (…)” (s. 33) i wymienia wiele znanych postaci, m.in. zespół The Doors, Theodora Adorno, Karola Wojtyłę i Adama Michnika. W tym duchu jest stworzona rozpoczynająca się tutaj druga połowa książki. Zmiana długości wierszy – wszystkie złożone są z kilkudziesięciu wersów, podzielonych zazwyczaj na kilka strof – i nasycenie utworów wyliczeniami, a także narracyjny strumień świadomości nie tylko utrudniają odbiór, ale także sprawiają, że można zacząć się zastanawiać: o czym jest „Cielenie lodowca”?

Niezrozumiałe jest początkowe potępienie działań ludzkości przy późniejszych wierszach gloryfikujących jej osiągnięcia. Tytułowe „Cielenie lodowca”, które wstępnie można rozumieć jako bezgraniczny wyzysk planety przez zrodzonego na niej człowieka (w końcu cielenie oznacza także poród), nie ma wiele sensu, gdy czyta się wiersze z drugiej połowy książki. Potępiający, kasandryczny ton coraz mocniej zastępowany jest przez niekonkretny hałas, przesycony wyliczeniami, aliteracjami i niejasnym łączeniem słów specjalistycznych z potocznymi. W kończącym drugi rozdział wierszu o tytule „Wziąć się za szczęście” podmiot liryczny nie jest już przejęty sytuacją zbliżającej się katastrofy klimatycznej, nie ma miejsca na refleksje dotyczące zagłady ludzkości – jest zajęty rozważaniami, czym jest jego szczęście i jak może je stworzyć: „Porcelanowy nóż z ostrzem jak grań / filiżanka do espresso skradziona z kawiarni / krzesło skradzione z knajpy / czy to jest szczęście? / a może srebrna łyżeczka którą kupiłem za 5 zł na starociach / szczęście mogłoby być srebrne / ale nie miałem pewności” (s. 43). Co więcej, w tym wierszu występuje najwięcej zbędnych, grafomańskich, antypoetyckich zwrotów: „krany obrastające rafami kamienia których nie wzrusza Gang Bang / Cleaner”, „do szczęścia przydałby się seks / w ambonie z widokiem na paśnik dzików”, „kwiaty lubią Schuberta i potrafią być szczęśliwsze od ludzi” (s. 42-43).

Kończący tom poemat „Strefa” przypomniał mi o „Pikniku na skraju drogi” braci Strugackich, na podstawie którego Andrzej Tarkowski stworzył kultowego „Stalkera”, jeden z najbardziej przygnębiających obrazów wizji końca ludzkości. Strefa u Strugackich była określeniem miejsca, w którym wylądowali (i z którego niedługo później odlecieli) obcy, gdzie ciągle obowiązują prawa ich świata. W „Strefie” Ostrychacza podmiotem lirycznym mógłby być właśnie obcy, wracający do siebie po pobycie na Ziemi. Jednak kończące wiersz wersy: „Nasz dom się oddala za bulajem / kosmicznego promu. / Znika w antracycie nasz głośny // dom małp.” (s. 50) burzą tę koncepcję. W rezultacie mimo konceptualnego pomysłu i dość sporej konsekwencji co do budowy poszczególnych rozdziałów i składających się na nie wierszy, wymowa „Cielenia lodowca” jest dość nijaka, a siła książki ginie w połowie jej lektury. Ważne i trudne tematy są stopniowo zastępowane przez te coraz bardziej doczesne. Możliwe, że taki był zamysł i taki też miał być efekt końcowy, ja jednak mam wrażenie, że nowy tom Marcina Ostrychacza jest raczej niespójny, a jego wymowa niejasna. Szkoda, bo w niektórych frazach kryje się ogromna siła.
Marcin Ostrychacz: „Cielenie lodowca”. Wydawnictwo WBPiCAK. Poznań 2020.