NIEFORTUNNOŚĆ PRZEMILCZEŃ ('MARANI LITERATURY POLSKIEJ')
A
A
A
Wiele zjawisk, kategorii, a co za tym idzie – ludzi znika na przestrzeni lat z języka i naszego sposobu myślenia o świecie. Przyczyn tego zjawiska jest bardzo wiele i to nie miejsce na analizę ich wszystkich, warto jednak na chwilę zastanowić się nad tymi, które trudno podejrzewać o neutralność czy naturalny proces wpisany w postęp, cywilizacyjną zmianę.
Czasami bowiem zjawisku temu towarzyszy chęć wyparcia, zniwelowania czy wręcz zgładzenia pewnych aspektów społecznych. Innym razem jest to wynik zaniedbania, niedostatków programów edukacyjnych, zwykłych, choć wciąż krzywdzących, uproszczeń. Najczęściej jednak mamy do czynienia z przenikaniem się obu tych podstaw – niechęć, odrzucenie wpływają na język, ten zaś przenika w kolejne sfery, w tym dyskurs edukacyjny i treści podręczników. W ten sposób zacierane są ślady po faktach historycznych, ważkich, ale niewygodnych narracjach czy całych grupach społecznych zepchniętych na margines i w najlepszym wypadku oznaczonych określeniem „mniejszość”.
Taki mechanizm, zwłaszcza we współczesnej Polsce (choć nie jest to specyfika jedynie XX czy XXI wieku), unicestwia niezliczoną ilość zjawisk, pochłania rozliczne opowieści, a więc także stojące za nimi istnienia. Choć perspektywa jest kusząca, pozostawię tę dywagację społeczno-polityczno-estetyczną na boku moich rozważań i pozostaną przy kluczowym dla niniejszego omówienia pojęciu „maranizmu”. We wstępie redaktorzy książki „Marani literatury polskiej”, Piotr Bogalecki i Adam Lipszyc, piszą: „Jak wiadomo, »marani« to pierwotnie obelżywe określenie iberyjskich Żydów, którzy począwszy od ostatniej dekady wieku XIV i przez cały wiek XV kolejnymi falami przechodzili na katolicyzm, by zachować życie, dobytek oraz prawo pozostania na Półwyspie Iberyjskim – a także po to, by otworzyć sobie drogę do kariery. (…) Coraz częściej badacze wskazują też, że historyczne zjawisko maranizmu, w ramach którego doszło do radykalnego zakłócenia stosunkowo stabilnych wspólnotowych tożsamości, można postrzegać jako jeden z fenomenów stojących u źródeł epoki nowożytnej – czasu przemian, przekraczana granic i tożsamościowych kontaminacji” (s. 14-15).
Z samego tego opisu z łatwością wywnioskujemy więc, że nie może być to ani mniejszościowa grupa, ani też zjawisko obojętne dla rozwoju europejskiej i światowej kultury oraz nowoczesnego społeczeństwa. Ze swojej szkolnej edukacji nie pamiętam, by wspominał o maranach ktokolwiek na lekcjach języka polskiego czy historii; kiedy zastanowię się dogłębniej, to miejscu Żydów w kulturze polskiej czy europejskiej nie poświęca się zbyt wiele uwagi w szkolnych podręcznikach aż do wejścia w problematykę II wojny światowej. Tu już na przemilczenia nie mogło być miejsca. Przemilczane jednak zostają, z racji braku miejsca w i tak już przeciążonych programach szkolnych, wszystkie poprzednie etapy współfunkcjonowania, a innym razem procesów asymilacji Żydów, w których przecież warto poszukiwać nie tylko przyczyn późniejszych tragicznych wydarzeń, ale także dzisiejszych, wciąż trudnych relacji na styku tożsamości żydowskiej i każdej innej narodowości, wśród której przyszło żyć zarówno Żydom, jak i maranom.
Historia tego pojęcia (jak w niemal każdym innym przypadku owych zniknięć czy niwelowania niewygodnych kategorii) nie jest więc tylko historią zaniku słowa, zmiany języka. Historia maranizmu to historia walki z opresją, zagładą, opowieść o dążeniu do przetrwania, dokonywaniu dramatycznych wyborów, rezygnacji z własnej tradycji, chęci zaistnienia, wtopienia się w otoczenie. Maranizm to także rezygnacja z odmienności, na rzecz przynależności do codziennego otoczenia społecznego, zamiana bycia obcym/innym na zadomowienie. Jednak marani, zwłaszcza u początków owego zjawiska, to także ci, których należy odróżnić od konwertytów, jak pisze o portugalskich Żydach Dominika Oliwa: „Warto zaznaczyć tu rozróżnienie w nazewnictwie: konwertyta to żyd, który przeszedł konwersję dobrowolnie lub pod przymusem (niezależnie, czy wymusiły ją okoliczności, chęć zyskania wyższej pozycji, czy też został on przymuszony fizycznie). Marran, lub inaczej judaizant, kryptożyd, to osoba, która pomimo konwersji na chrześcijaństwo bądź inną religię nadal praktykuje w ukryciu judaizm. Zatem nie każdy konwertyta jest marranem” (Oliwa 2012: 310). Opowieść o maranach, to więc także opowieść o trwałości tradycji, niemożliwego do zwalczenia głosu przodków, chcianego lub nie spadku, z którym nie można się nie zmierzyć.
Tak pojmowany maranizm to więc kategoria niezwykle pojemna i ważka, nie tylko dla badaczek i badaczy: „Tymczasem tożsamość marańska to tożsamość chronicznie niestabilna i wewnętrznie zakłócona. Co więcej, w zgodzie z historycznym źródłem marańskiej figury, jest to tożsamość, dla której zasadnicze znaczenie ma czynnik ukrycia. Nominalnie rzecz biorąc to, co mniejszościowe, skrywa się tu w żywiole większościowym. O istocie tej tożsamości nie stanowi jednak to, co ukryte, lecz sama struktura sekretności” (s. 15).
„Marani literatury polskiej” to książka stanowiąca pokłosie realizowanego w ramach dofinansowania Narodowego Centrum Nauki projektu, którym kierowała Agata Bielik-Robson, ale także zorganizowanej w jego ramach konferencji naukowej. Tom zbiorowy nie jest jednak w żaden sposób, co niestety zdarza się nader często, zwłaszcza w kontekście nieubłaganych terminów wydawniczych czy potrzeby rozliczenia kończącego się projektu, publikacją doraźną, powstającą jedynie na marginesie projektu czy konferencji, zgromadzone artykuły zostały niezwykle przemyślane i dopracowane pod względem merytorycznym, redakcyjnym i kompozycyjnym. Autorzy zebranych w omawianej książce tekstów wybierają też jeden tylko aspekt maranizmu, a mianowicie jego przejawy w polskiej literaturze. Oczywiście uruchamia to szereg innych kontekstów, ale autorzy wyraźnie pozostają merytorycznie w obrębie swojej dyscypliny.
Poza redaktorskim wstępem, który w sposób niezwykle sprawny retorycznie przechodzi od anegdoty, opartej na źródłach biblijnych, poprzez ważkie merytorycznie ustalenia, po krótkie omówienie zawartości książki, w samą problematykę wprowadza nas Agata Bielik-Robson. Z jej sposobu badawczej ekspresji nie znikły znana jej czytelnikom swada i swoboda poruszania się po wyznaczonej przez badaczkę przestrzeni. Przez chwilę odnosimy co prawda wrażenie, iż wyraźnie zafascynowana tematem autorka jest w stanie odnaleźć elementy maranizmu niemal w każdym tekście połączonym z kulturą żydowską, także w tych, w których ta kategoria nie pojawia się wprost (od Hannah Arendt, poprzez Leo Straussa, po „Nie-boską komedię” Zygmunta Krasińskiego; pisze Bielik-Robson na przykład tak: „Choć Strauss skupia się głównie na prześladowaniu men of reason, czyli mędrców, którzy formułowali pierwsze zarysy oświecenia[…], to jego analiza »pisania między wierszami« dobrze pasuje także do marańskiej sytuacji zacierania treści niezgodnych z gustem »masowego czytelnika«…” [s. 38]). Zanim jednak ktokolwiek zechce uczynić z tego zarzut, warto przyjrzeć się kluczowemu dla tekstu badaczki rozwinięciu kategorii maranizmu: „Jeśli przyjąć tę pozytywną perspektywę i wychodząc od zjawiska historycznego stopniowo luzować więzy faktycznych genealogii i powinowactw, maranizm odsłoni się jako niezwykle pojemna metafora. (…) Patrząc przez pryzmat »marańskiej metafory«, rozpoznać można całe płodne terytorium mieszanin i krzyżówek, które pozwoliły nowożytnym i współczesnym myślicielom, pisarzom i artystom żydowskiego pochodzenia wkroczyć w obszar uniwersalnej komunikacji, nie wygaszając przy tym całkowicie swej żydowskości, którą utrzymywali oni i rozwijali jako coś, co sama Arendt określa mianem »tradycji ukrytej«” (s. 40).
W ten sposób tekstem „Fenomen maranizmu” Bielik-Robson wyznacza kierunek wszystkim kolejnym autorom i autorkom tekstów zgromadzonych w tej niezwykłej i ważnej monografii polskiego maranizmu literackiego.
Następnie przechodzimy już do analiz poszczególnych dzieł czy twórczości wybranych pisarzy. Dobór nazwisk i utworów omawianych przez badaczki i badaczy nie jest może szczególnie zaskakujący, natomiast wnikliwość i oryginalność analiz zasługują na uznanie. Serię otwiera tekst autorstwa Bielik-Robson, w którym warto docenić choćby ciekawy koncept teologii łotrzykowskiej na podstawie „Słów Pańskich” Jakuba Franka. Niezwykła dociekliwość badaczki, jej wrażliwość na wieloznaczność słów i obrazów pozwala nam zaczerpnąć inspirację do swoistego tworzenia nowej strategii czytelniczej – kabalistycznej, skupionej nie tylko na ogólnikach, ale na najdrobniejszych szczegółach, pokazanych na tle, nie tylko kanonicznych, ważkich literackich i filozoficznych kontekstów.
W omawianej książce nie mogła zabraknąć analizy postaci Żyda Wiecznego Tułacza z „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. Tomasz Szymański przygląda się temu tajemniczemu człowiekowi nie tylko w kontekście jego literackiej kreacji, ale także śledząc sposób narracji, która towarzyszy jego obecności. Autor pokazuje na tym przykładzie marańską „eksplozję życiowej różnorodności, a także narracyjnej złożoności i nieuchwytności” (s. 133), której „przeciwstawiony jest katolicyzm, jawiący się (…) jako religia siły i »mocnej teologii«, której nauczanie (…) służy celom politycznym i doczesnym interesom” (s. 133).
Wracając jednak do nieobecności tego terminu na gruncie rodzimej edukacji i w trakcie omawiania lektur szkolnych, warto zapoznać się z tekstem Macieja Sosnowskiego, który w kontekście maranizmu omawia twórczość Juliusza Słowackiego i tajemniczą figurę ślimaka-marana, oraz analizą „Nie-boskiej komedii”, przeprowadzoną przez Ewę Wojciechowską. Dzieło Krasińskiego, o czym warto pamiętać, to niemal jedyne w kanonie lektur szkolnych, które odnosi się do kategorii przechrzty, który tam przecież przynosi jedynie negatywne konotacje.
Następnie pojawiają się dwa teksty, w których otrzymamy omówienia dwóch dzieł mniej znanych. Paweł Tomczok osadza „Mechesy” Mariana Gawalewicza w kontekście dyskursu ekonomii społecznej, ukazując dużo szersze niż jedynie kulturowe czy literackie spojrzenie na zjawisko maranizmu. Zaś Michał Dudek niezwykle przystępnie przybliża nam postać i twórczość Jerzego Żuławskiego.
Prawdziwą literaturoznawczą ucztę przynoszą nam teksty Piotra Sadzika – analiza dzieł Brunona Schulza, Leopolda Buczkowskiego i Witolda Gombrowicza. Znów – nie zaskoczą nas nazwiska, ale sposób odczytania pozornie znanych dzieł to popis nie tylko retorycznej sprawności, ale niezwykłej interpretacyjnej innowacyjności.
W książce nie zabrakło oczywiście odświeżającychomówień dzieł Leo Lipskiego – ten temat podjęli Antoni Zając i Marta Tomczok (badaczka proponuje przyjrzenie się bardzo ciekawej kategorii postmaranizmu, niejako dając asumpt do dalszych badań nad zarysowaną przez Bielik-Robson metaforą). Zaś powrót do „Akademii pana Kleksa” zaproponowany przez Adama Lipszyca, poza przyjemnością sentymentalnych lekturowych powrotów, uświadomi dorosłemu czytelnikowi, iż jest to niekoniecznie lektura odpowiednia tylko dla najmłodszych czytelników.
Na szczególną uwagę zasługują także, jak zwykle stanowczo będące w mniejszości, omówienia dzieł poetyckich. Oparty na pomarańczy koncept lektury pierwszych tomów poetyckich Juliana Kornhausera, zaproponowany przez Piotra Bogaleckiego wart jest wnikliwej lektury i docenienia próby odczytania wierszy przez lata unikanych niejako przez krytyków i badaczy; dodać należy, że to próba wyjątkowo udana. Nie obniża Bogalecki postawionej sobie poprzeczki także podczas odszukiwania śladów maranizmu w twórczości Aleksandra Wata.
Natomiast Adam Lipszyc językiem Jacques’a Derridy wprowadzi nas w podszytą maranizmem interpretacje tekstów Piotra Sommera. Odczytania te nieco zaskakują, ale na pewno nie można zarzucić im nieadekwatności, co czyni tekst tym oryginalniejszym.
Wśród „Maranów literatury polskiej” nie zabraknie także Juliana Stryjkowskiego, o którym przejmująco piszą Adam Lipszyc i Piotr Paziński, Stanisława Jerzego Leca i jego słownych zagadek, które stara się rozwiązać dla nas Lidia Kośka. Zaś Zbigniewowi Jazienickiemu zawdzięczamy czytelniczy powrót do złożoności „Głosu Pana” Stanisława Lema. W końcu stały składnik marańskiej metafory – obcość – w dziele Bronisława Świderskiego analizują Jerzy Borowczyk i Krzysztof Skibski. Książkę zamyka tekst Krzysztofa Hofmana, ponownie oparty na ciekawym i wciągającym czytelnika koncepcie odkrywania sekretów, których odkryć nie sposób, mianowicie sekretów Zenona Fajfera.
Czytając tak afirmatywne omówienie, nie sposób nie nabrać podejrzeń Nie znajduję jednak zastrzeżeń, a szukać ich usilnie tam, gdzie ich nie ma, nie zamierzam. Czy wybrałabym inne dzieła i innych twórców, którym chciałabym się przyjrzeć w tym kontekście? Oczywiście. Czy mam ochotę zadać każdej z autorek i każdemu z autorów mnóstwo pytań (o nomadyczność i jej związki z maranizmem, o granice metaforyczności i terminologii z zakresu nauk społecznych, o to, co dalej z kategorią maranizmu w kulturze i badaniach, nie tylko literaturoznawczych)? Oczywiście. Nie jest to jednak zarzut – bardziej dowód na to, jak bardzo potrzebna jest niniejsza książka. Dowód uruchomionej za jej przyczyną inspiracji badawczej. Dowód na to, że każdy literaturoznawca powinien zapoznać się z jej treścią. To także przyczynek do ważkiej dyskusji społecznej o szkodliwym, niszczycielskim wpływie przemilczeń i usilnych starań dążących do społecznej unifikacji, ale także o niemożności całkowitej asymilacji tego, co różnorodne, tylko dlatego, iż jakaś większość rości sobie prawa do wyznaczania granic tego, co powinno obowiązywać wszystkich.
LITERATURA:
Oliwa D.: „Żydzi, konwertyci, nowi chrześcijanie, marrani – dylematy wiary, tożsamości i egzystencji społeczności żydowskiej w Portugalii po przymusowej konwersji w 1497 roku”. „Studia Historyczne”2012, nr 3-4.
Czasami bowiem zjawisku temu towarzyszy chęć wyparcia, zniwelowania czy wręcz zgładzenia pewnych aspektów społecznych. Innym razem jest to wynik zaniedbania, niedostatków programów edukacyjnych, zwykłych, choć wciąż krzywdzących, uproszczeń. Najczęściej jednak mamy do czynienia z przenikaniem się obu tych podstaw – niechęć, odrzucenie wpływają na język, ten zaś przenika w kolejne sfery, w tym dyskurs edukacyjny i treści podręczników. W ten sposób zacierane są ślady po faktach historycznych, ważkich, ale niewygodnych narracjach czy całych grupach społecznych zepchniętych na margines i w najlepszym wypadku oznaczonych określeniem „mniejszość”.
Taki mechanizm, zwłaszcza we współczesnej Polsce (choć nie jest to specyfika jedynie XX czy XXI wieku), unicestwia niezliczoną ilość zjawisk, pochłania rozliczne opowieści, a więc także stojące za nimi istnienia. Choć perspektywa jest kusząca, pozostawię tę dywagację społeczno-polityczno-estetyczną na boku moich rozważań i pozostaną przy kluczowym dla niniejszego omówienia pojęciu „maranizmu”. We wstępie redaktorzy książki „Marani literatury polskiej”, Piotr Bogalecki i Adam Lipszyc, piszą: „Jak wiadomo, »marani« to pierwotnie obelżywe określenie iberyjskich Żydów, którzy począwszy od ostatniej dekady wieku XIV i przez cały wiek XV kolejnymi falami przechodzili na katolicyzm, by zachować życie, dobytek oraz prawo pozostania na Półwyspie Iberyjskim – a także po to, by otworzyć sobie drogę do kariery. (…) Coraz częściej badacze wskazują też, że historyczne zjawisko maranizmu, w ramach którego doszło do radykalnego zakłócenia stosunkowo stabilnych wspólnotowych tożsamości, można postrzegać jako jeden z fenomenów stojących u źródeł epoki nowożytnej – czasu przemian, przekraczana granic i tożsamościowych kontaminacji” (s. 14-15).
Z samego tego opisu z łatwością wywnioskujemy więc, że nie może być to ani mniejszościowa grupa, ani też zjawisko obojętne dla rozwoju europejskiej i światowej kultury oraz nowoczesnego społeczeństwa. Ze swojej szkolnej edukacji nie pamiętam, by wspominał o maranach ktokolwiek na lekcjach języka polskiego czy historii; kiedy zastanowię się dogłębniej, to miejscu Żydów w kulturze polskiej czy europejskiej nie poświęca się zbyt wiele uwagi w szkolnych podręcznikach aż do wejścia w problematykę II wojny światowej. Tu już na przemilczenia nie mogło być miejsca. Przemilczane jednak zostają, z racji braku miejsca w i tak już przeciążonych programach szkolnych, wszystkie poprzednie etapy współfunkcjonowania, a innym razem procesów asymilacji Żydów, w których przecież warto poszukiwać nie tylko przyczyn późniejszych tragicznych wydarzeń, ale także dzisiejszych, wciąż trudnych relacji na styku tożsamości żydowskiej i każdej innej narodowości, wśród której przyszło żyć zarówno Żydom, jak i maranom.
Historia tego pojęcia (jak w niemal każdym innym przypadku owych zniknięć czy niwelowania niewygodnych kategorii) nie jest więc tylko historią zaniku słowa, zmiany języka. Historia maranizmu to historia walki z opresją, zagładą, opowieść o dążeniu do przetrwania, dokonywaniu dramatycznych wyborów, rezygnacji z własnej tradycji, chęci zaistnienia, wtopienia się w otoczenie. Maranizm to także rezygnacja z odmienności, na rzecz przynależności do codziennego otoczenia społecznego, zamiana bycia obcym/innym na zadomowienie. Jednak marani, zwłaszcza u początków owego zjawiska, to także ci, których należy odróżnić od konwertytów, jak pisze o portugalskich Żydach Dominika Oliwa: „Warto zaznaczyć tu rozróżnienie w nazewnictwie: konwertyta to żyd, który przeszedł konwersję dobrowolnie lub pod przymusem (niezależnie, czy wymusiły ją okoliczności, chęć zyskania wyższej pozycji, czy też został on przymuszony fizycznie). Marran, lub inaczej judaizant, kryptożyd, to osoba, która pomimo konwersji na chrześcijaństwo bądź inną religię nadal praktykuje w ukryciu judaizm. Zatem nie każdy konwertyta jest marranem” (Oliwa 2012: 310). Opowieść o maranach, to więc także opowieść o trwałości tradycji, niemożliwego do zwalczenia głosu przodków, chcianego lub nie spadku, z którym nie można się nie zmierzyć.
Tak pojmowany maranizm to więc kategoria niezwykle pojemna i ważka, nie tylko dla badaczek i badaczy: „Tymczasem tożsamość marańska to tożsamość chronicznie niestabilna i wewnętrznie zakłócona. Co więcej, w zgodzie z historycznym źródłem marańskiej figury, jest to tożsamość, dla której zasadnicze znaczenie ma czynnik ukrycia. Nominalnie rzecz biorąc to, co mniejszościowe, skrywa się tu w żywiole większościowym. O istocie tej tożsamości nie stanowi jednak to, co ukryte, lecz sama struktura sekretności” (s. 15).
„Marani literatury polskiej” to książka stanowiąca pokłosie realizowanego w ramach dofinansowania Narodowego Centrum Nauki projektu, którym kierowała Agata Bielik-Robson, ale także zorganizowanej w jego ramach konferencji naukowej. Tom zbiorowy nie jest jednak w żaden sposób, co niestety zdarza się nader często, zwłaszcza w kontekście nieubłaganych terminów wydawniczych czy potrzeby rozliczenia kończącego się projektu, publikacją doraźną, powstającą jedynie na marginesie projektu czy konferencji, zgromadzone artykuły zostały niezwykle przemyślane i dopracowane pod względem merytorycznym, redakcyjnym i kompozycyjnym. Autorzy zebranych w omawianej książce tekstów wybierają też jeden tylko aspekt maranizmu, a mianowicie jego przejawy w polskiej literaturze. Oczywiście uruchamia to szereg innych kontekstów, ale autorzy wyraźnie pozostają merytorycznie w obrębie swojej dyscypliny.
Poza redaktorskim wstępem, który w sposób niezwykle sprawny retorycznie przechodzi od anegdoty, opartej na źródłach biblijnych, poprzez ważkie merytorycznie ustalenia, po krótkie omówienie zawartości książki, w samą problematykę wprowadza nas Agata Bielik-Robson. Z jej sposobu badawczej ekspresji nie znikły znana jej czytelnikom swada i swoboda poruszania się po wyznaczonej przez badaczkę przestrzeni. Przez chwilę odnosimy co prawda wrażenie, iż wyraźnie zafascynowana tematem autorka jest w stanie odnaleźć elementy maranizmu niemal w każdym tekście połączonym z kulturą żydowską, także w tych, w których ta kategoria nie pojawia się wprost (od Hannah Arendt, poprzez Leo Straussa, po „Nie-boską komedię” Zygmunta Krasińskiego; pisze Bielik-Robson na przykład tak: „Choć Strauss skupia się głównie na prześladowaniu men of reason, czyli mędrców, którzy formułowali pierwsze zarysy oświecenia[…], to jego analiza »pisania między wierszami« dobrze pasuje także do marańskiej sytuacji zacierania treści niezgodnych z gustem »masowego czytelnika«…” [s. 38]). Zanim jednak ktokolwiek zechce uczynić z tego zarzut, warto przyjrzeć się kluczowemu dla tekstu badaczki rozwinięciu kategorii maranizmu: „Jeśli przyjąć tę pozytywną perspektywę i wychodząc od zjawiska historycznego stopniowo luzować więzy faktycznych genealogii i powinowactw, maranizm odsłoni się jako niezwykle pojemna metafora. (…) Patrząc przez pryzmat »marańskiej metafory«, rozpoznać można całe płodne terytorium mieszanin i krzyżówek, które pozwoliły nowożytnym i współczesnym myślicielom, pisarzom i artystom żydowskiego pochodzenia wkroczyć w obszar uniwersalnej komunikacji, nie wygaszając przy tym całkowicie swej żydowskości, którą utrzymywali oni i rozwijali jako coś, co sama Arendt określa mianem »tradycji ukrytej«” (s. 40).
W ten sposób tekstem „Fenomen maranizmu” Bielik-Robson wyznacza kierunek wszystkim kolejnym autorom i autorkom tekstów zgromadzonych w tej niezwykłej i ważnej monografii polskiego maranizmu literackiego.
Następnie przechodzimy już do analiz poszczególnych dzieł czy twórczości wybranych pisarzy. Dobór nazwisk i utworów omawianych przez badaczki i badaczy nie jest może szczególnie zaskakujący, natomiast wnikliwość i oryginalność analiz zasługują na uznanie. Serię otwiera tekst autorstwa Bielik-Robson, w którym warto docenić choćby ciekawy koncept teologii łotrzykowskiej na podstawie „Słów Pańskich” Jakuba Franka. Niezwykła dociekliwość badaczki, jej wrażliwość na wieloznaczność słów i obrazów pozwala nam zaczerpnąć inspirację do swoistego tworzenia nowej strategii czytelniczej – kabalistycznej, skupionej nie tylko na ogólnikach, ale na najdrobniejszych szczegółach, pokazanych na tle, nie tylko kanonicznych, ważkich literackich i filozoficznych kontekstów.
W omawianej książce nie mogła zabraknąć analizy postaci Żyda Wiecznego Tułacza z „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. Tomasz Szymański przygląda się temu tajemniczemu człowiekowi nie tylko w kontekście jego literackiej kreacji, ale także śledząc sposób narracji, która towarzyszy jego obecności. Autor pokazuje na tym przykładzie marańską „eksplozję życiowej różnorodności, a także narracyjnej złożoności i nieuchwytności” (s. 133), której „przeciwstawiony jest katolicyzm, jawiący się (…) jako religia siły i »mocnej teologii«, której nauczanie (…) służy celom politycznym i doczesnym interesom” (s. 133).
Wracając jednak do nieobecności tego terminu na gruncie rodzimej edukacji i w trakcie omawiania lektur szkolnych, warto zapoznać się z tekstem Macieja Sosnowskiego, który w kontekście maranizmu omawia twórczość Juliusza Słowackiego i tajemniczą figurę ślimaka-marana, oraz analizą „Nie-boskiej komedii”, przeprowadzoną przez Ewę Wojciechowską. Dzieło Krasińskiego, o czym warto pamiętać, to niemal jedyne w kanonie lektur szkolnych, które odnosi się do kategorii przechrzty, który tam przecież przynosi jedynie negatywne konotacje.
Następnie pojawiają się dwa teksty, w których otrzymamy omówienia dwóch dzieł mniej znanych. Paweł Tomczok osadza „Mechesy” Mariana Gawalewicza w kontekście dyskursu ekonomii społecznej, ukazując dużo szersze niż jedynie kulturowe czy literackie spojrzenie na zjawisko maranizmu. Zaś Michał Dudek niezwykle przystępnie przybliża nam postać i twórczość Jerzego Żuławskiego.
Prawdziwą literaturoznawczą ucztę przynoszą nam teksty Piotra Sadzika – analiza dzieł Brunona Schulza, Leopolda Buczkowskiego i Witolda Gombrowicza. Znów – nie zaskoczą nas nazwiska, ale sposób odczytania pozornie znanych dzieł to popis nie tylko retorycznej sprawności, ale niezwykłej interpretacyjnej innowacyjności.
W książce nie zabrakło oczywiście odświeżającychomówień dzieł Leo Lipskiego – ten temat podjęli Antoni Zając i Marta Tomczok (badaczka proponuje przyjrzenie się bardzo ciekawej kategorii postmaranizmu, niejako dając asumpt do dalszych badań nad zarysowaną przez Bielik-Robson metaforą). Zaś powrót do „Akademii pana Kleksa” zaproponowany przez Adama Lipszyca, poza przyjemnością sentymentalnych lekturowych powrotów, uświadomi dorosłemu czytelnikowi, iż jest to niekoniecznie lektura odpowiednia tylko dla najmłodszych czytelników.
Na szczególną uwagę zasługują także, jak zwykle stanowczo będące w mniejszości, omówienia dzieł poetyckich. Oparty na pomarańczy koncept lektury pierwszych tomów poetyckich Juliana Kornhausera, zaproponowany przez Piotra Bogaleckiego wart jest wnikliwej lektury i docenienia próby odczytania wierszy przez lata unikanych niejako przez krytyków i badaczy; dodać należy, że to próba wyjątkowo udana. Nie obniża Bogalecki postawionej sobie poprzeczki także podczas odszukiwania śladów maranizmu w twórczości Aleksandra Wata.
Natomiast Adam Lipszyc językiem Jacques’a Derridy wprowadzi nas w podszytą maranizmem interpretacje tekstów Piotra Sommera. Odczytania te nieco zaskakują, ale na pewno nie można zarzucić im nieadekwatności, co czyni tekst tym oryginalniejszym.
Wśród „Maranów literatury polskiej” nie zabraknie także Juliana Stryjkowskiego, o którym przejmująco piszą Adam Lipszyc i Piotr Paziński, Stanisława Jerzego Leca i jego słownych zagadek, które stara się rozwiązać dla nas Lidia Kośka. Zaś Zbigniewowi Jazienickiemu zawdzięczamy czytelniczy powrót do złożoności „Głosu Pana” Stanisława Lema. W końcu stały składnik marańskiej metafory – obcość – w dziele Bronisława Świderskiego analizują Jerzy Borowczyk i Krzysztof Skibski. Książkę zamyka tekst Krzysztofa Hofmana, ponownie oparty na ciekawym i wciągającym czytelnika koncepcie odkrywania sekretów, których odkryć nie sposób, mianowicie sekretów Zenona Fajfera.
Czytając tak afirmatywne omówienie, nie sposób nie nabrać podejrzeń Nie znajduję jednak zastrzeżeń, a szukać ich usilnie tam, gdzie ich nie ma, nie zamierzam. Czy wybrałabym inne dzieła i innych twórców, którym chciałabym się przyjrzeć w tym kontekście? Oczywiście. Czy mam ochotę zadać każdej z autorek i każdemu z autorów mnóstwo pytań (o nomadyczność i jej związki z maranizmem, o granice metaforyczności i terminologii z zakresu nauk społecznych, o to, co dalej z kategorią maranizmu w kulturze i badaniach, nie tylko literaturoznawczych)? Oczywiście. Nie jest to jednak zarzut – bardziej dowód na to, jak bardzo potrzebna jest niniejsza książka. Dowód uruchomionej za jej przyczyną inspiracji badawczej. Dowód na to, że każdy literaturoznawca powinien zapoznać się z jej treścią. To także przyczynek do ważkiej dyskusji społecznej o szkodliwym, niszczycielskim wpływie przemilczeń i usilnych starań dążących do społecznej unifikacji, ale także o niemożności całkowitej asymilacji tego, co różnorodne, tylko dlatego, iż jakaś większość rości sobie prawa do wyznaczania granic tego, co powinno obowiązywać wszystkich.
LITERATURA:
Oliwa D.: „Żydzi, konwertyci, nowi chrześcijanie, marrani – dylematy wiary, tożsamości i egzystencji społeczności żydowskiej w Portugalii po przymusowej konwersji w 1497 roku”. „Studia Historyczne”2012, nr 3-4.
„Marani literatury polskiej”. Red. Piotr Bogalecki, Adam Lipszyc. Wydawnictwo Austeria. Kraków–Budapeszt–Syrakuzy 2020.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |