HULAJ HALNY, PIEKŁO JEST TUTAJ (IGOR JAREK: 'HALNY')
A
A
A
Spóźnienie na wichurę
Spóźniłam się na tę literacką „imprezę”. Z zapowiedzi wynikało mi, że to nie proza dla mnie, że ten typ fabuły i stylizacji mnie nie skusi. Powinnam pewnie już zaufać Niszy/Krystynie Bratkowskiej, że zawsze wydaje opowieści na wysokim poziomie; czasem takie, o których po prostu jeszcze nie wiem, że są też dla mnie. Efekt spóźnienia to pisanie o „Halnym” Igora Jarka już po tym, jak zainteresowani kulturą przeczytali ten zbiór lub przynajmniej o nim usłyszeli przy okazji nominacji do Paszportu „Polityki”, a niezainteresowani być może spotkali się z Jarkiem w związku z nagłośnieniem sytuacji rodziców dzieci niepełnosprawnych, gdy pojawiło się zagrożenie, że pisarz nie będzie mógł przyjąć nagrody. Autor „Halnego” nieszczególnie wierzy w powodzenie tej walki o prawa rodziców, skoro nie udało się zorganizowanym grupom w Sejmie, ale podejmuje starania i tak równocześnie zastrzegając, że sytuacja wpływa głównie na matki i cała sprawa powinna mieć kobiecą twarz (zob. audycje.tokfm.pl). Przy całej nadziei, że medialne zainteresowanie sprawą coś da, sądzę, że niedobrze by się stało, gdyby z pola widzenia uciekła sama książka. Na szczęście recepcja „Halnego” jest mocno odczuwalna – chociaż przez to będę o książce pisała w kontekście cudzych głosów. Głosów tych, którzy wykazali się lepszym niż moje wyczuciem i refleksem, chociaż nie wszyscy zachwytem porównywalnym z moim.
Na prozatorski debiut pochodzącego z Nikiszowca Jarka, który wcześniej pisał wiersze i tworzył komiksy z Judytą Sosną, składają się trzy publikowane wcześniej teksty: „Nowohucka kolęda” („Twórczość” 2018, nr 12), „Królowa” („Dialog” 2018, nr 10), „Halny” (fragment w „Małym Formacie” 2019, nr 3). I trudno nie zgodzić się z Wojciechem Szotem, że należałoby to w książce odnotować (zob. zdaniemszota.pl). Co nie zmienia faktu, że zestawione razem dobrze ze sobą grają, tworzą ciekawą całość, nawet jeśli nie były od początku planowane w takim układzie (dwa z nich miały funkcjonować jako monodramy). Już pierwsze opowiadanie imponuje konstrukcją i językiem. Umiejętne połączenie losów kilku postaci, czarny humor (wobec perspektywy bliskiej śmierci jedna z bohaterek zauważy: „No bo co to, kurwa, jest rok? Miałam patyczaka, co dłużej pociągnął” [s. 19]), zgryźliwe obserwacje („Słyszałam, gdzieś, że przed świętami to nawet wrodzy sobie żołnierze wyłazili z okopów, żeby sobie pożyczyć wszystkiego dobrego. Pewnie nie byli Polakami” [s. 21], „Po wizycie w piątym [przedszkolu – K.C.] doszło do mnie, że ten koleś, co wymyślił, żeby długoterminowym skazanym robić kursy z rytmiki dla przedszkolaków, musiał mieć niezłe poczucie humoru” [s. 31]), twardy, wręcz obraźliwy (przekleństwa, określenia w rodzaju „ciapaki”), jednak „obrobiony” w odświeżający sposób język. A kolejne dwa teksty trzymają ten wysoki poziom. Nic tu nie jest przypadkowe, nawet jeśli na przykład początek opowiadania „Halny” może sprawiać takie wrażenie. Bywa nawet poetycko, jak we fragmentach związanych z tytułowym wiatrem.
Powiew świeżości
Jarek stylizuje i celowo rozbraja własną stylizację prawie bez fałszywych nut. Może tylko nieco „zgrzytało” mi nadużywanie w ostatnim opowiadaniu przekręceń wyrazów – zabieg za prosty jak na to, co autor robi z większą finezją w całej książce. To żadna „chłopomania” czy „proletariatomania”. Fascynowało mnie napięcie między tym, jak bohaterowie brutalnie mówią, a tym, jacy wrażliwi są w środku. Zresztą czasem to napięcie Jarek ujawnia i w snutych przez bohaterów narracjach na poziomie językowych zderzeń „niskiego” z „wysokim”: „Pojebało cię chyba, Zibi, wygarnąłem gnojowi. Jak niby mam tutaj wtaszczyć tego gościa? On ma, kurna, kilka eonów na karku” (s. 190). Jednak najciekawszy wydał mi się właśnie konflikt między tym, jakie my, czytelnicy, znamy wersje postaci dzięki ich wewnętrznym monologom, a tym, co widzą inni, czyli ci, którzy obcują tylko z ich zewnętrznym „ja”. Uwyraźnia się to najmocniej w przypadku ojca Bartka w „Nowohuckiej kolędzie”: alkoholika, który zaprzepaścił muzyczną karierę, a po wyjściu z więzienia nie może odbudować życia. Ale i pozostali bohaterowie, często mniej lub bardziej świadomie wysługujący się bandytom, są inni „po wierzchu”, a inni w środku. Przy czym mnie ten dysonans pociągał, a Wojciech Szot zapisuje to na minus: „Obdarzanie całkiem przeciętnych normalsów ponadprzeciętnym dowcipem i inteligencją powoduje dysonans, który przeszkadzał mi w lekturze” (zdaniemszota.pl).
Te zderzenia, napięcia, lekkość, z jaką Jarek snuje opowieści głosami swoich przemyślanych bohaterów, sprawiały, że czasem zapominałam, z jak brutalną wizją świata mamy tu do czynienia. Oczywiście pojawić się muszą wobec takiego debiutu zapędy porównawcze, a to z Markami – Nowakowskim czy Hłaską, a to z bliższymi czasowo Dorotą Masłowską i Pawłem Sołtysem, nieomijającymi wszak ciemnych miejskich zaułków, by potem rozświetlić je językową inwencją. Mnie chodziła jeszcze po głowie, chyba zbyt krótko pamiętana, mimo paru nominacji do nagród, „Floryda” Grzegorza Bogdała. A nawet, chociaż to przecież inna literatura, przypomniały mi się wydane drukiem internetowe pasty Malcolma XD. Jednak moim zdaniem broni się „Halny” jako coś „własnego”, debiut niedający się zamknąć w zestawieniach z poprzednikami. Paradoksalnie wynikać to może, poza warsztatową sprawnością stylistyczną i kompozycyjną, z sięgnięcia po wzorce znacznie bardziej uniwersalne niż te dotyczące „brudnych” tematów w polskiej literaturze.
To nie wiatr życiowych zmian
Jarek, snując różne historie, wciąż pisze o ludziach po upadku, próbujących się podnieść i naprawić swoje życie. Tyle że są oni właściwie z góry skazani na porażkę. Ostatnie opowiadanie, w którym akcja toczy się według godzin, to wręcz jak odliczanie do niechybnej katastrofy. Paulina Małochleb zauważa, że Jarek „Przywołuje determinizm rodem z francuskiej powieści realistycznej: kto wyszedł z biedy, nie ma szans na spokój, kto raz wszedł w świat przestępczy, już się z niego nie wydostanie, kto odsiedział swoje w więzieniu, nie powróci do społeczeństwa” (krytykapolityczna.pl). Ale gdyby to były tylko opowiastki o klasowym „upupieniu”, nawet bardzo zgrabnie napisane, nie byłoby się chyba nad czym aż tak pochylać. I czytając ten zbiór, cały czas miałam wrażenie, że pod spodem coś jest, coś większego – a po lekturze interpretacji zaproponowanej przez Małochleb chyba już wiem co. Wszystko składa się w całość, znika nawet wątpliwość, czy aby nie za dużo tu czasem zbiegów okoliczności. To nie zbiegi okoliczności. To Los.
Krytyczka w tekście „Tragedia grecko-nowohucka” pokazuje, że „za każdym razem Jarek przepracowuje schemat fabularny greckiej tragedii i wykorzystuje jej elementy do opowieści o postaciach z marginesu” (krytykapolityczna.pl). Bohater „Halnego” stwierdza choćby: „Aż mi się przypomina jedna laska, co miała taką puszkę. A w tej puszcze same nieszczęścia” (s. 253), a Małochleb wskazuje i inne konkretne nawiązania i podkreśla przewrotność przejęcia przez policję roli bogów, od których zależy zakończenie poszczególnych historii. Nie odmówię sobie zacytowania rewelacyjnej frazy chwytającej, jak sądzę, sedno sprawy: „Jarek staje się w tym układzie jakimś nowym polskim Sofoklesem, swobodnie żonglującym kurwami i dramatyczną fabułą” (krytykapolityczna.pl). Inni komentatorzy prozatorskiego debiutu Jarka, nawet jeśli deklarują pozostanie „przy polskiej tragedii” (Georgina Gryboś, literackakavka.pl) albo wskazują na podobieństwo perypetii bohaterów „Halnego” do rosyjskiej koncepcji losu – choć nie zapominając o antyku (Piotr Kofta, polskieradio.pl), krążą, często już w tytułach recenzji, właśnie wokół tragicznej determinacji przebiegu zdarzeń. Jan Bińczycki pisze w „Nowohuckim fatalizmie losu”, że „autor »Halnego« nie zadłuża się w rzeczywistości dla prostego oddania realiów, ale by pokazać fatalizm losów bohaterek i bohaterów, którym przydarza się wszystko co najgorsze, a którzy pomimo wysiłków i (zwykle fałszywego lub krótkotrwałego) łutu szczęścia popadają w coraz poważniejsze kłopoty” (tlusty.substack.com). Chyba dopiero takie poszukanie pod fabułami i realiami opowiadań „boskiego” planu pozwala dostrzec wyjątkowość „Halnego” – której poza Szotem odmawia mu Jarosław Czechowicz, chociaż dostrzega fatalizm (krytycznymokiem.blogspot.com).
Czułość dla z(a)wianych
Czechowicza irytuje sugestia, że „każdy twardziel ma czułe serce”, a także „rozegrani[e] emocjonalnego szantażu na portretowaniu relacji rodzinnych – jakkolwiek toksycznych, zawsze przecież chwytających za serce, tym razem czytelnika” (krytycznymokiem.blogspot.com). I znów, dla mnie to zaleta, czuła równowaga dla nieczułej, zmierzającej do druzgocących finałów konstrukcji opowiadań. O ile bowiem prawie w całości zgadzam się z dającym narzędzia do uchwycenia lekturowych przeczuć odczytaniem Małochleb, o tyle w jednym punkcie rozmijam się z autorką „Tragedii grecko-nowohuckiej”: „Ale autor nie czyni z nich postaci sympatycznych, nie chce, byśmy jako czytelnicy ich specjalnie lubili” (krytykapolityczna.pl). Nie wiem, i nie wydaje mi się to kluczowe, czego Jarek w tym zakresie chce, ale ja tym postaciom naprawdę kibicowałam. Wbrew ich przemocowemu językowi i mimo że puszczające w ruch całą machinę upadku nieszczęścia sami na siebie ściągnęli. Może działa ta, postponowana przez Czechowicza, a mnie bliska, wizja „czułego serca”, ale narracje snute przez bohaterów, nawet gdy postępowali oni ewidentnie źle, wywoływały we mnie – poza podziwem dla językowego drygu Jarka i dla tej gryzącej ironii – współczucie. „Nowohucka kolęda”, „Królowa” i „Halny”, poza dowodem na misterne wykorzystanie pod spodem antycznych konwencji i postawienie na wierzchu celnych diagnoz o niemożliwości podniesienia się po porażce w Polsce, poza dysonansowo pięknym stylem, są dla mnie przede wszystkim opowieściami o pragnieniu bliskości. I o tym, że właśnie ono bohaterów gubi. Mają kogoś, za kogo oddaliby wszystko, a nieraz wręcz oddają. Ratuje to ich człowieczeństwo, każe podejmować próby walki, ale ostatecznie właśnie to skazuje ich na ostateczną porażkę.
LITERATURA:
Bińczycki J.: „Nowohucki fatalizm losu”. https://tlusty.substack.com/p/nowohucki-fatalizm-losu.
Czechowicz J.: „»Halny« Igor Jarek”. https://krytycznymokiem.blogspot.com/2020/12/halny-igor-jarek.html.
Gryboś G.: „Bohaterowie tragiczni”. http://literackakavka.pl/?p=1068.
„»Halny« i »Cudze słowa«. Kraków w powieści i opowiadaniach”. https://www.polskieradio.pl/8/2827/Artykul/2627603,Halny-i-Cudze-slowa-Krakow-w-powiesci-i-opowiadaniach.
„Igor Jarek o »Halnym«: »Opisuję ludzi, których znam, nigdy do końca dobrych czy złych«”. https://audycje.tokfm.pl/podcast/99424,Igor-Jarek-o-Halnym-Opisuje-ludzi-ktorych-znam-nigdy-do-konca-dobrych-czy-zlych.
Małochleb P.: „Tragedia grecko-nowohucka”. https://krytykapolityczna.pl/kultura/czytaj-dalej/paulina-malocheb-igor-janek-halny-recenzja.
Szot W.: „[RECENZJA] Igor Jarek, »Halny«”. https://zdaniemszota.pl/3569-recenzja-igor-jarek-halny.
Spóźniłam się na tę literacką „imprezę”. Z zapowiedzi wynikało mi, że to nie proza dla mnie, że ten typ fabuły i stylizacji mnie nie skusi. Powinnam pewnie już zaufać Niszy/Krystynie Bratkowskiej, że zawsze wydaje opowieści na wysokim poziomie; czasem takie, o których po prostu jeszcze nie wiem, że są też dla mnie. Efekt spóźnienia to pisanie o „Halnym” Igora Jarka już po tym, jak zainteresowani kulturą przeczytali ten zbiór lub przynajmniej o nim usłyszeli przy okazji nominacji do Paszportu „Polityki”, a niezainteresowani być może spotkali się z Jarkiem w związku z nagłośnieniem sytuacji rodziców dzieci niepełnosprawnych, gdy pojawiło się zagrożenie, że pisarz nie będzie mógł przyjąć nagrody. Autor „Halnego” nieszczególnie wierzy w powodzenie tej walki o prawa rodziców, skoro nie udało się zorganizowanym grupom w Sejmie, ale podejmuje starania i tak równocześnie zastrzegając, że sytuacja wpływa głównie na matki i cała sprawa powinna mieć kobiecą twarz (zob. audycje.tokfm.pl). Przy całej nadziei, że medialne zainteresowanie sprawą coś da, sądzę, że niedobrze by się stało, gdyby z pola widzenia uciekła sama książka. Na szczęście recepcja „Halnego” jest mocno odczuwalna – chociaż przez to będę o książce pisała w kontekście cudzych głosów. Głosów tych, którzy wykazali się lepszym niż moje wyczuciem i refleksem, chociaż nie wszyscy zachwytem porównywalnym z moim.
Na prozatorski debiut pochodzącego z Nikiszowca Jarka, który wcześniej pisał wiersze i tworzył komiksy z Judytą Sosną, składają się trzy publikowane wcześniej teksty: „Nowohucka kolęda” („Twórczość” 2018, nr 12), „Królowa” („Dialog” 2018, nr 10), „Halny” (fragment w „Małym Formacie” 2019, nr 3). I trudno nie zgodzić się z Wojciechem Szotem, że należałoby to w książce odnotować (zob. zdaniemszota.pl). Co nie zmienia faktu, że zestawione razem dobrze ze sobą grają, tworzą ciekawą całość, nawet jeśli nie były od początku planowane w takim układzie (dwa z nich miały funkcjonować jako monodramy). Już pierwsze opowiadanie imponuje konstrukcją i językiem. Umiejętne połączenie losów kilku postaci, czarny humor (wobec perspektywy bliskiej śmierci jedna z bohaterek zauważy: „No bo co to, kurwa, jest rok? Miałam patyczaka, co dłużej pociągnął” [s. 19]), zgryźliwe obserwacje („Słyszałam, gdzieś, że przed świętami to nawet wrodzy sobie żołnierze wyłazili z okopów, żeby sobie pożyczyć wszystkiego dobrego. Pewnie nie byli Polakami” [s. 21], „Po wizycie w piątym [przedszkolu – K.C.] doszło do mnie, że ten koleś, co wymyślił, żeby długoterminowym skazanym robić kursy z rytmiki dla przedszkolaków, musiał mieć niezłe poczucie humoru” [s. 31]), twardy, wręcz obraźliwy (przekleństwa, określenia w rodzaju „ciapaki”), jednak „obrobiony” w odświeżający sposób język. A kolejne dwa teksty trzymają ten wysoki poziom. Nic tu nie jest przypadkowe, nawet jeśli na przykład początek opowiadania „Halny” może sprawiać takie wrażenie. Bywa nawet poetycko, jak we fragmentach związanych z tytułowym wiatrem.
Powiew świeżości
Jarek stylizuje i celowo rozbraja własną stylizację prawie bez fałszywych nut. Może tylko nieco „zgrzytało” mi nadużywanie w ostatnim opowiadaniu przekręceń wyrazów – zabieg za prosty jak na to, co autor robi z większą finezją w całej książce. To żadna „chłopomania” czy „proletariatomania”. Fascynowało mnie napięcie między tym, jak bohaterowie brutalnie mówią, a tym, jacy wrażliwi są w środku. Zresztą czasem to napięcie Jarek ujawnia i w snutych przez bohaterów narracjach na poziomie językowych zderzeń „niskiego” z „wysokim”: „Pojebało cię chyba, Zibi, wygarnąłem gnojowi. Jak niby mam tutaj wtaszczyć tego gościa? On ma, kurna, kilka eonów na karku” (s. 190). Jednak najciekawszy wydał mi się właśnie konflikt między tym, jakie my, czytelnicy, znamy wersje postaci dzięki ich wewnętrznym monologom, a tym, co widzą inni, czyli ci, którzy obcują tylko z ich zewnętrznym „ja”. Uwyraźnia się to najmocniej w przypadku ojca Bartka w „Nowohuckiej kolędzie”: alkoholika, który zaprzepaścił muzyczną karierę, a po wyjściu z więzienia nie może odbudować życia. Ale i pozostali bohaterowie, często mniej lub bardziej świadomie wysługujący się bandytom, są inni „po wierzchu”, a inni w środku. Przy czym mnie ten dysonans pociągał, a Wojciech Szot zapisuje to na minus: „Obdarzanie całkiem przeciętnych normalsów ponadprzeciętnym dowcipem i inteligencją powoduje dysonans, który przeszkadzał mi w lekturze” (zdaniemszota.pl).
Te zderzenia, napięcia, lekkość, z jaką Jarek snuje opowieści głosami swoich przemyślanych bohaterów, sprawiały, że czasem zapominałam, z jak brutalną wizją świata mamy tu do czynienia. Oczywiście pojawić się muszą wobec takiego debiutu zapędy porównawcze, a to z Markami – Nowakowskim czy Hłaską, a to z bliższymi czasowo Dorotą Masłowską i Pawłem Sołtysem, nieomijającymi wszak ciemnych miejskich zaułków, by potem rozświetlić je językową inwencją. Mnie chodziła jeszcze po głowie, chyba zbyt krótko pamiętana, mimo paru nominacji do nagród, „Floryda” Grzegorza Bogdała. A nawet, chociaż to przecież inna literatura, przypomniały mi się wydane drukiem internetowe pasty Malcolma XD. Jednak moim zdaniem broni się „Halny” jako coś „własnego”, debiut niedający się zamknąć w zestawieniach z poprzednikami. Paradoksalnie wynikać to może, poza warsztatową sprawnością stylistyczną i kompozycyjną, z sięgnięcia po wzorce znacznie bardziej uniwersalne niż te dotyczące „brudnych” tematów w polskiej literaturze.
To nie wiatr życiowych zmian
Jarek, snując różne historie, wciąż pisze o ludziach po upadku, próbujących się podnieść i naprawić swoje życie. Tyle że są oni właściwie z góry skazani na porażkę. Ostatnie opowiadanie, w którym akcja toczy się według godzin, to wręcz jak odliczanie do niechybnej katastrofy. Paulina Małochleb zauważa, że Jarek „Przywołuje determinizm rodem z francuskiej powieści realistycznej: kto wyszedł z biedy, nie ma szans na spokój, kto raz wszedł w świat przestępczy, już się z niego nie wydostanie, kto odsiedział swoje w więzieniu, nie powróci do społeczeństwa” (krytykapolityczna.pl). Ale gdyby to były tylko opowiastki o klasowym „upupieniu”, nawet bardzo zgrabnie napisane, nie byłoby się chyba nad czym aż tak pochylać. I czytając ten zbiór, cały czas miałam wrażenie, że pod spodem coś jest, coś większego – a po lekturze interpretacji zaproponowanej przez Małochleb chyba już wiem co. Wszystko składa się w całość, znika nawet wątpliwość, czy aby nie za dużo tu czasem zbiegów okoliczności. To nie zbiegi okoliczności. To Los.
Krytyczka w tekście „Tragedia grecko-nowohucka” pokazuje, że „za każdym razem Jarek przepracowuje schemat fabularny greckiej tragedii i wykorzystuje jej elementy do opowieści o postaciach z marginesu” (krytykapolityczna.pl). Bohater „Halnego” stwierdza choćby: „Aż mi się przypomina jedna laska, co miała taką puszkę. A w tej puszcze same nieszczęścia” (s. 253), a Małochleb wskazuje i inne konkretne nawiązania i podkreśla przewrotność przejęcia przez policję roli bogów, od których zależy zakończenie poszczególnych historii. Nie odmówię sobie zacytowania rewelacyjnej frazy chwytającej, jak sądzę, sedno sprawy: „Jarek staje się w tym układzie jakimś nowym polskim Sofoklesem, swobodnie żonglującym kurwami i dramatyczną fabułą” (krytykapolityczna.pl). Inni komentatorzy prozatorskiego debiutu Jarka, nawet jeśli deklarują pozostanie „przy polskiej tragedii” (Georgina Gryboś, literackakavka.pl) albo wskazują na podobieństwo perypetii bohaterów „Halnego” do rosyjskiej koncepcji losu – choć nie zapominając o antyku (Piotr Kofta, polskieradio.pl), krążą, często już w tytułach recenzji, właśnie wokół tragicznej determinacji przebiegu zdarzeń. Jan Bińczycki pisze w „Nowohuckim fatalizmie losu”, że „autor »Halnego« nie zadłuża się w rzeczywistości dla prostego oddania realiów, ale by pokazać fatalizm losów bohaterek i bohaterów, którym przydarza się wszystko co najgorsze, a którzy pomimo wysiłków i (zwykle fałszywego lub krótkotrwałego) łutu szczęścia popadają w coraz poważniejsze kłopoty” (tlusty.substack.com). Chyba dopiero takie poszukanie pod fabułami i realiami opowiadań „boskiego” planu pozwala dostrzec wyjątkowość „Halnego” – której poza Szotem odmawia mu Jarosław Czechowicz, chociaż dostrzega fatalizm (krytycznymokiem.blogspot.com).
Czułość dla z(a)wianych
Czechowicza irytuje sugestia, że „każdy twardziel ma czułe serce”, a także „rozegrani[e] emocjonalnego szantażu na portretowaniu relacji rodzinnych – jakkolwiek toksycznych, zawsze przecież chwytających za serce, tym razem czytelnika” (krytycznymokiem.blogspot.com). I znów, dla mnie to zaleta, czuła równowaga dla nieczułej, zmierzającej do druzgocących finałów konstrukcji opowiadań. O ile bowiem prawie w całości zgadzam się z dającym narzędzia do uchwycenia lekturowych przeczuć odczytaniem Małochleb, o tyle w jednym punkcie rozmijam się z autorką „Tragedii grecko-nowohuckiej”: „Ale autor nie czyni z nich postaci sympatycznych, nie chce, byśmy jako czytelnicy ich specjalnie lubili” (krytykapolityczna.pl). Nie wiem, i nie wydaje mi się to kluczowe, czego Jarek w tym zakresie chce, ale ja tym postaciom naprawdę kibicowałam. Wbrew ich przemocowemu językowi i mimo że puszczające w ruch całą machinę upadku nieszczęścia sami na siebie ściągnęli. Może działa ta, postponowana przez Czechowicza, a mnie bliska, wizja „czułego serca”, ale narracje snute przez bohaterów, nawet gdy postępowali oni ewidentnie źle, wywoływały we mnie – poza podziwem dla językowego drygu Jarka i dla tej gryzącej ironii – współczucie. „Nowohucka kolęda”, „Królowa” i „Halny”, poza dowodem na misterne wykorzystanie pod spodem antycznych konwencji i postawienie na wierzchu celnych diagnoz o niemożliwości podniesienia się po porażce w Polsce, poza dysonansowo pięknym stylem, są dla mnie przede wszystkim opowieściami o pragnieniu bliskości. I o tym, że właśnie ono bohaterów gubi. Mają kogoś, za kogo oddaliby wszystko, a nieraz wręcz oddają. Ratuje to ich człowieczeństwo, każe podejmować próby walki, ale ostatecznie właśnie to skazuje ich na ostateczną porażkę.
LITERATURA:
Bińczycki J.: „Nowohucki fatalizm losu”. https://tlusty.substack.com/p/nowohucki-fatalizm-losu.
Czechowicz J.: „»Halny« Igor Jarek”. https://krytycznymokiem.blogspot.com/2020/12/halny-igor-jarek.html.
Gryboś G.: „Bohaterowie tragiczni”. http://literackakavka.pl/?p=1068.
„»Halny« i »Cudze słowa«. Kraków w powieści i opowiadaniach”. https://www.polskieradio.pl/8/2827/Artykul/2627603,Halny-i-Cudze-slowa-Krakow-w-powiesci-i-opowiadaniach.
„Igor Jarek o »Halnym«: »Opisuję ludzi, których znam, nigdy do końca dobrych czy złych«”. https://audycje.tokfm.pl/podcast/99424,Igor-Jarek-o-Halnym-Opisuje-ludzi-ktorych-znam-nigdy-do-konca-dobrych-czy-zlych.
Małochleb P.: „Tragedia grecko-nowohucka”. https://krytykapolityczna.pl/kultura/czytaj-dalej/paulina-malocheb-igor-janek-halny-recenzja.
Szot W.: „[RECENZJA] Igor Jarek, »Halny«”. https://zdaniemszota.pl/3569-recenzja-igor-jarek-halny.
Igor Janek: „Halny”. Nisza. Warszawa 2020.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |