
SPISEK JOGI
A
A
A
Żyjemy w ikonicznym pejzażu, którego ukonstytuowanie i źródłowość dla potencjalnego konsumenta obrazów jest zapoznana, enigmatyczna i – niejednokrotnie – mało interesująca... Jest to tym bardziej zaskakujące, że domena ikony stała się poniekąd wyznacznikiem współczesnej komunikacji. A przecież percepcja i recepcja świata jest dzisiaj zapośredniczona najpierw przez obraz, a dopiero w dalszej kolejności – przez konotowane przezeń figury wyobraźni.
Twórczość Tomasza Kozaka eksploruje i komunikuje to zapośredniczenie. Filmy artysty stanowią zarazem egzemplifikację tej idei na obszarze samego medium. Technologia found-footage’u jest bowiem realizacją problematyki struktury także na poziomie metajęzykowym. Strukturalna konotacja i częste wykorzystywanie techniki filmów bezkamerowych nie są jednak tematem wiodącym prac Kozaka, jakkolwiek właśnie semantyka i (inter)tekstualność w jakiejś mierze odbijają i powielają idee de- i rekonstruowane przez artystę. Przytłaczająca większość powstałych w ostatnich kilku latach prac – zwłaszcza zaś „Klasztor Inversus” (2003), „Polacy! Jeszcze jeden wysiłek!” (2004), „Zmurzynienie – historia pewnej metafory” (2006) czy dyptyk „Lekcja jogi / Lekcja lucyferyczna” (2007) – to dzieła kolonizujące kulturowe „resztki” i jednocześnie „pasożytujące” na istniejących w ikonosferze oraz literaturze tekstach kultury. Operowanie na archaicznych sensach i wygrywanie nowych znaczeń nie jest właściwie niczym nowym, gdyż większość dzisiejszych produkcji kulturowych zajmuje się cytowaniem i miksowaniem fragmentów. Jednak przypadek Tomasza Kozaka jest zjawiskiem w polskiej sztuce dość odosobnionym. Artysta ten bowiem zawarł swoisty symboliczny pakt, w ramach którego przywołuje najbardziej – zdawałoby się – skompromitowane i znaczeniowo wyeksploatowane teksty modernizmu. Co więcej – uzurpuje i dopatruje się w tej schedzie śladów, genealogii tudzież części składniowych współczesnej, ponowoczesnej kultury – zarówno w jej ikonograficznej, jak i konceptualnej warstwie. Przywołane przezeń cytaty – na przykład z Sienkiewicza („Klasztor...”), z Jüngera i Borowskiego („Zmurzynieni...”), czy też ostatnio z Tadeusza Micińskiego („Joga...”) – są elementami klasycznego repertuaru, którym karmiły się – w swoim czasie – wiodące kulturowe narracje. Wszystkie łącznie, jak wiemy, bywały depozytariuszami swojej epoki i – generalnie – modernizmu.
Tomasz Kozak jest najwyraźniej fascynatem lapidariów i osobliwości. Traktuje je jako jednostki nowej syntagmy, w której – okazuje się – pełnią one funkcję nie tylko strukturalną (jako „bricolage”), ale również wciąż generują i komentują nowe kulturowe „sensy”. Egzemplifikacją tej tezy są – według artysty – postmoderne opowieści kultury masowej. Artysta wykorzystuje spośród nich „Gwiezdne wojny”, „Władcę pierścieni” oraz „Pasję” (Mela Gibsona). W rezultacie powstałe prace nie są jedynie wypisami i przypisami z literatury, audio- i wideo-sfery, lecz konstruują prowokacyjną próbę zaprezentowania już istniejących toposów reprezentacji. Świat przedstawienia – zdaje się dowodzić Kozak – jest uwikłany w schematy konstruujące nasz sposób postrzegania rzeczywistości. Dlatego też można jego prace postrzegać jako interpretacje i reperkusje procesu dekonstruowania i obnażania wizualnych klisz czy filozoficznych teorematów. Idea ta jest szczególnie wyrazista w dyptyku „Joga...”, gdzie też – jak przyznał w rozmowie ze Stachem Szabłowskim – mamy do czynienia z „próbą powtórnej realizacji pewnego postulatu, który Walter Benjamin określił jako potrzebę „budzenia rewolucyjnych mocy drzemiących w ‘starociach’”, a także założenia, że „wszelkie problemy współczesnej kultury uzyskują swe ostateczne sformułowania jedynie w kontekście filmu”. Okazuje się zatem, że z jednej strony prace Kozaka ilustrują pewien szerszy, zarysowany przez Benjamina, proces prymatu ruchomego obrazu. Z drugiej zaś – autor „Jogi...” prowadzi odbiorcę po modernistycznej dżungli postromantycznej literatury, która – w przypadku datującej się na początek XX wieku twórczości Tadeusza Micińskiego – epatuje archaicznym mitem i jednocześnie konfabuluje nowe związki z „duchem” słowiańszczyzny oraz schedą kultury judeochrześcijańskiej. Dekadenckie i mitotwórcze ostrze autora „Nietoty” uderza w paradygmat kultury rozumianej jako uniwersum mitów i demokracji głosów, przeciwstawiając mu dualistyczną wizję ścierających się przeciwieństw – domniemanej aryjskości (Polski indyjskiej) i spisku judeochrześcijaństwa. Wizja ta – jak nietrudno dostrzec – operuje immanentnie wpisaną w jej optykę spiskową teorią dziejów, przez co powinna – teoretycznie – być już zdezawuowana przez współczesną kulturę. Ta bowiem, co najmniej od czasów Levinasa, „układa się” z Innym, bądź dowodzi, że jest on elementem konstruowania naszej tożsamości. Tymczasem podobne, co u Micińskiego czy Jüngera, wyobrażenia oraz toposy znajdujemy w wytworach dzisiejszej kultury artystycznej (zwłaszcza masowej) i politycznej (szczególnie tej konserwatywnej). Odwołania Kozaka do realiów aktualnej sceny politycznej w Polsce nie umniejszają siły jego rażenia, bo analogiczne przecież syndromy i patologie odnaleźć możemy w kulturze amerykańskiej – począwszy od polityki, a skończywszy na języku władzy i mediów. Najnowsze prace Tomasza Kozaka to zatem ćwiczenia obrazujące nam jak dalece meandry romantycznego dyskursu wplecione są w nostalgiczne narracje ponowoczesności. Paroksyzmy i transgresyjne gesty sztuki krytycznej – wbrew niektórym jego komentatorom – ewidentnie powielają te niegdysiejsze motywy. Co jednak dla nas najbardziej istotne i wykraczające już poza polski aspekt, to fakt, że filmy Kozaka unaoczniają panujące (nie tylko w sztuce) nadużycia semantyczne. W tym świetle mit o zerwaniu współczesności z paradygmatem modernizmu okazuje się być kolejnym mitem, zaś pomiędzy tradycją uniwersalizmu a potrzebą opowiadania mikro-historii istnieje ciągłość. Jej wyrazem jest tylko (i aż) różnica oraz powtórzenie, a więc droga, jaką pokonała myśl od Nietzschego do Deleuze’ a. Reszta jest spiskiem sztuki i/albo jogi...
Twórczość Tomasza Kozaka eksploruje i komunikuje to zapośredniczenie. Filmy artysty stanowią zarazem egzemplifikację tej idei na obszarze samego medium. Technologia found-footage’u jest bowiem realizacją problematyki struktury także na poziomie metajęzykowym. Strukturalna konotacja i częste wykorzystywanie techniki filmów bezkamerowych nie są jednak tematem wiodącym prac Kozaka, jakkolwiek właśnie semantyka i (inter)tekstualność w jakiejś mierze odbijają i powielają idee de- i rekonstruowane przez artystę. Przytłaczająca większość powstałych w ostatnich kilku latach prac – zwłaszcza zaś „Klasztor Inversus” (2003), „Polacy! Jeszcze jeden wysiłek!” (2004), „Zmurzynienie – historia pewnej metafory” (2006) czy dyptyk „Lekcja jogi / Lekcja lucyferyczna” (2007) – to dzieła kolonizujące kulturowe „resztki” i jednocześnie „pasożytujące” na istniejących w ikonosferze oraz literaturze tekstach kultury. Operowanie na archaicznych sensach i wygrywanie nowych znaczeń nie jest właściwie niczym nowym, gdyż większość dzisiejszych produkcji kulturowych zajmuje się cytowaniem i miksowaniem fragmentów. Jednak przypadek Tomasza Kozaka jest zjawiskiem w polskiej sztuce dość odosobnionym. Artysta ten bowiem zawarł swoisty symboliczny pakt, w ramach którego przywołuje najbardziej – zdawałoby się – skompromitowane i znaczeniowo wyeksploatowane teksty modernizmu. Co więcej – uzurpuje i dopatruje się w tej schedzie śladów, genealogii tudzież części składniowych współczesnej, ponowoczesnej kultury – zarówno w jej ikonograficznej, jak i konceptualnej warstwie. Przywołane przezeń cytaty – na przykład z Sienkiewicza („Klasztor...”), z Jüngera i Borowskiego („Zmurzynieni...”), czy też ostatnio z Tadeusza Micińskiego („Joga...”) – są elementami klasycznego repertuaru, którym karmiły się – w swoim czasie – wiodące kulturowe narracje. Wszystkie łącznie, jak wiemy, bywały depozytariuszami swojej epoki i – generalnie – modernizmu.
Tomasz Kozak jest najwyraźniej fascynatem lapidariów i osobliwości. Traktuje je jako jednostki nowej syntagmy, w której – okazuje się – pełnią one funkcję nie tylko strukturalną (jako „bricolage”), ale również wciąż generują i komentują nowe kulturowe „sensy”. Egzemplifikacją tej tezy są – według artysty – postmoderne opowieści kultury masowej. Artysta wykorzystuje spośród nich „Gwiezdne wojny”, „Władcę pierścieni” oraz „Pasję” (Mela Gibsona). W rezultacie powstałe prace nie są jedynie wypisami i przypisami z literatury, audio- i wideo-sfery, lecz konstruują prowokacyjną próbę zaprezentowania już istniejących toposów reprezentacji. Świat przedstawienia – zdaje się dowodzić Kozak – jest uwikłany w schematy konstruujące nasz sposób postrzegania rzeczywistości. Dlatego też można jego prace postrzegać jako interpretacje i reperkusje procesu dekonstruowania i obnażania wizualnych klisz czy filozoficznych teorematów. Idea ta jest szczególnie wyrazista w dyptyku „Joga...”, gdzie też – jak przyznał w rozmowie ze Stachem Szabłowskim – mamy do czynienia z „próbą powtórnej realizacji pewnego postulatu, który Walter Benjamin określił jako potrzebę „budzenia rewolucyjnych mocy drzemiących w ‘starociach’”, a także założenia, że „wszelkie problemy współczesnej kultury uzyskują swe ostateczne sformułowania jedynie w kontekście filmu”. Okazuje się zatem, że z jednej strony prace Kozaka ilustrują pewien szerszy, zarysowany przez Benjamina, proces prymatu ruchomego obrazu. Z drugiej zaś – autor „Jogi...” prowadzi odbiorcę po modernistycznej dżungli postromantycznej literatury, która – w przypadku datującej się na początek XX wieku twórczości Tadeusza Micińskiego – epatuje archaicznym mitem i jednocześnie konfabuluje nowe związki z „duchem” słowiańszczyzny oraz schedą kultury judeochrześcijańskiej. Dekadenckie i mitotwórcze ostrze autora „Nietoty” uderza w paradygmat kultury rozumianej jako uniwersum mitów i demokracji głosów, przeciwstawiając mu dualistyczną wizję ścierających się przeciwieństw – domniemanej aryjskości (Polski indyjskiej) i spisku judeochrześcijaństwa. Wizja ta – jak nietrudno dostrzec – operuje immanentnie wpisaną w jej optykę spiskową teorią dziejów, przez co powinna – teoretycznie – być już zdezawuowana przez współczesną kulturę. Ta bowiem, co najmniej od czasów Levinasa, „układa się” z Innym, bądź dowodzi, że jest on elementem konstruowania naszej tożsamości. Tymczasem podobne, co u Micińskiego czy Jüngera, wyobrażenia oraz toposy znajdujemy w wytworach dzisiejszej kultury artystycznej (zwłaszcza masowej) i politycznej (szczególnie tej konserwatywnej). Odwołania Kozaka do realiów aktualnej sceny politycznej w Polsce nie umniejszają siły jego rażenia, bo analogiczne przecież syndromy i patologie odnaleźć możemy w kulturze amerykańskiej – począwszy od polityki, a skończywszy na języku władzy i mediów. Najnowsze prace Tomasza Kozaka to zatem ćwiczenia obrazujące nam jak dalece meandry romantycznego dyskursu wplecione są w nostalgiczne narracje ponowoczesności. Paroksyzmy i transgresyjne gesty sztuki krytycznej – wbrew niektórym jego komentatorom – ewidentnie powielają te niegdysiejsze motywy. Co jednak dla nas najbardziej istotne i wykraczające już poza polski aspekt, to fakt, że filmy Kozaka unaoczniają panujące (nie tylko w sztuce) nadużycia semantyczne. W tym świetle mit o zerwaniu współczesności z paradygmatem modernizmu okazuje się być kolejnym mitem, zaś pomiędzy tradycją uniwersalizmu a potrzebą opowiadania mikro-historii istnieje ciągłość. Jej wyrazem jest tylko (i aż) różnica oraz powtórzenie, a więc droga, jaką pokonała myśl od Nietzschego do Deleuze’ a. Reszta jest spiskiem sztuki i/albo jogi...
Tekst z katalogu towarzyszącego organizowanej przez Muzeum Narodowe w Szczecinie wystawie „Zatrute źródło. Sztuka polska w pejzażu poromantycznym”, Galeria Arsenał, Ryga, 31 sierpnia – 20 września 2007.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |