WIERSZE O KATOSKACH
A
A
A
sunless subliminals
fala upałów sunie od epicentrum
między wieże osiedla osiada
na szybach jak ćma którą pociągnie ćpanie
w światełkach po drugiej stronie ma trip
dlatego pusto w betonach śródmieście
bez wkładki mięsnej się chwieje a szyny
spływają bokiem na skos tak \
gdyby się kiedyś komuś zachciało
nad miachem postawić wiatrak żeby nam
wiało wrócimy się krzątać na bruk, a teraz
f a z a
p r z e r w a n a
inhale/exhale
słońce nad miastem pocztówka z prl leżymy jaśniej
oddechy freon robią dziurę w siatce nad dachem
halo 1312
tylko w niektóre noce udaje się skoczyć miastu
do swojej nagości:
wyrwać z niej kable
od lin energetycznych do handlu i linii energoli
monster
jestem drobinką kwarcu, jestem łatwopalnym kawałem szmaty nasączonej benzyną
chodź:
tędy się biega do domu
z receptą na zastrzyk, tutaj się wpada do
rzeki a z rzeki pod tramwaj żeby poczuć się swojo
jak stado kato warczy i bzyczy warzą się losy
krzyży celtyckich
i white fucking pride (jak śmiesz zawłaszczać)
wyrzygane na murze
i to już czwarte pudełko odkąd jestem na prolo i chciałbym zacząć prostować plecy
ale miasto ma dysfo i miasto też cierpi więc będę się garbił i płynął jak rawa
miachobiota
mama chwaliła:
jesteś specjalny
jesteś specjalnym splotem mikrobiotycznym
zewłoczkiem z dzielni z wyuczonym gadaniem, ciałem
nieuprzątniętym ze związków
organicznego memłania kumpeli
w kiblu po szkole z mefe i z dronu
(liceum skończone: ale heteromatriks się nigdy nie kończy
będzie pchać dalej
koła po biocie)
mówisz biurami, mówisz szyldami
gentryfikujesz ulicę śliną, a moje
ziomki tak właśnie giną, giną od czynszów
i od tych przykrych historii ojczymów, wszyscy ci starzy
groźni i nie bywają na rynku
mikrobiom miacho to wszystko żyje, gdziekolwiek leziesz
patologicznie nosisz ze sobą gminy stolice
biopolityka koniuszka palca
pozarażane kłirowe skłoty mój biom wyprysnął ci poza nawias
sprawy domu i osiedla
potrzeba ostatecznego rozsunięcia bloków
rozmycia kształtów w których się nie mieszczą
daj zrobić tutaj przestrzeń na przestrzeń
wyłażą blokiem nitki i strzępki
estrogenowych kawałków mieszkań mytych na klęczkach
niedopłacone roboty ręczne i ich chwalenie
że to świat kobiet i nie ma wyjścia
na smog
ledwie odjeżdża piona, 4:36
to pora wstawać na świt a świt to
zarzygana mariacka gdy idę sb z bratem
do pracy, jesteśmy both studentami przejeżdża
rowerem kolega z plecakiem od uber vomits
on ma libański paszport, dzieli się z nami złymi wieściami
trzeba rozsunąć bloki
zrobić przestrzeń na przestrzeń
pomiędzy otchłań w którą pluśniemy mięsem
Zdjęcie: https://pixabay.com/pl/photos/pieszych-godziny-szczytu-zamazany-1209316/.
fala upałów sunie od epicentrum
między wieże osiedla osiada
na szybach jak ćma którą pociągnie ćpanie
w światełkach po drugiej stronie ma trip
dlatego pusto w betonach śródmieście
bez wkładki mięsnej się chwieje a szyny
spływają bokiem na skos tak \
gdyby się kiedyś komuś zachciało
nad miachem postawić wiatrak żeby nam
wiało wrócimy się krzątać na bruk, a teraz
f a z a
p r z e r w a n a
inhale/exhale
słońce nad miastem pocztówka z prl leżymy jaśniej
oddechy freon robią dziurę w siatce nad dachem
halo 1312
tylko w niektóre noce udaje się skoczyć miastu
do swojej nagości:
wyrwać z niej kable
od lin energetycznych do handlu i linii energoli
monster
jestem drobinką kwarcu, jestem łatwopalnym kawałem szmaty nasączonej benzyną
chodź:
tędy się biega do domu
z receptą na zastrzyk, tutaj się wpada do
rzeki a z rzeki pod tramwaj żeby poczuć się swojo
jak stado kato warczy i bzyczy warzą się losy
krzyży celtyckich
i white fucking pride (jak śmiesz zawłaszczać)
wyrzygane na murze
uwaga dzwonię
pod 1312
halo siema to ja
pod 1312
halo siema to ja
i to już czwarte pudełko odkąd jestem na prolo i chciałbym zacząć prostować plecy
ale miasto ma dysfo i miasto też cierpi więc będę się garbił i płynął jak rawa
miachobiota
mama chwaliła:
jesteś specjalny
jesteś specjalnym splotem mikrobiotycznym
zewłoczkiem z dzielni z wyuczonym gadaniem, ciałem
nieuprzątniętym ze związków
organicznego memłania kumpeli
w kiblu po szkole z mefe i z dronu
(liceum skończone: ale heteromatriks się nigdy nie kończy
będzie pchać dalej
koła po biocie)
mówisz biurami, mówisz szyldami
gentryfikujesz ulicę śliną, a moje
ziomki tak właśnie giną, giną od czynszów
i od tych przykrych historii ojczymów, wszyscy ci starzy
groźni i nie bywają na rynku
mikrobiom miacho to wszystko żyje, gdziekolwiek leziesz
patologicznie nosisz ze sobą gminy stolice
biopolityka koniuszka palca
pozarażane kłirowe skłoty mój biom wyprysnął ci poza nawias
sprawy domu i osiedla
potrzeba ostatecznego rozsunięcia bloków
rozmycia kształtów w których się nie mieszczą
daj zrobić tutaj przestrzeń na przestrzeń
wyłażą blokiem nitki i strzępki
estrogenowych kawałków mieszkań mytych na klęczkach
niedopłacone roboty ręczne i ich chwalenie
że to świat kobiet i nie ma wyjścia
na smog
ledwie odjeżdża piona, 4:36
to pora wstawać na świt a świt to
zarzygana mariacka gdy idę sb z bratem
do pracy, jesteśmy both studentami przejeżdża
rowerem kolega z plecakiem od uber vomits
on ma libański paszport, dzieli się z nami złymi wieściami
trzeba rozsunąć bloki
zrobić przestrzeń na przestrzeń
pomiędzy otchłań w którą pluśniemy mięsem
Zdjęcie: https://pixabay.com/pl/photos/pieszych-godziny-szczytu-zamazany-1209316/.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |