ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 czerwca 11 (419) / 2021

Mirosław Gabryś,

WIERSZE

A A A
Rzeźnia

Tu rzuca się mięsem. Tu rzuca się kością.

Wisi się na haku prawie jak w hamaku.

I każdy ma zdjęcie z wakacji.



Zalewa

Ona cię wybrała, wyprała

i powiesiła. Teraz wisisz, kisisz

się we własnym sosie, w bigosie

wędzony jak boczek na wege party.

Wypalony, w popielniczce,

ale czysty, bez śladu szminki,

w sosie i bigosie.

Składnik bez składu zalewa zalewa.



Party pod gołym niebem

Party przez tłum rówieśników

leciałem na party, przyparty do skrzydeł.

Pod gołym niebem gołe piekło, Bóg

stworzony z kości

i krwi. A serce wciąż mnie bije,

byle był bit (niezły kit),

byle od rany do rana. Graj na okrągło

i do kwadratu, w spranym t-shircie,

w podartych dżinsach. Patrz,

zamki błyskawicznie odpinają się

w ruinę. Zapiąłbyś, zapiał,

zbudował na chwilę.



Ciało

Stało za tobą murem, lecz

obróciło się na pięcie w gruz

i poszło w siwą dal, przeszło

na stronę wroga i dojdzie

do starcia. Zdjąć marynarkę wojenną,

otulić się płaszczem obłoków, obok kłów

i pazurów, obok słów na wietrze odlecieć

nim ból rozwinie skrzydła, a ty zwiniesz

się z bólu. Już trzęsiesz portkami, już ci

szczęka szczęka. Bo odcięło się,

podcięło skrzydła i poleciało na łeb

na szyję, jak pętla, guzik z pętelką.



Kra przy

Kra przy krawężniku. Przykra.

Pięta Achillesa wpada w poślizg,

po sedno dna, po dziurki w nosie,

po muchy w nosie, ich larwy i penaty.

A gdyby z pięty zrobić łyżwę

jak łyżkę, która wpływa do tortu,

pirotechnicznym piruetem pofrunąć

w pęknięcia bez jęknięcia, zatańczyć

na lustrze w blasku kpiących lustrzanek,

choćby lustro było wulkanem, pomachać

do obiektywu subiektywnie, indywidualną

rysą twarzy na szkle, zaśpiewać

baranim głosem, choćby to był śpiew łabędzi

tudzież kaczek w kałuży ściętych lodem,

uśmiechem wyeksponować technikę upadku

na głowę, przeć do przodu, iść

w zaparcie, w kruków żarcie,

bez względu na krakanie.