ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lipca 14 (422) / 2021

Sabina Strózik,

'SĄ TACY, CO ZOSTAJĄ W DOMU, I TACY, CO ODCHODZĄ' (TOVE JANSSON: 'MUMINKI ZEBRANE')

A A A
Muminki powracają, ostatnio coraz intensywniej. Niedawno Nasza Księgarnia wydała cały cykl w kolejnej graficznej odsłonie (jak można powstrzymać się przed imperatywem kolekcjonowania?), teraz natomiast, „z okazji setnych urodzin wydawnictwa” (I, s. 3), ukazuje się zbiorcze, dwutomowe wydanie przygód skandynawskich trolli. Jeśli jeszcze nigdy nie sięgnęliście po wznawiane w różnych formach tomy, to teraz jest czas najwyższy. I nie kupujcie ich jako prezentu dla swoich lub cudzych dzieci (dziwi nieco kategoryzacja książki na stronie samego wydawnictwa jako pozycja rekomendowana dla osób w wieku 3-10 lat). Dolina Muminków to nie tylko miejsce zamieszkania pociesznych stworów, które ganiają się na czarodziejskich obłoczkach. To też miejsce cieni, wojennych zawieruch, sączącej się melancholii i wielkiej, uniwersalnej opowieści o ludzkich do szczętu doświadczeniach i wątpliwościach: „Ryjek szedł sam – i co dość niezwykłe – nie odzywał się. Myślał o kotku. Czy aby Mama Muminka pamiętała, żeby wystawić dla niego mleko? A co będzie, jeżeli kotek nie zrozumiał, że ma lubić tylko jego, Ryjka, i polubił na przykład Mamę Muminka? I czy, jak wrócą, będzie się o niego ocierał, czy też pójdzie sobie, zadzierając ogon? Bo z kotem to nigdy nic nie wiadomo” (I, s. 127).

Skąd się wzięły Muminki

Muminki rodzą się w „Małych trollach i dużej powodzi”, a więc w roku 1945 roku. Tove Jansson w przedsłowiu, tuż po przyznaniu się do dziecięcych inspiracji, z których korzystała pisząc, notuje, że to opowiadanie „stało się (...) moim pierwszym happy endem!” (s. 7). Zadziwiające, biorąc pod uwagę, że małe trolle zostały powołane do życia w cieniu wojny.

I wojna ta powraca, tom kolejny jest nią mocno naznaczony – pojawia się „Kometa nad Doliną Muminków” – i jest to chyba najciemniejsza, ale też najpiękniejsza książka serii. „Pisaniem artystka chciała zrzucić z siebie brzemię wojny, zaczęła od »Małych trolli i dużej powodzi«. Ale to opowiadanie nie wystarczyło. Strach przed kometą to jeden z najsilniejszych lęków trapiących ludzkość, a jako symbol kometa wzmaga uczucie zagrożenia wolniej, ale intensywniej niż powódź. Jej pojawienie się i odejście potęguje wrażenie triumfu życia. Janssonowska gloryfikacja napierającego żywiołu natury nosi wyraźnie rysy nietzcheańskiej pieśni radości” (Westin 2012: 177). Cała historia toczy się w cieniu nadciągającej komety, którą Jansson opatruje złowrogim opisem: „Kometa to jest samotna gwiazda, która straciła przytomność i lata we wszechświecie, ciągnąc za sobą płonący ogon. Wszystkie inne gwiazdy kręcą się po określonych torach, ale kometa może się pojawić gdziekolwiek. I tu też” (I, s. 69). Nie znamy więc momentu, kiedy kometa może się pojawić, co więcej – możemy nie zauważyć własnego unicestwienia: „W każdym razie jest już po wszystkim – odparła Mama. – Może nawet zostaliśmy zgładzeni, ale tak czy inaczej wszystko już minęło” (I, s. 146). Jaka przewrotna lekcja optymizmu i pokory, i jak nie dająca się odciąć od wojennych konotacji, a także filozoficznych pytań, będących wojennym pokłosiem, o istnienie po Apokalipsie spełnionej.



Potem pojawiają się: „W Dolinie Muminków”, „Pamiętniki Tatusia Muminka”, „Lato Muminków”, „Zima Muminków”, „Opowiadania z Doliny Muminków”, „Tatuś Muminka i morze”, aż wreszcie „Dolina Muminków w listopadzie”. Książki ukazywały się, kolejno, od 1945 aż do 1970 roku – związała więc Jansson 25 lat swojego życia z „sympatycznymi trollami”, jak często zdarzało się o Muminkach mawiać, od przygody o poszukiwaniu zaginionego Taty Muminka aż do przejmującego tomu, z iście listopadowym zabarwieniem, gdzie Muminków nie ma – a raczej są, ale jedynie we wspomnieniach. Opowieść snuta przez dwadzieścia pięć lat ulega metamorfozom, nie da się, zwłaszcza czytając je zbiorczo, nie zauważyć zmiany w tonie opowieści. Pisze o tym Dymel-Trzebiatowska: „Liczne zabawy i uczty tracą na wyrazistości wraz z każdym tomem muminkowej serii i przeformułowaniem adresata: kiedy książki kierowane są coraz wyraźniej do dorosłych, znikają z nich elementy literackiej arkadii, a wraz z nią gasną lampiony, cichnie muzyka (...)” (Dymel-Trzebiatowska 2019: 59). Jest więc seria świadectwem dorastania, wyciszenia, a także – odchodzenia, naturalnej kolei rzeczy.

Jakie są Muminki

Nieodgadniona jest tajemnica Muminków. Właściwie wszyscy maja do nich jakiś stosunek. Czytelnicy dzielą się, z grubsza, na dwie kategorie – tych, którzy do teraz mają na punkcie książki nieszkodliwą obsesję (i ich marzeniem jest posiadanie oryginalnego muminkowego kubka – to ja), albo tych, którzy na wspomnienie tytułu mówią: „jak ja się ich bałem!”. Pierwszą straszącą bohaterką jest oczywiście Buka (choć w serii występują postaci, których pewnie można bać się bardziej), podczas gdy pierwsza wzmianka, która się pojawia w książce, to stwierdzenie: „Nie była szczególnie duża i nie wyglądała groźnie” (s. 226). Przeraża być może jej nieodgadniony smutek i oddalenie, więc nawet strach, który wywoływały książki serii, jest bliski doświadczeniom dorosłości, nie prosto skonstruowaną bojaźnią przed potworem świecącym zębami.

W „Muminkach” boimy się zupełnie inaczej – po dorosłemu. Samotności, niezrozumienia, wzroku bez wyrazu, nieodgadnioności. Jest w nich chłód, mrok, jest nadciągające zewsząd, niemożliwe do zrozumienia, niebezpieczeństwo – choćby związane z utratą tożsamości po schowaniu się w kapeluszu, który zmienia wszystko, co znajdzie się w jego środku. Nie są „Muminki” historią o prostej konstrukcji, gdzie wiadomo, że zły bohater zostanie ukarany, a dobro wygra. Szafowanie krystalicznymi pojęciami nie leży w repertuarze Jansson. Postaci, które wydają się złe, są najczęściej po prostu smutne, zagubione, albo same coś utraciły – jak Czarodziej, który stracił najcenniejszy skarb, rubin, który, niezbyt może subtelnie, jest symbolem miłości. Oczywiście, Muminki są zabawne, nawet bardzo. Nie jest to jednak śmiech łatwy, jednoznaczny, czysty. Zawsze ma w sobie drugą stronę, tę cienistą, która przypomina o zawisłej nad Doliną Muminków komecie.

Śmiejemy się także z ironicznych komentarzy, których dzieci, odnajdujące na pewno zabawne fragmenty w innych partiach tekstu, nie dostrzegą. Żeby nie sprawozdawać wszystkich muminkowych żartów, opowiem tylko jeden: trudno się nie uśmiechnąć, kiedy np. Włóczykij prowadzi miniśledztwo przy Obserwatorium i stwierdza: „Wszędzie pełno niedopałków. To profesorowie je wyrzucają” (s. 82).

Żarty takie świadczą właśnie o uniwersalności tekstu: „humor ten jest zdecydowanie dwuadresowy – niektóre sceny można ocenić jako równie zabawne dla dorosłych i dzieci, inne natomiast jako bardziej ukierunkowane na jedną z tych grup” (Dymel-Trzebiatowska 2019: 161). Świadczy to oczywiście o mistrzostwie autorki serii. Muminki są zresztą, moim zdaniem, jej najbardziej udaną książką dla dorosłych – choć przecież pisała powieści stricte do nich skierowane.

Muminkowa kometa melancholii

Oprócz tych rozlicznych zalet, o których bardzo próbuję wszystkich jeszcze nieczytających „Muminków” przekonać, jest też ta część sagi, która jest dla mnie najważniejsza – czyli opowieść o melancholii. Zacytuję jedynie dwa drobne fragmenty, w których melancholia przywołana jest z imienia: „Ogarnięci melancholią powędrowali dalej” (I, s. 86) czy „Czarodziej machnął tylko parę razy połą swego płaszcza, a melancholia wyfrunęła natychmiast z serca Muminka. Tęsknota jego przemieniła się w oczekiwanie, a z tym było mu znacznie lżej” (I, s. 246). Nie musi jednak acedia być literalnie wzmiankowana, żeby nad nami zawisła: „Piątego sierpnia ptaki w ogóle już nie śpiewały. Słońce świeciło tak słabo, że ledwie je było widać, a nad lasem stała kometa, wielka jak koło u wozu, otoczona ognistą obręczą” (I, s. 113). Czy czytając ten krótki opis, nie zanurzamy się od razu w von Trierowskiej historii o sączącym się smutku w cieniu spełniającej się planetarnej katastrofy?

„Muminki” są historią dla każdego, niezależnie od wieku. Ja, po latach, powtórzyłam lekturę z niekłamaną przyjemnością, a przede wszystkim – z zachwytem nad tym, jak inaczej czytam teraz ten cykl. Najlepiej podsumowała cykl Westin: „Za książkami [o Muminkach – S.S.] kryje się skupiona na sobie pisarka, która tworzy literaturę dziecięcą bynajmniej nie dla dzieci, a dla siebie, aby odreagować własną dziecinność. Groźna pisarka. Jej wewnętrzne dziecko nie pasuje do społeczności dorosłych. Tove szuka więc czegoś, co niegdyś istniało, i próbuje to odtworzyć. Mówiąc słowami podstępnej autorki, odwzorowywać i przeżywać »coś straconego bądź nieosiągalnego«. To poszukiwanie stanowi część tajemnicy opowiadań o Muminkach. One uosabiają tęsknoty nas wszystkich” (Westin 2012: 27-28). I od lat robią to niezmiennie, co więcej – zaryzykuję tezę, że jako tekst uniwersalny, będą to robić nadal. Kto chce przeczytać coś pięknego, mądrego i smutnego, a w dodatku połączonego z pięknymi ilustracjami autorki, nie znajdzie lepszej książki, niż „Muminki”, jestem o tym przekonana. Bo na szczęście odpowiedź na niegdysiejszą skargę Taty Muminka: „(...) dlaczego wszystko jest tak, jak jest, a nie odwrotnie” (I, s. 258) brzmi – bo tak właśnie jest najlepiej.

Literatura:

Dymel-Trzebiatowska H.: „Filozoficzne i transaltologiczne wycieczki wędrówki po Dolinie Muminków”. Gdańsk 2019.

Westin B.: „Mama Muminków”. Przeł. B. Ratajczak. Warszawa 2012.
Tove Jansson: „Muminki zebrane”. Tom I i II. Tłum. I. Szuch-Wyszomirska, T. Chłapowska. Nasza Księgarnia. Warszawa 2021.