ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (409) / 2021

Natalia Grabka-Lubojańska,

AFRYKA(MERA) NA CZASY IZOLACJI (KRAINA 1000 OPOWIEŚCI: RWANDA)

A A A
Dzieje Rwandy pozostawiły wyraźny ślad w europejskiej i amerykańskiej (także kanadyjskiej) kulturze audiowizualnej. Rozkwit zainteresowania filmowców Krainą 1000 Wzgórz (jak nazywa się położoną w środkowowschodniej Afryce Rwandę) nastąpił w pierwszej dekadzie XXI wieku. Najbardziej znane obrazy to bez wątpienia „Hotel Rwanda” (2004) z rewelacyjną rolą Dona Cheadle’a, bardzo dobry „Shooting Dogs” (czy według telewizyjnego tłumaczenia „Strzelając do psów” z 2005 roku), równie mocne, wyprodukowane w tym samym roku „Czasem w kwietniu” (2005) czy o dwa lata późniejszy film „Podać rękę diabłu” (2007), będący ekranizacją autobiografii Romea Dallaire’a, głównodowodzącego sił pokojowych ONZ w Rwandzie w latach 1993-1994. Twórcy każdego z powyższych tytułów ukazują krwawe dzieje Rwandy z pamiętnego 1994 roku – roku naznaczonego brutalnym konfliktem o dominację w państwie, toczącym się pomiędzy dwoma plemionami, Hutu i Tutsi. Obydwa plemiona przybyły na tereny dzisiejszej Rwandy kolejno w VII i XIII wieku, zyskując tym samym dominację nad rdzenną ludnością Pigmejów Twa. Konflikt pomiędzy imigrantami narastał aż do końca ubiegłego wieku, kiedy 6 kwietnia 1994 roku niewiadomego pochodzenia sprawca zestrzelił samolot, na którego pokładzie znajdował się ówczesny prezydent Rwandy, Juvénal Habyarimana – przedstawiciel Hutu, odpowiedzialny m.in. za faworyzację tej społeczności w państwie. Kulminację tego wydarzenia, jak i wieloletniej, nieustannie narastającej niezgody stanowiły ludobójstwo i zaangażowanie ONZ w konflikt wewnątrzafrykański.

Od końca XX wieku sytuacja w Rwandzie uległa zmianie – kraj obecnie określany jest „Szwajcarią Afryki”. Mimo wielu osiągnięć rany z przeszłości nie do końca zostały jednak zabliźnione. Co się zmieniło? Jakimi widzą własny dom i życie w Rwandzie jej mieszkańcy i młodzi filmowcy? Odpowiedzi na to pytanie, a z pewnością refleksji w tym temacie dostarcza program 15. edycji festiwalu AfryKamera, która odbyła się online, na platformie Mojeekino.pl. W terminie od 21 do 30 grudnia można było obejrzeć aż 30 filmów o Afryce. To właśnie Rwandę, a także znajdujące się tuż obok Burundi organizatorzy uczynili jednym z głównych tematów wydarzenia. Dzięki współpracy z Międzynarodowym Festiwalem Afrykańskim Mashariki, który co roku odbywa się w Kigali – stolicy Rwandy, na tegorocznej AfryKamerze można było obejrzeć m.in. blok krótkometrażowych filmów zrealizowanych przez młodych twórców z Rwandy, zatytułowany „Kraina 1000 Opowieści: Rwanda”. Set shortów trwa w sumie 104 minuty i tworzy go 7 starannie wybranych obrazów, 7 różnych historii, z których każda rozgrywa się w Rwandzie. Jak określają je sami twórcy festiwalu, to „niezwykle innowacyjne oblicze kina rwandyjskiego, bardzo niezwykłego i poszukującego, kina o wyraźnej specyfice” (www.afrykamera.pl). Każdy z przedstawionych w secie filmów brał udział w wielu konkursach i został nagrodzony na różnych festiwalach (m.in. Mashariki AFF, Luxor AFF, Cameroon MFF, Silicon Valley AFF, AFF Lausanne, Silver Akbuzat, Blackstar FF, Uppsala FF, Kongo MFF, MFF Rotterdam, Africa in Motion, Ann Arbor FF, Berlin Biennale, FIFF Namur, IndieLisboa MFF, Międzynarodowy Festiwal Filmów Krótkometrażowych w Oberhausen, Festiwal Filmów Krótkometrażowych w Pradze etc.). Swoista i oryginalna forma oraz estetyka filmów przywodzą na myśl europejskie kina nowofalowe. Wraz z przedstawioną na ekranie opowieścią seans każdego kolejnego krótkiego metrażu w umyśle widza tworzy niezwykle spójny, ale i różnorodny obraz tętniącej tańcem, dźwiękiem i śpiewem kultury, naznaczonej śmiercią i bolesną stratą oraz poszukującej własnej tożsamości.

Kim jest Bóg Rwandy? Po co istnieje? „Nic o nim nie wiem” – pytają i dywagują młodzi bohaterowie filmu „Zabrałem się i poszedłem”. Niemy z kolei dialog, rozpisany na ekranie na czarnym tle, zestawiony z rodzinnymi fotografiami z przeszłości, prowadzi reżyserka i narratorka „Żółtej Mazdy i jego świątobliwości”. W ten sposób Sandra Heremans dzieli się z widzami historią swoich rodziców – mamy Afrykanki i misjonarza z Brukseli, który ją poślubił. Nadmiar nienazwanych emocji skłania autorkę do stworzenia audiowizualnej narracji inspirowanej tekstami Rolanda Barthes’a o fotografii. Doświadczenie „Innego” w swoim domu metaforycznie opisuje również bohater „Mugabo”, z podziwem opowiadając o wspinającym się po suficie gekonie, jednocześnie dochodząc do wniosku, że być może równie imponujący wydaje się gekonowi on sam – w końcu jego sufit dla gekona jest podłogą i odwrotnie.

Kiedy słowa i obrazy nie wystarczają, by zrozumieć otaczającą rzeczywistość i wyrazić siebie, część twórców rejestruje swoich bohaterów w tańcu, jak czyni to Philbert Aimé Mbabazi Sharangabo w „Zabrałem się i poszedłem”. Tej formie organizatorzy festiwalu poświęcają zresztą cały blok filmów afrykańskich pod nazwą „Africa Moving”, podkreślając w ten sposób szczególnie istotną rolę tańca w najróżniejszych zakątkach kontynentu. W tym samym filmie możemy również wsłuchać się w liryczny śpiew bohaterki, żegnającej bliską osobę. Muzyka przypominająca kołysankę stanowi melancholijne i wypełnione żalem tło dla dominującej w opowieściach z Rwandy tematyki śmierci. Wydaje się ona brutalna i wszechobecna. Własnego ojca w akcie samoobrony zabija kilkunastoletnia tytułowa Luna. Śmierci w wyniku postrzelenia doświadcza również jej młodszy towarzysz, Cedric, który wraz ze starszym bratem ukrywa się w zaniedbanym pustostanie po tym, jak ojciec chłopców postrzelił ich matkę. Ostatecznym starzałem kończy życie również bohater „Czekając”, który każdego dnia oczekuje przed domem swego pracodawcy, by otworzyć bramę, gdy ten wróci do domu. Po pracy wysiaduje natomiast przy łóżku umierającej matki, najrzadziej pielęgnując swoją pasję do rapowania. Mężczyzna umiera nagle, niespodziewanie, w wyniku cichego wystrzału z przejeżdżającego samochodu. W przywołanych tu filmach niewiele jest zresztą wyjaśnień każdej ze śmierci – czy była ona konieczna? Z pewnością nie. Jaką motywacją kierowali się napastnicy? Rzadko wybrzmiewa to z ust bohaterów, często trudno również odgadnąć z perspektywy widza – co tylko potęguje uczucie żalu, złości czy niesprawiedliwości.

Motyw śmierci machinalnie przywołuje w pamięci krwawe dzieje Rwandy z lat 90. Trudno rozstrzygnąć, czy to aby na pewno tylko przeszłość. Niewątpliwie jest to sposób, by wyrazić wciąż obecne ból i cierpienie tamtych lat. Wątek powrotu do przeszłości bezpośrednio przedstawiony jest w filmie „Mugabo”, którego bohaterka po latach wraca do rodzinnego miasta, a na ekranie naprzemiennie pojawiają się i znikają czarno-białe i wielokolorowe obrazy-wspomnienia oraz ujęcia rejestrujące moment teraźniejszości, powrotu do domu. Ów powrót to także podróż ku odnalezieniu własnej tożsamości i związanych z nią emocji, bo choć nie ma tutaj obrazów przywołujących czas samego konfliktu czy ludobójstwa, trudno nie dostrzec rodzinnych dokumentów osobistych, na których zaznaczona jest przynależność do plemienia Tutsi. Historia Rwandy wydaje się więc wciąż żywa dla Rwandyjczyków, o czym świadczy również film otwarcia, pełnometrażowa „Maria Panna Nilu”. Obraz w reżyserii Atiqa Rahimiego zdobył Kryształowego Niedźwiedzia dla najlepszego filmu pełnometrażowego na tegorocznym Berlinale, a w Polsce miał swoją premierę właśnie na AfryKamerze. Zrealizowany na podstawie książki Scholastique Mukasongi o tym samym tytule, film opowiada o konflikcie na tle plemiennej przynależności, który wybucha w żeńskiej szkole im. Marii Panny Nilu, prowadzonej przez siostry zakonne w 1973 roku w Rwandzie. W szkole kształcą się dziewczęta, które w przyszłości mają stanowić elitę tego kraju. Być może to te kobiety lub z podobnej placówki dzisiaj zajmują miejsca w rwandyjskim parlamencie (aktualnie o najwyższym odsetku kobiet parlamentarzystek na świecie). Rola i pozycja kobiet i dziewcząt w Rwandzie wciąż jednak okazuje się istotną i zaniedbaną kwestią. Aż 2 z 7 filmów („Rockabye” i „Udręka”) podnoszą problem prostytucji wśród kobiet, wczesnej ciąży, samotnie wychowujących dzieci matek i braku godnej dla nich pracy. To kolejna udręka rwandyjskich bohaterów i rwandyjskiego społeczeństwa, którą przedstawiają nam autorzy z Rwandy i kolejna, którą dzięki AfryKamerze możemy zobaczyć i usłyszeć.

Okazja do obejrzenia najnowszego kina afrykańskiego to rzecz rzadka, a za pewnością warta wykupienia biletów na poszczególny seans czy festiwalowego karnetu – nawet jeśli projekcja dostępna jest tylko online, w domowym zaciszu. W czasach niebywałej dla nas dotąd izolacji filmowa wycieczka do Afryki wydaje się niemałym luksusem. Każdą z tych mikroopowieści ogląda się z dużym zaciekawieniem. „Kraina 1000 Opowieści: Rwanda” to bowiem nie tylko podróż na daleki kontynent, do odległej kultury, o której wciąż mało wiemy. To również podróż poprzez najróżniejsze formy i barwy, pulsujące rytmy i obrazy, pełne zaskakujących pytań, prowadzących do ważnych i cennych refleksji.
„Kraina 1000 Opowieści: Rwanda”. Festiwal AfryKamera, 21-30 grudnia 2020. Dostępny na platformie Mojeekino.pl.