ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (417) / 2021

Mateusz Rosicki,

KŁOPOTY Z TRÓJPODZIAŁEM WŁADZY (PROCES SIÓDEMKI Z CHICAGO)

A A A
Rok 1968. Lyndon B. Johnson, 36. prezydent Stanów Zjednoczonych, który w kampanii wyborczej obiecywał pokojowe rozwiązywanie konfliktów, radykalnie zwiększa obecność amerykańskich wojsk w Wietnamie. Do armii dostaje powołanie masa młodych mężczyzn. Równie wielu ich rówieśników (i nie tylko) protestuje jednak przeciwko takiemu rozwojowi spraw. Sprzeciw wobec wojny w Wietnamie staje się wraz z muzyką rockową i liberalizacją obyczajową istotną częścią ruchu kontrkulturowego.

Choć od zakończenia wojny w Wietnamie minęło blisko pół wieku, nie przestaje ona stanowić jednego z ważniejszych tematów amerykańskiej kultury. Wydawałoby się, że zagadnienie to zostało już przerobione na wszystkie możliwe sposoby. Jasne jest jednak, że kiedy opowiada się o wydarzeniach historycznych, istotne okazuje się nie tylko to, o czym się mówi, lecz także – z jakiej perspektywy się to robi. W ten sposób kolejne lata, które ubiegają od minionego okresu, zawsze mogą przynieść świeże spojrzenie. Jak więc do tematu wojny w Wietnamie podeszli twórcy „Procesu Siódemki z Chicago”?

W filmie Aarona Sorkina na amerykańsko-wietnamski konflikt spoglądamy nie z perspektywy działań wojennych, lecz oczami protestujących aktywistów. Tytułowa Siódemka to członkowie różnych organizacji, którzy zostają oskarżeni o sprowokowanie zamieszek z policją podczas konwencji Partii Demokratycznej. Choć ich cel jest ten sam – zakończyć wojnę w Wietnamie – różnią się w przyjmowanych metodach. Z jednej strony są to rozważni chłopcy pod krawatem z SDS (Students for a Democratic Society), a z drugiej strony hipisi z Youth International Party, którzy dążą do rewolucji kulturalnej. Proces wytoczony aktywistom przez państwo amerykańskie staje się wyzwaniem dla podzielonej lewicy. Działacze odmiennych organizacji mają do wyboru albo twardo obstawać przy swojej linii działania, albo dążyć do porozumienia.

To, czy któraś z frakcji amerykańskiej lewicy okaże się w oczach twórców filmu mieć więcej racji, jest jedną z niewielu niewiadomych w „Procesie Siódemki z Chicago”. Jeśli bowiem chodzi o sam wynik postępowania sądowego, to mając nie tylko nawet mgliste pojęcie o wydarzeniach historycznych, lecz także wyciągając wnioski z ekspozycji, wie się, czego można oczekiwać. Proces Siódemki z Chicago jest procesem politycznym, który zostaje rozstrzygnięty, jeszcze zanim się rozpocznie. Ma to dwie zasadnicze konsekwencje – jedną natury ideologicznej, a drugą natury dramaturgicznej. Pod kątem ideologicznym film w przenikliwy sposób zwraca uwagę na kłopoty z trójpodziałem władzy. W teorii Monteskiusza władza sądownicza, władza wykonawcza i władza ustawodawcza są od siebie oddzielone i mają się wzajemnie kontrolować. W praktyce wygląda to jednak często inaczej. Sądy nieustannie są poddawane naciskom politycznym. Nie tylko w Stanach Zjednoczonych na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, lecz także w Polsce na początku lat dwudziestych XXI wieku. Problemy z niezależnością sądownictwa sprawiają, że oskarżona „Siódemka” – jawni wrogowie dopiero co wybranego Richarda Nixona – są na z góry straconej pozycji. To co prawda do bólu prawdziwe, lecz z dramaturgicznego punktu widzenia osłabia dynamikę filmu. Znając z góry wynik gry, trudno inwestować w nią wiele emocji. Widzowi pozostaje czekać na to, czy skazani osiągną zwycięstwo moralne i czy ich sprawa przebije się do świadomości publicznej, nawet jeśli wyrok sądu okaże się dla nich niekorzystny.

Zaletą filmu Aarona Sorkina jest to, że bez złudzeń pokazuje on mechanizmy wpływające na wyniki procesów. Jako emocjonujący dramat sądowy sprawdza się jednak trochę gorzej. Już od momentu wprowadzenia postaci wiadomo, kto spełni jaką rolę. Sędzia (Frank Langella) będzie stronniczym sługą systemu, prokurator (Joseph Gordon-Levitt) profesjonalistą, który rzetelnie wypełni swoje zadanie, ale zachowa odrobinę zrozumienia dla sprawy, a niefrasobliwy hipis (Sacha Baron Cohen) okaże się najinteligentniejszym z całego grona oskarżonych aktywistów.

W kontekście współczesnych wydarzeń najmocniej wybrzmiewa zaś wątek czarnoskórego bohatera, który niesłusznie został wplątany w proces. Kiedy widzi się, jak traktowany jest on przez państwową administrację, nie można oprzeć się skojarzeniom z tym, co ukształtowało krajobraz polityczny 2020 roku – śmiercią George’a Floyda, falą protestów, podczas których niszczono pomniki kolonialistów, ruchem Black Lives Matter. Film Sorkina opowiada się naturalnie po stronie progresywnej, ale jednocześnie zadaje pytanie o to, gdzie leżą granice pokojowych demonstracji, i o to, czy w ogóle władza i buntujący się obywatele dysponują równymi siłami. Ostatecznie poprzestaje jednak na optymistycznej wierze w to, że mechanizmy wyborcze są na tyle skuteczne, by niezadowolenie z władzy mogło przełożyć się na wyniki głosowań.
„Proces Siódemki z Chicago” („The Trial of the Chicago 7”). Scenariusz i reżyseria: Aaron Sorkin. Obsada: Sacha Baron Cohen, Joseph Gordon-Levitt, Michael Keaton, Frank Langella, John Carroll Lynch, Eddie Redmayne, Mark Rylance. Stany Zjednoczone 2020, 130 min.