'KRÓLIK NIE OPOWIE CI SŁONIA' (ZOFIA TUROWSKA: 'OSIECKA. NIKOMU NIE ŻAL PIĘKNYCH KOBIET')
A
A
A
Pisząc niedawno recenzję niezwykle, w moim mniemaniu, nieudanej książki Beaty Biały „Osiecka. Tego o mnie nie wiecie” (kwestia tworzenia tytułów mogłaby być tematem osobnego szkicu, można bowiem na ich podstawie wysnuć wiele wniosków) stwierdzałam, że Osiecka stała się ostatnio niewątpliwie „modna”. W międzyczasie powstała kolejna publikacja – tym razem Zofii Turowskiej, pisarki, która przedstawiła już dwie książki poświęcone nieodżałowanej tekściarce. Jest widocznie w Osieckiej coś, co nadal rozpala wyobraźnię pisarzy – sposób, w jaki żyła, nadal jest przedmiotem niemalże plotek. Mniej, co stwierdzam z żalem, mówi się i pisze o jej tekstach.
Turowska ma taki sposób pisania o Osieckiej, że nie wydziera jej tajemnic. Doceniam, że wszelkie, nawet najwrażliwsze kwestie, ubiera w słowa tak, aby nie przybrały tonu plotkarskiego czasopisma. Wiąże się to jednak z tym, że książka Turowskiej nie jest de facto książką Turowskiej. Biografka bowiem w swej najnowszej publikacji przede wszystkim cytuje rozmaite materiały – dzienniki, wspomnienia jej przyjaciół, teksty piosenek.
Bardzo trudno napisać recenzję książki, która składa się prawie z samych cytacji. Oceniać tekstów Osieckiej nie będę – są fantastyczne. Dobrze, że Turowska wiele z nich przypomina czy odszukuje, bo nie są to teksty powszechnie znane. Pojawiają się także te, które zna zapewne każdy, kto się Osiecką choć w umiarkowanym stopniu interesuje (a i ten, kto nie – pewnie gdzieś się z nimi zetknął, przy okazji różnych recitali). Teksty samej biografki stanowią natomiast jedynie swoistą ramę dla przytaczanych cytacji, „sklejając” je ze sobą. Tak, dobiera fragmenty świetnie, dopracowane są także motta działów, które konstruuje z fragmentów piosenek czy wierszy, nie można mieć więc zastrzeżeń do pracy, którą autorka wykonała. Nie słychać jednak jej głosu wcale. Zapewne trudno o wypracowanie własnej dystynktywnej dykcji przy pasażach wziętych z tekstów „poetessy polskiej piosenki” (s. 10), bo Osiecka miała styl szczególny i trudny do podrobienia, ale jednak książka powinna być Turowskiej, nie Osieckiej. Autorka często ucieka się jedynie do wpisania swoistej zapowiedzi do przytoczonych dalej słów bohaterki swej książki, jakby była konferansjerką zapowiadającą głównego występującego na scenie. Turowska notuje np.: „Była bardzo kochliwa. W jej pamiętniku niemal na każdej stronie występuje inny chłopiec” (s. 18), po czym następują strony z pamiętnika tekściarki, przetykane jedynie krótkimi wstawkami, które mają nadać tok całości. Tak samo dzieje się choćby w przypadku zapisu: „15 grudnia 1970 roku” (s. 155), po którym następuje dwustronicowy cytat z dziennika.
Nie jestem więc w stanie najnowszej publikacji Zofii Turowskiej ocenić. Jest przede wszystkim zbiorem cytatów, na których podstawie nie mogę wnioskować na temat kunsztu pisarskiego biografki. Z drugiej strony – doceniam pracę w wyszukiwaniu i zestawianiu fragmentów tekstów, które dobrane są bardzo trafnie. Doceniam także, że Turowska nie zrobiła z biografii zbioru sensacyjek (pomija np. właściwie historię romansu Osieckiej z Przyborą). Oddała po prostu głos Osieckiej – tej, której nikomu nie żal.
Turowska nie podąża drogą Urszuli Ryciak, której wyrazista dykcja zdecydowanie odcina się od fragmentów, w których autorka „Potarganej w miłości. O Agnieszce Osieckiej” cytuje bohaterkę swej książki. Ryciak pisze na przykład tak: „W wyborach życiowych pozostanie bezkompromisowa. W dychotomii pomiędzy wyblakłym trwaniem a intensywnym mgnieniem opowie się zawsze za tym drugim” (Ryciak 2016: 266). Ma to swoje zarówno dobre, jak i złe strony – niektórych takie budowanie tekstu może drażnić, choć dla mnie, ze wszystkich biografii Osieckiej, jakie na rynku wydawniczym się pojawiły, ta jest najlepsza.
Jeśli ktoś nie zna Osieckiej, a chciałby ją poznać – niezatartą przez tysiące pomniejszych anegdot, z których wychodzi obraz tyle fascynujący, co zinfatylizowany i, zakładam, przekłamany, ale chce usłyszeć głos poetessy – bierzcie i czytajcie Turowską. Jeśli natomiast ktoś przeczytał już dzienniki, teksty zebrane i całą spuściznę Osieckiej, to nie dowie się absolutnie niczego nowego. Komu jednak nie przyda się powtórka?
Turowska ma taki sposób pisania o Osieckiej, że nie wydziera jej tajemnic. Doceniam, że wszelkie, nawet najwrażliwsze kwestie, ubiera w słowa tak, aby nie przybrały tonu plotkarskiego czasopisma. Wiąże się to jednak z tym, że książka Turowskiej nie jest de facto książką Turowskiej. Biografka bowiem w swej najnowszej publikacji przede wszystkim cytuje rozmaite materiały – dzienniki, wspomnienia jej przyjaciół, teksty piosenek.
Bardzo trudno napisać recenzję książki, która składa się prawie z samych cytacji. Oceniać tekstów Osieckiej nie będę – są fantastyczne. Dobrze, że Turowska wiele z nich przypomina czy odszukuje, bo nie są to teksty powszechnie znane. Pojawiają się także te, które zna zapewne każdy, kto się Osiecką choć w umiarkowanym stopniu interesuje (a i ten, kto nie – pewnie gdzieś się z nimi zetknął, przy okazji różnych recitali). Teksty samej biografki stanowią natomiast jedynie swoistą ramę dla przytaczanych cytacji, „sklejając” je ze sobą. Tak, dobiera fragmenty świetnie, dopracowane są także motta działów, które konstruuje z fragmentów piosenek czy wierszy, nie można mieć więc zastrzeżeń do pracy, którą autorka wykonała. Nie słychać jednak jej głosu wcale. Zapewne trudno o wypracowanie własnej dystynktywnej dykcji przy pasażach wziętych z tekstów „poetessy polskiej piosenki” (s. 10), bo Osiecka miała styl szczególny i trudny do podrobienia, ale jednak książka powinna być Turowskiej, nie Osieckiej. Autorka często ucieka się jedynie do wpisania swoistej zapowiedzi do przytoczonych dalej słów bohaterki swej książki, jakby była konferansjerką zapowiadającą głównego występującego na scenie. Turowska notuje np.: „Była bardzo kochliwa. W jej pamiętniku niemal na każdej stronie występuje inny chłopiec” (s. 18), po czym następują strony z pamiętnika tekściarki, przetykane jedynie krótkimi wstawkami, które mają nadać tok całości. Tak samo dzieje się choćby w przypadku zapisu: „15 grudnia 1970 roku” (s. 155), po którym następuje dwustronicowy cytat z dziennika.
Nie jestem więc w stanie najnowszej publikacji Zofii Turowskiej ocenić. Jest przede wszystkim zbiorem cytatów, na których podstawie nie mogę wnioskować na temat kunsztu pisarskiego biografki. Z drugiej strony – doceniam pracę w wyszukiwaniu i zestawianiu fragmentów tekstów, które dobrane są bardzo trafnie. Doceniam także, że Turowska nie zrobiła z biografii zbioru sensacyjek (pomija np. właściwie historię romansu Osieckiej z Przyborą). Oddała po prostu głos Osieckiej – tej, której nikomu nie żal.
Turowska nie podąża drogą Urszuli Ryciak, której wyrazista dykcja zdecydowanie odcina się od fragmentów, w których autorka „Potarganej w miłości. O Agnieszce Osieckiej” cytuje bohaterkę swej książki. Ryciak pisze na przykład tak: „W wyborach życiowych pozostanie bezkompromisowa. W dychotomii pomiędzy wyblakłym trwaniem a intensywnym mgnieniem opowie się zawsze za tym drugim” (Ryciak 2016: 266). Ma to swoje zarówno dobre, jak i złe strony – niektórych takie budowanie tekstu może drażnić, choć dla mnie, ze wszystkich biografii Osieckiej, jakie na rynku wydawniczym się pojawiły, ta jest najlepsza.
Jeśli ktoś nie zna Osieckiej, a chciałby ją poznać – niezatartą przez tysiące pomniejszych anegdot, z których wychodzi obraz tyle fascynujący, co zinfatylizowany i, zakładam, przekłamany, ale chce usłyszeć głos poetessy – bierzcie i czytajcie Turowską. Jeśli natomiast ktoś przeczytał już dzienniki, teksty zebrane i całą spuściznę Osieckiej, to nie dowie się absolutnie niczego nowego. Komu jednak nie przyda się powtórka?
LITERATURA:
Ryciak U.: „Potargana w miłości. O Agnieszce Osieckiej”. Kraków 2016.
Ryciak U.: „Potargana w miłości. O Agnieszce Osieckiej”. Kraków 2016.
Zofia Turowska: „Osiecka. Nikomu nie żal pięknych kobiet”. Marginesy. Warszawa 2020.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |