ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 sierpnia 15-16 (423-424) / 2021

Dorota Kołodziej,

FRANZ KAFKA - NA PROGU MIASTA

A A A
Czymże jest próg dla miasta?

Jacques Derrida



Jak rozumieć miasto Kafki? Spróbujmy przeczytać tę przestrzeń pozornie zamkniętą, duszną i ciasną, zarazem jednak szeroko otwartą na interpretację. Dlatego weźmy głęboki oddech i zanurzmy się w lekturze ciemnych fragmentów, którym – jak uczy dekonstrukcja – sprawiedliwość może oddać tylko głośna lektura do utarty tchu.

Zacznijmy od opowiadania „Myśliwy Grakchus”. Przyjście jego tytułowego bohatera zostało zapowiedziane słowami: „Jutro przybędzie zmarły myśliwy Grakchus, przyjmij go w imieniu miasta” (Kafka 2016: 360). Mimo że wypowiedziała je gołębica do burmistrza Rivy o imieniu Salvatore, próżno oczekiwać, że wprowadzą nas one w zbawienną przestrzeń jednoznaczności. Cóż to właściwie znaczy: „przyjmij w imieniu miasta”? W imieniu jego mieszkańców opisanych w pierwszym akapicie tekstu? W imieniu dwóch chłopców grających w kości, mężczyzny z gazetą, dziewczyny przy studni, sprzedawcy owoców, szynkarza i pijących wino? W imieniu tych ludzi, którzy nawet nie dostrzegli myśliwego? W imieniu zgromadzonych na nadbrzeżu, gdzie „nikt nie zwracał uwagi na przybyszów, nikt do nich nie podszedł” (Kafka 2016: 358)? W imieniu brudnych pomników wywołujących jedynie obrzydzenie tragarzy? W imieniu tych wszystkich, którzy go nie dostrzegli, a nawet dostrzec nie mogli, gdyż przykryty był szczelnie „jedwabną chustą w kwiaty” (Kafka 2016: 358), tak szczelnie, że można jedynie domniemywać: na noszach zapewne leżał człowiek. W imieniu powitalnego szpaleru pięćdziesięciu chłopców tkwiącego w przedsionku domu? Jak burmistrz może witać myśliwego w imieniu miasta, jeśli wychodzi mu na spotkanie dopiero „do chłodnej dużej sali w tylnej części domu, naprzeciw którego już nie widać było żadnych domów, tylko łysą, szaroczarną skalną ścianę” (Kafka 2016: 359)? Przyjęcie odbywa jakby na progu miasta, powitanie w imieniu mieszkańców – bez ich obecności. Żeby burmistrz zaczął rozmawiać z Grakchusem, wszyscy muszą się oddalić. Tragarze opuszczają ciemny pokój, przepędzając chłopców już nie tylko z przedsionka domu, ale i z jego okolic. Nawet najbliższy myśliwemu przewoźnik musi udać się do sąsiedniej izby, aby burmistrz mógł przywitać przybysza. Do przyjęcia w imieniu miasta konieczna jest absolutna pustka, samotność i cisza. Trzeba pozbyć się wszystkich cech przestrzeni, w imieniu której się przyjmuje.

Być może burmistrz, przyjmując Grakchusa w tych nie-miejskich warunkach, przyjmuje odpowiedzialność za miasto. Otwierając przed nie-żywym i nie-martwym przybyszem gościnne drzwi ciemnego pokoju, Salvatore przygotowuje się na przyjście myśliwego, który sam jest jak widmo, w imieniu przyszłych i przeszłych pokoleń miasta, w imieniu tych, którzy się jeszcze nie narodzili i już umarli. Czy można jednak mówić tu o gościnności? Burmistrz nie tyle otwiera drzwi przed Grakchusem, ile zamyka je za nim, nie wpuszczając mieszkańców. Na pytanie myśliwego, czy może zostać w Rivie, burmistrz „jeszcze” nie może odpowiedzieć. Zamiast bezwarunkowo udzielić mu schronienia, wypytuje go o wszystko, sam zaś nie może powiedzieć nic, gdyż nie został powołany do rozstrzygania. Gdy zaś rozmowa się kończy, Grakchus szyderczo oznajmia, że nie zamierza już zostać w mieście. Ponadto myśliwego w ogólne nie da się ugościć, nie da się mu pomóc. Jak sam przyznaje: „myśl o udzieleniu mi pomocy jest chorobą i trzeba ją leczyć w łóżku” (Kafka 2016:363).

Burmistrz nie tylko nie może przyjąć myśliwego w imieniu miasta, lecz nie może go przyjąć w ogóle. Podobnie jak lekarz wiejski – inny urzędnik, w nazwie którego wyraża się związek z miejscem – nie może wypełnić swoich obowiązków. Pomoc jest ponad siły, a ten, kto próbuje jej udzielić, sam kładzie się do łóżka – tak, że nie wiadomo już, kto tu jest potrzebujący. W przestrzeni opowieści Kafki nic nie jest na swoim miejscu. Dochodzi do przekroczenia wszelkich binarnych opozycji. Przychodzący myśliwy jest zarazem żywy, jak i martwy, skazany na bytowanie w przestrzeni pomiędzy tymi dwoma stanami. Jedyne, co umie o sobie powiedzieć, to, że jest „zawsze na dużych schodach, które prowadzą do góry. Wałęsam się po tych nieskończenie długich schodach, to u góry to na dole, to z prawej to z lewej strony, wciąż jestem w ruchu” (Kafka 2016: 361). Ten, jak się zdaje, pozbawiony celu ruch po – co nie bez znaczenia – klatce schodowej będzie charakterystycznym sposobem przemieszczania się. Jak pisze Tadeusz Sławek w książce o znamiennym tytule „Kafka. Życie w przestrzeni bez rozstrzygnięć”, „klatka schodowa, po której trwa ruch w górę i w dół, prowadzi nas z dala od porządku właściwego mieszkaniom i urzędowym pomieszczeniom. Nie nadaje się ani do zamieszkania, ani do zasiedzenia; jest w całym tego słowa znaczeniu przechodnia” (Sławek 2019: 235).

Można by więc powiedzieć, że bohaterowie Kafki to ludzie w przejściach, tkwiący na progu między wnętrzem a zewnętrzem. „Przechodnia” i „progowa” przestrzeń klatki schodowej to nie tylko użyteczna metafora myślenia o postaciach z Kafkowskich opowieści, ale także po prostu miejsce akcji utworów. Tajemniczy, rozczulająco infantylny, a jednocześnie wstrząsająco ohydy Odradek zamieszkuje przecież właśnie klatki schodowe. Na pytanie, gdzie mieszka, odpowiada jednak „miejsce zamieszkania nieokreślone” (Kafka 2016: 376) lub milczy. Co innego ojciec rodziny wyrażający zaniepokojenie jego losem – który polega właśnie na niekończącym się turlaniu w dół po schodach…

Na klatce schodowej się nie stoi. Skazany na przebywanie w jej granicach Grakchus pozostaje w ciągłym ruchu, Odradek „jest niezwykle ruchliwy i nie pozwala się złapać” (Kafka 2016: 375), zaś Harris – tajemniczy lokator, który doprowadza do załamania nerwowego narratora opowiadania „Sąsiad” – także widoczny jest tylko na schodach, z których zbiega pędem, gdyż bardzo mu się spieszy. Klatka schodowa to jednocześnie przestrzeń uwięzienia, jak i nadzwyczajnej rychliwości. Być może, by zatrzymać ten gorączkowy ruch, wystarczy wyjść na zewnątrz? Niestety, bezcelowy pośpiech opanowuje także postacie mknące ulicami. Jego ofiarą pada bohater tekstu „Daj spokój!”, który gubi się w labiryncie ulic i, podobnie jak chory z „Lekarza wiejskiego”, liczy na pomoc urzędnika. Jednak policjant, którego pyta o drogę, zamiast odpowiedzieć, wybucha śmiechem. Związane z przebywaniem na klatce schodowej uczucia pośpiechu i uwięzienia są charakterystyczne dla całej przestrzeni miejskiej w twórczości Kafki. Takie rozpoznanie znajdowałoby pewne potwierdzenie także w korespondencji autora. Jak pisze Kafka w liście do Felicji: „jestem niewinny i naturalnie także winny, zamknięty nie w celi, lecz w tym mieście” (Kafka 1976: 181). Być może więc należy wydostać się z miasta? Uciec do jakiejś innej przestrzeni? Czy wieś oferowałaby więcej wolności?

Opozycja między miastem a wsią nie jest przypadkowa; twórczość Kafki podkreśla radykalną inność tych dwóch miejsc. W niektórych opowiadaniach autor „Procesu” oddaje glos mieszkańcom wsi chrakteryzującym miasto, w innych na odwrót. Zarówno z jednych, jak i z drugich opisów przebija niechęć wobec obcych oraz pewien rodzaj wyższości. W tekście „Dzieci na drodze” (a właściwie: dzieci na wiejskiej drodze, bo tak brzmiałoby dosłownie tłumaczenie tytułu „Kinder auf der Landstrasse”) o mieszkańcach sąsiedniego miasta mówi się, że w ogóle nie śpią, ponieważ nigdy nie są zmęczeni, gdyż są głupi, a głupcy nie mogą się zmęczyć. Podział miasto-wieś wzmacniany jest także przez ogromne odległości. Gdyby stworzyć mapę wszystkich miejsc w twórczości Kafki, musiałaby ona składać się z bardzo zagęszczonych miejscowości, które dzieli od siebie niewyobrażalna pustka. Ten, kto wyjedzie z miejsca zamieszkania, może już nigdy tam nie wrócić. Te rozważania zostały wyrażone wprost w krótkim tekście „Najbliższa wieś”, w którym czytamy, że niepojęta jest decyzja udania się konno do najbliższej wsi, bo „czas zwykłego, szczęśliwie przebiegającego życia na taką przejażdżkę bynajmniej nie wystarcza” (Kafka 2016: 370). Podobny los spotyka także lekarza wiejskiego.

Wielkie odległości sprawiają, że mieszkańcy wsi nie są sobie w stanie wyobrazić miasta. W opowiadaniu „Budowa chińskiego muru” czytamy: „Pekin jest dla ludzi ze wsi czymś bardziej odległym niż życie pozagrobowe. (…) Łatwiej niż wyobrazić sobie takie miasto, moglibyśmy uwierzyć, że Pekin i tamtejszy cesarz, stanowią jedność, coś w rodzaju chmury zmianującej swoje kształty na przestrzeni dziejów” (Kafka 2016: 332). Pustka otaczająca wsie i miasta pełni jednak istotną funkcję. Tytułowy mur powstaje rzekomo dla obrony przed dzikimi plemionami. W opowiadaniu czytamy jednak, że nawet gdyby ludzie północy „na dzikich koniach zechcieli pędzić na oślep prosto w nasze okolice – zbyt wielki jest nasz kraj, żeby mógł ich aż do nas przepuścić, zabłąkają się w pustce bez końca” (Kafka 2016: 326). Zatem wsi nie chronią wcale mury, lecz właśnie duże odległości. Podobnie w opowiadaniu „Stara kartka”, mieszkańcy pokładają nadzieję w pustce, która miałaby ich obronić przed barbarzyńcami. W tym ostatnim tekście jednak – jak deklaruje bohater – nomadowie z północy „w niepojęty dla mnie sposób przedostali się aż do stolicy, która leży przecież w niemałym oddaleniu od granicy” (Kafka 2016: 336). Barbarzyńcy zakłócają porządek w mieście i kradną, a mieszkańcy nie mogą się od nich uwolnić, ponieważ bramy grodu zostają zamknięte. Dochodzi tu do pewnego przesunięcia; infrastruktura, która powinna oddzielać mieszczan od barbarzyńców, sprawia, że zostają wspólnie uwięzieni. Brak murów broni przed obcymi, mury wtłaczają to, co na zewnątrz, do środka.

W swej twórczości Kafka wykorzystuje rekwizyty charakterystyczne dla przestrzeni miasta. Przy pobieżnej lekturze może wydawać się, że opowiadania są potwierdzeniem pewnego stereotypowego zestawu urbanistycznych wyobrażeń, jednak w rzeczywistości jedynie je przechwytują, aby następnie odwrócić. Ostatecznie więc przestrzeń okazuje się czymś innym niż się na pozór wydaje. I właśnie ta zasada mogłaby stanowić definicję przestrzeni w twórczości Kafki. Jej potwierdzenie znajdujemy także w opowiadaniu „Uderzenie w bramę”. Nie wiemy, czy siostra głównego bohatera uderzyła w bramę z kaprysu, czy z roztargnienia, ani czy w ogóle to zrobiła. Bohater jednak zostaje z tego powodu osądzony. Początkowo nie przywiązuje do tego wagi: „Wydawało mi się, że wystarczy jedno słowo, abym ja, mieszkaniec miasta, oswobodził się, i to nawet z honorem, od tego wiejskiego ludu” (Kafka 2016: 317). Rychło okazuje się jednak, że konsekwencje uderzenia będą ogromne i trafi do więzienia. Opowiadanie rozmontowuje zatem układ, w którym miasto z wyższością patrzy na wieś, ponadto ukazuje, że słowa na niewiele się zdadzą – zapada wyrok skazujący. Coś dziwnego w tekście dzieje się jednak nie tylko z hierarchią, ale także z samą przestrzenią. Oskarżony bohater trafia początkowo do chłopskiej izby, która następnie przemienia się w miejsce sądu, więzienną celę oraz pokój ze stołem operacyjnym. Przestrzeń rozmija się z naszymi wyobrażeniami także w powieści „Zamek”: „Z oczyma skierowanymi na Zamek K szedł naprzód nie troszcząc się o nic. Ale gdy zbliżył się doznał na widok zamku rozczarowania. Było to bowiem bardzo liche miasteczko, składające się ze zwykłych chałup (…) przelotnie przypomniał sobie swoją rodzinna mieścinę, która niemal w niczym nie ustępowała temu rzekomemu zamkowi” (Kafka 1973: 7).

Chłopska izba jest jak sąd, zamek – jak liche miasteczko. Żadne miejsce nie znajduje się na swoim miejscu. W tym pomieszaniu przestrzeni trudno stwierdzić, gdzie jest wieś, a gdzie miasto. Może więc wbrew wcześniejszym rozważaniom, to właśnie urbanistyczna przestrzeń ma zbawienne właściwości? Na to pytanie twierdząco odpowiedziałby Edward Raban, główny bohater „Przygotowania do ślubu na wsi”, który, jadąc na tytułową uroczystość, z rozrzewnieniem wspomina: „Jakież piękne jest miasto i droga do własnego domu! Jeśli tam pada deszcz, jedzie się po mokrym bruku tramwajem do domu, podczas gdy tutaj trzeba się tłuc w tej budzie przez bagna zajazdu. Ale daleko stąd do miasta i jeślibym miał nawet umrzeć z tęsknoty, nikt mnie tam dzisiaj już nie przewiezie. (…) dadzą mi obcą gazetę asystować przy tym będzie wielu ludzi, których już teraz słyszę, a lampa będzie wspólna dla wszystkich. I jakież może być światło tej lampy, wystarczające chyba do gry w karty, ale czy można przy nim czytać gazetę” (Kafka 2016: 35-36).

Miasto to zatem przestrzeń, w której każdy ma własną lampę. Przestrzeń, w której postęp umożliwia samotne i wygodne życie. Czy aby na pewno? Wyznania głównego bohatera „Sąsiada” przeczyłyby tej tezie… W labiryntowej przestrzeni miejskiej trudno znaleźć rozstrzygnięcie. Być może wynika to jednak stąd, że, mimo interpretacyjnych wysiłków, wciąż pozostaję na progu tekstów Kafki i nie jestem w stanie odnaleźć się w ich wnętrzu.

LITERATURA:

Kafka F.: „Listy do Felicji i inne z lat 1912-1916”. Tom I. Przeł. I. Krońska. Warszawa 1976.

Kafka F.: „Opowieści i przypowieści”. Przeł. L. Czyżewski, R. Karst, A. Kowalkowski, J. Kydryński, E. Ptaszyńska-Sadowska, A. Wołkowicz, J. Ziółkowski. Warszawa 2016.

Kafka F.: „Zamek”. Przeł. K. Radziwiłł, K. Truchanowski, Warszawa 1973.

Sławek T: „Kafka. Życie w przestrzeni bez rozstrzygnięć”. Mikołów 2019.

 

Zdjęcie: https://fotoforum.gazeta.pl/72,2,864,152143694,154849230.html