PRZEŁAMYWANIE BÓLU (CZĄSTKI KOBIETY)
A
A
A
Mówienie o traumie, jej przepracowywanie i ostateczne osiąganie katharsis to proces niesamowicie trudny, długotrwały oraz wymagający. Swoista intymność owego mechanizmu staje się często nieuchwytna do opisania i odtworzenia, ponieważ clou zawiera się w emocjach, które bywają ukrywane, duszone lub bagatelizowane. Stykając się z próbą przedstawienia ekranowych traum, bardzo często napotykałam się na powierzchowne sprowadzanie ich do poziomu samych zachowań – załamań, widocznych stanów depresyjnych i błędnego koła użalania się nad sobą. W filmowych obrazach traktujących o przepracowywaniu traum (lub chociaż podejmowaniu ku temu prób) nazbyt często brakuje subtelności, owej atmosfery intymności i poważnego studium psychiki bohaterów. Kornél Mundruczó w „Cząstkach kobiety” dokonał rzeczy niełatwej – nie tylko doskonale przedstawił przepracowywanie traumy sensu stricto, z pełnym uwzględnieniem wrażliwości tematu, lecz także stworzył analityczny obraz kobiecej psychiki, w którym odkrywanie swojego „ja” zagrało pierwsze skrzypce.
„Cząstki kobiety” okazały się obrazem nasyconym znaczeniem i symboliką. Twórcy od pierwszych scen, z chirurgiczną precyzją podeszli do przedstawienia tragedii, która spotkała główną bohaterkę, Marthę. Doskonale zbudowali tło dla przyszłych wydarzeń, które stawało się zarówno informacyjnym „backgroundem”, jak i swoistym preludium budującym napięcie. Miłe sceny oraz radość i optymizm bohaterów zakrywa bardzo duszna atmosfera, stająca się zapowiedzią tragedii, na którą czekają widzowie. Świadoma gra ciasnotą kadrów i skrupulatnie przemyślanym montażem zostanie z widzem już do końca seansu, co i rusz budując nowe znaczenia. Chociaż przez większość czasu to właśnie oczami Marthy będziemy widzieć świat, co zdecydowanie wzmaga utożsamianie się z bohaterką, w fabułę wprowadzone zostały także mikrotraumy jej najbliższych – przede wszystkim matki oraz partnera, Seana.
Ból po stracie dziecka, który odczuwa Martha, jest praktycznie niemożliwy do opisania w słowach, jednak twórcy, korzystając z możliwości, jakie daje obraz filmowy, przedstawili go w sposób zmysłowy, silnie oddziałujący na widza. Podczas oglądania niemalże „wchodzi się” w psychikę głównej bohaterki i przejmuje jej emocje – od smutku, przez żal i złość, aż do wyniszczającego otępienia. Utożsamienie się z Marthą umożliwia pełne odczuwanie tego, jak oddziałuje na nią świat zewnętrzny. Podczas gdy kobieta chce ustabilizować swoje myśli i robić to, co sama uznaje za słuszne, napotyka kolejne przeszkody. Silna ingerencja jej bliskich i próby nachalnej, nieudanej pomocy okazują się przynosić więcej szkody niż pożytku. Gesty te stają się igłami wbijanymi pod paznokcie, zarówno dla Marthy, jak i dla widza. Kobieta zostaje przytłoczona i stłamszona; z każdej strony wmawia się jej, że nie wie, co dla niej najlepsze. Otoczenie kompletnie bagatelizuje jej potrzeby i pragnienia, traktując ją jak machinę, której wystarczy podstawowa wymiana części, aby znów zadziałała, jak dawniej. Przypadek Marthy jest jednak niemożliwy do zaszufladkowania – bohaterka zamiast kozła ofiarnego i zemsty poszukuje zrozumienia swoich własnych uczuć. Zależy jej przede wszystkim na tym, aby zaogniona przez bliskich, ewidentnie toksyczna sytuacja dobiegła końca, by ona sama mogła nabrać wreszcie świeżego oddechu.
Atmosferę bólu i straty podbijają sugestywne, niekiedy naturalistyczne ujęcia. Sceny z porodu sprawiają, że widza przechodzą ciarki, natomiast późniejsze, jednoznaczne kadry z okresu nieszczęśliwego połogu kłują od środka i pozostawiają po sobie rozgoryczenie. Pomimo tego, że tragedia Marthy pozostaje bardzo osobista, skumulowana w psychice jednostki, a bohaterka początkowo próbuje ją zagłuszyć, mostem dla uczuć stają się jej relacje z bliskimi. Kobieta odseparowuje się od partnera i matki, ponieważ właśnie te dwie nicie mogą być dla niej najsilniejszymi punktami zapalnymi, prowadzącymi ku kompletnemu upadkowi. Chociaż początkowo wywołuje to u widza ambiwalentne uczucia – wszak cała trójka przeżywa tę samą stratę i tragedię, więc separacja wydaje się przesadna – bardzo szybko pokazuje, że śmierć dziecka i wydarzenia zaistniałe bezpośrednio wokół tej tragedii to tylko wierzchołek góry lodowej problemów. Twórcy dokonali w tym miejscu wyraźnego podziału – zarówno matka, jak i Sean próbują „trafić” do Marthy i sprawić, aby żyła dalej, ale ich intencje kategorycznie się od siebie różnią. Podczas gdy mężczyzną kierują czysto egoistyczne pobudki, matka usilnie stara się wzbudzić w córce chęć działania, aby zawalczyła o to, co jej się należy. Bohaterowie ci są niesamowicie silnymi punktami, swoistymi przystankami na drodze Marthy do ostatecznego oczyszczenia.
Zawarta w filmie symbolika, chociaż adekwatna, niekiedy okazuje się nieco zbyt bezpośrednia. Przewijające się motywy jabłka czy mostu bezsprzecznie dają widzowi sygnały zarówno co do znaczenia samego obrazu, jak i konkretnych scen. Ich jednotorowość staje się jednak jedynym uszczerbkiem na nieskazitelności produkcji. W „Cząstkach kobiety” na szczęście pojawia się o wiele więcej znaczeń ukrytych w drobnych gestach, stylistyce kadrów oraz wyglądzie samej Marthy. Obraz Mundruczó składa się właśnie z drobnych cząstek, na które rozbito zarówno fabułę, jak i główną bohaterkę. Vanessa Kirby gra przede wszystkim niedopowiedzeniami, niewerbalnością i osobistą subtelnością. Wyczucie, z jakim korzysta z najdrobniejszej zmiany mimiki lub ruchu palca, zasługuje na podziw. Wszystkie te czynniki oddziałują na widza i budują w nim poczucie poznania bohaterki. Tym samym pełnią też rolę receptorów jej stanów psychicznych i emocjonalnych, które w „Cząstkach kobiety” są podwalinami całej akcji.
Martha staje się studium przypadku kobiety w traumie – zważywszy na analityczne podejście twórców, o którym pisałam wcześniej, momentami zakrawa to wręcz o akt donacji, będący także jednym z podejmowanych w filmie wątków. Jej sytuacja, stan i uczucia są rozkładane na czynniki pierwsze i wstępnie analizowane, ale to w kwestii widza leży to, aby dokonać właściwego badania prowadzącego do wyciągnięcia wniosków i postawienia diagnozy. Oprócz tego, przez wyżej opisane zachowanie bliskich, rany Marthy są ciągle rozdrapywane, a proces gojenia i stabilizacji nieustannie się przedłuża, wprowadzając kobietę w stan coraz większego rozpadu. Twórcy bardzo sprytnie wykorzystali moment kryzysu głównej bohaterki, aby odbić ją od dna upadku psychicznego i rodzinnego. Wbrew pozorom, chociaż ten moment i wykorzystany motyw był przewidywalny, samej scenie daleko do sztampowości. Zamiast klasycznej mowy motywacyjnej prowadzącej do oczyszczenia atmosfery i reintegracji, widz ogląda festiwal wyrzutów sumienia, egoizmu i ignorancji. Ów fragment utwierdza tylko w przekonaniu, co tak naprawdę stoi na drodze Marthy do stabilizacji. Od tego momentu przemiana zapoczątkowana w bohaterce ewoluuje i zamiast brnąć w stronę zemsty sugerowanej przez najbliższych kobieta postanawia stawić czoła temu, co najbardziej ją trapi, i postąpić według własnego sumienia.
„Cząstki kobiety” okazały się filmem niezwykle emocjonalnym. Oglądanie go momentami przypomina samobiczowanie, ponieważ aż tak silnie postępuje utożsamienie własnych uczuć z uczuciami Marthy. Zdecydowanie nie jest to obraz łatwy – wywołuje ciarki na plecach i doprowadza do permanentnego poczucia żalu. Przez cały seans utrzymuje się wrażenie, że zakończenie musi przynieść albo coś niesamowitego, albo coś absolutnie rozbijającego na kawałki. Poczucie owo, ku satysfakcji widzów, zostaje spełnione, ale jego skromne fabularnie i formalnie ujęcie mimo wszystko zostawia szerokie pole interpretacyjne. Obraz Mundruczó nie tylko rewelacyjnie podejmuje trudne tematy osobistych tragedii, lecz także z wysublimowany sposób pokazuje, jak toksyczność otoczenia wpływa na jednostkę. Potraktowanie tych tematów z perspektywy kobiety i kobiecej psychiki nadaje „Cząstkom kobiety” wymownie feministycznego charakteru. W tym filmie tragedia oscyluje pomiędzy byciem powodem a konsekwencją, nigdy nie pozwalając się jednoznacznie określić, podobnie jak jednoznacznie określić nie dają się Martha i cały najnowszy obraz Kornéla Mundruczó.
„Cząstki kobiety” okazały się obrazem nasyconym znaczeniem i symboliką. Twórcy od pierwszych scen, z chirurgiczną precyzją podeszli do przedstawienia tragedii, która spotkała główną bohaterkę, Marthę. Doskonale zbudowali tło dla przyszłych wydarzeń, które stawało się zarówno informacyjnym „backgroundem”, jak i swoistym preludium budującym napięcie. Miłe sceny oraz radość i optymizm bohaterów zakrywa bardzo duszna atmosfera, stająca się zapowiedzią tragedii, na którą czekają widzowie. Świadoma gra ciasnotą kadrów i skrupulatnie przemyślanym montażem zostanie z widzem już do końca seansu, co i rusz budując nowe znaczenia. Chociaż przez większość czasu to właśnie oczami Marthy będziemy widzieć świat, co zdecydowanie wzmaga utożsamianie się z bohaterką, w fabułę wprowadzone zostały także mikrotraumy jej najbliższych – przede wszystkim matki oraz partnera, Seana.
Ból po stracie dziecka, który odczuwa Martha, jest praktycznie niemożliwy do opisania w słowach, jednak twórcy, korzystając z możliwości, jakie daje obraz filmowy, przedstawili go w sposób zmysłowy, silnie oddziałujący na widza. Podczas oglądania niemalże „wchodzi się” w psychikę głównej bohaterki i przejmuje jej emocje – od smutku, przez żal i złość, aż do wyniszczającego otępienia. Utożsamienie się z Marthą umożliwia pełne odczuwanie tego, jak oddziałuje na nią świat zewnętrzny. Podczas gdy kobieta chce ustabilizować swoje myśli i robić to, co sama uznaje za słuszne, napotyka kolejne przeszkody. Silna ingerencja jej bliskich i próby nachalnej, nieudanej pomocy okazują się przynosić więcej szkody niż pożytku. Gesty te stają się igłami wbijanymi pod paznokcie, zarówno dla Marthy, jak i dla widza. Kobieta zostaje przytłoczona i stłamszona; z każdej strony wmawia się jej, że nie wie, co dla niej najlepsze. Otoczenie kompletnie bagatelizuje jej potrzeby i pragnienia, traktując ją jak machinę, której wystarczy podstawowa wymiana części, aby znów zadziałała, jak dawniej. Przypadek Marthy jest jednak niemożliwy do zaszufladkowania – bohaterka zamiast kozła ofiarnego i zemsty poszukuje zrozumienia swoich własnych uczuć. Zależy jej przede wszystkim na tym, aby zaogniona przez bliskich, ewidentnie toksyczna sytuacja dobiegła końca, by ona sama mogła nabrać wreszcie świeżego oddechu.
Atmosferę bólu i straty podbijają sugestywne, niekiedy naturalistyczne ujęcia. Sceny z porodu sprawiają, że widza przechodzą ciarki, natomiast późniejsze, jednoznaczne kadry z okresu nieszczęśliwego połogu kłują od środka i pozostawiają po sobie rozgoryczenie. Pomimo tego, że tragedia Marthy pozostaje bardzo osobista, skumulowana w psychice jednostki, a bohaterka początkowo próbuje ją zagłuszyć, mostem dla uczuć stają się jej relacje z bliskimi. Kobieta odseparowuje się od partnera i matki, ponieważ właśnie te dwie nicie mogą być dla niej najsilniejszymi punktami zapalnymi, prowadzącymi ku kompletnemu upadkowi. Chociaż początkowo wywołuje to u widza ambiwalentne uczucia – wszak cała trójka przeżywa tę samą stratę i tragedię, więc separacja wydaje się przesadna – bardzo szybko pokazuje, że śmierć dziecka i wydarzenia zaistniałe bezpośrednio wokół tej tragedii to tylko wierzchołek góry lodowej problemów. Twórcy dokonali w tym miejscu wyraźnego podziału – zarówno matka, jak i Sean próbują „trafić” do Marthy i sprawić, aby żyła dalej, ale ich intencje kategorycznie się od siebie różnią. Podczas gdy mężczyzną kierują czysto egoistyczne pobudki, matka usilnie stara się wzbudzić w córce chęć działania, aby zawalczyła o to, co jej się należy. Bohaterowie ci są niesamowicie silnymi punktami, swoistymi przystankami na drodze Marthy do ostatecznego oczyszczenia.
Zawarta w filmie symbolika, chociaż adekwatna, niekiedy okazuje się nieco zbyt bezpośrednia. Przewijające się motywy jabłka czy mostu bezsprzecznie dają widzowi sygnały zarówno co do znaczenia samego obrazu, jak i konkretnych scen. Ich jednotorowość staje się jednak jedynym uszczerbkiem na nieskazitelności produkcji. W „Cząstkach kobiety” na szczęście pojawia się o wiele więcej znaczeń ukrytych w drobnych gestach, stylistyce kadrów oraz wyglądzie samej Marthy. Obraz Mundruczó składa się właśnie z drobnych cząstek, na które rozbito zarówno fabułę, jak i główną bohaterkę. Vanessa Kirby gra przede wszystkim niedopowiedzeniami, niewerbalnością i osobistą subtelnością. Wyczucie, z jakim korzysta z najdrobniejszej zmiany mimiki lub ruchu palca, zasługuje na podziw. Wszystkie te czynniki oddziałują na widza i budują w nim poczucie poznania bohaterki. Tym samym pełnią też rolę receptorów jej stanów psychicznych i emocjonalnych, które w „Cząstkach kobiety” są podwalinami całej akcji.
Martha staje się studium przypadku kobiety w traumie – zważywszy na analityczne podejście twórców, o którym pisałam wcześniej, momentami zakrawa to wręcz o akt donacji, będący także jednym z podejmowanych w filmie wątków. Jej sytuacja, stan i uczucia są rozkładane na czynniki pierwsze i wstępnie analizowane, ale to w kwestii widza leży to, aby dokonać właściwego badania prowadzącego do wyciągnięcia wniosków i postawienia diagnozy. Oprócz tego, przez wyżej opisane zachowanie bliskich, rany Marthy są ciągle rozdrapywane, a proces gojenia i stabilizacji nieustannie się przedłuża, wprowadzając kobietę w stan coraz większego rozpadu. Twórcy bardzo sprytnie wykorzystali moment kryzysu głównej bohaterki, aby odbić ją od dna upadku psychicznego i rodzinnego. Wbrew pozorom, chociaż ten moment i wykorzystany motyw był przewidywalny, samej scenie daleko do sztampowości. Zamiast klasycznej mowy motywacyjnej prowadzącej do oczyszczenia atmosfery i reintegracji, widz ogląda festiwal wyrzutów sumienia, egoizmu i ignorancji. Ów fragment utwierdza tylko w przekonaniu, co tak naprawdę stoi na drodze Marthy do stabilizacji. Od tego momentu przemiana zapoczątkowana w bohaterce ewoluuje i zamiast brnąć w stronę zemsty sugerowanej przez najbliższych kobieta postanawia stawić czoła temu, co najbardziej ją trapi, i postąpić według własnego sumienia.
„Cząstki kobiety” okazały się filmem niezwykle emocjonalnym. Oglądanie go momentami przypomina samobiczowanie, ponieważ aż tak silnie postępuje utożsamienie własnych uczuć z uczuciami Marthy. Zdecydowanie nie jest to obraz łatwy – wywołuje ciarki na plecach i doprowadza do permanentnego poczucia żalu. Przez cały seans utrzymuje się wrażenie, że zakończenie musi przynieść albo coś niesamowitego, albo coś absolutnie rozbijającego na kawałki. Poczucie owo, ku satysfakcji widzów, zostaje spełnione, ale jego skromne fabularnie i formalnie ujęcie mimo wszystko zostawia szerokie pole interpretacyjne. Obraz Mundruczó nie tylko rewelacyjnie podejmuje trudne tematy osobistych tragedii, lecz także z wysublimowany sposób pokazuje, jak toksyczność otoczenia wpływa na jednostkę. Potraktowanie tych tematów z perspektywy kobiety i kobiecej psychiki nadaje „Cząstkom kobiety” wymownie feministycznego charakteru. W tym filmie tragedia oscyluje pomiędzy byciem powodem a konsekwencją, nigdy nie pozwalając się jednoznacznie określić, podobnie jak jednoznacznie określić nie dają się Martha i cały najnowszy obraz Kornéla Mundruczó.
„Cząstki kobiety” („Pieces of a Woman”). Reżyseria: Kornél Mundruczó. Scenariusz: Kata Wéber. Obsada: Vanessa Kirby, Shia LaBeouf, Molly Parker, Sarah Snook. Kanada, Stany Zjednoczone 2020, 128 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |