BARDZO, BARDZO DZIWNY ZACHÓD (KOWBOJ Z SZAOLIN. PIERWSZA PODRÓŻ)
A
A
A
Amerykański rysownik komiksowy, ilustrator i projektant Geof Darrow – laureat Nagrody Eisnera znany polskiemu czytelnikowi chociażby z albumów współtworzonych z Frankiem Millerem („Hard Boiled”, „Big Guy i Rusty Robochłopiec”) – tym razem daje się poznać jako autor brawurowej, niczym nieskrępowanej serii, którą miłośnicy samurajskich eposów, postapokaliptycznych narracji oraz spaghetti westernów powinni przyjąć z otwartymi ramionami. Brzmi intrygująco?
Pierwszy tom „Kowboja z Szaolin” rozpoczyna się „Gdzieś w samym środku niczego, przeprzeddwczoraj albo jakiś tydzień przed jutrem…”. Właśnie tam spotykamy tytułowego bohatera oraz wyjątkowo wygadanego osła (prywatnie wielkiego fana Roberta Mitchuma), wraz z którym (a właściwie – na którym) sympatyczny zabijaka przemierza bezdroża, konfrontując się po drodze z kolejnymi przeciwnikami. Bo musicie wiedzieć, że dość oszczędny w słowach, stoicki protagonista w swoim życiu „podpadł” już niejednej osobie, nie wspominając o pewnym dyszącym żądzą zemsty skorupiaku, który wraz z armią wynajętych cyngli postanawia raz na zawsze rozprawić się z szybkostrzelnym mistrzem katany.
Soczyste, chwilami mocno absurdalne, najeżone bluzgami, czarnym humorem i natchnionymi sentencjami dialogi oraz monologi (wygłaszane przez czworonogiego towarzysza tytułowego wędrowca, jak i pojawiające się w dalszej części opowieści lewitujące maszkary), parada upiorów i demonicznych bytów rodem z najróżniejszych legend, podań i systemów religijnych oraz ekstremalna przemoc: „Kowboj z Szaolin” to wybuchowa mieszanka opowieści drogi, historii o zemście i rytuału przejścia. Darrow śmiało sobie igra z fabularnymi oraz narracyjnymi kliszami, sprawiając, że lektura recenzowanego komiksu, skrzącego się od intertekstualnych smaczków, jest prawdziwą jazdą (a w zasadzie – galopem) bez trzymanki, której dalszy przebieg naprawdę trudno przewidzieć.
Niewątpliwym atutem tego dzieła (zamkniętego w twardej oprawie, okraszonego galerią prac znamienitych gości) jest jego warstwa wizualna: Darrow to mistrz detalu, który potrafi przemycić nawet w zbiorowych scenach ukazywanych w planach ogólnych bądź tych z lotu ptaka. Formalny rozmach „Kowboja z Szaolin” przejawia się w precyzyjnie zilustrowanych sekwencjach panoramicznych czy całostronicowych kadrów, nie mówiąc już o imponujących rozkładówkach (jedna z nich liczy – bagatela – dziesięć stron!).
Obłędna choreografia scen walk z udziałem broni palnej i białej czy pomysłowe sposoby uśmiercania przeciwników mogą przyprawić o opad szczęki nawet koneserów poetyki splatterpunku. Prace Darrowa są groteskowe, makabryczne oraz niesłychanie sugestywne, silnie apelując do zmysłu… powonienia. Mówiąc krótko: sposób przedstawiania brudu, rozkładu i wszechobecnego smrodu co wrażliwszym czytelnikom może podnieść treść żołądka. Utrzymany w jasnej, żywej kolorystyce album (tutaj ukłony w stronę Brytyjczyka Petera Doherty’ego, znanego z takich serii jak „Judge Dredd” czy „Grendel Tales”) z dużą dozą prawdopodobieństwa uraduje tych odbiorców, którym bliskie są opowieści w duchu Weird West, filmowe i komiksowe perypetie El Topo Alejandro Jodorowsky’ego, ale także twórczość Quentina Tarantino, Sama Peckinpaha oraz Takashiego Miike.
Pierwszy tom „Kowboja z Szaolin” rozpoczyna się „Gdzieś w samym środku niczego, przeprzeddwczoraj albo jakiś tydzień przed jutrem…”. Właśnie tam spotykamy tytułowego bohatera oraz wyjątkowo wygadanego osła (prywatnie wielkiego fana Roberta Mitchuma), wraz z którym (a właściwie – na którym) sympatyczny zabijaka przemierza bezdroża, konfrontując się po drodze z kolejnymi przeciwnikami. Bo musicie wiedzieć, że dość oszczędny w słowach, stoicki protagonista w swoim życiu „podpadł” już niejednej osobie, nie wspominając o pewnym dyszącym żądzą zemsty skorupiaku, który wraz z armią wynajętych cyngli postanawia raz na zawsze rozprawić się z szybkostrzelnym mistrzem katany.
Soczyste, chwilami mocno absurdalne, najeżone bluzgami, czarnym humorem i natchnionymi sentencjami dialogi oraz monologi (wygłaszane przez czworonogiego towarzysza tytułowego wędrowca, jak i pojawiające się w dalszej części opowieści lewitujące maszkary), parada upiorów i demonicznych bytów rodem z najróżniejszych legend, podań i systemów religijnych oraz ekstremalna przemoc: „Kowboj z Szaolin” to wybuchowa mieszanka opowieści drogi, historii o zemście i rytuału przejścia. Darrow śmiało sobie igra z fabularnymi oraz narracyjnymi kliszami, sprawiając, że lektura recenzowanego komiksu, skrzącego się od intertekstualnych smaczków, jest prawdziwą jazdą (a w zasadzie – galopem) bez trzymanki, której dalszy przebieg naprawdę trudno przewidzieć.
Niewątpliwym atutem tego dzieła (zamkniętego w twardej oprawie, okraszonego galerią prac znamienitych gości) jest jego warstwa wizualna: Darrow to mistrz detalu, który potrafi przemycić nawet w zbiorowych scenach ukazywanych w planach ogólnych bądź tych z lotu ptaka. Formalny rozmach „Kowboja z Szaolin” przejawia się w precyzyjnie zilustrowanych sekwencjach panoramicznych czy całostronicowych kadrów, nie mówiąc już o imponujących rozkładówkach (jedna z nich liczy – bagatela – dziesięć stron!).
Obłędna choreografia scen walk z udziałem broni palnej i białej czy pomysłowe sposoby uśmiercania przeciwników mogą przyprawić o opad szczęki nawet koneserów poetyki splatterpunku. Prace Darrowa są groteskowe, makabryczne oraz niesłychanie sugestywne, silnie apelując do zmysłu… powonienia. Mówiąc krótko: sposób przedstawiania brudu, rozkładu i wszechobecnego smrodu co wrażliwszym czytelnikom może podnieść treść żołądka. Utrzymany w jasnej, żywej kolorystyce album (tutaj ukłony w stronę Brytyjczyka Petera Doherty’ego, znanego z takich serii jak „Judge Dredd” czy „Grendel Tales”) z dużą dozą prawdopodobieństwa uraduje tych odbiorców, którym bliskie są opowieści w duchu Weird West, filmowe i komiksowe perypetie El Topo Alejandro Jodorowsky’ego, ale także twórczość Quentina Tarantino, Sama Peckinpaha oraz Takashiego Miike.
Geof Darrow: „Kowboj z Szaolin. Pierwsza podróż” („The Shaolin Cowboy”). Tłumaczenie: Marceli Szpak. KBOOM. Kartuzy 2021.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |