ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (409) / 2021

Anna Fiałkowska,

WE'RE ONLY TOURISTS IN THIS LIFE (MARIA HALBER: 'PRZEJŚCIA')

A A A
„Przejścia” to debiutancki tom Marii Halber, wydany w tym roku przez warszawski Staromiejski Dom Kultury. Wiersze i oprawa graficzna autorstwa Oli Wasilewskiej, czyli okładka i grafiki wewnątrz książki, tworzą spójną historię – jest to opowieść o codziennym życiu, relacja podmiotki z obojętnego, wielkiego miasta.

Konceptualność książki zauważyć można nie tylko na poziomie wizualnym, ale także w układzie utworów. Otwierający tom wiersz „przepowiedziano” rozpoczyna się zaakcentowaniem czerni: „teraz spowiło czarne, w tym czarnym: kropki / kreski, drobny śnieg.” (s. 3). W przedostatnim tekście czerń powraca: „przepastność rzeczy. świat, który czarny, czernią bezpieczny” („wyobraź sobie”, s. 35). „Przepowiedziano” zdaje się nadawać ton kolejnym wierszom; w otwierającym utworze pojawiają się jeszcze inne, powtarzające się w książce motywy: „losowa przepowiednia”, czekanie, miasto, „ogrom historii marnych”. To właśnie ta ostatnia fraza jest w pewien sposób kluczowa – wiersze Halber są notatkami z codzienności, historiami „marnymi” o tyle, że ich główną wymową jest rozpacz przechodząca w obojętność. Podmiotka utworów zmaga się z bezsensownością codziennej egzystencji, jest jednocześnie obserwatorką wydarzeń, jak i ich uczestnikiem – w takim wymiarze, że beznamiętność obrazów z miasta pulsuje w jej pamięci i jest powodem narastającej rezygnacji. Wiersze w „Przejściach” są zapisami gorzkich i przykrych sytuacji codziennych: „widziałam: psy jak martwe w autobusach, ich zmiany, rozkład na warstwy / psią krew. morza kwiecistych sukienek, ręce lepkie jak tłuszcz. oczywistość / zdarzeń” („przystanek na żądanie, psy”, s. 4); „drzewa drążą dziury w niebie, na gałęziach gołębie drgają jak śnięte” („[…]”, s.12); „i spłynął autobus Piękną, a ja wciąż pieszo, opakowali mnie w smog / w brud i kurz, w mróz topniejący” („( )”, s. 34).

Oprócz relacji z miejskim sztafażem jest też w „Przejściach” drugi wymiar – osobiste doświadczenia i przeżycia podmiotki. Te bardziej konfesyjne, intymne wiersze znajdują się w środku książki, okolone jakby ścianą z utworów poświęconych miastu. Tutaj dominuje ton smutny, rozpaczliwy, zrezygnowany. W prawie każdym tekście powtarza się motyw czekania, czy raczej przeczekania rzeczywistości: „leżę, więc będę / leżeć uparcie, wyczekiwać. niech wycieka przez szpary / prześwity – nieszczelności; i którędy najsprawniej, którędy / najmniej ustępliwie? coraz ciszej patrzę, coraz mniej jestem” („źródła są niecierpliwe”, s. 13); „(…) myślałam: nie ma już we mnie miłości – / paznokciem podważyłam skórę i była: drobinka kurzu / okruszek” („[…]”, s. 18); „drugą dobę leży w łazience, śpi / prawie. do drzwi dobijają się / ludzie, ona wciąż tylko śpiewa / sennie: nie chcę was. wyjdźcie” („kolejna banalna piosenka o miłości”, s. 19). Można rozumieć to przyczajenie, przeczekanie, trwanie w bezpiecznym miejscu jako próbę schowania się przed okrutną rzeczywistością, przed obojętnym miastem.

Czytając wiersze Halber mam wrażenie, że autorka bardzo sprawnie stosuje poetykę ściśniętego gardła – podmiotka mówi o ważnych, trudnych sprawach, jednak nie jest w stanie powiedzieć o nich wprost ani podjąć działania innego, niż czekanie w ukryciu. Odczytane w ten sposób „Przejścia” są książką zwracającą uwagę na okrucieństwo codziennego życia. Można rozpoznać wiersze jako zapis nie tylko rezygnacji, ale i próbę zwrócenia uwagi na dotkliwą obojętność.. Wielkie miasto, dom, w którym się żyje – to u Halber miejsca niczyje: „światełko? kwadracik przytulny sześcian, wyobraź sobie: osoby, że dom / że w nim też nas nie ma” („wyobraź sobie”, s. 35). Urywany, ginący głos i dotkliwe opisy szarej rzeczywistości to niezaprzeczalny atut „Przejść”. Tytułowy wiersz, umieszczony w samym centrum książki, jest kulminacją rezygnacji, a jednocześnie wołaniem o zmianę: „mieć w sobie zawleczkę, mieć w sobie zapadnię / naraz przejść z siebie w siebie i zmaleć i wzrosnąć / mieć w sobie lont” (s. 23). Ten lont, który mógłby istnieć i mógłby zostać podpalony, może być rozumiany jako iskierka nadziei w świecie pełnym rezygnacji. Mimo że wiersze Halber tchną rozpaczą, opowiadają o pustce i obojętności, można wyczuć w nich nadzieję na zmianę; musi ona jednak wyjść ze strony podmiotki, nie z zewnątrz.

„Przejścia” to debiut Marii Halber, jednak tom jest nie tylko ułożony w bardzo przemyślany sposób, ale także napisany autorskim, wyróżniającym się językiem. Opowiada o codziennym życiu w wielkim mieście, czyli czymś skrajnie zwyczajnym, a wszystkie „historie marne” są skonstruowane w poruszający sposób. Szarość codzienności nie jest pretekstem do krytyki lub wrogiem podmiotki; Halber stawia swój głos w samym centrum zwyczajności. Osoba mówiąca w wierszach jest obserwatorką i uczestniczką codziennych spraw, a jednocześnie opowiada o skrajnie intymnych doświadczeniach. Świat wewnętrzny przenika się ze światem zewnętrznym. Wiersze w efekcie są – tylko i aż – relacją z życia zwykłego człowieka. Mogłoby się wydawać, że to mało – ale biorąc pod uwagę niewielką ilość poezji tak wrażliwej i bliskiej rzeczywistości, jest to bardzo dużo.
Maria Halber: „Przejścia”. Staromiejski Dom Kultury. Warszawa 2020.